Dziennik Panny Dorofijew- Rozdział Czwarty

Przywrócenie swojej psychiki jak i ciała do normalności wymagało niemałego wysiłku. Nauczyłam się jednak żyć w ciągłym stresie, napięciu i dostosowywać się do otoczenia. Chwile załamania przychodziły ostatnio coraz częściej i ku mojemu przerażeniu nieźle się u mnie zadomowiły. Jednak nie byłam małą, bezbronną dziewczynką. Po chwili załamania przychodziła determinacja. Zbierałam swoje szczątki do kupy i budowałam się od nowa. Nowa, lepsza, silniejsza. Przyklejałam do ust sztuczny uśmiech, wyćwiczyłam minę pełną rezerwy, a także pewności siebie, czy zadowolenia Bóg jeden wie z czego.

W torebce zabrzęczał telefon. Dzwoniła kobieta, zainteresowana kupnem domu. Z niechęcią umówiłam się z nią po południu. Miałam nadzieje, że nikt szybko nie zainteresuje się tym cholernym domem i będę miała czas. No bo jak go sprzedam, to jak wytłumaczę mój pobyt? Majka może wszystko powiązać, a jeśli chlapnie coś temu Adrianowi? Facet wyglądał na inteligentnego.

Warknęłam sama do siebie. Ubrałam ołówkową spódnicę i wpuściłam w nią jasną bluzkę. Widząc, że pogoda nie dopisuje nałożyłam jeszcze żakiet i wyszłam. Samochód stał nadal ulicę od hotelu. Nie mogłam nim przecież wrócić, no bo jak wytłumaczyć recepcjoniście, że nie widział jak wychodziłam, a tu nagle pojawiam się na parkingu?

Naprzeciwko sklepu obok którego zostawiłam auto zgromadziła się grupka młodzieży. Stali tak i popijali piwo, mimo że było przed dwunastą. Pokręciłam głową z dezaprobatą i wsiadłam do samochodu. Czekała mnie mała wycieczka.

Wrzuciłam bieg i przejechałam przez miasto wspomagana nawigacją. Na Spacerowej był korek. Tłok ludzi kontra kierowcy. Nic przyjemnego. Ruszyłam, aby po chwili natknąć się na czerwone światło. Uderzyłam pięścią w kierownicę. Przydałaby mi się jakaś piłeczka antystresowa, na przykład w miejscu drążka od biegów.

Minęłam galerię Victoria, aleję Prokopa, na rondzie wymusiłam pierwszeństwo i strąbiona przez wściekłego kierowcę ciężarówki pojechałam prosto. Wreszcie wyjechałam z miasta i mknęłam szeroką dwupasmówką, wyprzedzając co wolniejsze pojazdy. Zmierzałam do Sulejówka, ale nie w celu odwiedzenia podkomisarza Marwelskiego. Chociaż... mogłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

Sulejówek był większym miastem od Bagateli. Układ ulic był podobny, w ogóle cała infrastruktura nie odbiegała od siebie zbytnio w tych dwóch miejscowościach. Różniły się zwyczajnie wielkością.

Zaparkowałam pod starą kamienicą. Była stara, ale dobrze utrzymana. Wszędzie chodzili piesi. To była ta część miasta, która posiadała duszę. To była chyba kolejna różnica między Sulejówkiem, a Bagatelą. W rodzinnym mieście nie było takich miejsc. Wszystkie były zwyczajne. Popatrzyłam na to wszystko. Z prawej rząd mieszkań, po przeciwnej wysoki mur, przy którym straganiarze robili interes życia.

Pojechałam dalej. Bez problemu znalazłam komendę. Duży, jasny budynek ze sporym parkingiem. Czekałam, aż w drzwiach komendy pojawi się „mój” policjant.

Po półgodzinnym czekaniu wreszcie wyszedł.

- Natalia?- Zapytał zdziwiony.

Opierałam się o samochód, żałując że nie włożyłam obcisłych dżinsów, ani szortów.

- Miałam nadzieję zobaczyć cię w mundurze, ale jak widzę wolisz strój cywilny.

- Przykro mi, że cie rozczarowałem.- Odparł tonem od którego mogły zmięknąć kolana.

- Da się pan wyciągnąć na kawę?

- Tak, ale naprawdę szybką.

Wskoczył do mojego samochodu i wskazał drogę do najbliższej kawiarni. W sumie miałam nadzieje na obiad. Ale kawa musiała mi wystarczyć.

- Co cie tu sprowadza?

- Skoro już tu jestem, pomyślałam że odwiedzę stare śmieci i przy okazji... ciebie.

- Nie jestem aż taki stary.- Odparł zadziornie i zamówił dla nas kawę i ciastka.

- Ile masz lat?

- 36. A ty?

- 26. Poza tym kobiet o wiek się nie pyta.

- W twoim wieku można. Twój facet cię puścił tak po prostu?

Parsknęłam śmiechem.

- Nie mam faceta, jestem z tych co to trudno z nimi wytrzymać. A choćbym miała to raczej nie miałby nic do gadania.

Zajął się swoim deserem i uśmiechał ukradkiem.

- No, a ty? Żona, dzieci? Jakoś nie widzę obrączki.

Obejrzał swoje dłonie i przerzucił wzrok na mnie.

- Jestem z tych co to trudno z nimi wytrzymać.- Sparodiował mnie i zamoczył usta w kawie.

- A skąd znasz w ogóle Karola?

- Mieszkaliśmy kiedyś obok siebie, dopóki nie przeprowadził się do Bagateli, nie ożenił się i nie spłodził syna... albo córki. Nie chcą mi powiedzieć.- Odpowiedział udając urażonego.

- Jak ich może kręcić takie życie.- Szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.- Może dokończymy tą rozmowę, dziś? Albo jutro podczas kolacji?

Zamyślił się.

- Jeśli to kolacja ze śniadaniem to może być nawet dziś.- Odparł figlarnie wstając od stolika.

Puściłam tą aluzję mimo uszu i zostawiłam tym razem swoją wizytówkę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Enchanteuse 07.05.2017
    Coraz bardziej irytuje mnie główna bohaterka :/. Cóż pewnie ma rację z tym, że trudno z nią wytrzymać :D.
  • Enchanteuse 07.05.2017
    *w tym
  • Nemezis 08.05.2017
    Starałam się stworzyć postać niebanalną, skomplikowaną- ale wyszła "trochę" denerwująca widać niedaleko pada postać od jego kreatora ;-)
  • Enchanteuse 08.05.2017
    Hmmm.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania