Dziennik Panny Dorofijew- Rozdział Szósty

Z letargu wyrwał mnie mój cel. Po coś tu do cholery przyjechałam.

Ubrana w kwiecistą sukienkę i sandały na obcasie wyszłam na cudowne lipcowe słońce. Z wyuczonym uśmiechem czekałam pod komendą na policjanta.

Pojawił się w towarzystwie pięknej brunetki w mundurze. Widać rozbawieni i zagadani nie widzieli poza sobą świata. Wściekła na siebie szybko wskoczyłam do samochodu i odjechałam.

Nie wiem czy bardziej zabolało, to jak patrzył na tą kobietę, czy że moje wyobrażenia legły w gruzach. Łzy zasłaniały mi pole widzenia. Zjechałam na pobocze.

Uspokajałam oddech tak jak uczył mnie terapeuta. Za którymś tam razem wreszcie wyszło.

Gdy ruszałam zadzwoniła Majka. Chciała żebym do niej wpadła. Nie widząc lepszych planów na ten dzień, skręciłam przy wjeździe do miasta w prawo i pomknęłam do niej. W drodze zdążyłam wytrzeć rozmazany tusz.

Zastałam ją układającą kwiaty w wazonie. W rogu pokoju leżały zapakowane dziecięce meble. Jadąc mijałam samochód dostawczy z logiem mebli i zabawek. Przyszli rodzice pewnie już kompletowali wyprawkę itd.

- Przepraszam, jeśli ci przeszkodziłam.- Powiedziała siadając naprzeciwko mnie.

- Nie, skończyłam pisać artykuły, więc mam wolną chwilę.

- Martwiłam się o ciebie. Nie odzywałaś się no i... był u mnie Adrian.

Milczałam.

- Też był... trochę zmartwiony. Doszło między wami do czegoś? Przepraszam, że pytam- Dodała szybko.- ale, Adrian to typ podrywacza. Znaczy... nie wiąże się z nikim na dłużej, po prostu traktuje kobiety jako swoją rozrywkę, odskocznie od pracy.

- Wiem.- Skomentowałam krótko, mając nadzieje, że już skończy.

- Ale nigdy jeszcze o żadną się tak nie martwił. Serio... to do niego nie podobne. Powiedziałam mu, że masz pewnie sporo pracy i to dlatego, ale on miał na ten temat inne zdanie.

- Jakie?- Zapytałam od niechcenia.

Tak szczerze to mało mnie to obchodziło. Pewnie nie dostał czego chciał i stwierdził, że woli te Swoje łatwiejsze panienki.

- Stwierdził, że pewnie się przestraszyłaś... on jest starszy, dojrzalszy, a ty pewnie wolisz kogoś w swoim wieku i takie tam pierdoły.

No to akurat mnie zaskoczyło.

Skomentowałam wymijająco i zapytałam o przygotowania do przyjęcia potomka.

Usłyszałam o koszmarnych dolegliwościach ciążowym, niepojęty szczęściu Karola, dopasowywaniu mebli do koloru ścian i szkole rodzenia.

Rozmowa trwała póki Karol nie wrócił do domu. Korzystając z okazji- uciekłam.

 

Pod hotelem czekał na mnie Adrian. W koszulce ciasno opinającej klatkę piersiową, poprzecieranych dżinsach, modnych raybanach i z potarganą czupryną wyglądał jakby był w moim wieku, a nie jak mężczyzna zbliżający się do czterdziestki.

- Widziałem twój samochód pod komendą. Czemu odjechałaś?- Zapytał swoim zachrypniętym głosem.

- Rozmyśliłam się. Poza tym nie chciałam ci przeszkadzać. Wyglądałeś na... bardzo zajętego.

Uśmiechnął się.

- Zazdrosna?

Obrzuciłam go spojrzeniem pełny pogardy i szybkim krokiem zmierzałam do hotelu.

- Sorry, jestem za stary na te gierki. Nie mam dwudziestu lat jakbyś śmiała to zauważyć.- Warknął za mną.

Zatrzymałam się nie chcąc robić scen.

- Najpierw mnie kokietujesz, a później się nie odzywasz i na koniec jesteś zazdrosna nie wiadomo dlaczego. Nie traktuj mnie jak wiejskiego głupka do cholery. Chciałem cię zaprosić na obiad, ale widzę że nic z tego.

- Jak nie zapytałeś to wiadomo, że nic z tego.

Zaśmiał się gardłowo.

- Masz dziewczyno tupet. Na obiad trochę późno, ale jak chcesz to wpadnij na kolację. Wyślę ci adres.

I tak sobie odszedł.

Ten facet mnie przerażał. Miał wszystko czego pragnie mężczyzna. Wygląd, charakter, aparycję. Nie przywykłam do tego. To on miał być moją zabawką, a nie ja jego. Zresztą... oboje chcieliśmy się zabawić. Ja potrzebowałam solidnych pleców na policji w razie czego, a jemu marzyła się młoda kochanka.

 

Wbrew wszystkim swoim zasadom zdecydowałam się na kolacje u niego. Musiałam przecież wypytać o postępy w śledztwie, bo dziennikarze nie mieli zbyt dobrych informatorów, a ich artykuły były powieleniem poprzedniego.

Marwelski mieszkał w Sulejówku. W jednej z szeregowych kamienic, niedaleko centrum. Na szczęście się nie zgubiłam.

Wyszłam na trzecie piętro i zapukałam.

Otworzył mi uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Rozgość się.- Rzucił i zniknął w kuchni.

Rozsiadłam się w przytulnym salonie, rozkoszując przy tym zapachami dochodzącymi z kuchni.

Chwilę później na stół wjechała kolorowa sałatka, a zaraz za nią zapiekanka, której głównym składnikiem było mięso i... ser.

- Ty tak jesz na co dzień?- Zapytałam, gdy nakładał sobie swoją porcję.

- Zazwyczaj kończę na zupkach w proszku. Nie mam czasu na gotowanie. A czemu pytasz?

- Bo nie da się tak wyglądać.- Wymownie na niego spojrzałam.- Jedząc regularnie tego typu kolacje.

- Mam swój sposób na spalanie zbędnych kilogramów.- Uśmiechnął się figlarnie upijając wino.

- Chyba mamy podobne sposoby.- Odgarnęłam włosy i oblizałam usta czując, że została na nich odrobina wina.

- Czytałam, że prowadzisz sprawę tego... biznesmena... Adamskiego.- Zmieniłam temat.

- Taa... dziwna sprawa. Ale nie mam ochoty rozmawiać o pracy.

Kolejne próby spełzły na niczym. Facet umiał doskonale oddzielać życie prywatne od zawodowego, a przynajmniej nie wyjawiał tajemnicy śledztwa.

Przeklęłam w duchu.

Gdy skończyło się wino opowiadał o swojej podróży po Amazonce. Świeciły mu się oczy jak dziecku po wycieczce do wesołego miasteczka. Te iskierki nie zgasły nawet podczas zmywania naczyń, rozbłysły jeszcze bardziej gdy zrzucał ubrania i potykając się o meble prowadził mnie do sypialni. Pościel pachnąca świeżością otuliła nas swoją delikatnością. Jego ruchy zdradzały wieloletnie doświadczenie i pewność siebie. Nawet alkohol krążący w żyłach nie był w stanie mu zaszkodzić. Uciszał mnie pocałunkami i topił bariery, stojące przed nim.

Zasnął pierwszy, nad ranem. Miarowy oddech, spokojna twarz. Musnęłam delikatnie jego szczękę. Wreszcie rozluźnioną. Nagi, umięśniony tors oświetlał księżyc. Popatrzyłam na niego jeszcze raz i po cichu pozbierałam ubrania. Nie miałam zwyczaju budzić się obok swoich kochanków.

Deska lekko zatrzeszczała, ale się nie obudził tylko przewrócił na prawy bok. Z małej torebki wyciągnęłam fiolkę i gazę. Nasączoną szmatkę podsunęłam pod nos Adrianowi. Zaciągnął się zawartością fiolki i cicho zamruczał. Uśmiechnęłam się i po cichu wyszłam.

Gdzieś w środku poczułam nieprzyjemne ukłucie, ale szybko je stłumiłam.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Enchanteuse 10.05.2017
    Przeczytane.Nie obraź się, ale ostatni rozdział wydawał się trochę lepszy, pewnie dlatego, że mało w nim akcji. Tak czy siak, czekam na następny :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania