Dziennik Panny Dorofijew- Rozdział Siódmy

W samochodzie zamieniłam sukienkę na spodnie i koszulę, niewygodne szpilki na sznurowane, wysokie trampki. Wciągnęłam przez głowę bluzę z kapturem. Założyłam czarną perukę i okulary zerówki.

Odjechałam spod kamienicy. Cel numer trzy mieszkał tym razem samotnie w bloku na Pałękowskiej.

Wysiadłam na rogu, zostawiając samochód w bezpiecznej odległości. Noc była piękna, chłodna, ale piękna. A może to tylko mnie przechodziły dreszcze? Możliwe. Stanęłam przed kamienicą.

Ładna, nowoczesna budowla. Odrobiłam pracę domową i dorobionymi kluczami otworzyłam drzwi do bloku. Pan Olgierd wynajmował mieszkanie na parterze. Ułatwił mi tym sprawę.

W mieszkaniu panowała cisza.

Znalazłam go w sypialni. Smacznie spał na podwójnym łóżku, w granatowej pościeli. rolety w oknach zsunięto aż po sam parapet, nie dostawał się przez nie nawet mały ułamek blask ulicznych latarni. Za to wysoko przy suficie świeciły się maleńkie, ledowe diody w kolorze brudnego wina. typowo męska sypialnia, nawet czuć było tu woń mocnych perfum, zmieszanych z bliżej mi nieznanym trunkiem.

Cała ta scena, on śpiący, ja niczym zjawa z ogniem w oczach i na deser wystrój tego pokoju mogły dać komuś złudzenie, że jest właśnie widzem jakiegoś oszałamiającego spektaklu w teatrze.

Z torebki wyjęłam nóż. Średniej wielkości, naostrzony, posrebrzany, z grawerowanym uchwytem. Istne dzieło sztuki. Zsunęłam kołdrę. Wyznaczyłam miejsce. Uderzyłam go w policzek. Obudził się. Pchnęłam. Przerażony nie wiedział co się dzieje. Początkowo się rzucał. Ale cios był celny, on zaspany, a ja zdeterminowana. Po chwili było już po wszystkim. Schowałam narzędzie zbrodni do woreczka i do torebki.

Portfel leżał na komodzie. Olgierd lubił nosić przy sobie sporą gotówkę. Wyjęłam wszystkie banknoty. W łazience znalazłam drogi zegarek, w następnym pokoju tablet i telefon. Wyłączyłam urządzenia. Spakowałam wszystko i wyszłam. Na korytarzu było pusto. W alejce natknęłam się na starszego mężczyznę z psem. Kto wychodzi o tej porze na spacer- pomyślałam i poszłam dalej.

Czy tym razem było łatwiej? Było gorzej. To nie tak, że jak ma się już czyjeś życie na sumieniu, to każde następne jest bez znaczenia.

Tak mają tylko psychopaci. Może i też jestem z ich gatunku, ale przez ułamek sekundy nie patrzę na to ścierwo przez pryzmat tego co zrobił i jak bardzo zasługuje na karę śmierci. Nie, to człowiek, jak ja, pan z pasem, Adrian. Ale ten ułamek mija i w krwi budzi się potęga adrenaliny. Zabijam i wychodzę. Zacieram ślady. Zbrodnia doskonała.

Wiem, że nie jest doskonała, wystarczy znać moją przeszłość i szybko dodać dwa do dwóch. Dostałabym dożywocie? Nie stać mnie na drogich adwokatów, bankrutuję na terapeutów i silne leki uspokajające.

Jadę do hotelu i myślę co zrobiłam, tym razem nie mogę mieć chwili spokoju. Nie będę czekać, aż z gazety dowiem się, że mój cel padł martwy. Już teraz wiem, że posłałam to bydle do piekieł. Kto wie, może kiedyś się tam spotkamy.

W połowie drogi na odludziu, gdzie świadkami mogą być tylko stare sosny wyjmuję telefon i tablet. Niszczę urządzenia, zegarek też tłukę. Szczątki telefonu wyrzucam do kontenera kilometr dalej, później tablet i gdzieś w centrum miasta zegarek.

Tylko gotówka mi została. Ciąży mi w torebce, gdy wchodzę przebrana na powrót w sukienkę, do hotelu.

O piątej budzi się życie wśród seniorów. Starszy, siwowłosy pan skłonił się i podszedł do młodej recepcjonistki. Zamykam się w pokoju i patrzę na zakrwawiony nóż. Też muszę się go pozbyć, ale na razie chowam na dno walizki.

Idę spać.

 

Do uszu Majki już dotarła śmierć Olgierda. Gdy ostatnio się z nią spotkałam podejrzanie na mnie patrzyła. Ciągle nawiązywała do spraw sprzed lat. Domyśliła się? Nie miałam pojęcia, choć to nie trudne.

W przeciągu kilku dni udało mi się sprzedać dom. Państwo Nowak byli wniebowzięci, że będą mogli dać drugie życie tej zapuszczonej ruderze. Nie pozostał mi choćby cień sentymentu po tym majątku. Sprzedaż tego było jak ściągnięcie kajdan, które tkwiły na moim ciele od tylu lat.

Romans z Adrianem rozkwitł. Ten mężczyzna zachwycał mnie swoim wyglądem i charakterem. Początkowo nie był pocieszony, że tak bezceremonialnie od niego wychodzę. Nie przywykł. Ale jakimś cudem zaczął to akceptować. A ja? Wbrew sobie lgnęłam do niego, aż za bardzo. Przyłapałam się, że ciągle o nim myślę. Od Majki dowiedziałam się, że kilka lat temu miał stanąć na ślubnym kobiercu, ale jego luba uciekła z kochankiem, a wcześniej usunęła ich dziecko. Mieszkali wówczas we Wrocławiu, ale niesubordynacja wobec szefów, wytykanie im błędów, skutkowało dla niego powrotem na prowincję. Mimo to pozbierał się. Zahartował, ceniłam w niego jego odwagę, inteligencję, męskość.

I teraz spotkał mnie. Sukę, która postanowiła go wykorzystać. Chciałam to skończyć i wyjechać. Prędzej, czy później pocieszyłaby go jakaś inna. Ale został mi cel numer cztery. Nie mogłam zostawić go przy życiu.

Poprzednich zgonów nie powiązano ze sobą. Cel numer jeden- przedawkował, cel numer dwa- został otruty, cel numer trzy- śmierć na tle rabunkowym.

Musiałam działać szybko.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Mr. Dreadful 11.05.2017
    Nie czytałem wcześniejszych rozdziałów, więc nie znam za bardzo fabuły, ale pod względem stylistycznym chyba najlepszy tekst jaki przeczytałem na opowi. Brawo!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania