Poprzednie częściFioletowy motyl

Fioletowy motyl (Epilog)

EPILOG

 

Auto zatrzymało się na miejscu parkingowym, tuż przed bramą cmentarza miejskiego w Bydgoszczy. Klara przekręciła kluczyk i silnik umilkł. Spojrzała w lusterko wsteczne. Dziewczynka na tylnej kanapie przeglądała kolorową książeczkę. Wiedziała, że po tamtej, tragicznej nocy stała się nadopiekuńczą matką, ale inaczej nie mogła. Nie po tym, co wtedy się wydarzyło.

Każdego dnia przypominała sobie całą historię. Analizowała, co mogła zrobić lepiej, jak mogła postąpić, żeby nie skończyło się tragicznie. Chociaż jej mąż nie był wtedy sobą - zabiła go. To niezaprzeczalny fakt, z którym musiała się oswoić i nauczyć żyć.

Duch małego Mieszka już nigdy nie pojawił się w jej snach. Swoją drogą nie miała pojęcia czy była to zjawa, demon czy inna nadprzyrodzona istota... A może sprawa była o wiele prostsza. Mikołaj był chory psychicznie, choć nie zauważała tego przez wszystkie lata z nim spędzone. A może nie chciała tego zauważyć? Biegli psychiatrzy stwierdzili, że jej mąż, motywowany ogromnymi wyrzutami sumienia, wykształcił u siebie drugą osobowość - swojego brata bliźniaka. Tak zapewne było, ale w takim razie skąd te koszmary? Te wizje z Mieszkiem w roli głównej? Klara miała świadomość, że prawdopodobnie już nigdy się tego nie dowie...

Gdy jej mąż wydał z siebie ostatnie tchnienie na podłodze gabinetu, w piwnicy ich wspólnego domu, myślała, iż zagrożenie zniknęło. Myliła się. Gdy pierwszy szok jeszcze na dobre nie minął, w obroty wziął ją wymiar sprawiedliwości. I media... One były najgorsze. Na początku, gdy została oskarżona o zabójstwo, dziennikarze nie odstępowali jej na krok. Nie miały z Anią spokoju. Przez pewien czas udawało się ukryć w domu rodziców, ale gdy hieny zwęszyły adres Kraszewskich, również pod ich domem koczowały dniem i nocą. Żałowała, że przez nią również mama i tata byli narażeni na te bagno. Na szczęście, po długim i (a jakże!) relacjonowanym przez wszystkie najpopularniejsze stacje w kraju procesie, udało się jej uzyskać uniewinnienie. Największa w tym zasługa Cezarego Marczuka, który wynajął dla niej swoich najlepszych adwokatów, a także sam zeznawał w jej obronie. Jej teść, którego sądziła, że już nigdy nie zobaczy, opowiedział w sądzie całą historię. O swoich synach, o żonie, o problemach psychicznych Mikołaja. Był szczery do bólu i widać było, że kilka razy prawie się rozkleił, ale wytrzymał. To, co zrobił dla ratowania swojej, niedawno poznanej synowej, było niezwykle odważne. Klara była pewna, że będzie mu za to wdzięczna do końca swych dni. Przerażała ją myśl, że może pójść do więzienia i zostawić swoją małą córeczkę. Na szczęście obrońcy bez problemu wykazali, że działała w obronie koniecznej. Obdukcja jej ciała i wizja lokalna przeprowadzona na miejscu zdarzenia nie zostawiły żadnych wątpliwości sędziemu. „Sąd uznaje Klarę Marczuk niewinną zarzucanych jej czynów!” Te słowa spłynęły na nią niczym anielski śpiew. Rozpłakała się ze szczęścia na sali rozpraw, a Cezary i jej rodzice tulili ją przez dobre kilka minut zanim się uspokoiła...

- Mamusiu... - słowa zza jej pleców wyrwały ją nagle z zadumy.

- Tak, kochanie?

- Nad czym się tak zastanawiasz?

- Tak sobie tylko... wspominam.

- Tatusia?

- Też. Tatusia też... Chodźmy już do niego. I do twojego braciszka.

Kiedy przemierzała alejki cmentarza, niosąc w dłoniach dwa znicze, obserwowała sześciolatkę, która biegła kilka metrów przed nią z bukietem kolorowych kwiatów. Zastanawiała się jak i kiedy opowiedzieć jej całą historię. Nie chciała, by pewnego dnia córka przyszła do niej i powiedziała, że przeczytała w internecie o tym jak jej matka zabiła ojca. Czy Ania to zrozumie? Czy będzie jej wdzięczna za uratowanie życia? Czy jej nie znienawidzi? Wątpliwości było wiele, ale musiała je na razie w sobie zdusić.

- Patrz, mamo! Motylek! Ale on jest piękny!

Dziewczynka stała przy nagrobku ojca i brata. Szczerząc białe ząbki i mrużąc oczy wskazywała palcem na krzyż. Na nim siedział mały, fioletowy motyl. Klara również się uśmiechnęła.

- Tak. To prawda. Jest prześliczny...

Owad obserwował jak kobieta zapala znicze i ustawia kwiaty na kamiennej płycie pomnika. Modlitwę odmówiły razem. Szeptem. Obie, uśmiechając się do siebie, wykonały znak krzyża. Spojrzały jednocześnie na motyla, który w tym momencie wzbił się w powietrze. Wydawało się, że leci pionowo ku górze, prosto w stronę słońca, które wisiało nad matką i córką i rzucało na nie swoje promienie. Z zadartymi do góry głowami i uśmiechami na twarzach obserwowały jak mały, fioletowy motylek zamienia się w czarny punkcik, a następnie znika.

 

KONIEC

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Zapraszamy do wzięcia udziału w zabawie. Do 31 lipca można napisać opowiadanie prozą, prozą poetycka i wrzucić na główną. ( w razie czego przedlużymy termin)
    Odpowiednio zatytułować i dodać link na Forum do wątku:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
    I wygrać.
    Tematy to:
    Temat pierwszy - „Ptak w przestworzach”
    Temat drugi - „Anioły”
    Można. na jeden, można na drugi, można połączyć.
    Czekamy i liczymy na ciebie
  • Bajkopisarz 29.07.2020
    Zgrabne podsumowanie. Ciekawe czy motylek wróci, żeby czynić zło ;)
    Ogólnie rzecz biorąc kawał dobrego opowiadania, wielokrotnie mylone tropy, to co już już wydawało się oczywiste, nagle zmieniało znaczenie. Ten, kto miał być martwy jednak żył, ten który miał bruździć pomagał, a koniec końców cała paranormalna sytuacja dała się dość racjonalnie wyjaśnić. Dopracowania może wymaga jeden fragment, o którym wspominałem w stosownym miejscu.
    Ale to drobiazg, generalnie kawał dobrej roboty.
  • Zapach Prozy 29.07.2020
    Dziękuję :) cieszę się że ogólnie się podobało. Pozdrawiam gorąco :)
  • Clariosis 31.07.2020
    No i oto koniec historii, na której kolejne części oczekiwałam z niecierpliwością. ? Nastał więc czas bym odniosła się do całości i opisała ostateczny werdykt oparty o moje wrażenia.
    „Fioletowy Motyl” to bardzo dobra, pełna napięcia historia, opisana niezwykle sprawnie. Szczególnie, że jest to, jak sam autor wspomniał w którejś z odpowiedzi na mój komentarz, jego pierwsze podejście do pisania. Cóż mogę rzec, jest to naprawdę imponujące, gdyż ja o tak dobrym warsztacie na początku swojej przygody mogłabym jedynie śnić. ? Dlatego duże brawa ode mnie dla Zapachu Prozy, gdyż stanął na wysokości zadania i wykonał kawał doprawdy solidnej roboty, za którą stoi przecież zerowe doświadczenie. Co to więc może oznaczać? Tylko jedno – ma to coś, by pisać!
    Największym plusem opowiadania są w mojej opinii postaci. Choć nie są przedstawione jakoś straszliwie dogłębnie, nie zdają się również puste – są w sam raz. Chociaż przy przytoczonych tutaj elementach psychologicznych można by spróbować jeszcze bardziej wyostrzyć charaktery, są to naprawdę drobnostki i wynikają z mojego własnego gustu. Tutaj jest to jak najbardziej w porządku. Mamy Klarę, która musiała podnieść się z depresji po utracie jednego z bliźniąt, a także Mikołaja, który skrywa bardzo ciemny sekret, ostatecznie okazujący się sednem fabuły jak i jej zwieńczeniem.
    Mimo wszystko w fabule pojawiły się potknięcia, które dość wyraźnie widać. Gdy na początku napięcie było stopniowane, odpowiednio wyważone i intrygujące czytelnika, później zbyt szybkie przyspieszenie sprawiło, że całość nie wyglądała zbyt wiarygodnie. Mam tutaj na myśli łatwość, z którą Klara dowiedziała się tak wiele o swoim mężu. Wystarczyła jedna podróż i wszystko zostało niemalże wyłożone jej przysłowiową „kawą na ławę”. Nie jest to jakiś straszliwy zarzut, ale jednak zabieg ten sprawił iż poczułam, że autor chce już po prostu szybko dojść do sedna sprawy, by wszystko się dobrze ze sobą połączyło – można było to trochę oddalić w czasie, nawet tylko troszkę, a wydźwięk byłby zupełnie inny.
    Drugą sprawą jest, niestety, samo sedno fabuły. Sam pomysł z psychozą Mikołaja i ostatecznym rozwiązaniem jest bardzo dobry, ale… jakoś mimo wszystko, wbrew przedmówcy, nie przemawia to do mnie. (pozdrawiam Cię serdecznie Bajkopisarzu najlepszy. ^^) Wszystko okazało się być czymś racjonalnym, niczym paranormalnym – i owszem, mogło takie być, a jedynie stwarzać taki pozór, lecz wcześniejszy sen Klary gdzie widziała chłopca wołającego jej imię, a później wizja jak ten sam chłopiec ją dusi, by ostatecznie okazało się, że to jej mąż jest za to wszystko odpowiedzialny… mimo wszystko coś mi tutaj nie pasuje. Skąd mogła wiedzieć, jak wyglądał Mieszko nim umarł, skoro nie wiedziała nic o przeszłości męża? I dlaczego schodząc do gabinetu miała wizję o motylku, a potem rzuciła się na nią zjawia ze snów, a nie Mikołaj? Czyżby jej też, w tamtej chwili, udzieliła się jakaś silna psychoza? A może to Mikołaj dusił ją podczas snu, więc ugryzła go w akcie samoobrony? Jednak jeżeli tak, to skąd mogła wiedzieć, że cokolwiek znajdzie w gabinecie męża? Bo ze snów to wyczytała? ? Nie żeby coś, ja osobiście z pewnych powodów wierzę, że ze snów/podświadomości można wiele wyciągnąć, ale jeżeli o to autorowi chodziło, to jakieś zarysowanie powinno tutaj również się znaleźć. Proste „bo to kobieca intuicja” nie mówi mi wiele, a w szczególności moment, w którym Klara była duszona. Nawet jeżeli wszystko miało miejsce podczas snu, to jakim cudem się wtedy nie obudziła? Nie żeby coś, ale jak człowiekowi zaczyna tlenu brakować przez ucisk na szyję to raczej szybko się budzi. ? A jeżeli faktycznie stało się to w gabinecie w piwnicy, to dlaczego widziała zjawę, a nie Mikołaja? I znów to pytanie: czy to była po prostu zbiorowa psychoza w tamtym momencie? ? Brzmię może czepialsko, ale naprawdę nie brzmi to dla mnie, mimo wszystko, wiarygodnie. A to jednak jest minus, gdy dotyczy głównej osi fabuły.
    Największym plusem są jednak opisy. Bardzo dynamiczne i trzymające w napięciu. Przytoczony wyżej sen Klary o Mieszku, który woła jej imię, był po prostu porażający. Osobiście jest moim ulubionym fragmentem i naprawdę, jest to tak dobrze napisane, że obroniłoby się nawet jako samodzielny twór!
    Podsumowując: „Fioletowy Motyl”, mimo mojej szorstkiej uwagi, jest wspaniałym debiutem. Co jak co, ale napisać tak dobre opowiadanie, jako pierwsze podejście do pisania, to naprawdę jest wyczyn. W skali od jeden do dziesięć wystawiam opowiadaniu osiem i z niecierpliwością czekać będę na kolejne pozycję autora, bo czuję, że będzie świetny w swoim fachu i jeszcze zdąży mnie tak zaskoczyć, że szczęka mi spadnie na ziemię, po czym przetoczy po pokoju. ?
    Pozdrawiam!
  • Zapach Prozy 01.08.2020
    Dziękuję serdecznie za tak wyczerpującą analizę. Zaczynając pisać tę historię nie spodziewałem się, że kogoś zainteresuje na tyle, by ją bacznie śledzić, a jednak :-) Niskie ukłony. Szczerze mówiąc sam nie spodziewałem się, że wyjdzie z tego ponad 30 stron tekstu. Miało być krótkie opowiadanie, ale troszkę się rozrosło w międzyczasie :) Mam pełną świadomość, że nie jest idealnie, ale obiecuję pracować ciężko, by ma proza pachniała coraz piękniej :) Kto wie, może w przyszłości dopracuję ten nieszczęsny fragment, aby czytanie "motyla" sprawiało jeszcze więcej frajdy. Na chwilę obecną kończę kolejną historyjkę, którą niebawem będzie można sprawdzić. Pozdrawiam bardzo bardzo mocno i dziękuję jeszcze mocniej. Rafał :)
  • Clariosis 01.08.2020
    Zapach Prozy Proszę bardzo, komentarz w zupełności zasłużony. :)
    Jak tylko kolejne się pojawi to od razu biorę się do czytania. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania