Poprzednie częściFioletowy motyl

Fioletowy motyl (Rozdział 9)

ROZDZIAŁ 9

 

Dębski, gdy zrozumiał, że Klara jest w nieciekawym stanie, zaprosił ją do środka „Spółdzielni” i zaparzył jej herbatę. Usiedli przy stoliku i opowiedział jej, co pamięta z okresu pobytu w domu dziecka. Informacji było niewiele, ale i tak sporo się dowiedziała. Mikołaj nie był wylewny, nawet wobec najlepszego przyjaciela. Grzegorz wiedział tylko tyle, że po samobójstwie żony, Cezary Marczuk, nie podołał samotnemu wychowywaniu syna. Kilka razy, na początku odwiedził chłopaka w bidulu, ale spotkania te były tylko monologiem. Mikołaj nie chciał rozmawiać. Później mówił Grześkowi o ogromnym żalu do ojca, za to, że ten zostawił go samego na pastwę losu. Klary to nie dziwiło. Jaki rodzic postępuje w ten sposób? Nie mogła tego zrozumieć. Zrobiło jej się szkoda tego chłopca, który wiele lat później stanął z nią na ślubnym kobiercu.

Siedziała w zaparkowanym nissanie rodziców i nie mogła pozbierać myśli. Nie chciała wierzyć w to, co usłyszała od Grzegorza, ale nie znajdowała powodu, dla którego miałby kłamać. Dlaczego, do jasnej cholery, mąż ukrywał przed nią fakt, że jego rodzice nie zginęli w żadnym wypadku, że jego ojciec żyje. W tym momencie żałowała wręcz, że zaczęła grzebać w przeszłości Mikołaja. Łzy ciekły jej po policzkach.

- Co to, kurwa, wszystko znaczy!? - krzyknęła i zaczęła walić pięściami w kierownicę.

Załamała się. Chciała zadzwonić do męża i zapytać o co tu chodzi. Dlaczego jakaś pieprzona zjawa chce ją zabić? Dlaczego nie był z nią szczery i okłamywał ją przez tyle lat? Przecież przysięgali sobie uczciwość małżeńską.

Czuła jednak, że Mikołaj nic jej nie powie. Gdyby chciał, już dawno by to zrobił. Okej - pomyślała, uspokajając się - muszę doprowadzić tę sprawę do końca. Odnajdę swojego, dotychczas zmarłego teścia i porozmawiam z nim szczerze. Bez żadnego owijania w bawełnę. Choćby miał uznać ją za kompletną wariatkę.

 

Cezary Marczuk miał pięćdziesiąt siedem lat i był właścicielem jednego z największych przedsiębiorstw deweloperskich w Trójmieście. Z młodszą od siebie o dwadzieścia trzy lata żoną i ośmioletnią córką mieszkali w najbardziej luksusowym apartamentowcu - Sea Tower (zbudowanym zresztą przez jego firmę) z widokiem na Zatokę Gdańską i Półwysep Helski. Było ich stać. Samo jego auto, czarne bmw, kosztowało prawie milion złotych. Czuł się zwycięzcą. Bez dwóch zdań. Jedynie od czasu do czasu, wspomnienia o mrocznej przeszłości i poprzednim życiu powracały. Zawsze udawało mu się jednak skutecznie utopić je w whiskey, o nieprzyzwoitej cenie i wspaniałym roczniku.

Teraz, gdy siedział rozparty w swoim fotelu prezesa i obserwował partnerów biznesowych, jak ci płaszczą się przed nim i przymilają, nie wiedział jeszcze, że dzisiejszy dzień będzie należał do tych, które trzeba zagłuszyć dużą ilością szkockiej. Zdecydowanie...

Zadzwonił telefon. Cezary spojrzał na aparat z wściekłością. Tyle razy powtarzał tej całej Marzence z recepcji, że gdy ma spotkanie, to nie może pod żadnym pozorem im przeszkadzać. Przeprosił swoich gości i podniósł słuchawkę.

- Pani Marzeno - syknął - ile razy powtarzałem, żeby...

- Bardzo przepraszam, panie prezesie, ale jest tutaj jakaś kobieta. Mówi, że jest pana synową i chce porozmawiać o Mikołaju. Mówi, że to pilne...

Mężczyzna zbladł momentalnie. Słuchawka w dłoni zaczęła drżeć. Musiał wyglądać okropnie, bo jego partnerzy zaczęli pytać, czy dobrze się czuję. Odłożył telefon i wciąż będąc w szoku, wykrztusił:

- Przepraszam... Musimy dokończyć nasze spotkanie... Innym razem.

 

Klara i Cezary siedzieli przy stoliku, w rogu zacisznej kawiarni. On zamówił mocną herbatę, ona - jedynie szklankę wody. Klara nie wiedziała co myśleć o tym facecie. Miał na sobie granatowy garnitur, który zapewne kosztował majątek. Pachniał drogimi perfumami. Łatwo dało się zauważyć, że dba o wygląd zewnętrzny i w normalnych okolicznościach, roztacza wokół aurę pewności siebie. Teraz jednak był wyraźnie zaniepokojony, a wręcz roztrzęsiony. Widać to było po drgającej cały czas dolnej wardze. Podobieństwo do Mikołaja było uderzające. Mieli identyczny kształt i kolor oczu. Ten sam nos i delikatnie zaostrzony podbródek. Włosy, też zapewne były kiedyś kruczoczarne, jednak z biegiem lat posiwiały doszczętnie.

Klara opowiedziała mu o wszystkim. O tym, jak poznała jego syna, jak wzięli ślub, jak wybudowali dom. O jego wnuczętach, które nosiła pod sercem przez osiem długich miesięcy, a urodziła tylko jedno z nich w dniu, który miał być najszczęśliwszym w jej życiu, a stał się początkiem traumy. Cezary słuchał jej poruszony i co jakiś czas przesuwał dłońmi po twarzy, by za chwilę znowu wziąć łyk czarnej herbaty. Klara wahała się przez moment, ale obiecała sobie, że wyłoży mu kawę na ławę, więc wreszcie przeszła do wątków, które były najbardziej tajemnicze w tej całej historii. Koszmary. Zjawa w postaci małego chłopca. Próba uduszenia jej (na dowód odsłoniła szyję i pokazała mu ślady). Kiedy skończyła tą część, spostrzegła, że jej rozmówca jest blady jak ściana. W jego ciemnych oczach malowało się żywe przerażenie. Usta miał lekko uchylone w wyrazie niedowierzania. Po kilku chwilach, wlepił wzrok w blat stołu. Klara była gotowa przysiąc, że jego powieki nie drgnęły przez co najmniej minutę. Zastanawiał się nad czymś intensywnie. Wreszcie spojrzał na nią.

- Klaro, co ty właściwie wiesz o przeszłości Mikołaja?

- Kiedyś powiedział mi, że pan i pana żona mieliście śmiertelny wypadek na Helu i oboje zginęliście. On natomiast trafił do bidula. Po moim dzisiejszym śledztwie, mogę jednak stwierdzić, że minął się z prawdą. I to bardzo. Pan jest żywy jak cholera, a pańska żona...

- Zabiła się... - Cezary przełknął głośno ślinę.

- Więc dlaczego, do jasnej cholery, oddał pan swojego, jedynego syna do domu dziecka? Nie mogę tego zrozumieć. To po prostu... okrutne.

- Nie rozmawiałem z nikim o tamtych czasach od ponad dwudziestu lat. Zamknąłem ten rozdział na amen. Czuję jednak, że muszę o tym opowiedzieć. Zbyt długo to w sobie noszę.

- Więc niech pan zacznie, bo mam przeczucie, że ta historia ze zjawą wiąże się jakoś z przeszłością Mikołaja..

Mężczyzna kiwnął głową. Upił łyk herbaty i odchrząknął.

- No więc... Mylisz się...

- Jak to?

- Prawdą jest, że oddałem syna do placówki opiekuńczej... Lecz Mikołaj nie był moim jedynym dzieckiem...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bajkopisarz 22.06.2020
    „Dlaczego nie był z nią szczery i okłamywał ją przez tyle lat? Przecież przysięgali sobie uczciwość małżeńską.
    Czuła jednak, że Mikołaj nic jej”
    Uważam, że wszystkie zaimki w tym fragmencie są zbędne
    „był wyraźnie zaniepokojony, a wręcz roztrzęsiony. Widać to było po drgającej cały czas dolnej wardze. Podobieństwo do Mikołaja było”
    Był – było – było

    Posuwa się akcja do przodu, ale traci nieco na wiarygodności. Chodzi mi o łatwe odnalezienie ojca Mikołaja, bezproblemowe dostanie się do niego na rozmowę i jego zwierzenia. Za szybko za łatwo. Wygląda to tak, jakbyś się zaczął spieszyć, żeby już dojść do finału. Poszukiwania, zdobycie zaufania Cezarego powinny Klarze zająć sporo czasu. A tak jest po łebkach.
  • Clariosis 24.06.2020
    Hm, poczekałam chwilę z komentarzem, bo musiałam się zastanowić nad tym odcinkiem i podzielam zdanie Bajkopisarza. Jak wcześniejsze budowanie napięcia i nuta tajemniczości wychodziła po prostu genialnie, to tutaj już poczułam pewnego rodzaju zmęczenie ciągłym urywaniem akcji, jak i tym, że Klarze idzie po prostu zbyt łatwo. Najpierw z tym domem dziecka, potem kolega, teraz ojciec... Można by było to troszeczkę zwolnić, tak jak było to obecne w poprzednich częściach, sprawić, by się ta postać jednak trochę natrudziła. ;) Mam nadzieję, że kolejna część wyjdzie już tak jak poprzednie, bo szkoda by było to wszystko tak przyspieszyć.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania