Poprzednie częściFioletowy motyl

Fioletowy motyl (Rozdział 8)

ROZDZIAŁ 8

 

Klara jechała w kierunku Gdańska i zastanawiała się, jaki ma plan. Nie była pewna. Działała intuicyjnie. Postanowiła, że pierwszym jej celem będzie dom dziecka, w którym wychowywał się Mikołaj. Tylko co tam powie? Że chce dowiedzieć się czegoś o przeszłości męża, bo duch, który wygląda jak on, próbuje ją zabić w snach? To niedorzeczne. Musi coś wymyślić...

Sprawdziła w internecie informacje na temat ośrodka, do którego zmierzała. Powstał on po wojnie i działał, aż do teraz. Okazało się też, że dyrektorką bidula jest ta sama kobieta od ponad dwudziestu lat. Dobrze się składa. Może będzie pamiętała Mikołaja i coś o nim opowie. Przed wyjazdem, zadzwoniła do pani Haliny Kondrackiej i umówiła się na spotkanie za kilka godzin. Klara spojrzała na zegarek. Jechała szybko i nawigacja wyliczyła, że dotrze na miejsce przed czasem. Dobrze. Będzie mogła spokojnie przygotować się do rozmowy.

 

Gabinet pani dyrektor nie był najprzytulniejszy. Na pierwszy rzut oka, widać było, że wymaga remontu. Pani Kondracka była ponad sześćdziesięcioletnią kobietą z burzą siwiejących już włosów i przemiłą aparycją. Sprawiała wrażenie poczciwej babuni, do której człowiek ma ochotę się przytulić i poczuć zapach świeżo upieczonych drożdżówek. Nie dziwił fakt, że już tyle lat była szefową ośrodka. Zapewne dzieciaki za nią przepadały.

Klara miała w głowie kilka historyjek, które mogła wkleić starszej pani, aby dowiedzieć się czegoś o przeszłości męża, ale wybrała tą dramatyczną, o zaginięciu.

- Jezus Maria! To straszne... - lamentowała Kondracka. - Dlaczego policja się do mnie nie zgłasza, tylko pani?

- Oni od początku, uważają, że Mikołaj uciekł od nas... Nie przykładają się za mocno do poszukiwań.

Dyrektorka spojrzała na nią wzrokiem pełnym współczucia, a Klara przybrała najsmutniejszą minę, jaką tylko miała w repertuarze. Nie musiała specjalnie udawać. Ostatnio miała niewiele powodów do radości. W pewnym momencie nawet poczuła ciepłą łzę, spływającą po policzku.

Sprzedała swojej rozmówczyni historię o tym jak to kilka dni temu Mikołaj zaginął bez śladu O tym jak stracili jedno z bliźniąt we wrześniu ubiegłego roku i Klara załamała się. Walczyła z depresją, chodziła na terapię, ale było to okupione tym, że w domu była nieobecna myślami. Mikołaj wychodził z siebie, aby ogarnąć córkę, żonę, dom i pracę jednocześnie. Kiedy zniknął, policja uznała, że miał już dość i się ulotnił. Klara nie wierzyła w te brednie. „On nigdy nie opuściłby swojej kochanej córeczki”. Czuła jednak, że zaginięcie może mieć jakiś związek z jego przeszłością, a ona kompletnie nic o tej przeszłości nie wiedziała. Znalazła w jego gabinecie stare dokumenty z adresem domu dziecka i postanowiła dowiedzieć się tu czegoś...

- Tak, pamiętam Mikołaja - rzekła dyrektorka. - Często te dzieci, które sprawiają najwięcej problemów, zapadają w pamięć, ale on w żadnym wypadku nie był urwisem. Uczył się pilnie, nie wagarował, nie miał żadnych problemów z używkami. Złote dziecko...

- Mąż mówił mi, że trafił do waszego ośrodka gdy jego rodzice zginęli w wypadku...

- Skoro tak mówił... Ja tego nie wiem. Po prostu opieka społeczna przydziela nam dziecko, a my się nim zajmujemy najlepiej jak potrafimy. Być może gdzieś w aktach pani męża znajdują się szczegóły jego historii, ale ja ich nie poznałam. Leżą w państwowym archiwum, nie u nas. Może pani złożyć wniosek o wgląd do tych dokumentów, ale po pierwsze, nie wiadomo czy rozpatrzą go pozytywnie, a po drugie nie wiadomo ile to może zająć czasu.

- Rozumiem - skinęła Klara.

- Ale gdyby skłoniła pani policję do takich działań, to zapewne wydano by im to od ręki.

- Postaram się... Czy kiedy Mikołaj przebywał tutaj, nie wydarzyło się nic podejrzanego? Dziwnego?

- Pani Klaro, to jest bidul. Tu cały czas dzieje się coś dziwnego. Wie pani, jakie potrafią być dzieci? A co dopiero sieroty... Nie pamiętam jednak, aby Mikołaj był uczestnikiem jakiejś większej afery. Raczej trzymał się na uboczu.

Klara wyjęła z torebki telefon i po chwili odnalazła zdjęcie dwóch chłopców w salonie gier. Podała urządzenie dyrektorce. Ta włożyła okulary na nos i spojrzała w ekran.

- Poznaje pani tego rudowłosego chłopca?

- No ba! - rzuciła Kondracka z nostalgicznym uśmieszkiem. - To Grzesio Dębski. Niezłe ziółko. Zawsze byli razem. On i Mikołaj. Przeciwieństwa się przyciągają, jak to mówią...

- To dziwne. Mikołaj nigdy o nim nie wspominał... Ale z drugiej strony w ogóle nie rozmawialiśmy o jego przeszłości.

- To dość powszechne zjawisko. Często dzieci wychowane w ośrodkach takich, jak nasz, nie chcą opowiadać o tym jak było. Myślę, że to pewna forma wyparcia. Wolą tego nie wspominać, bo kojarzy im się to automatycznie z utratą rodziców.

- Może jednak, mój Mikołaj po wielu latach postanowił odnowić kontakt z przyjacielem? Grzegorz Dębski... - Klara zamyśliła się. - Gdyby udało mi się z nim porozmawiać...

Dyrektorka gwałtownie parsknęła śmiechem, zasłaniając usta dłonią i natychmiast przepraszając. Klara spojrzała pytająco.

- W całym tym nieszczęściu ma pani kupę farta.

- Nie rozumiem... - Klara była skonsternowana.

- Trzy tygodnie temu świętowałam z koleżanką z pracy jej urodziny. Zaszłyśmy do pubu „Spółdzielnia”. Okazało się, że pracuje tam nie kto inny, jak Grzesio Dębski...

- Żartuje pani... Gdzie to jest? - w oczach Klary pojawił się błysk.

- No właśnie tutaj, dosłownie po drugiej stronie ulicy. Żartowałyśmy z koleżanką, że Grzesiek tęskni za nami tak bardzo, że musiał znaleźć pracę w pobliżu.

Klara Marczuk podziękowała serdecznie i przeprosiła za kłopot. Wyszła z budynku ośrodka i od razu udała się pod lokal, który znajdował się kilkadziesiąt metrów dalej. Zaparkowała auto tak, żeby móc obserwować wejście od zaplecza pubu. Nie miała pojęcia jak teraz wygląda Grzegorz Dębski, ale powinna go rozpoznać. Dyrektorka wspomniała, że facet ma jedną nogę trochę krótszą... Kulejący, rudy mężczyzna nie powinien umknąć jej uwadze. Tylko jaką ma pewność, że ten cały Dębski jeszcze tu pracuje, a jeśli tak to może mieć przecież dziś wolne. Zbyt dużo znaków zapytania... Klara sprawdziła w mediach społecznościowych pubu „Spółdzielnia”, że lokal otwarty jest od godziny czternastej. Spojrzała na zegarek - trzynasta piętnaście. Zdecydowała, że nawet jeśli przyjdzie otworzyć ktoś inny, to wyjdzie i zapyta o Dębskiego. Nie było takiej potrzeby...

O wpół do drugiej stara honda w kolorze butelkowej zieleni podjechała pod tylne wejście. Z auta wysiedli dwaj mężczyźni i zapalili po papierosie. Ten, od strony pasażera musiał być przyjacielem z dzieciństwa jej męża. Mroźny wiatr szarpnął mocno rudą, bujną czupryną, nim Grzegorz Dębski ukrył ją w kapturze kurtki. Klara poczuła na plecach mrowienie. Była jak prywatny detektyw z powieści kryminalnej. Tylko, że to nie była powieść. Starała się ustalić, kto lub co zagraża życiu jej rodziny.

Wysiadła. Ruszyła w kierunku palących. Ci, kiedy zwrócili na nią uwagę, przerwali rozmowę. Uśmiechnęła się gdy spostrzegła, że rudzielec przypomina jej ulubionego, brytyjskiego wokalistę. Dobry początek.

- Dzień dobry. Szukam Grzegorza Dębskiego - przywitała się Klara.

Kierowca hondy natychmiast spojrzał na kolegę. Ten zaciągnął się mocno papierosem i wypuścił chmurę dymu. Klara zauważyła tatuaż na boku szyi rudego. Jakiś chiński symbol.

- Pani z policji? - spytał podejrzliwie Dębski.

- Co? Nie... Ja... Na pewno nie z policji - wyjąkała Klara.

- To o co chodzi?

- Moglibyśmy porozmawiać chwilę? To raczej sprawy prywatne.

Grzegorz skinął uspokajająco na swego kompana, a ten wyrzucił niedopałek i otworzywszy drzwi do baru, zniknął za nimi.

- Tak, jestem Grześkiem Dębskim. A pani?

- Klara Marczuk.

Wyciągnęła dłoń. Mężczyzna zmrużył podejrzliwie oczy, ale pomału, niepewnie odwzajemnił gest.

- Ponoć pan i mój mąż, Mikołaj byliście kiedyś dobrymi przyjaciółmi... - rozpoczęła.

- Dawno i nieprawda - uciął natychmiast rudowłosy.

Czyli pamiętał doskonale. Zauważyła jednak, że jej rozmówca zrobił się nerwowy. Poirytowany.

- Przyjaciele ponoć sobie pomagają w trudnych sytuacjach - Dębski wyrzucił niedopałek i splunął na beton - a ten twój pieprzony Mikołajek, gdy tylko zaczął palić mi się grunt pod nogami, olał mnie. Odciął się ode mnie i nie chciał znać. Chyba ziomki tak nie postępują. Więc jeśli teraz potrzebuje pomocy czy coś w tym stylu, to niech spierdala na drzewo. Tak możesz mu powiedzieć...

Klara była w lekkim szoku. Nie spodziewała się takiej reakcji. Otrząsnęła się jednak i postanowiła sprzedać ponownie swoją historię.

- Powiedziałabym. Gdybym tylko wiedziała gdzie jest. Mikołaj zaginął bez śladu kilka dni temu. Policja uważa, że zniknął na własne życzenie, ale nie wierzę w to. Szukam go na własną rękę. Pomyślałam, że pójdę śladami jego przeszłości, że może chciał odnowić jakieś, stare kontakty. Cokolwiek...

- Nie miałem z nim kontaktu właściwie od czasu gdy rozpoczął studia - Dębski wyraźnie spuścił już z tonu.

- Proszę... W domu czeka na niego trzymiesięczna córka. Może pamięta pan jeszcze kogoś, kto mógłby coś wiedzieć? Z kim Mikołaj chciałby odnowić kontakt?

- Odnowić? - Grzesiek zaśmiał się, kręcąc głową - Nie miał praktycznie nikogo. Tylko mnie. Jako dzieciak był samotnikiem. My dwaj kontra świat. Tak było...

Klara wyjęła z torebki komórkę i pokazała mężczyźnie zdjęcie z kuferka. Dwaj młodzi chłopcy w salonie gier. Uśmiechnięci. Szczerzą się do obiektywu w braterskim objęciu.

- Ta fotografia leżała w prywatnych rzeczach mojego męża. To jedyne zdjęcie z jego dzieciństwa, jakie tam było. Jedyne... Proszę nie oceniać wszystkich tak surowo. Do widzenia.

Kobieta odwróciła się zrezygnowana i ruszyła w stronę auta.

- Poczekaj! - Klara usłyszała krzyk za plecami.

Odwróciła się. Dębski kuśtykał niezdarnie w jej kierunku. Przystanął gdy zbliżył się na odległość metra. Klara patrzyła na niego pytająco.

- Może ojciec? - rzekł.

- Słucham?

- Może postanowił odnowić relacje ze swoim ojcem?

Klara poczuła, że krew odpływa jej z twarzy i musi wyglądać idiotycznie z półotwartymi z zaskoczenia ustami.

- Przecież jego ojciec nie żyje. Zginął w wypadku samochodowym wraz z matką. To dlatego Mikołaj trafił do domu dziecka.

- Mylisz się. Jego matka popełniła samobójstwo, a ojciec oddał go do bidula...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bajkopisarz 15.06.2020
    Niezłe, niezłe, nawet bardzo. Duch Grzegorza okazuje się całkiem zażywny, mało eteryczny i nieźle poinformowany. Bardzo dobry pomysł. Przeszłość Mikołaja także zaskakuje, ale najbardziej to, kto tak naprawdę przekracza bramy światów i po co to robi. Czuję się wykołowany, wielki plus dla Ciebie.
  • Clariosis 16.06.2020
    Więc jednak moja teoria o kumplu odpada. Świetnie! Nadal nic nie wiadomo i coraz bardziej czuję napięcie, które jest niesamowicie dobrze budowane. Tyle skrywanych tajemnic, aż korci człowieka, by to wszystko poznać. ;)
  • Onyx 16.06.2020
    Dobre! Zaskakujące, ciekawe i bardzo, bardzo tajemnicze...
    Czuć tu typowy dla horrorów klimat, budzący niepewność, a w głowie ciąży tylko jedno pytanie "co będzie dalej?". Akcja fajnie poprowadzona i z zaskakującym zwrotem ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania