Poprzednie częściGwiazdeczka cz. I (Zdzi*a tom II)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Gwiazdeczka cz. bonusowa (Zdzi*a tom II)

Parę lat później (a może w 1994?)...

 

– Nie tędy! Źle jedziesz! – Michał darł się, dzierżąc w łapach atlas samochodowy. – Miałeś skręcić dwie ulice temu! Przecież ci mówiłem, dupeczko!

– Jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to sam będziesz kierował tym pierdolonym ogórkiem! – Andrzej irytował się coraz bardziej, szarpiąc nerwowo za drążek zmiany biegów. Zapakowany po brzegi Volkswagen Caravelle, kołysał się lekko na boki, biorąc kolejne zakręty.

– Panowie, język! – wtrąciła się z tyłu Jadwiga, grająca z Ksenią w „wojnę”. – Jedzie z nami dziecko!

Popatrzyłyśmy z Asenią po sobie i wybuchłyśmy niekontrolowanym rechotem. Utarczki chłopaków trwały już kilka godzin, więc miałyśmy z nich taką pompę, iż ledwo wytrzymywałyśmy do kolejnych przystanków na siku. Najpierw pokłócili się, który ma prowadzić. Potem o zapakowanie toreb podróżnych. Później o to, czego mamy słuchać. Dobrze, że ostatnio zaczęłam wplątywać we włosy sześciokątny ołówek, dzięki czemu udało się odratować ulubioną kasetę JJ-a, a tym samym piosenkę, o jakimś tam polityku, co „miał dać nam mięsa”. Słuchał kawałka aż do znudzenia, ale w sumie wpadał w ucho, więc darowałam sobie dodatkowe docinki.

Gubiliśmy się już któryś raz, jednak tylko mnie to bawiło. Droga do Rowów dłużyła się niemiłosiernie, ale wcale nie chciałam jej zbytnio przyspieszać. Miło było spędzać czas pośród bliskich, zatem czerpałam radość z samej podróży. Na ustach błąkał się delikatny uśmieszek, a oczy rozjarzał blask. „Czy mogło być coś przyjemniejszego?”.

Po drodze odwiedziliśmy Gdański Ogród Zoologiczny. W sumie nie wiem kogo bardziej to ucieszyło – mnie czy Ksenię. Gdy chodziłam jeszcze do podstawówki, nasza klasa pojechała na wycieczkę do zoo, ale pech chciał, że akurat dzień wcześniej zachorowałam na świnkę. Później zaś miałam zbyt wiele na głowie, by myśleć o czymś tak przyziemnym. To była więc pierwsza wizyta w tego typu przybytku, zatem ekscytacja sięgała zenitu. Widok każdego zwierzęcia napawał mnie zdumieniem i niepohamowaną radością. Skakałam z małolatą od klatki do klatki i piszczałam równie głośno, co ona. Gdzieś przy nosorożcu powróciło do mnie pytanie, czy chłopiec i dziewczynka z mojego snu, będą kiedyś tak samo beztroscy. Miałam ogromną nadzieję, że tak jak i ja, odnajdą upragniony spokój…

Moja umorusana watą cukrową gęba, rozbawiła wszystkich dookoła, jednak Andrzej poszedł o krok za daleko i zaczął ochoczo zlizywać pozostałości z ucukrowanego policzka. Ksenia stwierdziła, iż „sami jesteśmy jak zwierzątka”, po czym rzuciła się do lizania palców Michela niczym kotek. Spaliliśmy szybkiego buraka, a karcące spojrzenie Jadzi i Asenii, tylko pogłębiło barwę palących się na czerwono policzków.

Później byliśmy już grzeczni. Dojechawszy do ośrodka, każdy wziął swoje bagaże i pomaszerował z drugą połówką na hacjendę. Rzecz jasna, ja swój pokój dzieliłam z JJ-em, Asenia z Michelem, zaś Jadzia z małą Ksenią. Dziewczynka tak się do niej przywiązała, że nazywała ją „babcinką” i nie odstępowała mojej matki na krok. Asi i mały Mi mieli więc w końcu okazję pobaraszkować bez widowni, co obydwoje przyjęli z szaleńczym błyskiem w oczętach. Tworzyli zgraną parę już od kilku lat i choć nigdy bym się tego nie spodziewała, planowali niebawem wziąć ślub. „Forrest Gump miał sto procent racji. Życie naprawdę jest jak mieszanka wedlowska. Co z tego, iż kiedyś najbardziej lubiłam Irysy, skoro dzisiaj z taką samą chęcią wpieprzam Bajeczne?”.

Po rozpakowaniu, nie mieliśmy nawet chwili czasu na amory, bo młoda tak piszczała do morza, że nawet Jadzinka nie mogła opanować jej entuzjazmu. Wskoczyliśmy więc w kostiumy i kąpielówki, a na stopach każdy dumnie nosił „Kuboty”. Z bumboxem na ramieniu, Michel ruszył przodem, a rewia barw, którą sobą prezentowaliśmy, podążyła jego śladem.

„Zapytacie, czy lubiłam morze?”. Rzecz dyskusyjna. Na pewno nie cierpiałam wbijającego się w dupsko piasku. Zresztą sama miejscowość „Rowy”, od razu przywodziła na myśl to skojarzenie. Jednakże… w doborowym towarzystwie czułam się na właściwym miejscu. „Co z tego, iż poparzyła mnie meduza, spiekłam buzię na raka, a skóra na plecach po kilku dniach odchodziła płatami?”. To pestka w porównaniu do miło spędzonego czasu, kupy śmiechu, przytyków pełnych podtekstów i gorących nocy. A skoro o tych ostatnich mowa…

Pewnego upalnego wieczoru, kiedy rozeszliśmy się po kolacji do pokojów, zaproponowałam JJ-owi przechadzkę brzegiem morza. Byliśmy po misce chłodnika z jajkiem (który nawiasem mówiąc miałam ochotę wylać na siebie, by schłodzić ciało), a do tego „metrze piwa” – wygranym przeze mnie w karaoke za śpiewanie piosenki Edyty Górniak „To nie ja”. Dopisywały nam zatem humory, toteż nie miałam jeszcze ochoty na sen. Zaciągnęłam więc lubego na wyludnioną już plażę, gdzie tylko mała plameczka zachodzącego słońca odbijała się na morskich falach. Wiatr targał spiętymi klamrą włosami, a sukienka podwijała się do góry jak u Marylin Monroe. Pod spodem miałam jedynie dół bikini, który ukazywał połowę tyłka. Andrzej chętnie obciągnął kieckę w dół, łapiąc za pośladek i przytrzymywał ją tak, „żeby nie podwiewało”. „Już ja ci, draniu dam” – uśmiechnęłam się ironicznie, powtarzając gest na męskich szortach. Wsunęłam dłoń w kieszeń na zadku i ścisnęłam mocno przez materiał. Podskoczył śmiesznie do góry i z głośnym „osz, ty”, porwał swoją lejdi w objęcia.

Zakręciwszy się kilka razy wokół własnej osi, w końcu stanęliśmy boso na mokrym piasku. Klapki leżały porozrzucane nieopodal, ramiączko kiecki zjechało do dołu, a góra męskiego T-shirtu znacznie przekrzywiła, ukazując wydatne kości obojczyka. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i po prostu nie mogliśmy opuścić wzroku. Wówczas Andrzej pochylił twarz do pocałunku. Słońce zaszło już całkowicie i tylko nikłe światło księżyca sprawiało, że twarz ukochanego wyglądała dojrzalej i bardziej drapieżnie. Oczy błyszczały, a na wargach błąkał się delikatny uśmieszek. Wpiłam więc usta w mięciutkie poduszeczki i pozwoliłam pląsać językowi w jedynie jemu znanym tańcu. Po chwili jednak oderwałam wargi i zjechałam niżej, całując i lekko kąsając kosteczki na szyi. Uwielbiałam to miejsce. Słoność potu i morskiej wody mieszała się tutaj z męskim zapachem, który działał jak afrodyzjak. W odpowiedzi JJ przycisnął mnie mocniej do siebie. Wzwód w krótkich spodenkach był aż nazbyt wyraźny. W końcu więc wymruczał:

– Wracajmy, bo jeszcze zrobię coś niestosownego…

Uniosłam głowę do góry i uśmiechnęłam szeroko ryjek:

– Sounds like a plan…

Pociągnęłam łysolka w stronę budki ratownika. Przez chwilę patrzył zdumionym spojrzeniem, ale gdy zaczęłam wchodzić po szczebelkach na górę, częstując go widokiem wilgotnych już majtek, prędko podążył moim śladem. Nie minęło kilka sekund, a przywarliśmy do siebie ponownie. Pocałunkom i ocieraniu nie było końca. Po chwili zapomniałam o chłodnym wietrze, a gęsią skórkę zastąpił gorący dotyk zniecierpliwionych dłoni… i nie tylko. Czując go w sobie, wychodzącego i wbijającego się ponownie, miałam wrażenie, iż nie istnieje bardziej szczere wyznanie miłości dwojga spragnionych siebie ludzi. Robiłam to wiele razy, ale tylko z nim z takim oddaniem, prawdziwym jękiem i nieudawaną na koniec ekstazą. „Jak to się stało, że ten niepozorny Endrju zalazł mi tak za skórę?”. Pomiędzy gwiazdkami wirującymi nad głową mogłam jedynie wywiesić transparent z napisem: „Chuj knows?”. I w sumie w zupełności mi takie wyjaśnienie wystarczało. Najważniejsze… iż w końcu byłam szczęśliwa.

 

***

 

Kroczyłam wąskim i obskurnym korytarzem, stukając kamaszami o brudne linoleum. Mundur maskował niestety damską sylwetkę, jednak z czasem przekonałam się do tego outfitu. Nosząc go, byłam ważna, pewna siebie i wręcz niezwyciężona. Lubiłam nową robotę, bo mogłam rozładować piętrzące się emocje, a i wciskanie za kraty różnych degeneruchów, dawało mega satysfakcję. Dziś jednak postanowiłam dokończyć pewną palącą sprawę. Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła wszystkiego tak, jak nakazywało mi moje „ja”. „W końcu każdy głupi miał swój rozum…”.

Drzwi od celi otworzyły się z głośnym szczęknięciem. Strażnik pokiwał do mnie z lekkim uśmiechem, na co skinęłam poważnie głową. Nie wchodziłam w głębsze relacje. „Zimna suka”, pasowało jak ulał do postaci, którą grałam na służbie. W domu, to co innego. „Moja gorąca kluseczka”, wjeżdżało na house za każdym razem, gdy przekraczałam próg wspólnego lokum. JJ nie tylko pokochał współlokatorkę i jej wypieki, ale też wszystkie zmiany jakie wprowadziłam w mieszkaniu. W końcu nie bez przyczyny przytargałam ponownie pled i żółty klosz z antykwariatu.

W celi zastałam więźniów wciągających kartoflankę. Zgodnie z oczekiwaniem, tatuńcio na mój widok upuścił łyżkę i o mało nie zakrztusił się kawałkiem ziemniora. Pozostali zaś wybałuszali gały, próbując połączyć niezaprzeczalne podobieństwo naszych pysków. Postanowiłam więc wyręczyć ptasie móżdżki i podałam odpowiedź na tacy:

– Witaj, tatku. Tęskniłeś?

Ojciec nie był w stanie wydusić najmniejszego słowa. Trzymając się za serce, podniósł cielsko i przywarł plecami do ściany. Przez moment obserwowałam, czy aby nie dostał zawału. Gdy jednak wszystko wskazywało na zwyczajny szok, wyciągnęłam z kieszeni złożony na cztery dokument i podałam prawdziwe „białko” Jakuba, największemu kafarowi z całego więzienia. Nie na darmo wyprosiłam dla oblecha takie towarzystwo. Z satysfakcją malującą się na całym licu, poczekałam, aż skazany za trzykrotne morderstwo ze szczególnym okrucieństwem, odczyta prawdę na temat przewinień Jatkowskiego. „Nikt nie lubi, jak mu się wciska kit, a do tego gwałci nieletnie”.

Gdy skończył, bez słowa wyrwałam kartkę z wielkich łap i spojrzałam na ojca. Z cichym szeptem: „dla ciebie wszystko”, odwróciłam się na pięcie i opuściłam celę. Nawet po zatrzaśnięciu drzwi, słyszałam odgłosy uderzeń, mieszające się z dźwiękami szarpaniny. Strażnik odprowadził mnie bez słowa do swojego posterunku. Tam, po zasunięciu krat, siadł wygodnie na tyłku i jak gdyby nigdy nic, począł spożywać kanapkę.

Ja zaś pomaszerowałam dalej. Kierując kroki ku wyjściu, zaczęłam pod nosem recytować nieco dziecinny wierszyk:

 

„Anioł i diabeł w jednym żyli ciele,

jeden powściągliwy, drugi pragnął śmielej.

I choć każdy mógłby pójść w odwrotną stronę,

to zostali razem – bo pachniało domem”.

 

Żyli na tym świecie ludzie, którzy woleliby, bym się nigdy nie narodziła. Byli też i tacy, co próbowali zaszufladkować „mła” do jednoznacznej kategorii. Poznałam jednak i tych, którzy pokochali Joannę Jatkowską, za to, jaka po prostu istniała. „A kimże byłam, zapytacie?”. Przecież to jasne od samego początku…

Byłam, jestem i zawsze będę, po prostu sobą. Jedynym w swoim rodzaju – „nieidałem”.

 

//

 

Dziękuję wszystkim, którzy przeżyli ze mną wspólną podróż. Zwłaszcza tym, przyznającym gwiazdki, łapki czy inne formy wsparcia. Nieco ubolewam, iż tak mało z was zechciało podzielić się swoją opinią w komentarzu. Wdzięczna jednak jestem, że poświęciliście mi kilka minutek ze swojego dnia codziennego i mam ogromną nadzieję, iż nie był to czas stracony. Pociąg pod nazwą „Zdzi*ra-Gwiazdeczka” dojechał bezpiecznie do stacji przeznaczenia i teraz już sam może wytyczać kolejne trasy. Żywię nadzieję, że z całej historii wyciągnęliście coś dla siebie i przesłanie, które zawarłam w obydwu częściach, okazało się dla was cenne. Raz jeszcze dziękuję za waszą obecność. Bez dobrego słowa i motywacji, jaką mnie częstowaliście, zapewne nigdy nie skończyłabym tej serii. „Czy było warto ją napisać?”. Pewnie, że tak. Piszę przecież po to, by ktoś „mnie czytał”. A skoro się tutaj zjawiliście, mogę czuć się spełniona. Nie zasypiam jednak gruszek w popiele i pewnie za jakiś czas powrócę z czymś nowym. Bo skoro paluszki świerzbią, trzeba dać im szansę się wykazać.

Pozdrawiam was najserdeczniej i życzę powodzenia, wszelakich sukcesów i uśmiechu na każdy nowo rozpoczęty dzień. Pozostańcie zdrowi i głodni historii, które opowiada najlepsza inspiracja, czyli samo życie:).

– Kocwiaczek

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Shogun 28.02.2021
    I jest bonusik :D
    Świetny!
    Idealna równowaga, na początku Anioł ?, na końcu zaś Diabeł ?
    I wszyscy usatysfakcjonowani, dlatego ze sobą zostali i dlatego...
    że jedno i drugie to ona ;)

    Ze swej strony, również dziękuję za możliwość przeżycia kolejnej historii ;D

    Ps to się okaże, ale również mam nadzieję, że będą kiedyś tak beztroscy ;)

    Kłaniam się pięknie i nisko.
  • Kocwiaczek 28.02.2021
    Dzięki, Shu:) Mam nadzieję, że za jakiś czas przeczytam o dalszych losach twoich bohaterów;)
  • Shogun 28.02.2021
    Kocwiaczek oby wena pozwoliła ;)
  • Kocwiaczek 28.02.2021
    Shogun, z weną jest tak, że czasem z pozoru zupełnie nic-nieznaczące rzeczy, mogą okazać się clue całej sytuacji. Wystarczy jedna myśl, należycie "obudowana" w dodatkowe niuanse, a okazuje się, że rozdział napisał się sam. Ja tak miałam, więc dlaczego u innych ma być inaczej:)
  • Shogun 28.02.2021
    Kocwiaczek to prawda :) Oby i więc w moim przypadku tak było :)
  • Bajkopisarz 28.02.2021
    A który to rok? Pasowałby 1994, dobrze wnioskuję?
    Trochę nie rozumiem tej sceny z ojcem na końcu. Co nagle spowodowało, że postanowiła go wydać, choć wziął jej winę na siebie? Czy miałby to być dowód na to, ze Anielica nie jest do końca jeszcze pogodzona i usatysfakcjonowana? Że wciąż grają w niej anioł i diabeł i co jakiś czas jeden z nich zdobywa przewagę? Jeśli tak, to prędzej czy później wywinie kolejny numer, uderzając w kolejna osobę, mniej lub bardziej winną. Może się dobrze domyślam, ale tylko domyślam, bo ta akcja jest „bez dania racji”. Słówko naprowadzenia byłoby mile widziane.

    Ogólnie jednak bardzo dobre opowiadanie, kawał porządnej roboty. Skomplikowane losy bohaterki, intrygi, plany, zwroty akcji – wszystko jest. Raz się kibicuje temu, raz tamtemu, nikt nie jest przesłodzony. Naturalne i wiarygodne postacie to na pewno Twoja mocna strona.
    Dobrze się czytało, na pewno nie był to zmarnowany czas ?
  • Kocwiaczek 28.02.2021
    Też mi się zdaje, że 94. Jednak nie byłam pewna piosenki, której szukałam i szukałam, ale znaleźć nie mogłam. Co do sceny pozostawiam interpretację dla was:) Winy Anieli nie wziął, jedynie Jadzi, którą i tak na upartego szło, by wybronić, ponieważ było to zabójstwo niejako w samoobronie. Scena ma jedynie ukazać, że moja bohaterka nie jest albo taka, albo taka. Anioł i Diabeł grają w jej duszy po równo. Pozwoliła staruszkowi przeżyć kilka lat jako "Pan", po to by na końcu uświadomić mu, że niektóre zbrodnie nigdy nie zostaną wybaczone. To samo dotyczy jej dokonań...

    A błędzików żadnych nie było? Bo nie wiem czy mam zamknąć ostatnią stronnicę i dodawać okładkę:D
  • Bajkopisarz 28.02.2021
    Kocwiaczek - nie widziałem żadnych błędów ;)
    1994 pasuje, ale możesz dać na samym początku info "Parę lat później" albo "Jakiś czas później".
  • Kocwiaczek 28.02.2021
    Bajkopisarz, oki, tak zrobię :)
  • Trzy Cztery 01.03.2021
    Wielkie dzięki, Kocwiaczku, za przygodę, jaką było poznawanie losów i rozterek Anielicy.

    Na 100 % będę czytała Twoje nowe produkcje, jeśli się pojawią.

    Wprawdzie ciężko przechodziłam przez sceny z opisami szczególnego okrucieństwa (wciąż nie wierzę, że szewc przeżył...), czytając podziwiałam pomysły, akcję, jej zwroty i Twój pisarski styl.
    Energia, humor (no tak, mimo wszystko wciąż wyczuwalny humor), swoisty język, ze znamionami jakiegoś osobistego slangu – to było dla mnie wciągające i ciekawe.

    Co do „napraw” tego odcinka... Bajkopisarz przymknął oko, a mi coś tam w oko wpadło, no to napiszę, co.

    1. Warto poprawić „docinek” na „docinków” ( kogo? czego? - docinków. Jak przecinków, ścinków):
    „To pestka w porównaniu do miło spędzonego czasu, kupy śmiechu, DOCINEK pełnych podtekstów i gorących nocy”.

    2. Marlin można zamienić na Marilyn:

    „Wiatr targał spiętymi klamrą włosami, a sukienka podwijała się do góry jak U MARLIN Monroe”.

    3. Tu możesz pomyśleć nad „wciśnięciem” i „ściśnięciem” . Może pierwsze zamień na „wsunięcie”?

    WCISNĘŁAM dłoń w kieszeń na zadku i ŚCISNĘŁAM mocno przez materiał.

    4.Brakuje „się”:

    - przekrzywiła się:

    „Klapki leżały porozrzucane nieopodal, ramiączko kiecki zjechało do dołu, a góra męskiego T-shirtu PRZEKRZYWIŁA, ukazując wydatne kości obojczyka.

    - zakrztusił się:

    "Zgodnie z oczekiwaniem, tatuńcio na mój widok upuścił łyżkę i o mało nie ZAKRZTUSIŁ kawałkiem ziemniora".

    5.Powtórzenia:

    - tylko

    „Słońce zaszło już całkowicie i TYLKO nikłe światło księżyca sprawiało, że twarz ukochanego wyglądała dojrzalej i bardziej drapieżnie. Oczy błyszczały, a na wargach błąkał się delikatny uśmieszek. Wpiłam więc usta w mięciutkie poduszeczki i pozwoliłam pląsać językowi w TYLKO jemu znanym tańcu.

    - zatrzaśnięciu

    „Nawet po ZATRZAŚNIĘCIU drzwi, słyszałam odgłosy uderzeń, mieszające się z dźwiękami szarpaniny. Strażnik odprowadził mnie bez słowa do swojego posterunku. Tam, po ZATRZAŚNIĘCIU krat...”

    6.A tutaj nie wiadomo, czy zakręcili się, każde osobno, wokół własnej osi, czy jak. W ogóle – w moim odczuciu – trochę słabe zdanie:

    „ ...porwał swoją lejdi w objęcia.
    Zakręciwszy kilka razy wokół własnej osi, w końcu stanęliśmy boso na mokrym piasku.

    Pewnie nie ze wszystkich moich uwag skorzystasz, ale może jakaś się przyda. Pozdrawiam serdecznie.
  • Kocwiaczek 01.03.2021
    Bardzo dziękuję za dobre słowo, wsparcie i motywację do dalszej pracy:) Wrócę z roboty, to naniosę to i owo. W niektórych przypadkach specjalnie zrezygnowałam z "się" i tak myślałam, że je wskażesz;) Ale z większości na pewno skorzystam, a może i przeredaguję zdania z tym "się". Raz jeszcze ogromne dzięki. Niezwykle mi miło, iż pomimo tak małego odzewu w komentarzach, były osoby, które czytały zza winkla :D To ogromna radość dla autora. Wdzięczna jestem bardzo, bardzo, bardzo:) Pozdrowienia i do napisania za jakiś czas :)
  • Kocwiaczek 01.03.2021
    Poprawione wszystko :) Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania