Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Gwiazdeczka cz. XX (Zdzi*a tom II) – ostatnia

Zamknęłam oczy, nie mogÄ…c przezwyciężyć rozdzierajÄ…cego w piersiach bólu. Bez wzglÄ™du na fakt kto oberwaÅ‚, wiedziaÅ‚am, że bÄ™dÄ™ za nim tÄ™sknić. MogÅ‚am żywić urazÄ™ i niechęć, ale i tak wszyscy byli mi bliscy. „Dlaczego jednak stwierdziÅ‚am, iż doszÅ‚o do ostatecznoÅ›ci?” Pewnie z uwagi na gÅ‚uchy odgÅ‚os upadajÄ…cego na podÅ‚ogÄ™ ciaÅ‚a. Do tego doszedÅ‚ zapach krwi, która trysnęła wprost na moje wÅ‚osy i pochlapaÅ‚a splecione na gÅ‚owie dÅ‚onie. No i ta cisza jak makiem zasiaÅ‚. O dziwo, zero krzyku. Tylko niezrozumiaÅ‚e charczenie, zupeÅ‚nie niepodobne do jakiegokolwiek ludzkiego odgÅ‚osu…

A ja po prostu trwaÅ‚am w zawieszce. ZÅ‚apawszy rÄ™koma za gÅ‚owÄ™, wplÄ…tujÄ…c palce w kosmyki. ZaÅ‚amujÄ…c siÄ™ po raz kolejny. Bo przecież znowu ktoÅ› przeze mnie umieraÅ‚. Bezsensownie i zupeÅ‚nie niepotrzebnie. „Tak, baÅ‚am siÄ™. Och, jak cholernie oblewaÅ‚ mnie strach na myÅ›l o podniesieniu Å‚ba…”.

Pierwszy odezwaÅ‚ siÄ™ ojciec. Poźniej MichaÅ‚. Powtarzane raz za razem: „Nie! Nie!”, sprawiÅ‚o, że wÅ‚osy stanęły na Anielskim karku. Z myÅ›lÄ…: „tylko nie Jadzia”, uniosÅ‚am kapuÅ›ciany głąb. Wówczas ujrzaÅ‚am rodzicielkÄ™…

Jatkowska stała w rozkroku i trzymała w dłoniach uniesionego Colta. Była sparaliżowana zarówno strachem, jak i determinacją. Jej dłonie jednak wcale nie drżały, a stopy trzymały podłoża niczym przyklejone do klepki. Oczy, nie spuszczały wzroku z obranego zawczasu celu. Znałam to spojrzenie. Widziałam je w lustrze praktycznie każdego dnia.

Po moich policzkach potoczyÅ‚y siÄ™ Å‚zy. Wielkie jak grochy, spadaÅ‚y jedne po drugich na wyuzdanÄ… kieckÄ™. Koronka wiaÅ‚a pustkÄ…. Rozpierdas znacznie siÄ™ poszerzyÅ‚, gdy siedziaÅ‚am na podÅ‚odze, toteż matka uzyskaÅ‚a Å‚atwy dostÄ™p do pistoletu. Nie byÅ‚o już sensu poprawiać sukienki. OtarÅ‚am wiÄ™c wilgoć wierzchem dÅ‚oni i przeniosÅ‚am spojrzenie na nieruchome ciaÅ‚o „macochy”. Krew ciekÅ‚a strumyczkiem z rany na szyi, pozostawiajÄ…c mokrÄ… plamÄ™ w okolicy gÅ‚owy denatki. „Klepka wchÅ‚onęła kolejnÄ… dawkÄ™ nawozu”.

Bez emocji odwróciÅ‚am wzrok. Moje myÅ›li powróciÅ‚y do chwili najgorszego zaÅ‚amania kapitan. Krzyku i tÅ‚uczenia Å‚bem o wytapetowanÄ… na czerwono Å›cianÄ™. „Jak mógÅ‚ mi to zrobić?!” – pytaÅ‚a i Å‚kaÅ‚a jednoczeÅ›nie. ZostaÅ‚a zdradzona w najbardziej ohydny sposób. Dla konkubenta usunęła ciążę. ChciaÅ‚ jÄ… mieć na wyłączność, a dzieci tylko komplikowaÅ‚y sprawÄ™. UwierzyÅ‚a w każde wypowiadane przez Å‚achudrÄ™ sÅ‚owo. Jak tombak przypomina zÅ‚oto, tak on stanowiÅ‚ jedynie imitacjÄ… wiernego mężczyzny. PozbawiÅ‚am nÄ™dznika żywota, ale byÅ‚o już stanowczo za późno. Zarówno dla pÅ‚odu w Å‚onie, jak i jego matki…

Dorota zaczęła siÄ™ zmieniać. DotÄ…d uÅ›miechniÄ™ta i beztroska, szybko zgubiÅ‚a radość i paÅ‚aÅ‚a nieograniczonÄ… rzÄ…dzÄ… zemsty. Każdy facet staÅ‚ siÄ™ potencjalnym kandydatem do uciÄ™cia jajec. OdziedziczyÅ‚a po fagasie „Mokre majteczki”, które przeksztaÅ‚ciÅ‚a w podwójny biznes. Doskonale wiedziaÅ‚am, że byÅ‚a tajniakiem. Jak mogÅ‚abym nie zauważyć? Przecież całą swojÄ… niespeÅ‚nionÄ… miÅ‚ość przelaÅ‚a wÅ‚aÅ›nie na mnie. ByÅ‚am jej „córuchnÄ…”, nastÄ™pczyniÄ… i powiernikiem najciemniejszych sekretów. BroniÄ… w zanadrzu, zawsze gotowÄ… na kiwniÄ™cie Doloresowym paluszkiem. Jednakże w koÅ„cu staÅ‚o siÄ™ to zbyt mÄ™czÄ…ce.

KontrolowaÅ‚a mnie i szantażowaÅ‚a. PÅ‚aczem i atakami furii wymuszaÅ‚a kolejne przyrzeczenia i przysÅ‚ugi. Nawet, gdy doktor PaweÅ‚ dawno spoczywaÅ‚ na dnie rzeki i tak ciÄ…gle podkreÅ›laÅ‚a, iż byÅ‚am zbyt Å‚atwowierna. Dopiero po wybÅ‚aganiu, by pozwoliÅ‚a mi po zakoÅ„czonej akcji w kasynie zaÅ‚atwić sprawy w domu, mogÅ‚am siÄ™ jakoÅ› wyrwać. Nie byÅ‚am gÅ‚upia. Zawsze z tyÅ‚u gÅ‚owy czaiÅ‚a siÄ™ myÅ›l, że coÅ› w naszych relacjach zgrzytaÅ‚o. Już gdy wspieraÅ‚a kochanka w „Mokrych”, najmujÄ…c mnie do pomocy w recepcji, pojęłam, iż nigdy nie otrzymam od niej niczego bezinteresownie. Nie byÅ‚o mowy o prawdziwej rodzicielskiej miÅ‚oÅ›ci. Nie kiedy, ktoÅ› oferuje ci wsparcie, a za chwilÄ™ po najmniejszej oznace dobrego serca, niemal wyrzuca na bruk. Dlatego wÅ‚aÅ›nie zamieszkaÅ‚am z JJ-em. By przygotować nas obie do rozstania...

Czy zamierzałam po niej płakać? Nie. Nie ryczałam na tej pieprzonej klepce z powodu tęsknoty za utraconą kobiecą radością. Było mi szkoda kapitan, ale miałam świadomość, że tak pewnie zakończy swe dni. Bardziej bałam się o Jadzinkę i o to, jaki wpływ będzie na nią miał popełniony czyn. Dlatego właśnie po długiej chwili ciszy, kiedy nikt z zebranych nie był w stanie wykonać najmniejszego ruchu, w obawie, iż Jadwiga strzeli ponownie, podniosłam wzrok i cicho wyszeptałam:

– CoÅ› ty najlepszego zrobiÅ‚a?

Matka opuściła dłonie i spokojnie odłożyła broń na regał. Następnie powróciła spojrzeniem do zwłok, po czym przyjrzała się mojej twarzy i pokiwała głową, mówiąc:

– StwardniaÅ‚am. – GÅ‚os brzmiaÅ‚ stanowczo i pewnie. – Tak, jak już dawno powinnam.

PodaÅ‚a mi rÄ™kÄ™, bym wstaÅ‚a. UchwyciÅ‚am jej i podźwignęłam siÄ™ do góry. PrzytuliÅ‚am lekko skulone ciaÅ‚o, które naraz zadrżaÅ‚o od mimowolnego pÅ‚aczu. „Ta dzielna, wspaniaÅ‚a kobietka byÅ‚a silniejsza niż ja kiedykolwiek”.

Później przyłączyÅ‚ siÄ™ do nas ojciec. Z trudem podniósÅ‚ dupsko z podÅ‚ogi i kuÅ›tykajÄ…c podszedÅ‚ do rodziny, by objąć żonÄ™ i córkÄ™ z czuÅ‚oÅ›ciÄ…, o którÄ… nigdy go nie podejrzewaÅ‚am. StaliÅ›my tak, wyjÄ…c jak kojoty do księżyca i gojÄ…c stare rany. WiedziaÅ‚am, iż niektóre nigdy siÄ™ nie zasklepiÄ…, tak jak u JÄ™drzeja. Jednak przez tÄ™ jednÄ… krótkÄ… chwilÄ™, zadry przestaÅ‚y przeszkadzać. PrzykleiÅ‚am plasterek i owinęłam bandażem, by nie ocieraÅ‚y boleÅ›nie o ubrania. MogÅ‚am to zrobić, chociaż wiedziaÅ‚am, że dopóki do koÅ„ca nie wyrwÄ™ drzazg, skóra nie powróci do stanu poczÄ…tkowego. „Ale czy to w ogóle byÅ‚o kiedykolwiek możliwe?”.

Reszta dziaÅ‚a siÄ™ zbyt szybko, bym mogÅ‚a żywiej zareagować. MichaÅ‚ wezwaÅ‚ gliny. Ojciec przyznaÅ‚ siÄ™ do gwaÅ‚tu, kÅ‚amiÄ…c przy tym, iż to on zastrzeliÅ‚ LoresiÅ„skÄ…. Mój przyjaciel zawczasu wytarÅ‚ Å›lady na broni, maskujÄ…c je odciskami Jakubowych paluchów. Dlaczego Å‚achudra to zrobiÅ‚? Szczerze, nie wiem. Może baÅ‚ siÄ™, że skoro byÅ‚yÅ›my zdolne do pociÄ…gania za spust, to i jemu zrobimy „pif-paf”?

Jadziunia jednak nie oponowała. Ja również. Chociaż tyle mógł dla nas zrobić. Albo dla samego siebie. W każdym razie mały Mi zadbał, byśmy nie musiały już więcej oglądać degenerucha na oczy.

Co byÅ‚o potem? Nie, nie sÅ‚odka beztroska, a ból, pot i Å‚zy. Tym razem jednak bez zbÄ™dnej krwi. ZostaÅ‚am przy matce i poszÅ‚yÅ›my wspólnie na rodzinnÄ… terapiÄ™. UdanÄ… zresztÄ…. ZwÅ‚aszcza dla Jadzi, która pogodziÅ‚a siÄ™ z samÄ… sobÄ… i potrafiÅ‚a w koÅ„cu ujrzeć Å›wiat w jaÅ›niejszych barwach. Psiarski psychiatra znaÅ‚ całą naszÄ… sprawÄ™ i wszystkie fakty. MiaÅ‚ też Å›wiadomość, że stary niesÅ‚usznie odsiadywaÅ‚ wyrok za odpalenie kapitan. W koÅ„cu ojciec wziÄ…Å‚ sobie owÄ… zbrodniÄ™ tylko dla picu, by uchronić zad przed współwięźniami. „Morderca gliny” brzmiaÅ‚o dumniej w porównaniu do „gwaÅ‚ciciela nieletnich”. W przypÅ‚ywie dobrej woli dopilnowaliÅ›my, by tylko zabójstwo widniaÅ‚o w jego wiÄ™ziennej kartotece. Nowo mianowany kapitan Elter już siÄ™ o to postaraÅ‚.

JeÅ›li zaÅ› chodzi o Ciemiężniki, to życie powróciÅ‚o do jako takiej normy. Szewc i Å›lusarz przez jakiÅ› czas byli hospitalizowani, a po powrocie kompletnie wyłączyli siÄ™ z życia wioski. Skupieni na znienawidzonej pracy, jakoÅ› brnÄ™li przez kolejne dni. Rzeźnik zaÅ› nadal graÅ‚ amanta jak z koziej dupy trÄ…ba. PuÅ›ciÅ‚am jego czyny pÅ‚azem, caÅ‚y czas majÄ…c w pamiÄ™ci obraz poharatanych pleców. „A niechaj mu tasak lekkim bÄ™dzie”.

Jerzy wystartowaÅ‚ w wyborach i zyskaÅ‚ przychylność mieszkaÅ„ców. Jak siÄ™ okazaÅ‚o byÅ‚ po studiach z politologii, które za pieniÄ…dze uciuÅ‚ane przez matkÄ™, ukoÅ„czyÅ‚ jeszcze zanim stanÄ…Å‚ po raz pierwszy z ojcem we szrankach. MichaÅ‚owi i Julianowi zeznaÅ‚, iż Dorota wtargnęła do domu w Å›rodku nocy i po krótkiej wymianie zdaÅ„ zastrzeliÅ‚a wójta. Wójtowa w tym czasie skÅ‚adaÅ‚a wizytÄ™ siostrze. Czarny skÅ‚amaÅ‚, że nie znaÅ‚ powodów przybycia kapitan. Później wyznaÅ‚ mi, iż byÅ‚ tak zesrany na widok Å›mierci ojca, że pognaÅ‚ z papierami nad strumieÅ„ i każdÄ… kartkÄ™ zmełł dokÅ‚adnie pod wodÄ…. Dowody gwaÅ‚tu nigdy wiÄ™c nie ujrzaÅ‚y Å›wiatÅ‚a dziennego. „Może to i dobrze? Przecież i tak wszystko byÅ‚o już mocno przedawnione…”.

Co zaÅ› siÄ™ tyczy mojej kondycji psychicznej, nie mogÅ‚am powiedzieć, iż czuÅ‚am siÄ™ w stu procentach uleczona. WybaczyÅ‚am sobie wiele win, ale to wcale nie oznaczaÅ‚o, że nie istniaÅ‚y. Już zawsze bÄ™dÄ™ nimi obciążona, ale „tylko Bóg miaÅ‚ mnie prawo oceniać”. PostanowiÅ‚am wiÄ™c nie odbierać mu tej niewysÅ‚owionej przyjemnoÅ›ci. CoÅ› jednak musiaÅ‚am ze sobÄ… zrobić. Nie chciaÅ‚am brnąć dalej w samozagÅ‚adÄ™. A zatem…

 

***

 

– No i co, rekruci? Dumni jesteÅ›cie z podjÄ™tej decyzji? – zapytaÅ‚em, lekko już poirytowany, że nowi jakoÅ› niespecjalnie dajÄ… siÄ™ zebrać do kupy. – JeÅ›li dalej bÄ™dziecie tak latać po caÅ‚ej hali, sprawiÄ™, iż szybko pożaÅ‚ujecie. Wierzcie mi lub nie, ale pod maskÄ… nabitego Å‚ysola, kryje siÄ™ prawdziwy Predator.

Gdzieniegdzie rozbrzmiaÅ‚y stÅ‚umione chichoty. „Ci zarozumiali gamonie nie mieli pojÄ™cia na co siÄ™ pisali”. UÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™ wiÄ™c ironicznie i nakazaÅ‚em towarzystwu zrobić po dwieÅ›cie pompek. „W rzyci, że to byÅ‚ ich pierwszy dzieÅ„ i nawet nie poznaÅ‚em żadnego z nazwisk. W koÅ„cu to ja wyznaczaÅ‚em zasady. Nie po to zdecydowaÅ‚em siÄ™ powrócić do treningów, żeby jakimÅ› chÅ‚ystkom pozwalać podskakiwać. Co to, to nie!”.

Z zadowoleniem zauważyÅ‚em, iż przy osiemdziesiÄ…tym podniesieniu tuÅ‚owia już ponad poÅ‚owa leżaÅ‚a plackiem na podÅ‚odze. Byli nieliczni, którzy walczyli dalej, jednak w koÅ„cu i oni polegli. „No! Tutaj jest wasze miejsce! Siadać mi grzecznie, Reksie!”.

– Macie mi coÅ› może do powiedzenia? – rzuciÅ‚em i przyÅ‚ożyÅ‚em rÄ™kÄ™ do ucha. – Nic jakoÅ› nie sÅ‚yszÄ™!

Po hali przeszły zasapane pomruki. Wydarłem więc szybko japę:

– JesteÅ›cie tego pewni?! Chcecie dokoÅ„czyć ćwiczenie?! Co siÄ™ mówi, rekruci?!

Popatrzyli po sobie i szybko chórem rzucili:

– Przepraszamy, sierżancie Jankowski!

Krew we mnie zawrzaÅ‚a. „Ja im kurwa dam! Jeszcze mi stopnieÅ„ pataÅ‚achy zaniżajÄ…!”. WziÄ…Å‚em wiÄ™c głęboki wdech, wyraźnie czerwony na gÄ™bie i już miaÅ‚em otwierać paszczÄ™, jednak z tÅ‚umu odezwaÅ‚ siÄ™ piskliwy kobiecy gÅ‚os:

– Poruczniku Jankowski, padalce!

Zamrugałem i wypuściłem powietrze bez słowa. Po chwili, wszyscy krzyknęli:

– Przepraszamy, poruczniku Jankowski!

PrychnÄ…Å‚em niemal bezgÅ‚oÅ›nie pod nosem. PorzÄ…dek zostaÅ‚ zachowany, zatem uniosÅ‚em kartki z nazwiskami, by wyczytać gogusiów i lalunie, z zamiarem podzielenia haÅ‚astry na mniejsze grupy. Niemal trzystuosobowa partia pierwszaków na pierwszy rzut oka nie napawaÅ‚a zbytnim optymizmem. No, ale zawsze jest dużo odrzutów. Pewnie tylko poÅ‚owa dotrze do koÅ„ca kursu. Jak to ktoÅ› powiedziaÅ‚: „życie to nie je bajka”. ZwÅ‚aszcza w milicji.

Mocno znudzony brnÄ…Å‚em przez listÄ™, gdy w koÅ„cu coÅ› mnÄ… targnęło. DotarÅ‚szy do litery „J” i nazwiska Jatkowska, mimowolnie wykrzyczaÅ‚em imiÄ™ Aniela. Ale tam wcale nie byÅ‚o litery „A”. Konsekwentnie, jak zawsze, kolejne „J” wjechaÅ‚o na tapetÄ™. PoprawiÅ‚em siÄ™ wiÄ™c szybko i z walÄ…cym, jak dzwon Zygmunt sercem, lustrowaÅ‚em twarze rekrutów…

Właścicielce personaliów trochę zajęło przedarcie się przez zastępy nowych kolegów i koleżanek. Kroczyła powoli, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jej biały podkoszulek i opięte na tyłku legginsy, przywoływały wspomnienie naszego pierwszego śniadania. Blond włosy znacznie dłuższymi falami opadały na ramiona i chociaż wiedziałem, że powinienem obsztorcować lejdi, iż ich nie związała, nie mogłem oderwać wzroku od błyszczących radością niebieskich tafli.

Podeszła do mnie i bez słowa wzięła przygotowany mundur. Obserwowałem ją czujnie, z trudem udając powściągliwość. Chociaż nikomu nigdy tego nie robiłem, sięgnąłem po plakietkę i zapiąłem agrafkę tuż ponad lewą piersią, umyślnie trzymając przez chwilę dłoń na kobiecym sercu. W tym samym czasie składała podpis na liście, wyszeptując ledwie słyszalnie pytanie:

– Jak smakowaÅ‚y?

Wiedziałem, iż chodziło o bułeczki. Nie odpowiedziałem jednak, zmuszając, by spojrzała mi w oczy. Kiedy po dłuższej chwili podniosła wzrok, powiedziałem coś, co właściwe było tylko w tym momencie.

– „Nadziejnie”. – KÄ…cik ust powÄ™drowaÅ‚ do góry. Za moment odwzajemniÅ‚a siÄ™ tym samym. Równie szybko spuÅ›ciÅ‚a wzrok i wydukaÅ‚a po cichu, oddajÄ…c mi listÄ™:

– To… do zobaczenia później. – ZmieszaÅ‚a siÄ™ i odwróciÅ‚a na piÄ™cie. MiaÅ‚em Å›wiadomość, że moje spojrzenie wypala dziurÄ™ na drobnych pleckach i niechybnie rozgrzewa policzki, ale po prostu nie mogÅ‚em inaczej. Joanna, Elżbieta i Aniela Jatkowskie w koÅ„cu wróciÅ‚y na chatÄ™! Tym razem braÅ‚em wszystkie w pakiecie i zamierzaÅ‚em dać im siebie w totalnym gratisie.

Bo przecież „free of charge”, to zawsze najlepsza cena.

 

//

 

Spokojnie, to jeszcze nie koniec :) Mam dla was bonusik w zanadrzu;) Wisienka na torcie być musi :D

Åšrednia ocena: 5.0  GÅ‚osów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Bajkopisarz 3 dni temu
    „Matka dobrze wiedziaÅ‚a, gdzie należaÅ‚o szukać”
    Przyznam, że nie rozumiem do czego to zdanie się odnosi
    „Moje myÅ›li powróciÅ‚y do chwili jej najgorszego zaÅ‚amania.”
    Zamiast zaimka napisz kogo, bo jej pasuje zarówno do Jadzi jak i Doroty
    „napawaÅ‚a zbyt optymistycznie.”
    Napawała zbytnim optymizmem
    „TrochÄ™ zajęło wÅ‚aÅ›cicielce personaliów”
    Może lepszy szyk: Właścicielce personaliów zajęło trochę
    Fragment od tego miejsca” Bez emocji odwróciÅ‚am wzrok” do tego „By przygotować nas obie do rozstania...” powinien być moim zdaniem w poprzednim rozdziale. Gdyby tam padÅ‚o wyjaÅ›nienie, nie byÅ‚oby takie wrażenia „diabeÅ‚ka z pudeÅ‚ka”.

    Generalnie super. Jadziunia i Colt świetnie się zgrały, muszę przyznać, że to mnie znów zaskoczyło, ale pasuje jak ulał. No i pozwala ładnie rozprowadzić akcję z resztą bohaterów, z których każdy dobrze kończy, nawet tatko w więzieniu zyskał szacun (choć może niekoniecznie ze strony strażników). Bardzom ciekaw co będzie w bonusie
  • Kocwiaczek 3 dni temu
    Dzięki, Bajko. Poprawię niebawem:)

    Z tym diabłem z pudełka, to jak często bywało w całej serii sam mnie nakierowałeś, że trzeba sprawę wyjaśnić. Poprzedni rozdział był bardzo długi i skupiał się na akcji, dlatego taka opisówka nieszczególnie mi pasowała wciśnięta pomiędzy dialogi. Tutaj po prostu mogłam popłynąć, bo cały rozdział bogaty jest w wyjaśnienia różnego rodzaju.

    A co do bonusa. "Uroczyście przyrzekam, że knuję coś....";) W sensie, że się trzymam i nie puszczam cugli do samego końca. Nie pozwolę wam się nudzić, a i sprawię, że cosik jeszcze ekstra się pojawi.

    P.S. mogę dziękować i dziękować bez końca za wszystkie poprawki, czytanie i poświęcony czas. A i tak będzie mało. Powiem więc, że jestem ci baaaaaaardzo wdzięczna. Pomogłeś mi przetrwać zastoje, niekiedy wskazałeś drogę. Jestem z siebie dumna, ale wiem, że to właśnie Ty i Shu, wasze wsparcie i ocena, pozwoliły mi doprowadzić całość do finału. Jesteście wielcy! :)
  • Bajkopisarz 3 dni temu
    A jeszcze jedno:
    "Jerzy wystartował w kolejnych wyborach" - tu ok, bo można przyjąć, że chodzi o wybory samorządowe 1990. Ale wybory do czego przegrał poprzednio? Mógł do Rady Narodowej, ale raczej nie na wójta. Chyba, że na sołtysa.
    Ojciec Jerzego mógł być też naczelnikiem miasta albo naczelnikiem gminy, ale na to stanowisko nie było wyborów tylko nominacja.
  • Kocwiaczek 3 dni temu
    A temu się muszę przyjrzeć. Jeszcze nie do końca ogarniam różnicę sołtys, a wójt. Wójt czytałam gdzieś, że jest wykonawczą władzą we wsi obok rady gminy. Doedukuję się i pewnie coś pozmieniam, albo dopowiem. Nie chcę by było nielogicznie.
  • Bajkopisarz 3 dni temu
    Kocwiaczek - tu przepraszam, bo ja z tych, co to w filmach których akcja ma miejsce w przeszłości, sprawdzają, czy dany samochód miał się prawo w nich pojawić :)
    Wybory na wójtów miały miejsce po raz pierwszy od dawna w 1990 roku. Jak było wcześniej to sprawdź dokładniej.
    To jest niestety ta trudność pisania o przeszłości. W klasycznych bajkach na przykład zawsze jest król lub królowa, ale tych nie było znowu tak wiele, więc łatwo by sprawdzić o którego chodzi. Natomiast jak się napisze "książę" to tych było tyle, że można fantazjować :) Drobiazg niby, bez wpływu na akcję właściwie, ale może i znaczący :)
  • Kocwiaczek 3 dni temu
    Bajkopisarz, i bardzo dobrze, że zwracasz uwagę. Dzięki temu wiele razy wyeliminowałam pomyłki:)
  • Shogun 3 dni temu
    Zajebiste! ;D

    Wiedziałem, że Dolores padnie, ale nie, że z rąk Jadziuni, jest zaskoczenie :)
    Cóż, bardzo dobrze to wszystko "rozłożyłaś", jeśli chodzi o losy bohaterów. Wszystko skończyło się w miarę "stabilnie" i życie toczy się dalej ;)
    No a co do zakończenia :D miodzio, miodzik... Niby nie wiedziałem, że tak to się skończy, ale jakoś gdzieś tak w głębi umysłu przewidywałem, że jeszcze się spotkają nasze "gołąbki" i to w jakich okolicznościach! No zacnie! :D

    Hmm... nie mogę się doczekać bonusika ;)
  • Kocwiaczek 3 dni temu
    Uff:) Ogromnie się cieszę, iż podołałam. Naniosę poprawki, to dopiero będzie cacy. Postaram się w bonusie również dać małe zaskoczenie. Bo lubię, mogę i "jara" mnie, jak wasza reakcja jest per "ale, że what?":D

    Tak jak napisaÅ‚am w komentarzu na post Bajki – bardzo Ci dziÄ™kujÄ™. Obydwu wam przez duże literki :D To byÅ‚a cudowna podróż (czasem goÅ‚ym tyÅ‚kiem po wyrwach), dla Ciebie kolejna zresztÄ… i nie umiem opisać wdziÄ™cznoÅ›ci za okazane wsparcie. Ale już zmykam, bo siÄ™ sentymentalna zrobiÅ‚am... ;)
  • Shogun 3 dni temu
    Kocwiaczek Ha! Czyli jednak Kociak ma coś z sadystki i lubi się nad czytelnikami "znęcać" powodując szok i zaskoczenie haha ;D

    Cała przyjemność po mojej stronie ;) Ha! Jam wytrwały podróżnik, dlatego już drugą z Tobą odbywam ;) Cóż, czasem i nawet zwykły czytelnik "poniesie" Autora, chyba taka też jego rola? ;)
    Ach... wiem coś o tym, dlatego też lecę, bom długo mógłbym jeszcze tutaj konwersować... ;)
  • Kocwiaczek 3 dni temu
    Shogun :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania