Poprzednie częściGwiazdeczka cz. I (Zdzi*a tom II)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Gwiazdeczka cz. XIII (Zdzi*a tom II)

Pierwsze, co zrobiłam, to pojechałam do Baśki. Pod wejściem standardowo tłoczyła się menelnia, toteż zapięłam płaszcz pod samą szyję i zaparkowałam Trampiego gdzieś pod ścianą budynku. Wychodząc z samochodu, skinęłam tylko zdumionemu moim odświeżonym lookiem Jerzemu, po czym weszłam do sklepu.

Kolejka nie była jakaś znaczna – ledwie dwie paniusie z rozwrzeszczaną gromadką bachorów. Nie mogłam powiedzieć, że nie lubiłam dzieci. Kiedyś może i będę chciała mieć własne, ale nie takie rozbrykane jak te "gówniaki" kręcące się pod nogami i drące jedne przez drugie, że chcą "Donaldy", "Turbo" czy "Bubbaloo". Istna masakra i skaranie boskie. A weź powiedz, że mamusia nie ma pieniędzy! Trzęsienie ziemi i gradobicie w jednym gwarantowane. No i ten nieustanny ryk... Ale już trudno. Musiałam się dzisiaj pokazać i poświęcić parę chwil, żeby zbudować alibi.

Odczekawszy okropne do przeżycia osiem minut, w końcu dotarłam do kasy. Pani Basia, właścicielka tego królestwa, a przy okazji największy plociuch we wsi od razu obrzuciła mnie taksującym spojrzeniem. Nie omieszkała przy tym wydać palącej od środka uwagi:

– A co się tak młoda Jatkowska odpindrzyła? Na potupajkę jakąś idzie czy co?

– Jaką tam znowu zabawę, pani Basiu. Tylko na kolację do komendantowej zaproszonam została. Trzeba się przecież ubrać w takie gości.

– No, no, słyszelim wszyscy jakeś wójtowemu pyska pierwej obiła. Ino chłopina teraz oczy za pannom wypatruje. A komendant wlizł mu w paradę. Dobrze, że ta żoneczka przy nim, bo by se człek jeszcze pomyślał, iż Jurusiowi się w konkury milicjant wpindala.

– Gdzież tam znowu. – Prychnęłam rozbawiona, szczerze mając ochotę pulchnemu babsztylowi pacnąć z liścia przez poliki. – Żeśmy z panią Elterową szybko przyjaźń nawiązały. A komendant, by musiał ślepcem zostać, żeby taką piękność porzucić. No ale nie ma co gadać, bo tam strawa pewno już stygnie. Da mi Pani Vermouth Badela i paczkę niebieskich Caro? Z pustymi rękami się na poczęstunek nie idzie. A no i jeszcze bym poprosiła pięć deko ptysi oraz tyleż samo rurek z kremem.

– Widzę, że panienka na bogato pędzi się bawić. W takim razie ptysi niech lepiej nie biere. Wczorajsze i już śmietana kwaśnieje. Może pampuchów z jagodami weźmie? Rano dzisiaj, jak i rurki robione.

– To pani dorzuci sześć tych parzaczków. A cukrem pudrem da radę z wierzchu posypać?

– Powinnam policzyć ekstra, ale niech stracę. Szepnie tylko panienka, że to od Baśki wszystko. Wiadomo, że dobra opinia u nowego komendanta się liczy.

– Naturalnie, pani Basiu. – Uśmiechnęłam się przymilnie, wciskając babie banknot i rezygnując z reszty. I tak wiedziałam, że pędem mi dupsko obsmaruje, z wchodzącą właśnie klientką. To chyba była Pasztelowa, czyli kolejny babol, co lubił pasjonować się życiem innych. Ukłoniłam głowę przed każdą z pożal się Boże dam i wyszłam szybko z przybytku.

Przed odjazdem chciałam zapalić fajka, ale zaaferowana jak najszybszą ucieczką zapomniałam kupić zapałek. Mowy nie było, by tam wrócić, toteż skinęłam ku świdrującemu mnie wzrokiem Jerzemu. Wyciągnęłam papierosa z opakowania i czekałam, aż sam "zajarzy, że mi się nie jarzy". Zgodnie z oczekiwaniami, pędem wyciągnął z kieszeni zmiętoloną paczkę matchesów. Na całe szczęście siarka była jeszcze zdatna do użytku.

Zaciągnąwszy się ostro, przytrzymałam dym w płucach. Lubiłam ten stan, gdy już prawie mnie dusiło, ale nie na tyle, by go wypuścić. Przypominało to robienie znienawidzonemu Jędrzejowi loda. Jeszcze skurwysyn zapłaci za obijanie moich migdałków...

Jurek przyglądał się umalowanej buźce szczerze zafascynowany. W końcu wypuściłam z ust kilka nierównych kółeczek. Wówczas zabrał głos:

– Czy możesz być jeszcze bardziej wyuzdana i pociągająca? Mało mi gały z orbit nie wylazły na twój widok.

– Ależ oczywiście, że mogę. – Oblizałam zachęcająco wargi językiem. Dobrze wiedział do czego ten mięsień był zdolny. – Mam jednak coś, co bardziej ci się teraz przyda.

– Szczerze nie wiem, czy cokolwiek jest w stanie przebić seks z tobą, ale zamieniam się w słuch – odparł nieźle już nakręcony, szybko jednak opanowując rządzę pod ostrzegawczym spojrzeniem, które mu posłałam. Nie w głowie mi były teraz harce z napuchniętym nochalem.

– Twój tatko najprawdopodobniej jest w posiadaniu mojej kartoteki medycznej. – Zniżyłam głos niemal do szeptu. – Zapewne to tymi dokumentami szantażuje szychy w całej wsi. Znajdź je, a będziesz miał sposób na pokonanie starucha.

– To by miało sens – odpowiedział po cichu, zamyślając się na chwilę. – Ma w pokoju biurowym sejf, jednak szyfru nie znam. Ale może matula coś wie na ten temat.

– I sądzisz, że ci pomoże? Nie wydaje mi się, by wciąganie w tę sprawę kolejnej osoby było dobrym pomysłem.

– A myślisz, że dlaczego matka na mnie zagłosowała? Jest jedyną osobą, która zna jego ciemną stronę. Jak i ja ma dość wójtowych sekretów i zabaw z "dziewczynkami", które tak chętnie w zamian za drobne przysługi odwiedzają tatuńcia w godzinach urzędowania.

– To dlaczego go do tej pory nie zdemaskowała? Skoro tak bardzo nienawidzi męża, to wcześniej czy później powinna coś z tym zrobić.

– Nigdy nie miała dowodów. A to o czym mówisz właśnie nim jest. Wiesz jednak, że istnieje ryzyko, iż twoja sprawa przy tej okazji wypłynie na światło dzienne? Nie boisz się skandalu i wytykania palcami?

– Jakbym już nie była uważana za dziwkę i dziewczynkę do bicia? – Parsknęłam teatralnym śmiechem, krzyżując spojrzenie z wychodzącą Pasztelową. W odpowiedzi zadarła swój wścibski nosek i pomaszerowała w przeciwną stronę. – Jebie mnie, co sobie myślą. Grunt, że sama wiem kim naprawdę jestem. Możesz zrobić z kartoteką, co zechcesz, bylebyś nie udupił przy okazji Jadziuni. Nikt nie może się dowiedzieć, że zawiozłeś mnie z nią do szpitala, jasne?

– Okej. Myślę, że coś wykombinuję. A tak naprawdę, dlaczego dajesz mi szansę się odegrać?

– Powiedzmy, że będzie to przysługa, dla innego stłamszonego przez rodziciela dzieciaka.

– Jakoś nie wierzę, iż nie chcesz nic w zamian. – Odwrócił się i puścił porozumiewawcze oczko do kompanów. Jak i ja musiał grać w swoim teatrzyku. – Wiesz, że możesz na mnie liczyć, nawet jeśli zechcesz tylko odreagować stres. W ten, czy inny sposób...

Pokręciłam z politowaniem głową. Koleś jeszcze nie zczaił, że stał się dla mnie narzędziem do odwrócenia uwagi. No ale trudno. Niechaj mu będzie.

– Pomyślę nad tym – odparłam i zgniotłam obcasem zrzuconego na ziemię peta. – Tymczasem rozpowiedz, jak kusząco ten płaszczyk opinał mi się na cyckach. Chcą widzieć we mnie prostytutę, więc zrób im tę przyjemność. Ja tymczasem się żegnam. Au revoir, mój drogi kawalerze.

Odwróciłam się na pięcie i przesadnie kręcąc tyłkiem, podreptałam w kierunku auta. Położywszy zakupy na fotelu pasażera, odpaliłam gruchota i częstując tabunem kurzu zebranych pod sklepem, pojechałam w stronę lokum państwa Elter. Przed odjazdem rzuciłam jeszcze spojrzenie na uśmiechniętą gębę Jerzego. Posłałam mu całusa we wstecznym lusterku. "A niech ma nagrodę za rozpuszczanie famy".

Domostwo Asenii i Michela było niewielkie, ale całkiem zmyślnie urządzone. Mały parterowy domek z ogrodem, a na podwórku ława z drewnianymi krzesełkami i kilka rzędów krzaczków porzeczek oraz aronii. Na gałęzi rozłożystego dębu zawieszona została huśtawka. Ostatnie promienie zachodzącego słońca nadawały wszystkiemu swojskiego wyglądu i całość napawała mimowolnym spokojem. Musiałam przyznać, że w takim miejscu mogłabym osiąść na stałe. "Może chociaż im się to uda? Kto wie?".

Zaparkowałam centralnie naprzeciwko furtki, tak by nie sposób było pomyśleć, iż mogłam odwiedzać kogokolwiek innego. Gdy wyciągałam zakupy ze środka, usłyszałam za sobą krzyk małej Kseni:

– Ciociu Joasiu, ciociu Joasiu!

– Co tam, skarbeńku? – zapytałam, gdy niemalże przylgnęła do lewego uda. – Aż tak cieszysz się na mój widok?

– No pewnie! – odparła, śmiejąc się od ucha do ucha. – Ale dlaczego tak późno? Mama pewnie zaraz będzie kazała mi iść spać. – Śmiesznie zmarszczyła nosek. – A ja chciałam się z tobą jeszcze pobawić.

– Damy radę, Krysiu, nie martw się o to – rzuciłam głośno, świadoma, że w sąsiednich oknach już podsłuchują okoliczne ciekawszczaki. – Zostaję na noc, więc jakby co, nawet rano zdążymy w coś pograć.

– Może w pomidora, albo koci-łapci? – spytała z nadzieją w głosie. Pokiwałam na to głową i odparłam. – W co tylko zechcesz, kruszynko. Mogą być nawet klasy, krowa czy guma. Ciocia lubi takie zabawy. – Podałam dziecince siatkę z pampuchami i rurkami. – To na deser po kolacji. Leć prędko, a ja pogadam jeszcze chwilę z mamusią.

Mała zachichotała w odpowiedzi i popędziła do środka, podczas gdy ja posłałam stojącej u progu Asenii porozumiewawcze spojrzenie. Ubrana była w dopasowaną spódnicę i białą koszulę z żabotem, podkreślającą uroczo talię osy. Rozejrzała się dookoła i zapytała po cichu.

– Potrzebujesz przykrywki, jak mniemam?

– Owszem, milady – ukłoniłam się i puściłam oczko – oraz drugiego auta, żeby się stąd niezauważenie wymknąć. Dacie radę mi coś skołować?

– Of course, absolument! – Michał wyrósł spod ziemi i objął "żonę" w pasie. – Ale najpierw musisz pograć z naszą dziewuszką. – Wyszczerzył szeroko paszczę. – No... niech mi pani powie, co obiecała Krystynce?

Wiedziałam, że błaganie o litość nic tutaj nie da, zatem rzucając w odpowiedzi: "pomidor", weszłam do środka.

No cóż, ze słowem danym dziecku, nie ma co żartować, prawda?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Anonim 27.12.2020
    Choć nie czytam Twojego dzieła całego, ten fragment przeczytałem. Zgadnij dlaczego? ;)
    Muszę powiedzieć, że to naprawdę dobrze napisany tekst, w którym znajduję tylko interpunkcję do poprawy. Jest i specyficzna mowa poszczególnych osób (Brawo!), jest i klimat, są i opisy, które często ujmują sedno sytuacji (jeszcze raz brawo!).
    W zasadzie nie ma się do czegoś przyczepić. A czy podobało mi się? Pewnie, że tak, ale musiałbym przeczytać całość, aby stwierdzić, że było naprawdę bardzo dobre. Niemniej sądzę, że wiele osób, które piszą po kilka lat, tworzy teksty o wiele gorsze, a zdaje się, że Ty piszesz około roku, prawda? Masz talent.

    Pozdrawiam
  • Kocwiaczek 27.12.2020
    Oj, pieką poliki :) Tak, interpunkcja jeszcze u mnie momentami leży i kwiczy. Jeśli masz jakieś przykłady, gdzie jest do poprawy, wal śmiało:D Nie do końca można powiedzieć, że piszę od roku. Wierszydła i inne straszydła piszę gdzieś od podstawówki. Pierwszy twór książkopodobny w wieku piętnastu lat. Kolejny jakieś 7 lat temu. No i teraz to od jakiegoś pół roku kontynuuję. Dużo się tutaj nauczyłam, więc każda uwaga jest na wagę złota. Bardzo mi miło, że się podobało, chociaż to rozdział z rodzaju soft;)

    A i wiem, wiem:D Muszę tylko coś mądrego wymyślić;)
  • Anonim 27.12.2020
    Kocwiaczek
    Wychodząc z samochodu skinęłam tylko zdumionemu moim odświeżonym lookiem Jerzemu, po czym weszłam do sklepu. - przecinek po "samochodu".
    Przed odjazdem chciałam odpalić fajka, ale zaaferowana, jak najszybszą ucieczką zapomniałam kupić zapałek. -- niepotrzebny przecinek przed "jak".
    To tylko 2 przykłady. Generalnie przecinkami oddziela sie: zdania podrzędne (w tym imiesłowowe - pierwszy przykład), wołacze, wtrącenia (tak, można powiedzieć, było), wyliczanie (ołówek, długopis i gumka) i może coś jeszcze, ale na pamięć nie znam. Natomiast nie oddzielamy zwykle imiesłowów przymiotnikowych (pachnący szedł drogą), określeń czasu (o pierwszej[,!] poszłam do sklepu) i miejsca (w domu[,!] byłam o trzeciej). Poza tym można czasem dawać przecinki w nietypowych miejscach, ale to juz kwestia wyczucia.
  • Kocwiaczek 27.12.2020
    Antoni Grycuk, dziękuję:) Poprawiłam. Postaram się zapamiętać.
  • Shogun 27.12.2020
    Jak zawsze świetnie :D
    Cóż, nie będę powtarzał superlatyw, które za każdym razem cisną mi się na usta, bo Pani Kocwiaczek wszystkie zna i wszystko wie ;) Dlatego przejdę do treści i co powiem? Po pierwsze to...
    Kurła, jaka ta wiocha paskudna, a faceci to już totalne dno. Same warchoły, menele, co tylko patrzą lubieżnymi paczyskami i wyobrażają sobie niecenzuralne rzeczy, mówiąc delikatnie, oczywiście.
    Matko, aż strach tam kobietą być...
    Swoją drogą, po prostu genialnie oddałaś klimat, takiej "wiochy" najgorszej z najgorszych, po prostu obskurnej i paskudnej, zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz.
    Dalej, matko, jak ja dobrze znam te "babska", jak ja dobrze znam plotkowanie, ciekawskie spojrzenia, "monitoring" WSZECHWIEDZĘ właściciela/właścicielki jedynego sklep we wsi... Ech, normalnie nic tylko flashbacki we łbie haha :D

    No, no, plan powoli wdrażany, budowane alibi, zbieranie informacji, dobrze, dobrze, niech się dzieje i niech się rozwija plan.
    No, ciekaw jestem tej "współpracy" matki Jerzego, na ile jest to realne...

    A końcóweczka? Miód i balsam na me malutkie serduszko... No po prostu śliczna :D

    Odpowiadając na pytanie:
    Nie, nie ma co żartować. Słowo dane dziecku święta rzecz :) I jak "pomidor" to "pomidor" ;)
  • Kocwiaczek 28.12.2020
    Uwielbiałam tę zabawę :) I jeszcze jedną, ale o niej później;) Nigdy nie sądziłam, że odnajdę fun w opisywaniu czegokolwiek, bo opisówka zawsze szła mi opornie. Jednak powroty do dziecinnych wspomnień wywołują tylko uśmiech. Chciałam tutaj pokazać ten rozdźwięk pomiędzy morderczą Anielą, sarkastyczną i krytyczną Joanną, a "ciocią Joasią", której serduszko mięknie przy małej uroczej dziewczynuni. Bajkopisarz mi ostatnio powiedział, że Gwiazdeczka nie może być normalna, ale i tak radzi sobie z dziecięcą traumą lepiej niż niejedna osoba po przejściach. Nie umiem określić jej pod względem "normalności", ale wiem jedno – z wszystkich prezentowanych tutaj postaci jest najbardziej "ludzka". Nie tylko zła czy dobra. Chociaż sama często zaniża swoją wartość, co jest zrozumiałe dla osoby skrzywdzonej, wielokrotnie pokazuje swoją lepszą stronę. Nawet będąc na takim totalnym zadupiu pełnym kłamliwych "kuta*ów" i zazdrosnych "pi*d" :] A co będzie, to będzie, zobaczymy:D Ja już zacieram rączki na kontynuację. Dzięki za dobre słowo, obecność, no i zabawę w nieśmiertelnego pomidora :)
  • Bajkopisarz 28.12.2020
    Trochę straszne. Z jednej strony bez mrugnięcia okiem robi krzywdę innym, jest bezwzględna i okrutna, a za chwilę przemienia się całkiem naturalnie w najukochańszą ciocię, która dziecku przychyliłaby nieba. Dwoistość natury, skrajność w skrajności. Oczywiście, dla psychiki Anieli to dobrze, bo daje pewien odpoczynek dla świadomości, ale biada tym, którzy się na jeden z tych obrazków nabiorą ?
  • Kocwiaczek 28.12.2020
    Kluczem do odpowiedzi jest tutaj ciągle przez nią powtarzane: " wiem jaka jestem naprawdę". Ale czy aby na pewno? I czy kiedykolwiek my się o tym dowiemy? :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania