Poprzednie częściGwiazdeczka cz. I (Zdzi*a tom II)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Gwiazdeczka cz. XII (Zdzi*a tom II)

Rozładowawszy złość, wykopując na środek podwórka ojcowskie papcie, pożegnałam pospiesznie Michała i wróciłam do domu. Wszystko zaczynało się dokumentnie pieprzyć i dowody ulatywały mi z rąk, razem z pomysłami na dalsze kroki. "Jebać to!" – rzuciłam, gdy usiadłam nad talerzem parującego kapuśniaku. Musiałam przyznać, iż załatwili mnie na cacy.

Sama nie wiem, co chciałam osiągnąć. Liczyłam, że po zdobyciu kartoteki, uzyskam dowód na zbiorowy gwałt. Oczywiście, że było za późno na jakiekolwiek śledztwo, czy oględziny miejsca przestępstwa. Miałam tylko świadków w postaci matki i Jerzego, ale nikt nie przyłapał staruchów na gorącym uczynku. "Co ja sobie myślałam?". Może miałam nadzieję, że uniknę rozlewu krwi? Gdyby to kiedykolwiek wchodziło w rachubę...

Pojedyncza łza spłynęła do talerza. "A nie mówiłam, że każdą zupę spierdolę?". Pomimo to zaczęłam dziubać łyżką w ziemniakach. W końcu i tak danie było słonawe, więc wielkiej szkody nie wyrządziłam.

– Myślałem, że jesteś twardsza – usłyszawszy głos rodziciela, zrezygnowana podniosłam głowę – a widzę tylko moją małą słodką dziewczynkę.

– Na twoim miejscu jeszcze bym się tak nie cieszyła – odpowiedziałam, biorąc siorb zupiny. Parzyła usta, co o dziwo działało na mnie kojąco. Człowiek przyzwyczajony do bólu, w końcu się uzależnia. – Na razie to ty ze zmasakrowaną gębą i prąciem siedzisz przykuty do fotela.

– Kwestia czasu. – Pochylił się, by nabrać zupy na zgarniętą wcześniej ze stołu łyżkę. – Nie możesz mnie wiecznie więzić. Mam przyjaciół i wszyscy nas znają. Jeśli nie planujesz morderstwa, nie widzę sensu dalszego ciągnięcia tej farsy.

Spojrzałam na niego i po raz pierwszy to zobaczyłam. Tę pewność siebie, pomieszaną z desperacją. Znałam to lepiej niż mógł sobie wyobrażać. Nawet w totalnie patowej sytuacji potrafiłam drapać gorzej niż jakikolwiek znany światu kot. Ojciec się bał, ale był zbyt dumny, by to przyznać. Jebany skurwysyn stworzył swoją idealną kopię.

– Czy kiedykolwiek żałowałeś tego co zrobiłeś? Miałeś może koszmary? Tęskniłeś za swoją córką? Pomyślałeś przez ułamek, chociaż milisekundę, jak bardzo mnie wtedy upokorzyliście? – wyplułam z takim jadem, że aż wypalało dziury w języku. – Powiedz mi, bo aż umieram z ciekawości!

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem – odparł, na pozór szczerze. – Zawsze byłaś moją księżniczką, tyle że z czasem zaczęłaś królować. A ten widok był zbyt pociągający, by się mu oprzeć.

– Miałam wtedy jedenaście lat! Jak możesz mówić, że czegokolwiek próbowałam?

– Wystarczyło na ciebie popatrzeć. Z zapatrzonej w tatusia córeczki stałaś się zimna i spoglądałaś na mnie z wyższością. Wypinałaś te swoje kształty, nęciłaś i prowokowałaś. Nawet umarlakowi, by stanął...

– I co, to miała być nauczka? Lekcja, którą postanowiłeś mi dać od życia? W czym niby powinno to pomóc?

– Chciałem byś znów była uległa. Pragnąłem utrzymać władzę i sprowadzić cię do poziomu, jak matkę. Nie sądziłem jednak, że zabawa okaże się iście wyborna.

– Zabawa, tak? To była dla ciebie rozrywka? Bicie mnie i gwałcenie? Przez jebane sześć lat, dzień po dniu?! – Zerwałam się na równe nogi. Miałam ochotę utopić chujozę w stojącym przed nim talerzu. – Masz pojęcie, że każdego dnia wstawałam z łóżka coraz bardziej obolała? Zdawałeś sobie sprawę, że musiałam ukrywać się pod stertą ubrań, aby zakryć siniaki? Czy kiedykolwiek przeszło ci przez myśl, iż nie tędy droga?

– Nie. I szczerze mam to w dupie. Jesteś już za duża, by próbować coś zmienić. Zawsze będziesz patrzeć na mnie z góry. A szkoda, bo mogłoby się nam udać...

– Niby co? – prychnęłam, ledwo powstrzymując napływające łzy. – Może mam nadal rozkładać nogi w nadziei, że kiedyś mnie pokochasz?

– Ależ ja cię kocham, myszko. – Uśmiechnął się potulnie. – Tyle, że już nieco inaczej.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem. "Jakim cudem matka mogła żywić nadzieję, że coś z tego będzie?". On nie miał w sobie żadnych ludzkich odruchów. Zdecydowałam się więc na ostateczny test.

Z piekącymi od emocji policzkami zdjęłam z siebie sukienkę. Rozpuściłam włosy i zaczęłam wskazywać jedną po drugiej bliznę. Najpierw głowa, potem ucho. Następnie usiany brzuch. Małe rozcięcie na policzku, które nikło tylko pod wpływem gorącej wody... Drugi raz w życiu pozwalałam na siebie patrzeć. Niech w końcu ujrzy, co najlepszego zrobili. Może chociaż to otworzy mu oczy.

– Niezły pokaz, Gwiazdeczko. – Odgłos klaskania przeciął powietrze, kolejny raz z całym impetem uderzając w moją dumę. – Nie wiedziałem, że tak łatwo się dla mnie rozbierzesz.

"That's it!". Koniec. Nie było odwrotu. Porwałam sukienkę z podłogi i plunąwszy mu w twarz, opuściłam pomieszczenie bez słowa. W przedpokoju czekała na mnie matka. Szepnęłam tylko, że próbowałam, na co pokiwała głową ze zrozumieniem. Chciała mnie dotknąć, ale się uchyliłam. Nikt nie powinien zobaczyć tego załamania. Nikomu na to już nie pozwolę.

Pobiegłam do łazienki. Usiadłam na kiblu i rozryczałam się tak, jak tylko jeden raz w życiu. Lekarz klepał mnie wówczas po plecach i dodawał otuchy. Teraz nie miałam nikogo. Nawet Jadziunia nie była w stanie mi pomóc. Zrobiłam więc to, co należało uczynić już dawno.

Odkręciłam kran umywalki i zdjęłam bieliznę. Powtarzając zachowanie Andrzeja umyłam się pobieżnie i osuszyłam ręcznikiem do rąk. Naga wyszłam z toalety. Nie zważając na zdumione spojrzenie Jadwigi, skręciłam do swojego pokoju. Wyjęłam torbę i wyciągnęłam ubrania, kosmetyki, wodę utlenioną oraz farbę do włosów. Potem wróciłam do łazienki. Obcisła czerwona sukienka i koronkowe pończochy wisiały smętnie na sznurkach zawieszonych u sufitu, podczas gdy ja nakładałam kolejne porcje farby na kłaki. "Chuj, że je najpewniej spalę". Mam dosyć tej fałszywej skorupy.

Gdy skończyłam z włosami, zabrałam się za make-up. Ciemna konturówka jeszcze nigdy tak mocno nie drżała mi w dłoni. Pomimo to, perfekcyjnie zrobiłam kreski i oczy od razu nabrały chłodnego wyrazu. Czarna maskara i resztki czerwonej szminki dopełniły dzieła. Po zmyciu i wysuszeniu kudłów, znów byłam sobą.

Brakowało mi ulubionych szpilek, ale dałam sobie spokój. Czarne pantofle na średnim obcasie zrobiły robotę. Raz jeszcze spojrzałam w lustro i opuściłam pomieszczenie.

Równym krokiem podążyłam do salonu. Podeszłam do ojca i celowo podsunęłam zderzaki pod obity pysk. Oczy rozbłysły mu niemal natychmiast, a wypukłość w spodniach uwydatniła. Dla niektórych nie było już ratunku...

– To się nazywa prowokowanie. – Podniosłam mu twarz za szczękę. – Mam nadzieję, że spodobam się temu, który będzie dzisiaj jęczał nade mną. A ty tatku, żałuj. Bo już nigdy nie będziesz mógł zamoczyć... – z tymi słowami, wyciągnęłam naprężonego fiuta z gaci, pociągnęłam z całej siły do góry i gwałtownie zgięłam w pół. Erekcja ustąpiła równie szybko, jak przeraźliwy ryk przeciął powietrze. "Ktoś by pomyślał, że chuja się nie da złamać". Małe liźnięcie medycyny i charakterystyczny trzask otoczki białawej oraz ciał jamistych gotowy. To właśnie była potęga nauki.

Wychodząc z pokoju rzuciłam ostatnie słowa do przerażonej matki:

– Nie waż się go wieźć do lekarza. Zresztą i tak zabieram auto. Pamiętaj, że jeśli nie mnie, z chęcią zrobiłby to innej małej dziewczynce. Teraz już nikogo nie skrzywdzi. Jeśli wierzyłaś, iż się zmieni, to przykro mi, ale byłaś równie głupia, jak ja, gdy zabiłam pierwszą ofiarę. Ludzie się nie zmieniają. Tylko twardnieją z czasem. Ty też powinnaś. – Cmoknęłam ją w policzek. – Wrócę. Chociaż teraz już sama nie wiem, czy jeszcze tego chcesz...

Na przedpokoju narzuciłam płaszcz. Zgarnięta wcześniej broń idealnie wpasowała się w jego kieszeń. Serce boleśnie ciążyło w piersi, gdy odpalałam garbusa. Potrafiłam tylko niszczyć. Ale przynajmniej byłam w tym dobra.

"Hello again, Vendetta". Zabieram cię na przejażdżkę, której nikt nie zapomni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Bajkopisarz 20.12.2020
    Au! Zabolał mnie ten opis okrutnej zemsty... Jestem chyba zbyt empatyczny :) Ale to... to boli!
    Zdecydowanie powinno być jakieś ostrzeżenie.

    No to mamy ten punkt zniknięcia statku kosmicznego za księżycem. Już nie ma drogi odwrotu, można tylko czekać, aż się wyłoni z drugiej strony.
    Musi to być naprawdę głęboka i prowincja i patologia, że nikt się nie zainteresował sprawą gwałconej jedenastolatki, ale rzecz jak najbardziej możliwa, co pokazują życiowe przykłady.
    NIe wiem jak jest ze skrzywieniami psychicznym - Gwiazdeczka na pewno nie jest normalna , chociaż po takiej traumie to i tak się dobrze trzyma, aż za dobrze.
  • Kocwiaczek 20.12.2020
    Osoby skrzywdzone mają to do siebie, że nigdy nie zapominają. Mogą mówić, że jest dobrze, nie pamiętają, wypierają, ale wystarczy tylko bodziec, swoisty "klick", aby wszystko wróciło. Anieli wystarczyło, że ojciec nie wykazał krztyny skruchy. Są zabawki, których się nie da naprawić. Pinokio przerósł Dżepetta. A sznurki już moczą się w krwi...
  • Kocwiaczek 20.12.2020
    we*
  • Shogun 21.12.2020
    Au! Przez ten opis, aż mnie zabolało... Może nie powinienem tak mówić, ale no... siła wyższa...

    Czyli gnój nie zdał testu, nie ma ratunku, koniec z nim.
    Nastał moment zwrotny, kulminacyjny, "ludzie się nie zmieniają, tylko twardnieją z czasem" - tak.
    Nastał czas Vendetty... Anioł Zniszczenia w końcu rozłoży skrzydła i obróci wrogów w pył...
    A przynajmniej taką mam nadzieję.
    Przekonamy się z czasem...
    Bo za to co było, zemsta się należy...
  • Kocwiaczek 21.12.2020
    Hehe, jak to dobrze w takim razie, że mnie nie może zaboleć :D Ale skoro was, panowie boli nawet sam opis, to chyba wyszło realnie :D No starała się Joanna... Chciała dobrze, pragnęła dać szansę. Tyle tylko, iż niektórzy po prostu na nią nie zasługują, jak widać na załączonym obrazku... Chociaż... Co będzie, to będzie i okaże się z czasem;)
  • Shogun 21.12.2020
    Kocwiaczek Hmm... hmm... brzmi podejrzanie... ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania