haibun _ Dogasanie ciszy
Za mną Słońce budziło się do wschodu, przede mną mały kościółek, a za nim wąska uliczka. Skręciłem, za kilkadziesiąt metrów jakby nożem ulicę przecinał mur, wysoki blisko dwa metry. Po obu stronach rósł żywopłot z ognika szkarłatnego naszpikowany kolcami. Dla czerwonych szczygłów taki mur to betka – pomyślałem i po chwili już byłem po drugiej stronie.
Moim oczom ukazał się cmentarz – wymarłe miasto. Pogarbiony mogiłami wył przeraźliwą ciszą. Słońce poprzez gałęzie drzew rzucało pierwsze promienie. Nagle pomiędzy grobami ujrzałem kota. Stał na nagrobku, a jego agrestowe oczy w blasku gwiazdy ukazywały źrenice, zredukowane do cienkich kresek. Był to jeden z pokolenia, którego generacje następowały po sobie i to przechodzenie z jednego życia w drugie, odbywało się na oczach. Stałem w cieniu, a kiedy ruszyłem w jego kierunku, wydawało się, że delikatna postura puchnie i przybiera lwią postać.
Skala? Jak mylną jest skala! Nie daj się uwieść skali – coś szeptało mi do ucha.
w marności życia
czas zatrzymał przemijanie
w kamiennym śnie
Komentarze (10)
Dobrego dnia
Jestem zainspirowany i pragnę pisać w stylu haibun. Przynajmniej spróbować.
Miłego popołudnia
Nieco obawiam się o los głównego bohatera...
Plus dowiedziałam się, co to jest haibun - za to dziękuję🙂
Pozdrawiam.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania