Poprzednie częściKrople życia, Prolog

Krople życia, 20. Zniknąć.

Kiedy odzyskałam przytomność w mieszkaniu było ciemno. Burza się skończyła, na dworze panowała noc. Chmury zniknęły i światło księżyca padało na moje ciało. Ubrania, które miałam na sobie były nadal mokre, włosy wilgotne. Powoli podniosłam się, byłam słaba. I przerażona.

On mnie zabił. Umarłam po raz drugi i po raz drugi wróciłam do życia. Moje zaklęcie podziałało. Żyje.

Mieszkanie było całe przewrócone do góry nogami. Połamane meble, wszystko powyrzucane z szafek. Szukał naszyjnika.

Otworzyłam lodówkę i znalazłam tam ostatnie dwa woreczki z krwią, które szybko opróżniłam. Potrzebowałam sił. Doczłapałam do najbliższego krzesła i usiadłam. A następnie wybuchnęłam płaczem.

Czułam się załamana, samotna i przerażona. Zgubiona. Zabił mnie, ale ja żyje. Jak się dowie? Nie mam nikogo. Ester już nie ma, wszyscy których kochałam, albo mnie odtrącili, albo umarli. Zabiłam więcej osób niż jestem w stanie zliczyć. Będę żyła wiecznie, samotna. Krzyczałam i uderzałam pięściami w stół z przerażenia i bezsilności. W końcu stół pęk na pół, a odłamki drewna poraniły moje dłonie, które zaczęły krwawić. Rany jednak natychmiast się zabliźniły. Szybciej niż zwykle. I wtedy to poczułam.

Niesamowitą mocą płynącą w moich żyłach, ogrzewającą moje ciało. Zamilkłam i skupiłam się na tym przyjemnym uczuciu. Łzy przestały płynąć, zaschły na policzkach. Czułam ją, była tak potężna, że niemal mogłam ją dotknąć. Była we mnie.

Moc z naszyjnika i pierścienia. A ja byłam potężna jak nigdy.

Gwałtownie wstałam z krzesła, a te upadło z hukiem. Moja twarz nie wyrażała nic. Byłam oazą spokoju. Nie, nie odsunęłam człowieczeństwa. Pierwszy raz od pięciuset lat pogodziłam się z nim. Nauczyłam z nim współegzystować. Pogodziłam się ze swoją naturą. Nie będę już z nią walczyć.

Szybkim krokiem przeszłam do łazienki, po drodze podnosząc ubrania z podłogi. Weszłam pod prysznic. Bardzo dokładnie umyłam i ciało i włosy, pachniałam teraz białą brzoskwinią i kwiatem pomarańczy z nutą trawy cytrynowej. Wyszłam z pod prysznica po czym wzięłam nożyczki i obcięłam włosy. Nie sięgały już do pasa. Teraz były mi do łopatek. Przetarłam zaparowane i pęknięte lustro ręką. Młoda dziewczyna o intensywnie niebieskich oczach, które były jeszcze lekko zaczerwienione od płaczu, o bladym, niemal niezdrowo bladym, obliczu wpatrywała się we mnie. Jej pełne usta były wykrzywione w ironicznym uśmieszku, a w oczach widziałam blask. Blask siły i mocy. Była pewna siebie. Przerażona, ale pewna siebie.

Chwyciłam czarne rurki, zwykłą, czarną bluzkę z rękawami trzy czwarte i długi, złoty naszyjnik, a następnie ubrałam się w to. Wysuszyłam włosy i rozczesałam je. Jak zawsze wyglądały jak spod lokówki, ale tym razem odpowiednim, ciemnym, miakjażem uzyskałam efekt kobiety wyglądającej drapieżnie, pewnie siebie i seksownie. Wyszłam z łazienki i chwyciłam czarną torebkę. Dzięki jednej myśli pojawił się tam nowy dowód tożsamości, karty kredytowe... Co tylko potrzebne. Włożyłam na nogi czarne, zamszowe i zabudowane szpilki i ubrałam skórzany, czarny płaszcz, a następnie wyszłam z zrujnowanego mieszkania.

Przemierzałam ulice Sydney w niesamowitym tempie. Byłam niewidzialna dla ludzkiego oka, poruszałam się tak szybko. Tonęłam w mroku ulic, stroniąc od świateł latarni, budynków i samochodów. Zatrzymałam się dopiero przed czynnym dwadzieścia cztery godziny na dobę barem. Weszłam do środka i usiadłam na stołku przy barze obok Enzo, który pił piwo z wielkiego kufla. Tak myślałam, że go tu znajdę. Instynkt mi to podpowiedział. Barman podszedł do mnie, ale oddaliłam go.

- Myślałem, że cię zabił.- powiedział Enzo i spojrzał na mnie- Zdołałaś uciec?

- Nie- odparłam spokojnie- Zabił mnie.

Enzo spojrzał na mnie pytająco.

- Ale jesteś tu.

- Nie docenił tego jak potężna się stałam- powiedziałam- Rzucenie odpowiedniego zaklęcia nie było trudne.

- Co z naszyjnikiem?

- Jest już niewartościowy, jego moc płynie w moim ciele, ale i tak zadbałam by go nie znalazł.

- Musisz być przerażona- stwierdził ze zrozumieniem

Zaśmiałam się kpiąco.

- Nie, Enzo. Nie jestem, mój drogi. Wręcz przeciwnie.

Ale on wydawał się przerażony.

- Odsunęłaś od siebie emocje, prawda? Lucille, powiedz, że tego nie zrobiłaś!

- Nie zrobiłam- odparłam z uśmiechem- Ale nauczyłam się z nimi żyć. Wiesz, Enzo, to przyszło ot tak. Już mnie nie przytłaczają. Wiem jak nad nimi panować, rozporządzać nimi. I wiem jak postępować.

- Jak?- spytał, a w jego głosie usłyszałam tłumioną złość

- Tak by przeżyć. Zabiłam wystarczającą ilość ludzi, że jeden w tą czy w drugą stronę nie robi mi już różnicy, a jeśli ja przeżyję dzięki temu to dobrze.

- Ty tak uważasz- powiedział- Lucy, odsunęłaś od siebie emocje. Nie do końca, wiem, że czasem będziesz je do siebie dopuszczać, ale trzymasz je w ryzach. Mało ludzkie zachowanie.

- Nie jestem człowiekiem, Enzo- przerwałam mu- Ty też nie. Po co mam się zachowywać ludzko, skoro nie jestem człowiekiem?

- Ale nim byłaś- powiedział cicho

- Nie, Enzo. To Lucette Maudit była człowiekiem. Ona dawno odeszła. Teraz jest Lucy Marin, a ta nigdy nie była człowiekiem.

- Skoro wybrałaś taką drogę. Ale, Lucy, proszę. Nie wychylaj się za bardzo.

- Nie będę- obiecałam- Mam prośbę o przysługę Enzo. Kol musi myśleć, że mnie zabił. Że nie żyje. Sprawisz, że tak będzie?

- Chcesz zniknąć? Opuść jeszcze dziś kontynent. A ja sprawie, że znikniesz. Zatrę za tobą ślady, zorganizuje pogrzeb. Dostarczę ciało do kostnicy.

Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się smutno.

- Dziękuję, Enzo- powiedziałam- Ale chce wiedzieć, czemu mi pomagasz? Tak długo, tyle wieków?

Enzo spojrzał na mnie, zamyślony.

- Bo myślę, że ci się to należy, Lucille. Żeby ktoś się o ciebie troszczył.

Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w policzek, a następnie wyszłam z baru. Za godzinę mam samolot do Ameryki. Do Stanów Zjednoczonych. Tylko tyle potrzebuje.

Byłam teraz oazą spokoju, doskonałą manipulantką, sprytną jak lis i egoistyczną kobietą, która myśli tylko osobie. O swoim przetrwaniu. A wiesz dlaczego? Bo doszłam do wniosku, że nie chce już się bać. Zachowam ciszę, nikt nie będzie wiedział gdzie jestem. Nie zobaczysz mnie w lustrze, Mogę cię skrzywdzić od środka, złożyłam sobie obietnicę: nigdy nie zobaczysz jak płaczę, nie zobaczysz jak się kruszę. Jeśli wejdziesz mi w drogę, sprawię, że będziesz cierpiał, będę trucizną w twoich kościach. Nigdy nie wiesz co cię zrani, jestem pod twoją skórą. Znam twoje słabości. Ale wiesz co jest najlepsze? To ty mnie taką uczyniłeś. To ty sprawiłeś, że w środku mnie kryje się diabeł.

 

NIe mogłabym zakończyć opowiadania śmiercią Lucy. To by było za proste. W końcu ja, jak to ja, muszę umieścić w historii milion odcieni szarości :)

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Lucy <3 25.10.2015
    Świetny rozdział :D Leci 5 :*
  • Katerina 25.10.2015
    Dziękuję :*
  • Angela 25.10.2015
    Z ulgą przeczytałam że to jeszcze nie koniec :) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania