Poprzednie częściKrople życia, Prolog

Krople życia, 24.Przebudzenie.

Niebo spowijały ciemne chmury. Co jakiś czas błyskało. Zbierało się na deszcz, a myśmy stali w lesie, na jakiejś polanie, gdzie na środku stały dwie trumny z drzewa dębowego. Kol trzymał rodzeństwo w trumnach przez ten czas? Najwyraźniej. Gdzieś trzeba było. Melanie stała na skale obok i szeptała te wiedźmowe rymowanki nad ogniem. Kol był poważny i trzymał mnie za ramię, a ja marzłam. Silny, zimny wiatr rozwiewał moje jasne loki i wywoływał u mnie gęsią skórkę.

Po pół godzinie szeptanek, Kol zniknął by zamordować trzynaście osób i powrócił z krwią każdej z nich na ustach i zębach oraz w fiolkach, które podał czarownicy. Następnie ta wlała ją do ognia.. Płomień nie zgasł, ale towarzyszył temu syk. Na niebie pojawił się piorun, wzdrygnęłam się. Później Melanie otworzyła oczy i kiwnęła w stronę Kola. Zaraz miałam się dowiedzieć, jak chce uwolnić moc, drzemiącą we mnie i nie koniecznie mi się to podobało. Pociągnął mnie w stronę pierwszej trumny i otworzył ją z głośnym hukiem. Nim zdążyłam spojrzeć na osobę, leżącą w środku, rozciął skórę na mojej szyi, a następnie rankę przyłożył do ust uśpionego. Pierwsze krople spadły do jego ust, a ja poczułam po chwili jak się wgryza w moją żyłę. Krzyknęłam. Kiedy jesteś bezsilna, ostatnie co możesz zrobić to krzyczeć. Próbowałam się zaprzeć, wydostać, ale Kol trzymał mnie od góry, a kły demona od dołu. W końcu Kol mnie od niego odciągnął, ale ku mojemu przerażeniu, tak samo postąpił z drugą trumną. Świat wirował mi przed oczami, było mi słabo. Traciłam siły. Po chwili jednak zostałam odrzucona przez Kola na bok. Uderzyłam prawą stroną ciała o ziemię. Bolało. Podniosłam rękę do rany na szyi i delikatnie dotknęłam. Na palach została mi czerwona ciecz. To też bolało. Podniosłam wzrok i z najwyższym zainteresowaniem przyglądałam temu co się dzieje. Osoba z pierwszej trumny się podniosłam i rozejrzała z zdezorientowaniem.

Mężczyzna. Na moje oko dwudziestoczteroletni, choć pewnie liczył ponad tysiąc. Miał ostre rysy twarzy i stalowe oczy. Jego usta były wąskie, a włosy zmierzwione i ciemnobrązowe, nie charakterystyczne dla wikinga. Był umięśniony i liczył około stu osiemdziesięciu dwóch centymetrów wzrostu. Miał na sobie czarny garnitur, białą koszulę i muszkę. Wyglądał jakby pochodził z lat dwudziestych, ale jak, skoro spał w tych czasach.

Kol podszedł do niego z uśmiechem.

- Elijah, bracie... Witaj spowrotem- uśmiechnął się i podał mu rękę, pomagając wyjść z trumny

Następnie serdecznie się uściskali. Elijah przeniósł wzrok na mnie.

- Zawsze tak poniewierasz kobietami, Kol?- zakpił i podał mi rękę, pomagającą stanąć na nogi

Gdy tylko mnie dotknął, dowiedziałam się o nim wszystkiego. Tak jakby przez dotyk przekazał mi informacje. Elijah Sean Vladescu. Liczy tysiąc dwieście dwadzieścia pięć lat. Urodzony w sierpniu siedemset osiemdziesiątego ósmego roku. Przemieniony pierwszego października osiemset dwunastego. Starszy brat Lukola.

- Twoja moc się obudziła- powiedziała Melanie- Uwolniła. Jesteś naprawdę potężna.

Kol ją zignorował.

- Elijah, to mała Lucy. Trzecia powierniczka, która nakombinowała i teraz włada mocą z naszyjnika.

- Miło mi poznać- zakpił mężczyzna, nadal trzymając moją rękę, którą pospiesznie mu wyrwałam.

- Mi nie- odparłam

Zignorowali mnie i spojrzeli w stronę drugiej trumny z której powstała kobieta.

Wyglądała na szesnaście lat. Miała pełne usta i jasną cerę w kolorze śniegu. Jej oczy były duże, granatowe, a włosy gęste w kolorze blondu, sięgające do pasa. Była szczupła i liczyła sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu.

- Katerina.- uśmiechnął się Kol, a następnie ją przytulił

Odwzajemniła uścisk, a następnie przytuliła Elijah.

- Katherina. Miło cię widzieć siostrzyczko. Od ostatniego wcielenia minęło wiele czasu. - powiedział

- Tak, to prawda- uśmiechnęła się, a potem przeniosła wzrok na mnie- Ona!

Ja? Cała trójka na mnie spojrzała, a Katherina patrzyła na mnie ze złością. Momentalnie znalazła się przy mnie i złapała mnie za ramię. I znów informacje. Katerina Anna Vladescu. Ma tysiąc dwieście siedemnaście lat. Urodzona w czerwcu siedemset dziewięćdziesiątego szóstego, przemienia w wieku szesnastu lat w osiemset dwunastym. Najmłodsza siostra Kola.

- Ona zabrała mój pierścień!-wykrzyknęła, ściskając moje ramię

- Ja? Wybacz, kobieto, ale widzę cię pierwszy raz w życiu.- powiedziałam

- Lata dwudzieste, łowca. I dwójka czarowników. Nasze ostatnie wcielenie.

Proszę? Jak to ich wcielenie? To znaczy, że nie leżeli w grobie i nie spali tylko przejmowali ciała jak pasożyty? Najwyraźniej.

- Zabrałaś mój pierścień, oddaj go!- krzyknęła

- Proszę, proszę, więcej kłamstw- powiedział Kol i podszedł do mnie- Lucy, jesteś w szoku, ale co zrobiłaś z tym pierścieniem? On był powiązany z naszą rodziną i mógł umożliwić nam zjednanie jej.

- Ja... Nie mam już go- wyszeptałam

Jakim cudem ja zawsze pakuje się w największe kłopoty?

- Co z nim zrobiłaś?- spytał Elijah

- To co z naszyjnikiem- odparłam, a później komuś dałam

- Wyssałaś z niego moc?- głos Katheriny zabrzmiał płaczliwie

- No... Tak.

Kol odsunął się ode mnie i zamknął oczy, głęboko oddychając. Najwyraźniej bardzo starała się mnie nie zabić. Ale czym jest w końcu trzecia śmierć?

W tym momencie Melanie spadła martwa ze skały, ze skręconym karkiem, a ja stałam na skale, trzymana przez kogoś, kto pił moją krew. Trzeci raz tego dnia. Po kilku łykach mnie puścił, a ja straciłam równowagę i upadłam.

- James- szepnęła Katherina

Uniosłam głowę do góry by przyjrzeć się mężczyźnie. Miał popielate, zmierzwione włosy i oczy, takie same jak Elijah. Jego cera była jasna, usta wąskie, a rysy twarzy ostre, Był umięśniony i miał sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Drżącą ręką dotknęłam jego nogawki od jeansów. James Magnus Vladescu. Tysiąc dwieście lat. Urodzony w lutym w tysiąc dziewięćset trzecim roku. Zmieniony w wieku dziewiętnastu lat w osiemset dwunastym. Młodszy brat Kola i Elijah, a starszy Katheriny. Co?

- Legenda mówi o trzech demonach, nie czterech- wyszeptałam, zdezorientowana

- Legendy kłamią, księżniczko- powiedział i podniósł mnie na nogi- A poza tym mamy innego ojca.

Kol, Elijah i Katherina wpatrywali się w niego zdezorientowany.

- Wybacz, Kol, że niezbyt ci pomagałem w obudzeniu ich, ale widzisz. Sam musiałem złamać swoją klątwę. Ta twoja Rebecca sprawiła, że nie mogłem używać mocy po ojcu. Wiesz, czarnoksiężnik i te sprawy. Ale już jestem, rodzinko i jestem pełen sił.

Przez chwilę panowało milczenie, aż w końcu odezwał się Elijah:

- I rodzina wreszcie będzie razem.

- Niezwyciężona i niepokonana-dodała Katherina

- Mająca własną potężną przebudzoną- dodał Kol, spoglądając na mnie

Boże, dopomóż mi.

 

Zakończyłam na razię przygodę z Lucy, choć myślę o kontynuacji tego opowiadaia. Dziękuję gorąco, każdemu kto poświęcił swój czas czytając i komentująj moje wypociny. A póki co bądźcie otwarci na waszą wewnętrzną moc :)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Lucy <3 10.11.2015
    Ja chcę więcej !!!
    A tak ogólnie to bardzo podoba mi się to opowiadanie :>
    Uwielbiam takie klimaty ;) 5
  • Angela 10.11.2015
    Strasznie szkoda, że na razie kończysz tą historię, mam jednak nadzieję na kontynuację : ) 5
  • wolfie 11.11.2015
    Nie spodziewałam się, że historia Lucy zakończy się w ten sposób. Liczyłam na to, że ukatrupisz któregoś z bohaterów :) Mimo to, cieszę się, że mogłam przeczytać Twoje opowiadanie i czekam na coś nowego, stworzonego przez Ciebie! Zostawiam 5 i pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania