Poprzednie częściKto zabił Ethana Fella? - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kto zabił Ethana Fella? - Rozdział 1

[Nie mam zamiaru pospieszać tej serii, staram się dawać tak dużo opisów jak tylko mogę, by stworzyć w miarę wiarygodną fabułę i postacie ^^]

 

W Mapletown powszechne stało się przekonanie, że o wartości człowieka świadczą posiadane przez niego fundusze. Pod tym względem, Ethan Fell – przynajmniej z początku – wypadał nie najgorzej, spółka „Autumn Fell” funkcjonowała prawidłowo od lat, gdyż popyt na usługi szklarskie zaczął drastycznie rosnąć. Sezon letni sprawiał, że obywatelom miasteczka zachciewało się zakupu wszelakich mebli, okien czy innych tego typu wyrobów. Rodzina Fell, w przeciwieństwie do pozostałych dwóch współwłaścicieli, którym nie poszczęściło się w życiu(niech im ziemia lekką będzie) otrzymywała zasadniczo wysoki przychód, co umożliwiało im na wydatnie życie: wisiorek ze złota dla żony? Załatwione. Pierścionek ze złota co miesiąc? Żaden problem. A do tego smakowite potrawy, których tu nie opiszę, bo poleciałaby wam niepotrzebnie ślinka. Luksus jak ta lala. Tak więc łatwo jest sobie wyobrazić co by się stało, gdyby to wszystko miało się rozpaść. Przez tę bolesną lekcję miał przejść Ethan Fell, pewnej jesieni 1997 roku... Była to lekcja, która pośrednio wpłynęła na kres jego życia.

Mężczyzna wstał o świcie. Krótko po przebudzeniu ucałował swą żonę w policzek nie tyle z miłości co z przyzwyczajenia, po czym zajrzał do pokoju nastoletniego syna, by zobaczyć czy ten jeszcze spał. Spał. Mężczyźnie wydawało się iż chłopak ponownie zerwał noc na oglądaniu telewizji jak zwykł to robić od dobrych już tygodni. Z drugiej jednak strony nie miał mu tego za złe. Telewizor mieli pierwsza klasa – lekko zakrzywiony szklisty ekran o długim tyle, potocznie zwanym przez Ethana komicznie „dupą”, choć tylko on sam nazywał ów fakt za śmieszny, jego żonę to nie bawiło toteż zaprzestał tak mówić w domu... przynajmniej w jej obecności. Sam nie spędzał dużo czasu przed telewizorem, wolał towarzystwo gazet. Zrobił wywijas omal nie przewracając się na zagiętym rogiem dywanu po czym udał się do łazienki na kąpiel. Dzięki gotówce mógł pozwolić sobie na szeroką gammę soli do kąpieli, których zapach wprawdzie pozostawiał wiele do życzenia, ale teraz liczyło się tylko to, by odpocząć przed pójściem do pracy.

- Tak wcześnie wstajesz? – zawołała go żona, gdy ten moczył się w wannie.

- Zawsze tak wstaję – odparł cicho – Co ciebie tak zerwało? Zwykle sypiasz do południa.

- Ha ha – rzuciła przez drzwi drwiąco – Za niecałe pół godziny zaczyna się mój program – argumentowała – Wpuścisz mnie do środka? Nie pożałujesz... – ostatni wyraz zaakcentowała.

Chcąc nie chcąc przemógł się i otworzył zamknięte kluczem drzwi, a chwilę potem przeszła przez nie kobieta. Wyglądała na bardzo młodą, choć w rzeczywistości jej czterdziestka zbliżała się wielkimi krokami. Jej włosy – gładkie i gęste – o kolorze jasny blond, przypomniały mu o chwili, gdy poznał ją po raz pierwszy. Miejsce to miało jakieś siedemnaście, może osiemnaście lat temu w zajeździe "Smutny miś", kiedy to wracał z drugiego końca kraju do domu rodziców. Były to czasy, kiedy nie myślał jeszcze o prowadzeniu własnej działalności, a co jeszcze jej dzielić! Był wtedy prostym człowiekiem, tzn. Prostszym niż teraz i wtedy nie przywiązywał takiej wagi do zgarniania fortuny. Ale wracając, w drodze powrotnej zajechał do tego zajazdu i zasiadła na stole z samego przodu, a następnie zamówił drinka.

- Whiskey, proszę – powiedział ponuro, ale szybko odzyskał barwy, gdy zaserwowała go tak atrakcyjna kobieta.

Krótko potem gospoda została zburzona na rzecz jakiegoś parkingu, powodując stratę zatrudnienia dla zarówno właściciela jak i pracujących tam osób. Właśnie wtedy zaoferował dziewczynie podwózkę, krótko potem uprawiali seks na tyle samochodu.

Raz na jakiś czas zwykł powracać myślami do dawnych czasów, kiedy był jeszcze kawalerem i nie musiał się przejmować tyloma rzeczami jednocześnie. Firma, rodzina, dokładny grafik, nie miał czasu na siebie, by robić to, na co ma ochotę. Nie narzekał, gdyż w jego mniemaniu narzekanie to oznaka bycia mięczakiem, co jego ojciec starał się wybić mu za swego żywota. Pewnie gdzieś teraz jest i spogląda z góry na swego syna, zastanawiając się, czy aby nie podjął kilku złych wyborów.

- Długo dziś pracujesz? – spytała, kierując się w stronę zlewu, po czym zrzuciła z siebie różowy szlafrok. Mężczyzna dostrzegł coś, do czego każdy nastolatek pewnie waliłby konia, ale czy byłoby to czymś dziwnym, biorąc pod uwagę te piersi? Ethan zlustrował ją całą wzrokiem, bacznie przyglądając się jej pośladkom.

- Dziś chyba krócej – odparł, kierując spojrzenie ku wyimaginowanemu punktowi łazienki.

Wtem...

- Suń się trochę! – odezwała się i nie czekając na odpowiedź, wskoczyła przed niego do wanny.

- Marge! – zawołał błagalnie – Wiesz, że nie mam na to ochoty – zawołał żałośnie, starając się odpychać falę piany.

- Ostatnio coś nawet długo nie masz, nie pamiętam kiedy ostatnio to robiliśmy – chwyciła swe piersi, odwróciła się i dała mu wielkiego całusa w usta, na co odpowiedział wymuszonym uśmiechem.

Po dokładnej kąpieli i wyszczotkowaniu zżółkłych zębów spojrzał przed wyjściem w lustro i zobaczywszy rozwalone na wszystkie strony włosy, ulizał je na prawą stronę, po czym pospiesznie wyszedł.

Gdy znalazł się na zewnątrz, powitał go delikatny powiew wiatru. Zauważył, że słońce nie zdążyło jeszcze wzejść nad spiczaste dachy sąsiednich blokowisk i na podstawie tego ocenił, że nie pozostało mu jeszcze dużo czasu na drogę. Był wtorek, więc jak co tydzień postanowił zajść do piekarni Hanka, gdzie zakupił to samo co zawsze: Kilka podłużnych bułek, bochenek chrupiącego chleba oraz małe pizze.

- Zapraszam ponownie! – zawołał sprzedawca, jak zwykł wołać każdego tygodnia. Pana Fella znał jedynie z widzenia, ale tak naprawdę to nigdy z nim nie rozmawiał. Słyszał jedynie o dobrze prosperującej spółce oferującej szklane tworzywa i skrycie marzył, by choć trochę się dorobić tego co właściciel.

Ethan nie odpowiedział, jedynie uniósł mały kapelusz, a drzwi zaczęły skrzypieć... aż w końcu się zamknęły.

W końcu dotarł do siedziby firmy, mieszczącej się nieopodal centrum miasteczka. Wewnątrz panowała pustka, co zdziwiło właściciela. Nie mniej jednak ruszył pewnym krokiem przed siebie, kierując się do swego biura, gdzie dalej znajdują się zdjęcia – ostatnie pamiątki po dawnych przyjaciołach. Jego uwagę przykuła sterta listów rzucona pewnie przez jakiegoś pracownika na biurko. Spodziewał się ofert współpracy z pomniejszymi firmami, czy korespondencji od innych osób, ale nic nie przygotowało go na to, co było na dole. Otworzył ostatnią kopertę, wyciągnął kartkę i przeczytał:

 

„ZALEGŁE RACHUNKI DO ZAPŁATY”

Nie wiedział co to miało znaczyć, ale te cztery słowa miały nieść huragan, który wchłonąłby jego życie już na zawsze.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Shogun 09.04.2020
    No, rozdział bardzo dobry. Błędów żadnych nie zauważyłem, może poza kilkoma powtórzeniami, ale to drobnostki. Dobrze, że nie popędzasz akcji, gdyż moim zdaniem opisy opowiadaniu służą. Przyjemnie się je czyta.
    Ogólnie, zapowiada się ciekawie. Czekam na następny rozdział :D
    Pozdrawiam ;)
  • Lincoln 21.04.2020
    Czyżby pan Ethan nie miał tak idealnego życia?
  • DEMONul1234 21.04.2020
    Powiem, że im dalej w las, tym bardziej się gubisz ^^
  • Kapelusznik 08.05.2020
    No ok
    Opisy fajne
    Klimat na razie lekki - trochę dziwny wybór jak na kryminał, ale ok - zobaczmy co dalej
    5 i lecę dalej

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania