LBnP nr 28 - Motto

Temat 1: ,,Kochać wszystkich, nikogo nie oszczędzać”!

Temat 2: „Boże, chroń nas przed tymi, co chcą dla nas dobrze, bo przed tymi, co chcą źle, obronimy się sami”.

 

Drewniane podłoże trzeszczało w rytmie kulejących kroków. Lekki wiatr wzbijał w powietrze drobiny pyłu, wirujące w ostatnich promieniach słońca. Mógł bez problemu spojrzeć w niebo – pozostałości dachu zapadły się do środka. Chmury płynące powoli nad jego głową nabrały już sinego odcienia.

 

Myślał, że lepiej przyjść tu, kiedy wszystko będzie jeszcze skąpane w dziennym świetle. Ogarnąć dobrze wzrokiem. Za dnia przemierzać powoli cudzy teren tylko po to, by w końcu odwiedzić samotną, częściowo spaloną ruderę. Ludzie gadali o nim, że jest niespełna rozumu. Wiedział tylko, że po zachodzie słońca staje się innym człowiekiem.

 

Wędrował przez kolejne pomieszczenia, oglądając pozbawione szyb okna, gdzieniegdzie z resztkami firan. Odpadające strzępy tapet z osmalonych ogniem ścian. Szczątki mebli – te, które ocalały z pożaru i miały jakąś wartość, już dawno rozkradziono. To, że dom w ogóle jeszcze stał, zawdzięczał głównie temu, że w promieniu kilku kilometrów rozciągały się jedynie lasy i wzgórza.

 

Wszechobecna woń rozkładu nie zdołała jednak w pełni przykryć tego, co było dawniej. Ciągle miał to przed oczami, całym sobą czuł jego duszę.

 

To był kiedyś piękny dom. Piękny i wyglądem, i ludźmi, którzy w nim mieszkali. Nic dziwnego, kiedy motto tej rodziny brzmiało: ,,Kochać wszystkich, nikogo nie oszczędzać”. Zapewne tym się kierowali, przyjmując go pod swój dach, gdy samotność pod własnym stała się nie do zniesienia. W zamian przyjmował ich zasady, ucząc się podobnie patrzeć na świat.

 

Nieraz zastanawiał się, czemu ludzie tacy jak oni zdecydowali się żyć na uboczu, z jakiej przyczyny tak rzadko ktoś ich odwiedza, a jeśli już, są to krótkie wizyty, w czasie których rozmawia się przyciszonymi głosami, cedząc słowa lub wymieniając przestrogi. Czemu pan domu często wyjeżdża, żeby wrócić po kilku dniach i w ponurym nastroju zamknąć się na długie godziny w gabinecie. Zawsze jednak w końcu wychodził, by przy posiłkach i zabawach z dziećmi opowiadać z błyskiem w oku o swych wielkich planach. Przysłuchując się jego przemowom z boku, niewiele z tego rozumiał. Dlaczego jednak miałoby to interesować kogoś, kto sam nie najlepiej radził sobie z ludźmi?

 

Pewnego razu, po kolejnej dziwnej wizycie, pan domu wyjechał rozradowany. Pojawiła się szansa, nareszcie chcą go wysłuchać. I wkrótce po jego odjeździe w domu zjawili się oni.

 

Pozornie wszystko było w porządku; był wśród nich jej brat, poznawała go. Rodzeństwo powitało się serdecznie. A jednak coś w tych ludziach, którzy z nim przybyli, ,,partnerach w interesach”, kazało nie rzucać się w oczy i obserwować, trzymając broń w pogotowiu. Na szczęście taki człowiek jak on nawet w normalnych okolicznościach nie zwracał niczyjej uwagi.

 

Pod wieczór wszystko stało się jasne. Krewny usilnie nakłaniał ją, by zabrała dzieci i uciekła z nimi. Tłumaczył, że to dla jej dobra, że próbuje ją chronić przed mężem-wariatem, który swoją działalnością stwarza zagrożenie dla otoczenia. Opierała się, jemu wymknęło się kilka słów za dużo. Pozory szlag trafił, zaczęła się szarpać, ,,partnerom w interesach” skończyła się cierpliwość. Po chwili jej brat drgał w kałuży krwi, a ,,wspólnicy" zabrali się do sprawy po swojemu. On i jego odwieczny towarzysz także; ale co przeciw kilku uzbrojonym może poradzić mężczyzna z jednym pistoletem i stary pies? Wszystko rozstrzygnęło kilka strzałów i jedna eksplozja bólu.

* * *

Chciał powiedzieć, że pojedzie z nim, ale odkąd opowiedział mu, co się stało, żadne słowa nie chciały już przejść przez gardło. Jak mógł wychodzić z taką propozycją ktoś, kto nawet nie potrafił obronić jego rodziny w ich własnym domu i jeszcze ośmielił się to przeżyć? Po prostu nie był tego godny. A fakt, że odtąd utykał, czynił z niego tylko zbędny ciężar.

 

Pan domu zauważył to. Przed odjazdem położył mu rękę na ramieniu.

– Antoni – powiedział. – To sprawa między nimi, a mną. Przykro mi, że zostałeś w nią uwikłany. Kochasz ten dom, prawda?

Pokiwał głową, bo nadal nie potrafił się odezwać. Coś w tych oczach paraliżowało, choć nie było skierowane do niego. Z całej postaci tylko głos pozostał taki, jak dawniej. Choć i on jakiś powolny, wyważony, jakby balansował na krawędzi.

– Tylko dlatego będę miał do czego wracać, że zostanie tu osoba, która to miejsce kocha i o nie zadba.

Dosiadł konia i siedział tak przez chwilę, wpatrując się w dal.

– ,,Kochać wszystkich, nikogo nie oszczędzać” – powiedział jeszcze głucho, nim spiął wierzchowca i zniknął za wzgórzem.

Zawsze miał go prześladować wyraz twarzy jeźdźca w czasie wypowiadania tych słów. Nagle nabrały zupełnie nowego znaczenia.

 

Po latach zrozumiał także, że tak nie wygląda twarz człowieka, który wraca. Wędrował wiele kilometrów po okolicy, nie zważając na pogodę i rwanie w nodze. Parę razy spotykał ludzi, którzy uciekali z przerażeniem na jego widok. Pewnej pochmurnej nocy, gdy wręcz desperacko krążył pomiędzy wzgórzami, zrozumiał wreszcie, że robi to, bo nie może dłużej wytrzymać w domu, w którym wszystko przypomina mu tamte, wciąż niejasne wydarzenia. Noce były najgorsze. Rozrywało go szaleńcze pragnienie działania, przytłaczały samotność i poczucie bezradności. Coraz natrętniej powracało pytanie, kto właściwie był wariatem. I kto teraz nim jest.

 

Gdzieś, niestety nie w niego, uderzył piorun. Tknięty straszliwym przeczuciem zawrócił. Drogę wskazywała coraz wyraźniejsza łuna. Za późno dotarł na miejsce, niemal ciągnąc za sobą odmawiającą posłuszeństwa kończynę. Ogień zdołała ugasić dopiero ulewa.

 

Zdradził ten dom po raz drugi.

 

Uciekł.

 

A dziś, wracając tu znowu, miał wrażenie, że czyni to po raz trzeci.

 

Na progu ostatniego pomieszczenia zatrzymał się raptownie; wyczuł to, jeszcze zanim zobaczył. Wszystko wskazywało na to, że obozowała tu jakaś banda – deski z podłogi zostały pozrywane i razem z pokrywającymi wszystko odłamkami dachu zapewne skończyły jako paliwo do ogniska, po którym pozostał krąg popiołu w centrum ogołoconego terenu. Dookoła walały się śmieci, w tym odłamki porozbijanych butelek. Wzrok przyciągnęło jednak coś znacznie gorszego. Na ścianie wycięte były koślawe litery. Nie czytał ich nawet; ze złości wszystko drgało mu przed oczami. Podszedł i przesunął po znakach palcami, mając wrażenie, że wycinają mu się w ciele. Wyryte zbyt głęboko, żeby zetrzeć ot tak. Trzeba by było tę ścianę po prostu zniszczyć.

 

Wyprostował się gwałtownie. Dopiero teraz w pełni to do niego dotarło.

 

,,Kochać wszystkich, nikogo nie oszczędzać”.

 

Kochał to miejsce. Tak jak nic i – już nikogo innego na świecie. Nie pozwoli, aby ktokolwiek jeszcze je sprofanował. Ochroni przed bolesnym, powolnym rozkładem, jedynym sposobem, jaki mu pozostał.

 

Słońce już zniknęło za horyzontem, niebo w przerwie między chmurami a ziemią straciło ostatnie ciepłe barwy. Drzewa i wzgórza zlewały się w jednolitą, czerniejącą masę. Czuł, jak mrok z wolna pochłania i jego. Tak.

 

Przyjaciel czekał za wzniesieniem, pilnując ich koni, tak, jak go prosił. Inny pewnie nie umiałby powściągnąć ciekawości, ale oni znali się na tyle, by rozumieć, że ciekawość to w ich przypadkach pierwszy stopień do piekła.

 

– Nareszcie. Już myślałem, że… – Urwał, gdy dostrzegł łunę pożaru. – Co ty… – Posłał mu przerażone spojrzenie. Odpowiedź raczej go nie uspokoiła.

 

Oczy pozostały zimne, ale usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, ukazując zęby. Przyjaciel odwrócił wzrok i, kiedy ruszyli, nie odrywał już oczu od drogi przed sobą. Cokolwiek teraz myślał, musiał mu zaufać; szczątki nie będą płonęły długo, łuna zgaśnie, a bez jego znajomości terenu nie odnajdą drogi w ciemnościach. On z kolei był o kompana spokojny; nic nie powie. Bo i o czym? O spaleniu starej rudery, która tylko dla jednej, nieistotnej osoby cokolwiek jeszcze znaczyła? O tym, że jednak jest niespełna rozumu? Nawet jeśli, to nie było ważne. Liczyło się to, co zabrał ze sobą – obraz miejsca, które będzie od teraz istniało tylko w nim, w jedynym bezpiecznym ukryciu. Już nic mu nie zagrozi, nikt więcej go nie zbezcześci.

 

– Moje… Jest tylko moje.

 

I właśnie dlatego się uśmiechał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Witamy kolejne opowiadanie w Bitwie, Życzymy wygranej i dziękujemy za udział:)
    Prosimy o wklejenie linka na Forum:
    http://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
    Literkowa pozdrawia
  • droga_we_mgle 05.02.2020
    Dziękuję, wkleiłam.
    Pozdrawiam Literkową
  • AlaOlaUla 05.02.2020
    Dlaczego tutaj nikt nie pisze komentarzy?
    Czytać i pisać typy!

    Co zrobię później?
  • Tjeri 05.02.2020
    Bardzo ładnie napisany tekst. Dzięki gładkim niemal poetyckim zdaniom i aurze tajemnicy przepływa się przez utwór z przyjemnością.
    Za wadę uznaję fakt, że nie zawsze wiadomo o kim mowa oraz pewną słabość fabularną. "On", "oni" przeplatają się i czasem ciężko przyporządkować tekst do postaci. Fabuła skonstruowana jest dość cienko, ale to akurat nie przeszkadza, gdyż rekompensuje to jakość i styl słowa.
    Dobry tekst.
  • droga_we_mgle 05.02.2020
    Dziękuję za przeczytanie i słowa komentarza. Zastanawiałam się, czy bardziej nie rozwinąć fabuły (pierwsza czytelniczka mi to wskazała, bo było jej jeszcze mniej), ale obawiałam się, że opowiadanie stanie się zbyt długie i za mało ,,na temat". Inwazja ,,onych" - rzeczywiście problem, przejrzę jeszcze raz.
  • Tjeri 05.02.2020
    droga_we_mgle o ile problem onych faktycznie jest problemem, to kwestia fabuły jest słabszą stroną, ale niejako kwestią wyboru konwencji (na zasadzie "coś za coś).
  • Tjeri 05.02.2020
    Możesz kwestię fabularną rozwinąć albo przeciwnie - nieco wygasić. Niewątpliwie nie jest to najważniejsza rzecz w utworze.
  • Dekaos Dondi 05.02.2020
    Droga_we_mgle→Tekst napisany tak, że sobie wszystko wyobraziłem. W moim rozumieniu, spalił dom... dla domu dobra.
    Żeby mu nic już nie zagrażało. Został w jego wspomnieniach. Chociaż może nie takich, jakby sobie życzył.
    Pozdrawiam:)↔5
    P.S.→''częściowo spaloną ruderę. Podejrzewali, że jest niespełna rozumu''→można zrozumieć, że rudera...
    Podzielił bym też na akapity w miejscach →cofniętych→zdaniem mym lepiej się czyta.
  • droga_we_mgle 06.02.2020
    Poprawione. Dziękuję za wskazówkę i komentarz.
    Z taką myślą to pisałam. Różne interpretacje potrafią być ciekawe, ale gdy ktoś widzi to samo, co ja, to tym bardziej się cieszę.
  • Pasja 07.02.2020
    Ciekawy obraz domu, przemijania i poszukiwania tożsamości. Zbudowałeś rusztowanie pełne emocji i bólu. Ucieczka od przeszłości nie pozwoliła żyć spokojnie. Powrót do domu stał się rozrachunkiem poprzez spalenie śladów. Ale czy to pozwoli zapomnieć? Pozostanie wieczny outsider.
    Ciekawie umieściłaś temat, jak scenariusz filmu.

    Serdecznie pozdrawiam
  • droga_we_mgle 08.02.2020
    Pasjo - dziękuję.
    Z pewnością widok domu przypominał mu o tym, że zawiódł. W tym sensie chciał zapomnieć. Wolał zachować w pamięci to, co było, bo obserwowanie, jak z jego winy się rozpada, sprawiało ból. Ale to nie znaczy, że się od niego uwolnił.
    Tematy dawały do myślenia, bez nich ta historia by nie powstała.

    Wzajemnie.
  • Anonim 08.02.2020
    Dobry tekst. Zgadzam się z Dekosiem, mniej więcej.
    Przeczytałem również komentarze i pytanie mi sie nasuwa samo: czy to, że zawiódł, to jego największa przewina w życiu, że tak nerwowo reaguje? To jakiś święty z niego, że gorszych sprawek nie ma na sumieniu,. Ja tam mam ;)
    Generalnie podobało się przez styl, który zostawia wiele wyobraźni.

    Pozdrawiam.
  • droga_we_mgle 08.02.2020
    Tego nie powiedziałam. Jeśli czytałeś komentarze, to wiesz, z jaką myślą pisałam. Element poczucia winy jest obecny, ale nie jest wszystkim. Inne ,,wyskoki" bohatera pozostawiam wyobraźni...
    Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
  • Napisane lekko i i gładziutko, że nawet nie zwróciłem uwagi, że to już koniec.
    Tylko jeden minus, ale mały żeby nie było, tekst nie daje kopa po którym wrzyna się w świadomoś, jakby historia zbyt mało wyrazista. .A może to tylko moje subiektywne odczucie, przez to, że zdania takie ładne i delikatnie uplecione? :)

    Tak czy siak, tekst mi się bardzo podobał!
    Pozdrawiam
  • droga_we_mgle 08.02.2020
    Cieszę się, bo obawiałam się z początku, że tekst będzie za długi i przez to męczący. Co do wyrazistości, skłonna jestem przyznać rację - prędzej uwierzę w minusa, niż w to, że wszystko jest dobrze ;-)
    Tak czy siak, dziękuję i pozdrawiam!
  • droga_we_mgle za długi? :) Ja kiedyś oddaliłem na bitwę niemal trylogię :)
    Tekst jest w sam raz, a jak by był dłuższy nie zaszkodziłoby.
  • Zapraszamy Szanowną Autorkę na Forum do zgłosowania na najlepsze opowiadanie:

    http://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/

    Autorze czytaj, komentuj i decyduj o swoim faworycie.
    Punkty przydzielamy według zasady: 3 - 2 -1

    Literkowa życzy dobrej lektury.
  • sisi55 12.02.2020
    Podoba się się styl w jakim piszesz, bez zbędnych przedłużeń tylko najważniejsze i najciekawsze opisy. Historia również interesująca. Błędów nie dostrzegam.
  • droga_we_mgle 15.02.2020
    Akurat w tym tekście bardzo starałam się ustrzec przed przegadaniem. Dzięki za komentarz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania