Nożownik. Rozdział 3 ( i pół)
Było już późne popołudnie. Słońce skryło się za horyzontem, jedynie nieliczne promienie oświetlały pojedyncze, drobne chmurki. Ludzie powoli zwalniali swoje kroki i kierowali się w stronę domów. Ulice się wyludniały, a pierwsze latarnie rozbłysły żółtym, migotliwym światłem płomieni tańczących w rytm jakiejś dzikiej, starożytnej pieśni.
Wróciłem do posiadłości kapitana wraz z Marią. Za jej nie do końca miłą wskazówką poszedłem się odświeżyć. Umyłem dokładnie każdy centymetr ciała zimną wodą i szarym jak kamień mydłem. Przez długi czas wpatrywałem się w swoje odbicie w lustrze. Miło było znów być czystym. Zgoliłem kilkudniowy zarost, uczesałem włosy i zdjąłem srebrny kolczyk. Dziwnie się czułem patrząc na to odbicie, którego od dawna nie widziałem. Zacząłem zakładać czyste, uprasowane ubrania przyniesione przez służkę. Spodnie ubierałem powoli, jak w transie, gdyż mój umysł bujał w obłokach, zamiast zajmować się tak przyziemnymi sprawami jak bielizna. Z zamyślenia wyrwał mnie hałas dobiegający z zewnątrz. Wyjrzałem przez małe, ozdobne okienko i ujrzałem mojego przyjaciela Lincolna, panią Kapitanową i jakiegoś sługę, kłócących się bardzo głośno przed bramą do posiadłości. Przez stanowczo za długą chwilę siłowałem się ze srebrną, ozdobną klamką okna, a gdy je otworzyłem, wychyliłem się niebezpiecznie mocno i krzyknąłem z całych sił:
- Co się tam dzieje!? – Oczy całej trójki zwróciły się ku mnie. Pani Kapitanowa zrobiła jeszcze bardziej wściekłą minę (o ile to w ogóle możliwe), powiedziała coś do Lincolna, wyrwała mu jakiś przedmiot z ręki, a sługa wypchnął go za bramę i zatrzasnął mu furtkę przed nosem.
Cokolwiek się tam działo, nie chciałem aby mnie ominęło. Wyskoczyłem z toalety w samych spodniach i tylko jednej skarpetce i zbiegłem czym prędzej na dół. Przeleciałem przez dom jak burza, czyniąc mniej więcej podobne zamieszanie. Wybiegłem zza zakrętu i prawie zderzyłem się z Kapitanową. Przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy z nieukrywanym zaskoczeniem, po czym matka Marii powiedziała zbulwersowana:
- A co pan taki obnażony po moim domostwie chodzi? Chce pan zburzyć dobrą reputację mojej rodziny? Proszę się ubrać! To nie dom publiczny panie Lipsky. Nie jest pan już na statku!
- Jestem Lipski, a nie Lipsky– powiedzałem urażony. Już chciałem dodać coś jeszcze, ale niestety nie było mi to dane.
-Tak, tak, oczywiście. Czy zauważył pan, że ma pan ubrane spodnie na lewą stronę? Przepraszam, ale mam znacznie lepsze zajęcia niż rozmowa z panem, panie Jack- powiedzała moje imię w taki sposób, jakby było co najmniej jakimś przekleństwem. - Proszę się ubrać, bo nie pozwolę panu na takie zachowanie. I oby to była pierwsza i ostatnia taka sytuacja – orzekła stanowczo, uniosła podbródek, odwróciła się w lewo i odeszła szybkim krokiem.
Przez zdenerwowanie i zażenowanie, zapomniałem ją zapytać, czego chciał Lincoln. Obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni i pobiegłem dokończyć ubieranie się, przy okazji bucząc coś pod nosem na Kapitanową.
****
Dodałem tylko połowę rozdziału, bo wyszedł mi on strasznie długi, a nie chcę za bardzo zanudzać, poza tym długi tekst jakoś mniej przyjemnie się czyta.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania