Nożownik. Rozdział 4
Posiedziałem jeszcze chwilę w towarzystwie dam, po czym wyszedłem. Odprowadził mnie wzrok lokaja. Czułem jego spojrzenie na swoich plecach, ociekało i kapało kroplami pogardy, którą mężczyzna ukrywał za wypraną z emocji, jak koszula po starszym bracie, twarzą. Gdy znalazłem się na wąskim korytarzu poczułem ulgę. Nie do końca wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Był już wieczór, słońce dawno utonęło w mętnej i brudnej wodzie zatoki, a wraz z mrokiem, tak jak wilkołak przebudza się od zimnego światła księżyca, tak też przebudził się mój żołądek. Zaburczał, upodabniając się do umierającego psa. Wołał swego właściciela, aby ten zakończył jego męczarnie.
Rozejrzałem się dookoła. Gdzie jest kuchnia? Pewnie na tyłach domu. Ruszyłem przed siebie, już po chwili mój nos wyczuł intensywną woń przypraw i przygotowywanego jedzenia. I znowu niczym pies, ruszyłem prowadzony zawieszoną w powietrzu wonią. W końcu doszedłem do odrobinę ciasnej kuchni. Panował w niej osobliwy mikroklimat, jak w lesie tropikalnym. Było ciepło i wilgotno od pary, pozorny chaos miotał kilka pracujących osób od jednego stołu do drugiego. Poczułem się jak obcokrajowiec, zakłócający jakiś pradawny, plemienny rytuał zapomnianej kultury.
W pewnym momencie jedna z kilku kobiet zauważyła mnie i moją niezgrabną, niepasującą do tego miejsca osobę. Podeszła do mnie i spytała:
- Słucham? – powiedziała, lekko ochrypłym głosem.
- Um, o której będzie kolacja..? – Brawo Jack, pytanie godne kilkuletniego chłopca.
- Ehhh.. – Kucharka westchnęła teatralnie, ukazując swoją irytację. - Za czterdzieści minut, ale jeśli będzie pan dalej nam przeszkadzać, to gotowanie zajmie dłużej – odparła i odwróciła się do mnie plecami, z zamiarem powrócenia do przerwanej pracy.
Hm, to dosyć długo. Nie chciałem tyle czekać. Nie wiedziałem czy mogę wejść w głąb pomieszczenia i podkraść trochę jedzenia. Kobieta wróciła do krojenia jakiś produktów, ale kątem oka musiała widzieć, że nie ruszam się z miejsca jakbym był jednym z martwych kurczaków, leżących koło mnie na drewnianym blacie.
- Czemu nie idzie? – Spytała. Dopiero teraz zauważyłem, że jej akcent różni się lekko od akcentu kapitanowej czy Marii. Nie był taki.. okrągły. Miał ostre i szorstkie krawędzie, niczym zardzewiała blacha.
- Jestem głodny – odparłem szczerze – chciałbym coś zjeść.
Reszta kucharek zainteresowała się moją postacią. Poczułem ukłucia zaciekawionych spojrzeń.
- Jakoś dziwnie pan mówi. – Stwierdziła moja rozmówczyni. Musiało jej chodzić o mój akcent.
- Jesteś pewna że to nie jest jakiś nowy sługa? – wymknęło się jednej z dziewczyn, jednak szybko została dźgnięta łokciem w bok przez koleżankę i zgromiona spojrzeniem przez drugą. Spojrzała na mnie zawstydzona. – bardzo przepraszam… - powiedziała i odwróciła zaczerwienioną twarz. Jestem znawcą taktu, dlatego właśnie nie odpowiedziałem kobiecie, tylko sam się zaczerwieniłem, kiwnąłem głową i odwróciłem wzrok.
- Głodny, rozumiem. Zaraz nakarmimy. –Kucharka posłała mi zmęczone spojrzenie, ale nic więcej nie powiedziała, tylko odwróciła się i poszła przygotować mi strawę.
Dostałem talerz z jakąś nieokreśloną, wędzoną rybą, kawałek chleba z masłem oraz gotowane jajko. To było właśnie to, czego potrzebowałem.
Podziękowałem kucharce i poszedłem do jadalni. Usiadłem za dużym stołem z ciemnego drewna. Z jadalni można było bezpośrednio przejść do dużego pokoju dziennego. Drzwi były otwarte, a na stoliczku leżały jakieś przedmioty. Coś metalowego, jakaś butelka i kawałek papieru. Chyba list. Czyżby to były przedmioty które kapitanowa zabrała Lincolnowi gdy kłócili się przed bramą? Nie powinienem ich ruszać, to czyjeś prywatne sprawy. Ale muszę je obejrzeć. Tylko z ciekawości. Może przełożę je w inne miejsce, jeszcze spadną i się zniszczą. Tak, ewidentnie muszę je przełożyć w bezpieczniejsze miejsce.
Moje mięśnie już się skurczyły aby wstać, a umysł tworzył labirynty myśli dotyczące tych kilku przedmiotów. Byłem w połowie drogi do stoliczka, gdy nagle usłyszałem ciche kroki. Do salonu wszedł Michael.
Komentarze (6)
Jacek dziwnie się zachowuje; tu mam na uwadze poprzednie części, gdzie wykazuje dojrzałość, samodzielność i nagle w obliczu kuchennej służby - taki niezaradny.
Może zdradzisz jaka książka jest, czy też była dla ciebie inspiracją, ponieważ to oczywiste, że ten finezyjny klimat musiałeś wzorować. Pozdro ;)
Hm, co do pytania o książkę, to chyba na niczym się nie wzorowałem. Wydaje mi się że moja twórczość jest swego rodzaju odskocznią od tego co z reguły czytam, czyli fantasy i sf. Jacek jest wzorowany na mnie, po prostu wyobrażam sobie daną sytuację i zapisuję co bym w niej myślał i jak bym się czuł. Klimat tworzy się sam.
Dzięki za komentarz :)
Jak zwykle krótki ale bardzo dobry.
Ciekawi mnie jak się rozwinie charakter głównego bohatera.
Bo rozumiem że prędzej czy później zaczną się dziać jakieś "straszne" rzeczy.
Nie ukrywam że czekam na to z niecierpliwością: P
He... W końcu opowiadanie jest o Jacku Ripperze. Przynajmniej tak myślę; )
Daję 5.
A tak serio to dzięki za ocenę i komentarz :)
Kolejna ciekawa część, fajne porównania i intrygująca fabuła. Zostawiam piąteczkę :)
Dzięki Karola.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania