Pierścień Dantego cz.5 (Tomek Gawronik tom 1)

Zatrzymałem się tuż za rogiem upewniwszy się, że nikt mnie nie goni.

– Czemu ty zawsze spóźniasz się na akcje?

– Bo w przeciwieństwie do was jedyne co potrafię to wyczarowanie światełka! – Byłem zły, że zawsze się czepiał. Gdy to powiedziałem tuż obok zmaterializował się Zbyszek z wielce obrażoną miną. – Ja nie umiem stać się niewidzialny i umknąć wszystkim.

Siedzący na płocie ptak przyglądał się nam z dużym zainteresowaniem. Wstrząsnął skrzydłami i głośno zaśpiewał. Dałbym głowę, że słyszałem śmiech. Ptak przekrzywił główkę.

– Śmiesznie wyglądacie jak się tak kłócicie. Ruszajmy.

Wystartował i rozbłysnął kulą zielonego światła zamieniając się w Gosię. No tak, ona też uciekła bez najmniejszego problemu.

Poszliśmy ulicą do parku. Nikt nie zwrócił na nas uwagi. Doszliśmy do drewnianej balustrady pod którą znajdowało się ujście rzeki. Ześlizgnęliśmy się ze skarpy. Przed nami otworem stało wejście do piekła! Byłem tu tysiące razy, ale nigdy nie wchodziłem do środka. Obejrzałem wejście dokładnie. Łukowate, z czerwonej cegły. Pod spodem płynęła rzeczka. Raz kozie śmierć, pomyślałem. Zaczynamy przygodę życia.

Wyciągnęliśmy z Przestrzeni nasz ekwipunek. Założyłem latarkę na głowę i pierwszy wskoczyłem do tunelu. Omiotłem go światłem. W sumie nie potrzebowałem latarki, ale używanie światła magicznego męczy, a ja chciałem oszczędzać siły.

Tunel był solidny. Po obu stronach strumienia biegły szerokie na pół metra chodniki także zrobione z cegły. Środkiem płynęła woda. Włożyłem rękę. Strumień był lodowaty, ale płytki – od biedy można by przez niego przejść.

Gdy Gosia i Zbyszek weszli do tunelu ruszyłem w głąb. Korytarz co chwila skręcał, ale nie było żadnych rozgałęzień. Nie było mowy, byśmy zabłądzili. Dopiero po kilkunastu minutach dotarliśmy do skrzyżowania. Jednym korytarzem płynęła rzeczka, drugi był suchy. I w tym suchym stał Mateusz.

– Hej! – krzyknąłem, gdy go zobaczyłem. – Co tu robisz?

Chłopak spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem. Gosia krzyknęła. Całe jego oczy były czarne.

– Strzeżcie się synowie światłości, albowiem to do mroku należy potęga i panowanie! – Jego słowa brzmiały tak, jakby siedział w głębokiej studni. Podniósł rękę. Coś na niej błysnęło i nagle zaczęło mnie skręcać. Świat zawirował mi przed oczami i upadłem na ziemię tracąc przytomność.

 

Zbyszek

 

W momencie gdy Tomek upadł, ujrzałem błysk przy nadgarstku Mateusza. Ciekawe co to? Trzeba to sprawdzić. Zamieniłem się w ducha i szybko przemierzyłem dzielącą nas odległość. Miałem nadzieję, że czar, który na niego rzucono, zaćmi choć trochę jego umysł.

– Siema koleś! Co u ciebie? – spytałem materializując się tuż koło chłopaka. Wyciągnąłem do niego rękę. Mateusz popatrzył na nią podejrzliwie, ale podał swą dłoń. Na to czekałem. Umiałem kontrolować elektryczność, więc między palcami wytworzyłem mały ładunek. Był na tyle mocny, by powalić przeciwnika, lecz zbyt słaby by go zabić. Gdy tylko nasze dłonie się zetknęły, prąd przeskoczył na Mateusza i chłopak padł nieprzytomny.

Tomek poruszył się niespokojnie. Otworzył oczy. Spojrzałem w jego stronę i zamarłem – miał oczy jak Mateusz. Patrzyłem na niego z przerażeniem, ale ten nie poruszył się. Po chwili mój strach minął, bo jego wygląd wrócił do normy. Zza rogu wyszła Gosia.

– Co mu zrobiłeś – zapytała z wyrzutem ale i ze strachem.

– Nie martw się, nic mu nie będzie – powiedziałem cicho i przytuliłem dziewczynę. Trochę się uspokoiła. Staliśmy tak chwilę, póki Tomek znowu się nie wzdrygnął. Spojrzeliśmy tam. Zwróciłem się do Gosi:

– Możesz sprawdzić co z nim?

 

Tomek

 

Świat powoli wracał do normy. Przestał wirować i ustabilizował się. Wróciło mi czucie w kończynach. Powoli zamrugałem, by rozproszyć czające się w kącikach oczu cienie. Podniosłem się i oparłem o ścianę.

– Wszystko dobrze? – spytała stojąca obok Gosia.

– W miarę. Co się stało?

– Chciałbym wiedzieć – rzucił Zbyszek klęczący przy leżącym na ziemi Mateuszu. – Jesteś cały mokry, chodź wysuszę cię.

Dopiero wtedy poczułem, że cały drżę. Upadając wylądowałem w rzeczce. Podszedłem do kolegi, który stworzył wiatr i częściowo osuszył moje ubranie. Potem pokazał nadgarstek Mateusza. Na krótkim rzemyku zwisał Kamień Dusz Ali! Gwizdnąłem z podziwu. Odwiązałem go i schowałem do kieszeni.

– Wiesz co to? – spytała Gosia.

– Kamień Dusz. – Patrzyli na mnie pytająco, więc wyjaśniłem: – Należał do Ali. Nie wiem jak działa, ale wydaje mi się, że można za jego pomocą przejąć kontrolę nad innymi.

A więc to oznaczał dzisiejszy SMS! Ala wiedziała, że przygotowujemy się do wyprawy i chciała nas zniechęcić. Ale my damy radę!

Gdy ruszyliśmy w dalszą drogę spojrzałem jeszcze raz na nieprzytomnego Mateusza. Zamknąłem oczy i nagle usłyszałem mój głos;

– Deus, Dominus in Mundum se habetat animam tuam in curam et non consesus amitta eius in via vitae*.

Otworzyłem oczy. Nad chłopakiem unosiły się niebiesko-zielone iskierki.

– Wow, koleś – Zbyszek poklepał mnie po plecach. – To było coś! Właśnie wypowiedziałeś pierwsze działające zaklęcie!

***

 

----------------------------------------------------

*„Niech Bóg, Pan świata ma twą duszę w opiece i nie da jej zabłądzić na drogach życia”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Piotr K 24.09.2016
    Tak się zastanawiałem, skąd wytrzasnąłeś to zaklęcie, a potem zobaczyłem przypis XD cóż, zapowiada się ciekawie, te czarne oczy kojarzą mi się z opętaniem przez demony w "Supernaturalu" ^^

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania