Poprzednie częściPoczątek cz.1

Początek cz.2

15 lat później.

 

Tego dnia, jak co dzień o poranku na ulicy Sienkiewicza, punktualnie o szóstej pięćdziesiąt dwie pojawił się autobus linii trzynaście. Jak co dzień, drzwi pojazdu otworzyły się z charakterystycznym sykiem a z wnętrza wylał się tłum ludzi, niemal wyłącznie staruszek śpieszących do pobliskiego kościoła. Nim pojazd zdążył odjechać nieliczni oczekujący na przystanku zajęli ich miejsca. Życie na ulicy Sienkiewicza toczyło się swoim naturalnym rytmem. Jak co dzień. Przynajmniej tak mogło to wyglądać dla postronnego obserwatora.

Młody, ubrany w elegancki płaszcz mężczyzna, który tuż za przejściem dla pieszych oderwał się od grupy zmierzającej na poranną mszę, miał zgoła odmienne zdanie. Idąc energicznym krokiem co kilkanaście metrów nerwowo przekładał z ręki do ręki nienaturalnie ciążącą tego dnia teczkę, do której przed niespełna pół godziny spakował drugie śniadanie oraz termos z kawą. Zimne styczniowe powietrze nieprzyjemnie szczypało w policzki, a nisko zawieszone nad horyzontem, dopiero co wschodzące słońce, swymi długimi promieniami, nieśmiało, zupełnie jakby robiło to po raz pierwszy, łagodnie oświetlało linię starych, dziewiętnastowiecznych kamienic. Nad bramą jednej z nich, wśród tabliczek informujących o ulokowanych w niej instytucjach, wyróżniała się jedna, czerwona, opatrzona patetycznym w swej prostocie, białym napisem. Chłopak zatrzymał się tuż przed nią i choć doskonale znał jej treść, mimowolnie, półszeptem odczytał ciąg liter.

"Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej"

Budynek, choć pamiętający dziejową zawieruchę ubiegłego stulecia, wyglądał naprawdę dobrze. Niedawno odnowiona, kremowa elewacja nadawała mu przyjemnego ciepła, a kuta, osadzona w ciężkiej, dębowej bramie żelazna klamka stanowiła kropkę nad i, dodając mu klasy. Nieco zestresowany mężczyzna poprawił wiązania w swoich skórzanych butach, wziął głęboki wdech i policzywszy do trzech energicznie wypuścił powietrze. Po tym krótkim rytuale, pozwalającym uspokoić mu skołatane nerwy wreszcie wszedł do środka. To co tam zastał, wyraźnie kontrastowało z elegancją fasady. Podłoga, wyłożona tanimi, miejscami spękanymi płytkami wraz ze ścianami pokrytymi emalią stanowiły obraz rodem z PRL-u, a charakterystyczny zapach środków dezynfekujących stanowił swoiste dopełniał całości obrazu.

Wejście do urzędu znajdowało się zaraz za główną furtą, po prawej stronie ciągnącego się dalej korytarza. Jedno zerknięcie na zegarek wystarczyło, by zrozumieć, że nie ma już co dłużej zwlekać. Zdecydowane naciśnięcie klamki, krok do przodu i oto znajdował się wewnątrz właściwej siedziby przywołanej instytucji.

Tutaj sytuacja prezentowała się już dużo lepiej. Nowoczesne, jasne wnętrze przyjemnie kontrastowało z secesyjnym stylem rozkładu pomieszczeń. Przedpokój, rozdzielony szklanymi drzwiami składał się z mniejszej części, przeznaczonej dla petentów oraz reszty klatki schodowej, prowadzącej do dalszych, niedostępnych dla ogółu pomieszczeń. W pierwszej z nich, ze względów konstrukcyjnych mocno ograniczonej powierzchniowo, znajdował się jedynie szklany stolik i dwa krzesła. Całe to skromne wyposażenie nieustannie znajdowało się pod czujnym nadzorem kamery monitoringu oraz okiem portiera, który skryty w swojej dyżurce, przez niewielkie, odsuwane okienko bacznie przyglądał się wchodzącym.

- Dzień dobry - ukłonił się dyżurnemu.

Mężczyzna, na oko lekko po pięćdziesiątce obdarzył go chłodnym spojrzeniem.

- Słucham - odpowiedział krótko, nie przerywając nawet jedzenia kanapki, wywarł na chłopaku niezbyt miłe wrażenie.

- Proszę pana - powiedział niepewnym głosem - miałem się zgłosić dziś, na godzinę 8 do pani kadrowej, w sprawie rozpoczęcia stażu.

Słowa te sprawiły, że portier od razu obdarzył go przychylniejszym spojrzeniem.

- Było tak od razu mówić, myślałem, że to jakiś kolejny po zasiłek przylazł. No dobra proszę pana. To na jakie stanowisko pana przysłali?

- Jako asystent kontrolera.

- Ooo... to się pan napatrzysz po ludziach jacy tu delikwenci się pojawiają! Dobra, niech se pan tam siądzie - wskazał  palcem w kierunku krzeseł - a ja zawołam kadrową. A! Jeszcze jedno. Czoło proszę przybliżyć.

Chłopak spojrzał na pracownika urzędu zdezorientowanym, zaskoczonym wzrokiem.

- Temperaturę muszę panu zmierzyć, bo tu się co niektórzy panicznie boją wirusa. No bliżej trochę, bliżej - portier sięgnął po laserowy termometr i wycelował nim prosto w czoło przybysza - Dobra, wszystko gra. Proszę siadać.

Nie pozostało mu nic innego, jak tylko czekać na dalszy bieg wydarzeń. Umiarkowanie miłe przyjęcie, jakie zgotował mu pierwszy z przyszłych znajomych z pracy ani trochę nie wzmocniło jego wiary w siebie. "Gdzie ja trafiłem?" - Zapytał w myślach samego siebie. "Jeszcze niech się okaże, że znowu trzeba będzie chodzić w maskach, to będzie komplet" Nie lubił maseczek, z resztą jak zdecydowana większość społeczeństwa. Szczęśliwie dla niego, po niespełna minucie oczekiwania, z jednego z pokoi wyłoniła się postać eleganckiej kobiety w średnim wieku. Jej twarz, w pełni odsłonięta, co nieco uspokoiło chłopaka, była mu już dobrze znana. W końcu to ona prowadziła postępowanie rekrutacyjne i nie kto inny jak ona, po spotkaniu w urzędzie pracy zadecydowała, że to on otrzyma szansę podjęcia pracy.

- Pan Krzysztof, prawda? - zapytała zaraz po otwarciu drzwi.

- Dokładnie tak.

- Dzień dobry. Zapraszam za mną.

Kobieta gestem dłoni zaprosiła chłopaka do budynku, po czym prowadząc go za sobą, oboje ruszyli w głąb korytarza.

- Być może pamięta pan to z rozmowy kwalifikacyjnej, niemniej przypomnę panu jeszcze raz. Nazywam się Patrycja Rogiza i sprawuję funkcję kadrowej w naszym urzędzie. Jest pan stażystą, więc przez następne pół roku będzie pan podlegał bezpośrednio mnie, dopiero wraz z uzyskaniem umowy o pracę przejdzie pan pod opiekę którejś z pań kierownik... - kobieta rozpoczęła prezentować zasady współpracy. Widząc jednak, jak bardzo zestresowany jest jej nowy podwładny, szybko przestała, przechodząc do mniej formalnych tematów.

- Aaa, może o tym później - machnęła ręką, obdarzając Krzyśka ciepłym uśmiechem, pierwszym jaki zobaczył tego dnia - na początek pozwolę sobie o coś zapytać, tak w sumie bardziej prywatnie. Bo pan dostał skierowanie z urzędu pracy, prawda?

- Tak.

- I chce pan z nami działać, czy przysłali pana i nie miał pan wyjścia?

- Nie no, bardzo chciałem - odpowiedział, zbierając się na wyżyny wątłej tego dnia wiary w siebie - co prawda nigdy nie celowałem stricte w tę konkretną ofertę, ale gdy ją dostałem, to bardzo się ucieszyłem i nie ukrywam, że zależało mi na tym, żeby państwo wybrali właśnie mnie.

- Dlaczego?

- Czasy są jakie są, a to jest jednak stabilna instytucja...

- To bardzo dobrze - przerwała mu, słysząc że temu zaczyna brakować słów - cieszy mnie pana zapał, bo bardzo potrzebujemy tutaj mężczyzny. Pracują u nas głównie panie, a na trudniejszych kontrolach, nie bójmy się tego słowa, w bardziej patologicznych domach jednak obecność mężczyzny potrafi przystopować różnych krewkich osobników...

"Aha, zajebiście. Będę robił za ochroniarza jakiś ciotek..." - w myślach podsumował swoje położenie.

Tutaj jest mój gabinet, zapraszam - Patrycja wskazała jeden z pokoi - podpiszemy stosowne dokumenty, a później oprowadzę pana po budynku.

Papierkowa robota pochłonęła ledwie kilka minut. Podpis tutaj, tutaj, jeszcze jeden tu i Krzysztof formalnie stał się integralną częścią MOPS-u, dołączając oficjalnie do jego załogi.

Zgodnie z zapowiedzią, po uporządkowaniu spraw formalnych przyszedł czas na wycieczkę. Spacer korytarzami urzędu trwał może kwadrans, podczas którego w natłoku identycznie wyglądających pomieszczeń Krzysiek zdołał zapamiętać jedynie lokalizację toalety i pokoju kadrowej.

- Na koniec zostawiłam najważniejsze - stwierdziła kobieta, prowadząc go w kierunku miejsca, które uprzednio intencjonalnie pominęła - oto pański kąt.

Za prostymi, niczym nie różniącymi się od innych drzwiami skrywało się niezbyt duże pomieszczenie. Szafa na dokumenty, kwiatek na parapecie, obok niego radio oraz dwa stanowiska do pracy stanowiły kompletne, skromne wyposażenie pokoju. Przy jednym z wspomnianych biurek zasiadała urzędniczka. Kobieta, licząca sobie podobnie jak kadrowa mniej więcej czterdzieści lat uniosła głowę znad sterty papierów.

- Klara, zarządzam dla ciebie małą przerwę - Patrycja zwróciła się żartobliwie do koleżanki - przedstawiam świeżą krew o której ci mówiłam.

Na skinienie kadrowej, Krzysztof wszedł do środka. Osoba, której został przed sekundą zapowiedziany, zerknęła na niego z zainteresowaniem. Przez ułamek sekundy w jej dużych, ciemnych oczach pojawiła się nuta zdziwienia, szybko jednak stłumiona przez nieco zawstydzony uśmiech.

Kobieta z lekkim niedowierzaniem spojrzała na chłopaka, otrząsnąwszy się jednak z zaskoczenia wstała zza biurka, wyciągnęła rękę i przywitała się z nowym.

- Klara jestem.

- Krzysiek.

- Dobrze. Panie Krzysztofie - zostawiam pana pod opieką tej oto damy i cóż, życzę powodzenia w nowych obowiązkach - wtrąciła się kadrowa, po czym opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi.

- Czyli co, będziemy razem pracować, hmm? - Klara zagaiła po krótkiej, niezręcznej chwili milczenia.

- Na to wygląda.

- I bardzo dobrze. Rozpłaszcz się i siadaj - stwierdziła stanowczo, wskazując mu biurko ze spoczywającym na nim laptopem - siadaj i bierzemy się do pracy. Ja wyznaję zasadę, że nie ma miękkiej gry, więc od razu przechodzimy do konkretów. No, śmiało, nie bój się, włączaj komputer, hasło masz na nalepce pod baterią.

Jej słowa jak i maniera, sztywna i w pełni formalna na nowo wywołały niepokój w nieco już uspokojonym sercu Krzyśka. Wysoka, proporcjonalnie zbudowana kobieta, wstała z obrotowego fotela, po czym podeszła do chłopaka, pochylając się nad jego nowym stanowiskiem pracy.

- Ok i co teraz - zapytał spoglądając w zdawałoby się coraz chłodniejsze oczy nowej koleżanki.

- Jak to co? Przechodzimy do konkretów. Wiedziałam, że dziś przychodzisz, więc już zawczasu przygotowałam materiały. Otwórz szufladę, wyjmij zawartość i działamy.

Krzysiek z duszą na ramieniu otworzył mebel, spodziewając się sterty groźnie wyglądających dokumentów. Jednak to co zobaczył, sprawiło, że zupełnie stracił orientację w bieżącej sytuacji.

- Wyjmuj, wyjmuj, szkoda czasu - ponaglała Klara.

Zaskoczony chłopak podniósł wzrok, jeszcze raz zerkając na kobietę. Tym razem jednak zamiast przeszywającego ziąbu, dostrzegł nieudolnie tłumione rozbawienie.

Klara, nie kryjąc już uśmiechu pogładziła swoje idealnie spięte do tyłu czarne włosy, z zadowoleniem obserwując, jak nowy stażysta wyjmuje z wnętrza szafki dwa kawałki sernika.

- Widelczyki w dłoń i życzę smacznego - powiedziała, sama sięgając po swój fotel, który następnie przyciągnęła do biurka Krzyśka.

- Masz ochotę na jakąś kawę?

- Nie, dziękuję pani.

- Żadna pani. Mówiłam ci już, Klara jestem. W ogóle to mam nadzieję, że nie zestresowałam cię za bardzo tym wrednym wstępem.

Rozbawiony, a jednocześnie poirytowany chłopak chciał odpowiedzieć, jednak Klara, swoim zwyczajem nie dopuściła go do głosu.

- Skoro mamy razem pracować, to myślę że warto się lepiej poznać. Jak już mówiłam, jestem Klara, pracuje w opiece od prawie dziesięciu lat... - kobieta zaczęła opowiadać historię swojego zawodowego życia, jedynie od czasu do czasu dając dojść do głosu swojemu słuchaczowi. A że mogła mówić dzień i noc, pierwszy poranek w pracy Krzysztofa upłynął mu na chłonięciu monologu urzędniczki, strasznie gadatliwej, ale jak się przy tym okazało, niezwykle sympatycznej.

W końcu, gdy kawałki placka zniknęły z talerzyków a temat pierwszej, zapoznawczej rozmowy zaczął się wyczerpywać, przyszedł czas na właściwą pracę.

- Krzysiu, na początek coś łatwego - poinstruowała go Klara - masz tutaj te papierzyska, otwórz sobie ten program, o, o, ten tutaj i po prostu przepisz te wnioski. Spokojnie sobie to wprowadzaj, na razie i tak przez miesiąc będziesz pracował w biurze bez wyjść w teren, więc masz czasu a czasu. Ja teraz skoczę tu, do pokoju obok. Jakbyś coś potrzebował, to podejdź śmiało.

Nim wyszła za próg, odwróciła się jeszcze, uśmiechając się przy tym ciepło.

- I uszy do góry - dołożyła - na pewno sobie poradzisz.

"Już ja o to zadbam" - dodała w duchu.

 

- Słuchajcie dziewczyny - Klara wpadła do pokoju sąsiadek, z ekscytacji aż przyklaskując w dłonie - bo jak wam coś powiem, to pospadacie z krzeseł.

- Co się stało dziecko? - spokojnie zapytała najstarsza z kobiet, podnosząc głowę znad arkusza papierów.

- Słuchajcie, pamiętacie jak mówiłam, że mają mi dać jakąś młodą na przyuczenie?

- No, cały poprzedni tydzień się na to żaliłaś - skomentowała krótkowłosa blondynka, nieco młodsza od swojej koleżanki z pokoju, która to jako pierwsza zabrała głos.

- No, to słuchaj. Okazuje się, że to jednak nie kobieta! Mówię wam dziewczyny - tu zrobiła efektywną pauzę, w trakcie której na jej twarzy rozlał się szelmowski grymas - Wysoki. Szczupły. Czarne włosy. Mądrze gada...

- Klarusia, Klarusia dziecko, poczekaj. Usiądź, na spokojnie, ochłoń i dopiero opowiadaj.

Kobieta energicznie porwała stojące obok, wolne krzesło, odwróciła je oparciem do przodu i rozsiadłszy się na nim okrakiem rozpoczęła snuć nieco ubarwiony opis bieżącego poranka.

Opowieść stanowiła interesujący przerywnik w szarej monotonii biurowej codzienności. Hela i Asia, jedne z najbardziej doświadczonych pracownic MOPSU z wypiekami na twarzach wsłuchiwały się snutą przez nią relację, na każde jej słowo, w wyobraźni dopowiadając sobie dwa kolejne. Jedynie najmłodsza z pań na stałe urzędujących w owym pokoju, rówieśniczka Klary, kobieta drobnej budowy, obdarzona delikatną, nieco pociągłą twarzą, zdawała się nie podzielać zachwytu swoich współpracownic. Owszem, z uśmiechem na ustach przysłuchiwała się historii, jednak jej oczy, smutne i pozbawione wigoru, zdawały się sugerować, iż myślami znajduje się gdzieś daleko, gdzieś gdzie nie sposób znaleźć choć jeden powód do radości.

- ... i kazałam mu wprowadzić wnioski w system - Klara zmierzała do końca swojej opowieści - Dziewczyny, mówię wam, żebym tak miała z dziesięć lat mniej, hmmm...

- Co się martwisz młoda. My już go tak urobimy, że będzie przy nas chodził jak piesek na smyczy - seniorka stwierdziła żartobliwie, puszczając oczko w kierunku szczęśliwej opiekunki stażysty.

- Yhym, jasne, już widzę jak taki młody się za nami ogląda. Jak my tu same stare dupy. Ty Helka, mogłabyś być jego matką, a pani, pani Asiu...

- Klara, mów za siebie - w porę przerwała jej Hela. Ja mam jeszcze calutkie osiem lat do emerytury, ze mnie jest młodziutka dziewczyna, brakuje mi tylko warkoczyków. A nawet jeśli jest tak jak mówisz, to ty chyba nie znasz jednej ludowej mądrości...

- Niby jakiej?

- Że na starej piczy młody chuj ćwiczy!

- Boże! - Klara wespół z trójką koleżanek zaczęła śmiać się na głos tak głośno, że z pewnością były słyszane we wszystkich przylegających pokojach - weź przestań, przecież ja mam męża.

- I co z tego kochana? Twój mąż mu tam absolutnie do niczego nie będzie potrzebny.

- Chyba, że - ze swoją charakterystyczną manierą w głosie wtrąciła Joanna - chyba że będzie go instruował. Podpowie gdzie złapać, jak przycisnąć, wcisnąć...

- Dość! - krzyknęła zanosząca się rechotem Klara - no świnie, stare zboczone świnie! Idę od was dziewczyny.

- Idź Klaruś, idź. Pilnuj swojego młodego ptaszka, żeby ci nie wyfrunął.

Otrząsając się z rozbawienia, Klara z wolna wstała i delikatnie, tak by nie rozmyć makijażu otarła załzawione od śmiechu oczy.

- Głupole - skomentowała postawę koleżanek, po czym niechętne opuściła rozbawione towarzystwo.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania