Polska droga do kolejnego upadku cz XI (wciąż rząd Mateusza Morawieckiego)

Minęło nieco ponad dwa lata od czasu ostatniego felietonu z tego cyklu i aż trudno uwierzyć, że tylko tyle. Obraz gospodarki Polskiej i światowej dramatycznie się zmienił, niestety na niekorzyść. Trudno jednak było przypuszczać, że będzie inaczej. Politycy sporządzili mieszankę wybuchową i mamy nieciekawy obraz gospodarczy Polski i świata. Masowy wydruk pieniądza (pisałem o otwarciu puszki pandory, której nie sposób zamknąć) oraz zamykanie gospodarki nie mogło dać niczego innego efektu, jak wysoką inflacją i niedobór towarów. Cóż teoria okazała się sprawdzić w praktyce. Kolejny już raz, niestety.

 

Pominę jednak świat, bo to w końcu piszemy o upadku naszego kraju. Jeszcze na koniec 2020 roku inflacja kształtowała się na poziomie 3,4% (dzisiaj 17,2%), a kurs dolara w dniu 9 września 2020 r. (moment pisania poprzedniego felietonu) wynosił 3,7534 (dzisiaj 5,02). Piszę o innym kraju, czy co? Aż trudno uwierzyć, że dane te dotyczą Polski. A jednak tak to dzisiaj wygląda. Co takiego zrobiliśmy, że jest tak cholernie źle?

 

Oczywiście jedną z rzeczy jest wpływ wojny na Ukrainie i dramatyczny wzrost cen paliw. Pojawia się od razu pytanie, czemu jesteśmy od Rosji tak mocno uzależnieni?! Cóż, jedną z pierwszych decyzji III RP było wstrzymanie budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu, której stopień zaawansowania wynosił 40%. Gdyby nie ta decyzja, pewnie mielibyśmy już kilka takich elektrowni i nie martwilibyśmy się, że zabraknie prądu. Kolejnym błędem było zaniechanie na początku XXI wieku w zakresie wydobywania gazu i ropy metodą łupkową. Na terenie Polski mamy olbrzymie pokłady gazu łupkowego, którego nie możemy wydobyć, bo... Właśnie, dlaczego nie możemy? Kto ma interes, byśmy nie byli niezależni energetycznie? Podobno Polska węglem stoi i co? Zabrakło węgla! Parę decyzji rozciągniętych w czasie i mamy to, co mamy. Pojawia się pytanie, czy w zimie nie będą zamarzać ludzie, gdyż nie będzie ich stać na opał. Masakra jakaś. Niestety nie jest to jedyny problem Polaków.

 

Inflacja! Pędzi jak rozpędzona lokomotywa z wiersza Juliana Tuwima. Czy może być inaczej? Niestety nie. Rząd bawi się w Świętego Mikołaja i rozdaje na lewo i prawo. Trzynastka, czternastka, 500+, dopłata do węgla, dopłata do prądu, dopłata dla rolnika i tak dalej, i tak dalej, coraz to więcej i więcej. Kaczyński w 2020 roku obiecał, że w 2024 płaca minimalna będzie na poziomie czterech tysięcy złotych. Niestety tak się stanie, tylko te pieniądze będą miały mniejszą wartość niż dwa tysiaki z roku 2020. A co robi Rada Polityki Pieniężnej i najsłynniejszy w Polsce "Jaszcząb"? Utrzymuje realne oprocentowanie na poziomie przekraczającym dziesięć punktów procentowych! Nasze pieniądze ekspresowo tracą na wartości, a to oznacza, że biedniejemy. Tak to wygląda.

Niepostrzeżenie jesteśmy okradani, a większość społeczeństwa chce, by proces przyśpieszył! Dajecie więcej, wstrzymajcie (sztucznie) ceny! Efekt niestety zawsze jest ten sam. Będzie brakować towarów, co zresztą także już widzimy. Rząd niezrażony własną głupotą wciąż i wciąż ma nowe pomysły. Wakacje kredytowe sfinansują Banki. Urzędowe ceny prądu sfinansują wytwórcy. A jak! A co z drobnymi akcjonariuszami? Dowalimy jeszcze podatek od ponadnormatywnych zysków, żeby to nie oni mieli zysk, a państwo. Tak się dyma ludzi! Państwo pomaga – udupiając firmy, które niosą coraz większy ciężar podatków i różnorakich (coraz głupszych) regulacji.

 

Zaczynając cykl, podawałem zawsze dane między innymi w zakresie deficytu budżetowego oraz wzrostu PKB. Niestety kreatywna księgowość (wypychanie wydatków poza budżet) spowodowała, że deficyt budżetowy przestał być miarodajnym wskaźnikiem. A PKB? Przy tak wysokiej inflacji wydaje się, że także stracił znaczenie. Niby pokazuje wzrost w cenach stałych (korygowany o inflację), ale gdy inflacja wymyka się spod kontroli, trudno określić, czy jeszcze jest wzrost, czy też nie.

 

Idziesz do sklepu i nie umiesz uwierzyć – miesiąc temu było dużo taniej. Niestety inflację odczuwamy na każdym kroku, czy to w sklepie, czy też regulując płatności za czynsz, wodę, ogrzewanie lub też płacąc odsetki od zaciągniętych kredytów. Bieda zagląda nam w oczy, a przecież zarabiamy więcej! Rząd się tym chwali na każdym kroku, jak to wzrosła płaca minimalna czy też średnia. Mamy więcej, więc mamy mniej, tak to wygląda.

 

A co będzie dalej?

 

Cóż, nie pozostaje nam nic innego jak uświadomienie sobie, że zbiednieliśmy i te dwa ostatnie lata cofnęło nas o dekadę (mam nadzieję, że tylko tyle). Co gorsza, jesteśmy w przededniu kolejnych uderzających w nasze portfele ciosów, gdyż albo nas załatwi inflacja (trudno przypuszczać, aby bez zmiany nastawienia rządu i RPP miała się obniżyć), albo recesja, często wiążąca się z utratą pracy lub też zmniejszeniem dochodów (gdyby jednak zaczęto walczyć z inflacją). Poszliśmy o krok za daleko (drukowanie kasy, masowe rozdawnictwo, nonszalancja RPP) i nie stoimy na krawędzi przepaści, tylko już lecimy w dół. Kiedyś się zatrzymamy, będzie to jednak bolesne.

 

Jest to ostatni felieton z tego cyklu – kolejne napiszę (albo i nie), gdy ponownie zaczniemy budować nowy system. Może wtedy cykl będzie się nazywał " Polska droga do kolejnego podniesienia się z kolan". Na to jednak poczekamy parę (lub naście) lat.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • zsrrknight dwa lata temu
    całkiem zgrabnie i sensownie zebrane prawdy o smutnej rzeczywistości.
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    dzięki
    pozdrawiam
  • Noico1 dwa lata temu
    Że też jeszcze Ci się chce Józefie. Podziwiam. Czarno to widzę mimo wszystko.
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    A czemu nie. Zawsze mogę sprawdzić, gdzie miałem rację, gdzie się myliłem. Że tak powiem wartość dodana?
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania