Potępiony - Rozdział 2 (System i postawy) (2/3)

Tuż przy bramie powiedziano mi, że zdążyłem w ostatniej chwili, zaraz mieli zamykać wrota.

-Ostrożnie tylko. – Usłyszałem za sobą nieprzyjemnie brzmiącego gwardzistę spoglądającego na mnie dość podejrzliwie. No cóż, jestem nieco pobrudzony, z kieszeni wystają mi gałązki a z podkoszulka zaczęła wyciekać trucizna kapiąc na ziemię. Lecz to nie to, czym dalej zagłębiałem się w miasto tym więcej czułem na sobie spojrzeń. Ulice były rozświetlone lampionami zawieszonymi na linach rozwieszonymi między budynkami jakieś dwa i pół metra nad ziemią. Nawet wydawało się, że ludzie są mniej przygnębieni. Widziałem przed karczmą kilku pijaczków wyrzuconych za szybkie upicie się, zaś ze środka dobiegały śmiechy i brzdęk kieliszków. Niektórzy ukrywali strach sztucznym uśmiechem żartując z nielicznymi już sprzedawcami. Więc miasto nocą ożywa. Mimo wszystko nie mogłem pozbyć się wrażenia, że nie jestem tu mile widziani. Na mój widok albo się odwracali albo spluwali z pogardą na ziemię.

-Cieszę się, że jeszcze Pan jest. Nazbierałem trochę ziół. – Staruszek wciąż stał zgarbiony przed swoimi miksturami i naparami, nawet trochę mu towaru ubyło przez te parę godzin.

-Nic nie kupię.

-Co? Jak to?

-Nie chce by ludzie zaczęli gadać, nie chcę kłopotów. – Nie patrząc na mnie zaczął powoli zbierać interes w milczeniu. Nie no coś się pojebało, gdy mnie nie było.

-Panie, nie mam pojęcia, o co chodzi. Przyniosłem jakieś pół kilo Czarnej Bronisy, Korzeń Wampira i kilka roślin, co Pan doradził. Dodatkowo proszę spojrzeć, dwa świeżutkie kły jadowe Czerwonego Pająka.

Staruszkowi wyszły na łysej głowie chyba wszystkie żyły, zamarł w bezruchu i wytrzeszczył oczy.

-Za pół godziny bądź na tyłach tego budynku, nie chcę z tobą robić interesów gdzie każdy widzi. A teraz jazda mi stąd!!! – W jego oczach było widać błysk, który dobrze znam. W tamtym świecie pracowałem, jako ochroniarz sklepu, kiedy ktoś trafił na promocję i zauważył coś, czego bardzo długo szukał zawsze uśmiechał się jak głupi i wpatrywał się w produkt jak krowa na malowane wrota. Widocznie zaciekawiłem go towarem, jaki udało mi się uzyskać. W sumie to logiczne, jest wojna i nikt się nie spieszy by ryzykować życiem dla jakiś roślinek, mogę to wykorzystać i zbić niezły interes! Lecz póki, co udam się gdzieś, gdzie nie będę czuł na siebie wzroku przechodniów i na spokojnie sprawdzę swoje Umiejętności w Systemie. Bądź, co bądź zawsze może być to pułapka i staruszek po prostu chce mnie okraść. Ze znalezieniem miejsca nie było problemu, między każdymi budynkami jest wąska krótka uliczka gdzie spływa deszczówka z głównej ulicy oraz gdzie sklepikarze wyrzucają śmieci lub przegniłe towary. -Umiejętności. – Jednak tak to nie działa, muszę ręcznie do nich dojść poprzez główne okno. Ciekawe czy jest jakaś lista komend.

Mam niesamowicie niską regenerację many i życia. Ciekawe czy gdy się skaleczę igłą to za minutę rana sama zniknie. Zbieranie Ziół chyba samo się dodało podczas poszukiwania roślinek, zebrałem dość sporo a wciąż mam pierwszy poziom. Kiedy kliknę na daną umiejętność otwiera się osobne mniejsze okienko opisujące dany czar. W opisie Zbierania Ziół jest osobny pasek doświadczenia, zostało czterdzieści punktów do drugiego poziomu. Mało zważywszy na fakt, że uzbierałem już ponad dwieście. Nie mam pojęcia skąd wzięło się Gotowanie, ale jest zero na trzysta punktów doświadczenia. Kiedy wyruszę za mury na dobre, spróbuję coś upiec na ognisku i się podszkolić. Może nawet upoluję jakieś zwierzę i ususzę mięso na sprzedaż. Najbardziej interesuje mnie Odporność na Obrażenia. Na obecnym poziomie mogę wytrzymać dwa obrażenia nie będąc ranionym. Czyli nie mogę się nawet skaleczyć? Jeśli otrzymam jeden punkt obrażeń to znaczy, że stworek zwykle zadaje trzy innym ludziom? Mam jeszcze czas, więc dla potwierdzenia moich teorii walnąłem pięścią z całej siły w udeptaną ziemię, na której stałem. Wolałem nie walić w drewnianą spróchniałą ścianę. Zabolało tak jak powinno, kostki podeszły krwią a skóra na małym palcu się obtarła. Od razu w otwartym wcześniej okienku Systemu odjęło mi trzy punkty życia a Odporności na Obrażenia dostały aż dziesięć punktów doświadczenia.

-Więc miałem rację. – Wyszeptałem cicho sam do siebie i nie mogłem wyjść ze zdziwienia, gdy po minucie pięść przestała boleć, naskórek się nieco zregenerował a na pasku życia dodało mi dwa punkty. Trochę to wszystko dziwne, według tego mogę sam się okaleczać nabijając tym samym swoją odporność.

Czas zajrzeć w umiejętności aktywne, czyli takie, jakie będę mógł użyć podczas walki.

Magiczny Pocisk zdaje dziesięć obrażeń, ale za to kosztuje mnie osiem punktów many, dość dużo zważywszy na jej regenerację. Mam za to sto osiemdziesiąt osiem many całkowicie, więc mogę zaszaleć. Opis czaru jest przydatny: „Skierują lewą dłoń w kierunku celu i wypowiedz nazwę czaru”. Niemożliwe, że to takie proste i dogodne. W dodatku potrzeba lewej ręki, jestem praworęczny, więc będę mógł dodatkowo wspomagać się bronią. Za to Klątwa Krwawienia to inny kaliber. Zadaje pięć obrażeń celowi, co cztery sekundy, czar działa przez trzydzieści sekund. Czyli w sumie zada w ciągu pół minuty trzydzieści siedem obrażeń, jednak koszt czaru jest kosmiczny przy moim aktualnym poziomie. Aż dwadzieścia trzy punkty many. Jednak, jeśli chciałbym zadać tyle samo obrażeń Magicznym Pociskiem musiałbym wystrzelić go cztery razy, więc zużyłbym trzydzieści dwa punkty many, zdecydowanie więcej. A co jeśli przeciwnik jest na tyle silny, że jeden jego cios skończy się u mnie śmiercią? Tak to rzucę Klątwę i gdzieś się ukryje. Ciekawe ile ten Pająk miał punktów życia, nie przyjrzałem się. Opis czaru: „Skieruj lewą dłoń ku pojedynczemu celowi i wypowiedz nazwę czaru. Cel zacznie krwawić z nosa lub z ust”. No dobra, kolejny czar to Klątwa Trucizny. Brzmi świetnie, ale:

„Czar umożliwia zaklęcie dowolnej jednogwiazdkowej broni posiadaną trucizną. Trzymając z lewej ręce truciznę a w prawej broń wypowiedz nazwę czaru”. Więc wystarczy, że lekko zadrasnę przeciwnika orężem a ten będzie nieustannie otrzymywał obrażenia, nie muszę zadawać nawet śmiertelnego ciosu. Spróbuję potem zakląć ten patyk, co go mam za paskiem, trucizną, co zostanie na koszulce. Z tego wszystkiego wnioskuję, że jestem nastawiony na zadawanie obrażeń czasowych. Czyli po angielsku DOT, damage over time. Póki, co powinienem już ruszać do staruszka na handelek. Po drodze postronne osoby schodziły mi z drogi jakby się mnie bały, mógłbym to zrozumieć, w końcu tacham ze sobą śmierdzący podkoszulek, z którego kapie zielona trująca maź. Wydawało mi się jednak, że chodzi tu o coś więcej. Matki z dziećmi odwracały wzrok i przyciągały bliżej swoje pociechy wytykające mnie palcami, mężczyźni przy karczmie szeptali coś do siebie spoglądając na mnie, najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że jak zapytałem strażnika, o co chodzi to udawał, że nie istnieje. W dodatku ten handlarz ewidentnie nie chciał żeby nas razem widziano.

-Jest tam kto? – Zapukałem cicho do tylnych drzwiczek małego domku upewniając się zawczasu, że nikt mnie nie śledzi. Po krótkiej chwili zobaczyłem w małej szczelinie między klamką a framugą dziewczęcą małą czarną główkę patrzącą na mnie dużymi zaszklonymi oczami.

-Umm… ja w interesach do Staruszka. – W sumie nie znałem jego imienia i nie wiedziałem czy to jego wnuczka czy nie, więc „Staruszek” najbardziej pasowało. Smarkula zatrzasnęła drzwi i było słychać jedynie oraz tupot bosych stópek, mało się jej przyjrzałem, ale miała około dwanaście lat. Po dość długim staniu jak kołek w nocy przed czyimś domem myślałem, że będę musiał kimnąć się jak bezdomny w jakimś rynsztoku, ale ku mojemu zdziwieniu drzwi ponownie się otworzyły.

-Nikt Cię nie śledził?

-Upewniłem się co do tego.

-Wejdź i połóż kły na tym stoliku, nie chcę żebyś zapaskudził mi mieszkania.

-Jasne. – W środku było cieplutko, w kominku jarzyło się kilka drewienek a cały wystrój był wyjęty wprost ze skansenu. Ręcznie szyte dywany, pamiątki rodzinne na ścianach, obrazy z różnymi krajobrazami w jednym pomieszczeniu, w drugim zaś portrety przodków, dziergane koronkowe serwetki nałożone na stoliki, zapach drewna i czekające na nas dwa kufle ciepłego grzańca. Nie odmówię, chociaż wolałbym tradycyjne zimne piwko.

-Zatem, od czego zaczniemy?

-Pokaż zioła. – Wyłożyłem na stolik przed nami wszystko, co miałem w kieszeni bluzy oraz osobno trującą roślinkę trzymaną w tylnej kieszeni spodni.

-Sam to zebrałeś? Niewiarygodne! I ta, jakość… mmm.

-Jeśli dobrze zapłacisz mogę zagwarantować, że będziesz jedyną osobą w całym tym mieście, której będę przynosił stałe dostawy. Tyle zebrałem w kilka godzin, pomyśl ile mógłbym przynieść po całym dniu. Kiedy byłem u Ciebie wieczorem miałeś mało leczących mikstur, kiedy ponownie się spotkaliśmy nie miałeś ich wcale, czyli jest popyt.

-Sprytny jesteś jak na kryminalistę drogi Panie.

-Słucham?

-Gdy Cię nie było była przemowa na głównym rynku. Sama Księżniczka Lili zaszczyciła nas swoją mową prezentując nam czterech bohaterów i ogłaszając, że pomogą w wojnie.

-To dlatego miasto tak ożyło a ludzie wyglądają na szczęśliwszych, nadzieja co?

-Zgadza się. Jednak pierwszy raz zdarzyło się by publicznie ktokolwiek z rodziny królewskiej przepraszał nas, prosty lud. Podobno podczas przyzywania bohaterów niechcący sprowadzili do nas wroga będącym pod patronatem piątego Boga.

-I niby ta osoba to ja?

-Popatrz tylko, rozrzucali to po całym mieście. -Starzec wręczył mi pogniecioną kartkę papieru, szarawo żółtą z plamami i odciskami od tłustych paluchów. Nie wiem jak to zrobili, ale widniał na niej mój wizerunek oraz podpis „Niebezpieczny”.

Czyli tak Król mści się za odtrącenie jego propozycji, cóż miałem zrobić? Gdybym został pewnie ciągle mieliby nade mną kontrolę i monitorowaliby każde moje działanie. Nie jest to jednak problem, przynajmniej wyjaśniła się kwestia, czemu ludzie na ulicy krzywo na mnie patrzyli. Mogę zgadywać, że w zamku skopiowali tonę takich ulotek za pomocą magii.

-No dobra masz mnie. Naprawdę jestem przyzwany z innego świata tak jak tamta czwórka, możesz to stwierdzić po moim ubraniu i sposobie mowy, prawda? No to ja się zmywam i zabieram zielsko. Sam spróbuję z tego zrobić jakąś tandetną maść przeciwbólową marnując połowę.

-Zaczekaj chwilę! – Złapał mnie za rękę, gdy sięgałem po surowiec, widocznie bardzo mu zależało na Czarnej Bronisie. Chyba popyt na mikstury jest większy niż się spodziewałem. Nie pomyślałem także o konkurencji, w końcu to stolica ludzi, to pewne, że jest więcej stoisk takich jak jego.

-Gdybym się Ciebie bał lub martwił o konsekwencję w udzielaniu pomocy to nie zapraszałbym Cię do swojego domu.

-Przyznaj, że zależy Ci na tych roślinach Staruszku.

-Cóż… co chcesz w zamian?

-Ile jest warte to, co widzisz na stole plus dwa świeże kły Czerwonego Pająka?

-Za tą trującą roślinkę i kły dam Ci pięć srebrników. Nic z tego nie zrobię, ale znam osobę, co się tym zainteresuje. Zaś za to dam siedem srebrników.

-Te cyfry wydają się małe, o ile wierzysz moim słowom i pamiętasz, co mówiła księżniczka to jestem z innego świata. Mamy tam inną walutę, więc równie dobrze możesz mnie orżnąć na całego.

-Spokojnie. Mamy tu walutę podzieloną na trzy części. Najmniej wartościowe są miedziaki, za siedemdziesiąt możesz wynająć pokój w obskurnej karczmie na całą noc lub zjeść najtańszy posiłek. Potem jest srebrnik, czyli sto miedziaków. Aktualnie podatek miejski wynosi dziesięć srebrników za miesiąc, zaś za pięć możesz kupić solidny miecz i zostanie na lekki posiłek. Następnie jest złota moneta, czyli sto srebrników. Za to możesz obżerać się jak prosiak lub nieźle zamoczyć w Czerwonej Dzielnicy. Ale zwykle posiadanie, chociaż jednej gwarantuje Ci nóż wbity w plecy.

-Rozumiem, czyli za wszystko dwunastka srebra. Umówmy się tak. Wezmę Osiem, jedną miksturę zdrowia i many oraz przenocujesz mnie jedną noc.

-Zgoda! – Ledwo, co skończyłem zdanie a dziadunio doskoczył do mnie nad stołem ściskając mi obie dłonie z szerokim uśmiechem na ustach. Pazerny dziad. Jutro z samego rana będę musiał udać się do lokalnego kowala i poprosić o lekką kolczugę lub coś w tym stylu. Nie będę paradował w dresie i w bluzie z kapturem po lesie gdzie Bóg jeden wie, co się tam czai. Tym czasem zadowolony Staruszek zabrał szybko towar leżący na stole i gdzieś się udał zostawiając mnie z brzdęczącym woreczkiem i z kuflem do połowy opróżnionym z grzańca. Dopiero teraz kątem oka zobaczyłem w progu tą małą dziewczynkę. Ledwo, co wystawia swoją czarną grzywkę chowając się za ścianą by na mnie zerknąć.

-Jestem gościem Staruszka, nie gryzę. Możesz podejść. – Spokojnym i najłagodniejszym tonem, jakim mogłem z siebie wydać zawołałem do niej. Niepewnie przeszła przez próg. Tak jak myślałem, mała krucha i chudziutka smarkula ubrana w szarą sukieneczkę przypominającą bardziej worek na kartofle.

-Ja Pana znam z ogłoszeń, co to na ulicy rozdawali. Pan jest zły!

-Wyglądam na złego? Gdybym taki był twój Staruszek by mnie do siebie nie zaprosił. Popatrz, poczęstował mnie nawet trunkiem. Będę tu też nocował.

-Naprawdę?

-Naprawdę. – Łatwowierna jak to dziecko, za to przyjemnie jest zobaczyć szczery i radosny uśmiech po naoglądaniu się zmęczonych i przestraszonych gęb na ulicy. Miła odmiana od tych złowrogich i nieufnych spojrzeń.

-To twój dziadek?

-Tak. Wychowuje mnie, bo mama i tata poszli na wojnę, ale niedługo wrócą! – Tym razem ten radosny, roześmiany uśmiech pełen nadziei na zobaczenie rodziców sprawił u mnie wielki ból gdzieś w środku. Gdy już miałem coś powiedzieć, do pokoju wszedł Staruszek niosąc jakieś szmaty.

-Oddaje twoje płótno, co w nim kły przyniosłeś oraz pomyślałem, że przyda Ci się chociaż ciepła peleryna z kapturem co by się w oczy jutro nie rzucać.

-Dziękuję. Powiedz…, czemu mi pomagasz?

-Czy osoba przyzwana z innego świata, przestępca obdarzony niezwykłą mocą może prosić o radę, co do uczciwego zarobku? Równie dobrze mógłbyś okraść parę osób lub mój stragan. Włamać się do jakiegoś domu i tam przenocować a nie zadawać sobie trud by wieczorem przez parę godzin zrywać Czarną Bronisę.

-Wiesz. Aktualnie to naprawdę jestem z innego świata tak jak mówiłem.

-Ta jasne, pewnie żeś podrywał księżniczkę i znalazłeś się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Zgaduję także, że jesteś z bardzo daleka gdzie nie ma jeszcze wojny. Pokój gościnny jest już przyszykowany, Marta Cię tam zaprowadzi, prawda skarbie?

-Tak dziadziu! – Ale mi się trafiło, czuję się trochę winny wykorzystując ich gościnę. Zwłaszcza, że naprawdę mogą spotkać ich nieprzyjemności. Po „Obserwacji” płaszcza dowiedziałem się, że nie muszę iść jutro do kowala. Pół gwiazdki rzadkości, jedna gwiazdka wartości i aż dwie pancerza. Marta zaprowadziła mnie do przerobionego składziku gdzie jeszcze w kącie stał mop, wiadro i jakieś worki. Na środku zaś materac z kocem oraz świeczka.

-Mój pokój znajduje się naprzeciwko. Więc jakby Pan czegoś potrzebował proszę dać znać.

-Mógłbym prosić Cię dziewczynko, żebyś obudziła mnie z samego rana?

-Dobrze. – Będąc już sam w lekko oświetlonym pokoiku przeczytałem raz jeszcze swoje umiejętności, upewniłem się czy w ustawieniach rzeczywiście jest tylko wybór języka, po czym poszedłem spać nie mogąc się doczekać nowych poziomów.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania