Potępiony - Rozdział 3 (Duży Wąż) (1/3)

Idąc do lasu czułem się jakbym szedł na grzybobranie, jakoś nie bałem się nieznanych mi kreatur chcących mnie zabić i zamienić w pokarm. Nie dość, że mam czar, co jednym uderzeniem może zabić Czerwonego Pająka to mam jeszcze silniejszą Klątwę Krwawienia. Do tego płaszcz z dwoma punktami pancerza i zatrutą broń do obrony. Lecz co najważniejsze mam motywację by żyć, złożyłem obietnicę, której muszę dotrzymać!

Przechodząc przez bramy miasta starałem się nie obudzić śpiących na stojąco wartowników podtrzymujących się swoimi lancami o ziemię by nie upaść. Przede mną otwarty świat, niczym nieograniczony stojący otworem na moje podboje. Co prawda nie czuję się jak bohater gier RPG, ale nie mogę się doczekać swojego awansu na kolejny poziom. Póki co dam sobie spokój ze zbieraniem ziół. Wchodząc do jeszcze ciemnego lasu czułem każdą muskającą mnie gałązką krople rosy, szelest liści targanych przez wiatr był dla moich uszu uspakajający niczym muzyka relaksacyjna. Pomrukiwanie dzikich zwierząt budzących się do życia zachęcało żebym brnął dalej. Jednak muszę myśleć racjonalnie i uważać, w każdej chwili mogę zginąć, jeśli wyskoczy coś większego. Lepiej więc przetestować czary na sucho. Wystawiłem lewą dłoń do przodu w stronę pnia drzewa.

-Magiczny Pocisk. – Robiąc to czułem się nieswojo, pewnie wyglądałem jak idiota. Lecz gdy ujrzałem małą zieloną kulkę tworzącą się centymetr od mojej dłoni zbladłem i zaniemówiłem. Prawdziwa magia, nie jakieś cyrkowe sztuczki czy iluzja optyczna. Czułem ciepło oraz wibracje tej kulki. Gdy nabrała rozmiarów piłki tenisowej wystrzeliła jak pocisk z pistoletu wprost w drzewo zdzierając na wióry korę i robiąc wielką aczkolwiek płaską dziurę. Więc ma małą siłę obalającą skoro nie wydrążyła zbyt głębokiej wnęki w drewnie, za to na pewno może nieźle ogłuszyć lub przewrócić. Gdy dotykałem i badałem konaru pogrążony w swoich myślach, w ostatniej chwili dostrzegłem jak z gałęzi nade mną zsuwa się na ziemię ogromny brązowy wąż. Sycząc badał swoim językiem mokry od rosy grunt, jestem zaledwie metr od niego, ale mnie nie zauważył. Pewnie będzie szukał prześwitu między konarami drzew by ogrzać się w słońcu na ziemi. Chwila. To znaczy, że teraz jest powolny i ospały, bo jego ciało jest zimne! Powoli obróciłem się dookoła swojej osi tak by moja wyciągnięta już lewa ręka była skierowana w jego stronę. Formowanie się Magicznego Pocisku trwa jakieś pięć sekund, lepiej wyceluję w jego wielki pysk licząc na fart by się nie poruszył.

-Magiczny Pocisk. – Wycedziłem przez zęby jak najciszej, chociaż wiedziałem, że jest głuchy jak pień i reaguje tylko na zapach, ciepło i wibracje. Nagle jeb! Jego łeb rozprysł się na kawałki ochlapując mnie zieloną posoką i kawałkami mózgu. Przez chwilę jego reszta tułowia wiła się jak szalona w agonii, po czym zastygła. Dostałem aż siedem punktów doświadczenia. Jednak teraz żałuję, że wycelowałem w łeb. Gdybym miał jakąś buteleczkę, jakieś naczynie to mógłbym wyciągnąć z niego jad. I tak jestem mało przygotowany. Kijek, płaszcz i po jednej buteleczce mikstury many i życia, co dostałem od Staruszka. Może wezmę jego mięso? Skóra też w sumie jest nienaruszona. Tylko gdzie ja to schowam? Chwila.

-System. – Między Umiejętnościami a Ustawieniami jest przecież Plecak. Jeszcze tego nie sprawdzałem. Po kliknięciu otworzyło się osobne okienko z dziewięcioma miejscami, na których widniał krzyżyk. Jest też napisane ile mam pieniędzy, jednak po mimo mieszka srebrników wsadzonego do kieszeni spodni pokazuje mi się, że nie mam nic. Czyli mogę tutaj wpłacać i wypłacać kasę? No i udźwig… trzydzieści pięć kilogramów. Ja udźwignę więcej, widocznie tyle tu mogę zmieścić. Wziąłem tułów węża w lewą rękę i kliknąłem krzyżyk, w jednej magicznej sekundzie moja dłoń była pusta a w inwentarzu była miniaturka mięsa. Natychmiast schowałem tam także mikstury i pieniądze, w ten sposób nie muszę bać się kradzieży oraz tego, że niechcący przy walce stłukę buteleczki. Chociaż tym samym ciężko je będzie szybko dobyć, kiedy wpadnę w kłopoty. Zobaczyłem także, że jest więcej niż dziewięć miejsc, jest mała strzałeczka, którą mogę przesuwać okienka by było ich więcej.

Teraz czas na wypróbowanie Klątwy Krwawienia, jednak do tego potrzebuje celu. Idąc dalej zauważyłem już pierwsze promienie słońca ukazujące się na horyzoncie. Nieliczne chmurki na granatowym niebie nabrały pięknych różowo pomarańczowych kolorów. Dokładnie takich jak wielki metrowy szerszeń latający między drzewami kilkanaście metrów przede mną. Co oni kurwa tutaj mają za potwory? Wszystkie owady i zwierzęta są takie duże? Koń w mieście był normalny, psy i koty także. Co ma wpływ na ich wzrost? Mam parę teorii, lecz tym zajmę się później. Najważniejsze to zachować spokój, osy, pszczoły, bąki, szerszenie i inne latające paskudztwa kierują się feromonami, więc jeden niewłaściwy ruch i zawoła swoich kumpli. Po chwili obserwowania go wyświetlił mu się nad głową dość gruby i ciemno czerwony pasek życia oraz poziom drugi. Jak go ukatrupię od razu zyskam awans. Znów, lewa ręka w stronę celu, gdy przelatywał między drzewami i znalazł się na linii ognia wypowiedziałem czar.

-Klątwa Krwawienia. – Muszę przywyknąć do tego, gdyby mnie ktoś teraz zobaczył jak kucam w krzakach robiąc ten gest uznałby mnie za wariata. Lecz nie w tym świecie, tu magia jest normalna i właśnie do tego muszę przywyknąć. Tym razem nic się nie stało, żadnego błysku, iskierek czy kolorowej wiązki wystrzeliwującej z dłoni. Poczułem za to mrowienie w palcach a moja cała ręka aż po bark stała się wyraźnie cieplejsza. Zgaduję, że tak czuje się organizm po zużyciu większej ilości many na raz. Szerszeń za to nie poczuł się najlepiej. Znieruchomiał i po chwili z jego otworu gębowego wystrzeliła ciecz podobna do ropy, opadł na ziemię wierzgając skrzydełkami i odwłokiem. Zabrałem mu póki co jedną szóstą życia, mogę czekać aż zdechnie ale jego ruchy mnie niepokoją. Pszczoły tańczą w ulach wydzielając feromony i tym samym wskazują drogę do nowych kwiatków, ale robią to wśród innych, tutaj nie ma, kto zobaczyć jego tańca lub wyczuć zapachu. Może jednak dla bezpieczeństwa dokończę go Magicznym Pociskiem? Stworek miał cały łeb oblepiony ropo-podobną krwią a jego ruchy były bardziej jak spazmy bólu niż taniec, została mu połowa życia. Dopiero teraz zobaczyłem, że na początku jego paska życia jest ikona malutkiej czerwonej kropli, klątwa wciąż działa więc pozostaje czekać.

-No, w końcu! Drugi poziom! – Cieszyłem się jak dziecko widząc przed sobą komunikat o awansie, poczułem lekką nostalgię i przypomniały mi się czasy, gdy na początku gimnazjum zacząłem grać w dość starą grę gdzie też nabijało się poziom swojego bohatera. Co prawda tamta była bardzo trudna i wymagająca, więc długo nie pograłem, teraz tego żałuję, gdybym na dłużej się w to zagłębił miałbym teraz łatwiej.

Kiedy podszedłem do truchła jednym sprawnych ruchem buta urwałem robakowi żądło z odwłoka i schowałem do Systemu. Może się przyda.

...

Czas mijał mi dość szybko i bawiłem się jak nigdy w życiu. W moim starym świecie cały czas spędzałem na nauce czując presję i wymagania rodziców, po ukończeniu szkoły nie mogłem znaleźć wymarzonej pracy, przez co straciłem kontakt z rozczarowaną rodziną, spotkania ze znajomymi i wspólne popijawy jeszcze bardziej mnie wprowadzały w depresję, gdy chwalili się, co to oni osiągnęli. Oczywiście były dobre strony jak wyprowadzenie się na swoje, znalezienie stałej pracy… i… oraz… czemu mi tak trudno znaleźć coś pozytywnego w swoim poprzednim życiu? Cóż, z takim nastawieniem odechciało mi się nabijania poziomów. Mam już piąty poziom i sporo ciekawych rzeczy w Plecaku jak trzy sztuki mięsa z węża oraz dokładnie osiemdziesiąt roślinek Czarnej Bronisy. Żądło niestety nie było przydatne, trucizna zapewne była w odwłoku. Sporo się nawalczyłem, chociaż nie spotkałem nic nadzwyczajnego. Nabiłem za to kilka poziomów moim czarom, teraz Szerszenia mam na dwa strzały z Magicznego Pocisku. Wzrosła mi także regeneracja many i życia oraz rozdałem punkty na statystyki kierując się schematem maga, czyli wszystko w inteligencje i troszeczkę w wytrzymałość jakby były kłopoty. Dałem się także pokąsać w rękę dziwnemu królikowi z rogiem na głowie, dzięki czemu wzrosła mi odporność, bolało jak cholera i mam jeszcze kilka skaleczeń, jednak było warto.

Pójdę jednak teraz nad tą rzekę widniejącą na mapie, wyczyszczę płaszcz z krwi i napiję się.

-Gonić ją! Szpieg!

-Łucznicy, strzelać!

-Nie pozwólcie uciec jej do lasu!

Nagle usłyszałem czyjeś męskie krzyki, kierowałem się na główną drogę by nie zabłądzić, więc zbliżyłem się także do bramy miasta. Po chwili ujrzałem jakiegoś szybkiego i wielkiego potwora, które było długie i białe jak śnieg, mknęło tuż w moją stronę. Szybko schowałem się za drzewo póki mnie nie dostrzegło i wstrzymałem oddech, to coś było niesamowicie szybkie, więc bez trudu ucieknie ciężko opancerzonym żołdakom. Kiedy mnie mijało dostrzegłem długie białe włosy, ludzką twarz, ludzki tułów, oraz… długi wężowy tułów!

Tak, to był definitywnie długi i gruby wężowy ogon. Ta istota nie miała nawet nóg! Czy to właśnie to ta czwarta rasa, o której mówił Król? Pół Bestie? Nie wiem, co to był za gatunek, ale na pewno mnie zaciekawił. Postawię wszystko na jedną kartę! Szybkim krokiem wyszedłem z lasu na spotkanie gwardzistom, którzy akurat wybiegli z bramy.

-Co Ty tu robisz?!

-Jak to, co? Roślinki zbieram na handelek, nie… nie mówcie mi, że to królewski las! Serio, ja nie polowałem! Tylko roślinki!

-Spokój! Widziałeś przebiegającą Lamię?

-Lamię? Nie, widziałem parę Szerszeni, więc zacząłem wracać, ale nic po drodze nie spotkałem. A o co chodzi?

-Cholera, widocznie pobiegła na lewo do tamtego lasku. Rozproszyć się i otoczyć teren!

-Tak jest Sir! – Na komendę najbardziej zabudowanego zbroją mężczyzny, reszta rozpierzchła się by poszerzyć poszukiwania.

-A ty! Wracaj do miasta, tu jest niebezpiecznie!

-Oczywiście! – Pospiesznie udałem się w stronę bramy miasta, całe szczęście, że wartownik na wieży obserwacyjnej jeszcze spał, chyba popił w nocy na wieść o tych czterech jełopach. Inaczej krzyknąłby do nich, w którym kierunku pobiegła ta cała Lamia. Nie wiem też, czy ci zbrojni mnie rozpoznali w tym płaszczu i narzuconym na głowę kapturze. Gdy upewniłem się, że dowódca pościgu wszedł już do lasu, biegiem rzuciłem się w kierunku skąd przyszedłem. Na wygniecionej trawie był ślad, dokąd ta osoba uciekła, było też wiele połamanych gałęzi i ani śladu potworków. Widocznie ten wężo-człowiek to grubszy kaliber i wszystko pouciekało. Z taką prędkością mogło uciec wszędzie, na moje szczęście Pół Bestia była ranna i zostawiała, co jakiś czas świeżą krew. Ślad skręcał w stronę rzeki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Jan Potfforny 10.08.2015
    Do KeiitsuoSensei

    Zob. mój tekst : "Bluźnierca na beczce prochu" , tam wyjaśnienie dla Ciebie.
    Pozdrawiam!
    JP.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania