Potępiony - Rozdział 3 (Duży Wąż) (3/3)

Już na wejściu przywitało mnie złowrogie spojrzenie strażnika. Nałożyłem kaptur i szczelnie się owinąłem płaszczem by nikt mnie nie rozpoznał. Zanim wrócę do Marty muszę zrobić zakupy. O dziwo przyszło to bardzo łatwo, gdy zmieniłem swój głos na bardziej ochrypły i ciężki, brzmiałem nieco starzej, więc nikt nie spodziewał się dwudziestoparolatka pod kapturem. Nabyłem metalową manierkę przypinaną do pasa, moździerz do robienia maści z Czarnej Bronisy, dwanaście sporych słoików, w które będę zbierał truciznę, troszeczkę soli w małym woreczku, solidny stalowy i ostry nóż oraz kompas. Wracając starałem się sobie przypomnieć czy mam wszystko, gdy nagle dostrzegłem kątem oka pluszowego misia. Był stary, zszyty ze starych szmat, przez ucho wystawała mu wata i miał różne guziki na oczy. Na nic lepszego póki co mnie nie stać, ciekawe czy jej się to spodoba.

Dla pewności wszedłem w tą samą boczną uliczkę, co wcześniej. Muszę poczekać do nocy, by nikt mnie nie zobaczył jak idę na tył domu Starca, nie chciałbym żeby spotkały ich nieprzyjemności. Plus muszę przejrzeć System. Przykucnąłem za jakąś rozbitą skrzynią wciąż mając na sobie kaptur, na niebie nie ma jeszcze gwiazd a na horyzoncie za budynkami są jeszcze ostatnie promienia słońca, także sporo ludzi się kręci. Gadają, śmieją się i piją do nieprzytomności. A wszystko to z powodu czterech bohaterów w wieku gimbazy, ja podziękuję za taki ratunek. Ciekawe, co teraz robią, pewnie szkolą się u najlepszych mistrzów magii i fechtunku, atakują kukły i zapoznają się ze swoim Systemem oraz czarami. Ja za to mam doświadczenie w walce z żywymi przeciwnikami, doskonale znam czas potrzebny na uformowanie się Magicznego Pocisku, mogę niepostrzeżenie nałożyć klątwę. Ciekawe też, czy doszły mi nowe umiejętności po nabiciu poziomu.

- System.

Dwieście pięćdziesiąt życia oraz pięćset trzydzieści dwa punkty many robi wrażenie. Nadal trudno mi uwierzyć, że zabijając zwykłe aczkolwiek duże owady i podnosząc statystyki na tym przeźroczystym ekranie staję się silniejszy. To co zabiłoby mnie rano, teraz nie zrobi na mnie wrażenia! Kiedy awansuję na kolejny poziom dostaję cztery punkty, które mogę rozmieścić według własnego uznania na siłę, zręczność, inteligencję i wytrzymałość. Kiedy nabiłem szósty poziom nagle znikł minus i plus obok szczęścia. Nie wiem, czemu i nie podoba mi się to, teraz cały czas będę miał pięć? W grach ta cecha odpowiada za szansę na trafienie krytyczne, tu może oznaczać wszystko. Na przykład to czy znajdę wśród trawy rzadką roślinę i na jakie stworzenia się spotkam. Czas przejść do wyposażenia, nie będę wszystkiego nosił i trzymał w kieszeniach spodni i płaszcza. Oczywiście nie mogłem tego schować przy ludziach na ulicy, ale teraz mogę się nieco odciążyć. Chowanie i wyciąganie przedmiotów jest banalnie proste i wygodne. Trzymam daną rzecz i klikam plus w kratce, rzecz znika i pojawia się ikonka. Kiedy chce to coś wyciągnąć po prostu klikam na miniaturkę i ponownie przedmiot pojawia mi się w lewej dłoni. Kiedy mam zaciśniętą pięść wtedy nie działa. Kiedy mam tak jak teraz kilkanaście przedmiotów na raz w jednej kratce, to po kliknięciu wyświetla się osobne mało okienko z suwakiem gdzie mogę ustalić ile rzeczy chcę wyciągnąć, to działa w odwrotną stronę, gdy mam w ręku wiele rzeczy i klikam plus.

Pluszowego misia zostawię przy sobie. Idąc po kolei czas sprawdzić umiejętności i czy mi coś nowego doszło.

Co sekundę regenerują mi się cztery punkty many, wciąż mało zwłaszcza, że sam Magiczny Pocisk na drugim poziomie kosztuje dziesięć punktów zadając czternaście obrażeń. Klątwa Krwawienia na czwartym poziomie, zdecydowanie szybciej się ją nabija niż poprzedni czar. Czyżby chodziło o to, że umiejętność awansuje nie za samo używanie, ale za zużycie many? Czym większy jest jej koszt tym więcej dostaje doświadczenia? Klątwa zadaje teraz dziesięć obrażeń, co cztery sekundy przez trzydzieści sekund, czyli w sumie siedemdziesiąt pięć obrażeń. Koszt many to aż czterdzieści punktów. Od teraz będę musiał walczyć z włączonym Systemem przed sobą i na bieżąco obserwować swój stan. Do tej pory czułem jedynie ciepło rozchodzące się po lewej ręce i mrowienie, nie chcę się przekonać, co się stanie, kiedy niebieski pasek spadnie do zera. Dalej jest zaklinanie broni trucizną i coś nowego. Klątwa Spętania: „Skieruj lewą dłoń w stronę celu i wypowiedz nazwę czaru. Klątwa spowalnia wroga o trzydzieści procent na dziewięć sekund, z każdym wykonanym krokiem przeciwnik dostaje jeden punkt obrażeń. Koszt many to dwadzieścia punktów”.

Nieźle! Z tym poradzę sobie z Koboldami, już mam nawet plan. Szybko rzucę po Klątwie Krwawienia na oddalonych przeciwników oraz Klątwę Spętania na tych, co są bliżej. Ci z tyłu będą mieli trudności z przedostaniem się do mnie, wtedy zacznę powoli dobijać tych zdezorientowanych Magicznym Pociskiem. Ha, nie mogę się już doczekać. Jutro z rana od razu przechodzę przez most i szukam tej jaskini, jednak muszę uważać by nie wejść w gniazdo tej przeklętej Akiery. Swoją drogą nie dziwię się, że pomiędzy ludźmi a jej rasą są napięcia skoro jest taka impulsywna i cały czas by mnie tylko chciała zgnieść swoim masywnym cielskiem. Za każdym razem, kiedy o niej pomyślę trafia mnie szlag, pewnie by mnie zabiła jednym machnięciem ogona gdybym spróbował rzucić na nią klątwę. Teraz jednak mogę ją spętać i z daleka atakować Magicznym Pociskiem, popamięta mnie. Póki co czas złożyć wizytę u Staruszka, pohandlować trochę i odwrócić uwagę Marty od nieobecności rodziców. Na ulicy wciąż, co prawda kręcili się ludzie, ale nie chciało mi się siedzieć w wilgotnym i śmierdzącym zaułku między budynkami. Pokręciłem się trochę, po czym szybko skręciłem w bok znikając w cieniu, przez kilka minut musiałem jeszcze obserwować czy mnie nikt nie śledzi.

- Hej! Nokumi! – Nagle za moimi plecami usłyszałem znajomy głos, Marta wychodziła z komórki na węgiel i drewno znajdującej się na małym placyku za domkiem. Pomachała mi wolną ręką ciągnąc po ziemi dość ciężko wyglądający worek.

- Cześć. Daj pomogę Ci. Staruszek w pracowni?

- Odpoczywa, właśnie zamknął stragan. Nie sądziłam, że tak szybko wrócisz!

- Zrobiłem co miałem zrobić, po za tym nie widzi mi się nocowanie pod gwiazdami z moim obecnym poziomem.

- Walczyłeś? Opowiesz mi?

- Pewnie, ale wejdźmy do środka. – Kiedy tylko przekroczyłem próg zobaczyłem zdziwionego brodatego mężczyznę trzymającego w ręku kufel grzańca.

- Dla mnie też przynieś. – Nie wiem, czemu ale czułem się tu jak w domu, ta miła atmosfera, ciepło kominka, przyjemny zapach palonej niedawno fajki i radosny uśmiech Marty, która biegała dookoła mnie nie mogąc się nacieszyć. Postawiłem worek z węglem obok kominka, zdjąłem płaszcz rzucając go niedbale na oparcie bujanego fotela.

- Nie spodziewałem się, że wrócisz. – Przede mną postawiono cieplutki, spieniony trunek pachnący korzennymi przyprawami i miodem. Czekałem jeszcze na jakieś skargi, żebym za bardzo się tutaj nie rozgaszczał czy coś w tym stylu, nic jednak takiego nie usłyszałem.

- Jak tam handelek, Panie Starszy?

- Wszystko poszło! Jakość wprost wyborna, mogłem nawet podwyższyć cenę! Wszystkie siedemnaście buteleczek rozeszło się w parę godzin.

- Dziś też zarwiesz nockę, mam przy sobie dokładnie osiemdziesiąt roślinek. Nie wiem czy jesteś zainteresowany, ale mam dodatkowo świeżą skórę węża.

- Jak Ty to robisz?

- Tajemnica zawodowa, ale mogę Panu powiedzieć, że jest tam dość niebezpiecznie dla kogoś bez zbroi czy w Pana wieku.

- To wykładaj towar na stół i słuchaj tego; dziś przez miasto przejeżdżała ta cała czwórka bohaterów z innego świata. W lśniących zbrojach, mieniącym się orężu i na najdroższych rumakach! Za nimi maszerował cały orszak rycerzy i magów!

-Wyszli z miasta?

- Nie, to było bardziej coś w rodzaju podniesienia morale i przypomnienia nam o nich. Najdziwniejsze było to, że przed nimi wisiały w powietrzu takie przeźroczyste prostokąty! W życiu nie widziałem tak dziwnej magii. – Spojrzałem ukradkiem na siedzącą obok mnie Martę, przytaknęła tylko głową. Więc też je widziała.

- Robimy ze sobą interesy prawda? Może bym w końcu poznał Pana imię?

- Racja! Przepraszam. Mam na imię Zeloryk.

- Ja Nokumi. – Po uściśnięciu sobie prawic wróciliśmy na swoje miejsca, mój rozmówca niecierpliwił się i czekał na towary.

-Cóż. Zacznijmy od tego, że większość plotek, które słyszałeś o mnie są prawdą. Jestem z innego świata i mam tą samą moc, co tamte dzieciaki. Jednak w waszej legendzie jest mowa tylko o czterech bohaterach, więc mi od razu przypięto łatkę zdrajcy i szpiega. Fakt jest taki, że nie mam zielonego pojęcia, czemu tu trafiłem.

- Ta jasne…

- Słuchaj dalej. – Jak mogłem wyspowiadać się ze swojej tajemnicy obcemu wężo-człowiekowi, który po próbie zabicia mnie uciekł, równie dobrze mogę wszystko powiedzieć człowiekowi, z którym robię interesy. Myślę także, żeby lepiej wiedział, na co się pisze zadając się ze mną.

- Mimo wszystko Król chciał mnie mieć pod okiem i przy okazji skorzystać z mojej siły. Odmówiłem jednak, nie mam żadnych zobowiązań, co do waszej wojny skoro pochodzę z innego świata i chcę do niego wrócić. Nie chcę ginąć za ludzi widzących we mnie zło, mimo wszystko postanowiłem wykorzystać daną mi szansę i wzmocnić swoją siłę na własną rękę by móc się bronić. A tu masz dowód. System! – Kiedy przede mną wyskoczył półprzeźroczysty prostokąt, Marta przylgnęła bardziej do mojej ręki zaglądając mi przez ramię na cyferki. Zeloryk zaś zamarł w bezruchu z rozdziawionymi ustami i wytrzeszczonymi oczami. Już myślałem, że upuści kufel.

-Więc jednak to prawda.

- Tak. I pokazuję Ci to byś wiedział, że pomagając mi możesz wpaść w kłopoty. Nie chcę by coś wam się stało. No i nie mam już dłużej powodu tego ukrywać skoro już raz to widziałeś.

- Rozumiem. Możesz być pewny, że nikomu o tym nie powiem. Będzie tak jak mówisz, jedno moje słowo o tobie i skończę w wilczych dołach za pomoc komuś, kogo Król okrzyknął szpiegiem. – Kiedy nieco się uspokoił dopiłem grzaniec i otwierając okno Plecaka wyciągnąłem towar na sprzedaż zostawiając sobie dwadzieścia roślinek na własne potrzeby.

- Imponująca ilość i jakość. Skórę węża sprzedam znajomemu, mogę dać Ci za nią dwanaście sztuk srebra.

- Jest aż tyle warta?!

- Pewnie. Szlachta lubuje się w takiego typu rzeczach. Często jest także używana do rękojeści mieczy zważywszy na swoją chropowatość.

-Dobra, a zioła?

- Jest mniej niż poprzednio, ale jakość się zgadza, dam Ci pięć srebrników.

- Ile jest warta jedna mikstura życia i many?

- Obie chodzą po trzy srebrniki sztuka.

- To zejdźmy do piętnastu srebrników, dwóch mikstur życia, jednej mikstury many i noclegu na jedną noc. Jutro rano wyruszam za rzekę na grubszą zwierzynę i nie będzie mnie kilka dni.

- Nawet jakbyś zażądał więcej i tak bym się zgodził, nie bądź taki nieśmiały. Ah, skoro nie będzie Cię parę dni to przyda Ci się suchy prowiant.

-Jeśli to nie problem.

- To ja biorę się do pracy. Jak się rano obudzisz zajrzyj do kuchni, na stole będą czekać mikstury i pakunek jedzenia na parę dni.

- Dziękuję bardzo. A i jeszcze jedno. Nie wystawiaj wszystkiego na raz na stragan. Duża ilość spowoduje podejrzenia skąd bierzesz surowce. Po za tym jak ludzie zobaczą, że masz małą ilość to będą w stanie więcej zapłacić.

- Chłopie! Znasz się na rzeczy! – Pracowałem jako ochroniarz w sklepie, często rozmawiałem z pracownikami i sporo się dowiedziałem o różnych sztuczkach. Na przykład najczęściej kupowane produkty umieszcza się na samym końcu sklepu by klient musiał przejść wszystkie półki, jest wtedy szansa, że kupi coś jeszcze. Kiedy staruszek zniknął za rogiem spojrzałem na Martę, która przez cały ten czas była coś zbyt cicha. Jej głowa spoczywała na moim ramieniu, ręce luźno jej opadły na fotel i cicho oddychała. Usnęła znudzona handlowym bełkotem. Czułem się przy niej jak w domu, dlatego że kiedy chodziłem do gimnazjum miałem bardzo dobre stosunki z moją młodszą siostrą, która widziała we mnie wzór do naśladowania. Dopiero kiedy kończyłem liceum i wiadomo było, że nie jestem orłem w nauce, lubię popić z kolegami, wrócić późno do domu i spędzić weekend przed komputerem, przestała zwracać na mnie uwagę. Kiedy się przeprowadziłem stałem się tym „złym” bratem… wszystko się pochrzaniło z czasem. Nie miałem serca się teraz ruszaj i jej budzić, posadziłem na jej kolanach pluszaka, narzuciłem na nas swój płaszcz i sam poszedłem spać.

 

(Mój rysunek Marty: http://www.digart.pl/praca/7807602/GirlKid.html )

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania