Poprzednie częściPrzesyłka zza kurtyny - część I

Przesyłka zza kurtyny - część II

UMOWA

 

Godzina 5:50, niedziela. Czułem niepokój w głębi serca, po dziwnym koszmarze. Starłem pot wraz z brudem, ze swojego czoła. Rzuciłem okiem na Ellen, ta jeszcze spała. Wstałem na równe nogi, schowałem rzeczy z paczki w najgłębszym zakamarku szafy. Od 6:00 do 9:30 władze odkręcały kurki z wodą. Można było wtedy uzupełnić zapasy cennej cieczy, a także obmyć swoje ciało pod prysznicem. Na każde piętro przypadała jedna toaleta z prysznicem. Przebudziłem siostrę, musieliśmy jak najwcześniej stanąć w kolejce do umycia się. Zabrałem sześć plastikowych butli pięciolitrowych, by je napełnić. Wyszliśmy z mieszkania na korytarz, toaleta znajdowała się na jego końcu. Ellen wzięła czystą białą sukienkę na przebranie, ja za to miałem dość elegancki garnitur po ojcu, pasował idealnie. W kolejce stało już pięć osób, sami mężczyźni. Mimo, że mieszkam tu całe życie, to nigdy z nikim nie rozmawiałem. Wpuściłem Ellen przed siebie, chociaż utraciła wzrok, to miała doskonałą orientację w terenie. Nagle za plecami poczułem oddech. To moja sąsiadka, młoda kobieta, może trochę starsza od siostry. Mieszkała na przeciw moich drzwi. Kojarzyłem ją najlepiej ze wszystkich mieszkańców, ze względu na to, że była ładną blondynką o subtelnej twarzy i smukłej sylwetce, wychodziła o tej samej godzinie do pracy co ja. Po minucie stania za mną musnęła mnie dłonią w ramię, myślałem, że chce bym ją przepuścił w kolejce, lecz nie o to chodziło...

 

- Wszystko widziałam, panie Gridis. - wyszeptała dyskretnie, tak abym usłyszał.

- Co pani widziała? Nie wiem o co chodzi! - również szeptałem, lecz bardziej nerwowo.

- Niech pan nie udaje głupiego, widziałam jak zabiera pan przesyłkę.

- Nie rozumiem o co chodzi... - odpowiedziałem, udając głupca.

- Nie szepnę ani słówka, jeżeli coś za to dostanę z tej paczki.

- Jaka paczka? O czym pani mówi?

- Dobrze więc, dałam panu szansę, idę donieść wojsku.

- Proszę poczekać - chwyciłem ją mocno za dłoń. - Jakoś się dogadamy...

- Jest pan jednak rozsądny, będę czekała przed pana mieszkaniem o 10:00.

- Niech tak będzie. - odparłem roztrzęsiony.

- Ach zapomniałam, może mi pan mówić po imieniu, jestem Marion.

- Skoro znasz moje nazwisko Marion, to imię pewnie też.

- Cóż, wiem dużo o mojej okolicy Milton. - odpowiedziała z wyraźnym zadowoleniem.

- Jesteś wredną kobietą, wiesz?

- Po prostu próbuję sobie radzić w tym szalonym świecie, zupełnie jak ty.

- Może zakończmy już rozmowę, robi się tłoczno, przybywa ludzi w kolejce...

- Pamiętaj Milton, o naszej umowie. Będę pukała do twych drzwi o równej 10:00.

- Nie martw się, twój szantaż do mnie przemówił.

 

Wszedłem pod prysznic zaraz po Ellen, wreszcie zrzuciłem z siebie brudne szaty. Nie wiedziałem co myśleć o swojej sąsiadce. Czy można jej ufać? Lodowata woda zmywała ze mnie trudy tego tygodnia. Napełniłem butle wodą, po czym uprałem za pomocą szarego mydła uniform. Niestety nie mogłem się ogolić, przez ostatni miesiąc trudno dostać żyletkę. W lustrze obok prysznica, zauważyłem jak potwornie chudnę. Mój gęsty czarny zarost, trochę maskował zapadnięte policzki. Widziałem po sobie, że jest coraz gorzej. Minęło dziesięć minut, musiałem opuścić prysznic, by pozwolić innym na załatwienie swoich potrzeb.Przyodziałem garnitur i czarne buty. Zwolniłem blokadę drzwi i wyszedłem. Mijając Marion, zauważyłem jak ta uśmiecha się do mnie. Rzuciłem na nią pogardliwe spojrzenie po czym dowlokłem butle z wodą do swoich czterech ścian. Ellen leżała na łóżku, przejście korytarza w jedną i drugą stronę było dla niej dużym wysiłkiem. Przygotowałem śniadanie. Wyciągnąłem jedną ze schowanych w szafie konserw i nałożyłem kawałki mięsa na suche połówki bułek kukurydzianych. Gdy podałem je siostrze, ta bardzo się zdziwiła.

 

- Milton, przecież to mięso!

- Tak siostrzyczko i puki co nam go nie zabraknie. - odparłem ucieszony.

- Gdzie je zdobyłeś? Przecież tego nigdzie nie da się dostać!

- To już moja mała tajemnica Ellen. Po prostu jedz i nie zamartwiaj się niczym.

- O czym rozmawiałeś z tą kobietą? - zapytała nagle.

- O pracy. - odparłem zdziwiony

- Milton, możesz mi wszystko powiedzieć. Potrafię wyczuć kłamstwo w twoim głosie.

- Ellen to po prostu trochę skomplikowane...

- Czyli masz z nią romans?

- Nie, nic z tych rzeczy, po prostu rozmawialiśmy sobie.

- To dlaczego szeptaliście? Czy jest to związane z ową paczką, którą odpakowałeś w nocy?

- Czyli wszystko wiesz Ellen?

- Tak Milton, wiem wszystko. Powinieneś być ostrożniejszy.

- Zrozum, robię to dla naszego dobra! - odrzekłem zdenerwowany.

- Tak samo mówił ojciec osiem lat temu. I jak skończył?

- Nie wracajmy do tego...

- Mnie też to boli Milton, nie chcę cię po prostu stracić. - odpowiedziała płacząc.

- Nigdy cię nie zostawię! Rozumiesz! I przestań się mazać, w tym świecie musisz być silna!

- Przepraszam, już nie wypuszczę żadnej łzy.

- Nie musisz przepraszać, po prostu mi zaufaj.

 

Jedliśmy w milczeniu, raz za razem skrobałem się nerwowo po brodzie. Wyczekiwałem godziny 10:00. Zastanawiałem się, czy nie zabrać siostry i uciekać, nie mogłem ufać Marion, mogła mnie wystawić wojsku. Postawiłem wszystko na jedną kartę i pozostałem w mieszkaniu, bo dokąd miałbym iść? Wybiła wyczekiwana godzina, nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Ellen siedziała w milczeniu, nawet nie pytała kto przyszedł, musiała się do mnie zrazić po tym jak podniosłem na nią głos. Rzuciłem okiem przez wizjer, Marion na szczęście przyszła sama, bez towarzystwa wojskowych. Szybko wpuściłem ją do środka, jeszcze rozejrzałem się po korytarzu czy nikt nas nie obserwuje. Czym prędzej zaryglowałem drzwi i oparłem się o nie biorąc głęboki oddech.

 

- Mów czego chcesz i opuść szybko moje mieszkanie Marion.

- Nie bądź taki nerwowy Milton, może przedstawisz mnie swojej siostrze.

- Rozmawiaj ze mną nie z nią, ona nie ma z tym nic wspólnego. - odrzekłem stanowczo.

- No dobrze, niech ci będzie sąsiedzie. Chcę połowę racji z twojej paczki.

- Połowę?! Nas jest dwójka, ty jesteś sama kobieto!

- Wiesz Milton, milczenie jest złotem. A ja za to milczenie, chcę tylko kilka rzeczy.

- Dobrze, oddam ci połowę! Czy dasz mi potem spokój? - zapytałem nerwowo.

- Jesteś dla mnie taki niemiły. Ale tak, dam ci spokój, wszystko zostanie między nami.

 

Otworzyłem szafę, wyciągnąłem z niej dwie puszki konserw mięsnych i woreczek z cukierkami. Była to połowa z tego co zostało, broń trzymałem pod prześcieradłami, była niewidoczna. Wręczyłem Marion to co chciała, a także na dowód tego, że jej nie oszukuję pokazałem to co mi pozostało. Ta jednak przymrużyła swoje zielone oczy, i zmarszczyła czoło.

 

- Dlaczego nie pokażesz mi spluwy? - rzuciła prosto z mostu.

- Skąd o niej do cholery wiesz?! - zapytałem mocno zdziwiony.

- Skąd wiem? Mój ojciec osiem lat temu również dostał taką paczkę. Była w niej broń.

- Czyli twój ojciec też został skazany na śmierć?

- A skądże, on od zawsze był cwaniakiem. Chowa się teraz po mieście jak szczur.

- Do czego zmierzasz Marion?

- Jakby ci to powiedzieć. Zabierz mnie ze sobą!

- Ale gdzie mam cię zabrać?

- Tam gdzie odszedł mój ojciec, chcę go spotkać. Zostawił mnie i umierającą na raka matkę.

- Wiesz, że to niebezpieczne? - odpowiedziałem, chcąc ją zniechęcić.

- Wiem, ale co mi pozostało? Zaryzykuję!

- Jesteś pewna?

- Tak! Tym bardziej, że zamknęli mój zakład pracy, niedługo nie będę miała mieszkania.

- Jak to zamknęli?

- To ty nic nie słyszałeś Milton? Nic a nic?

- Ale o czym?

- Ty jednak żyjesz w swoim świecie...

- Mów, a nie owijaj w bawełnę kobieto!

- Słyszałam, że upadły plantacje kukurydzy, przez kwaśne deszcze.

- Jak to?!

- Normalnie, całe miasto w ciągu tego roku będzie głodować. Zamkną wiele zakładów.

- Co w takim razie zrobi wojsko?

- Pytasz o to kobiety głupcze? Skąd mam wiedzieć. Pewnie mają swój plan doskonały.

- Rozumiem, bądź dziś u mnie pod drzwiami przed północą, jeśli chcesz iść Marion.

- Będę delikatnie pukała, tak jak teraz.

- A i jeszcze jedno. Przepraszam, że byłem taki podejrzliwy wobec ciebie.

- Nic się nie stało, ludzie w Ultrio już tacy są. A teraz czas na mnie. Do widzenia Milton!

- Do widzenia.

 

Marion wyszła z mieszkania, pozostawiając za sobą pomieszane myśli w mojej głowie. Wizja utraty pracy, była dla mnie jak uderzenie piorunem, niemożliwa. Nie pozostało mi nic innego, jak spakować to co mi pozostało, zabrać Ellen i udać się pod adres z kartki. Jeśli prawdą jest, że plantacje kukurydzy upadły, to zacznie się rzeź. Masa głodujących wyjdzie na ulice i wszystko rozniesie w drobny pył. Mogłem wybrać tylko jedną stronę barykady, czyli rewolucjonistów. Do tej pory nie wpadłem na pomysł, kto mógł podrzucić mi przesyłkę. Martwiłem się o przyszłość, aż ciarki opanowały każdy skrawek mojej skóry. Postanowiłem przeczekać resztę dnia w mieszkaniu. Ostatnie godziny spokoju, pozwoliły mi na luźne rozmowy z Ellen. Lecz im bardziej zbliżała się północ, tym napięcie niebywale wzrastało. Musieliśmy dotrzeć do wyznaczonego punktu w Czasie Grozy, miałem nadzieję, że jakoś się uda...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Emily Rand 19.11.2015
    Cieszę się, że w końcu trafiłam na dojrzalszy tekst, jest dobry, chociaż nie powtarzałabym tak często imion w dialogach, b to zaburza ich czytanie, czym się inspirowałeś?
  • Atropina 21.11.2015
    Miło mi, że tekst przypadł Ci do gustu. Dzięki za uwagę co do dialogów. Inspirację? Ciężko mi się określić, czasami jak piszę to podchwytuję motywy ze starszych filmów sci-fi. Książki też dają mi dużo do myślenia np. pozycje Johna Wyndhama, Strugackich, Lema, Orwella. Inspirują mnie też ludzie oraz ich zaprogramowane zachowania w różnych sytuacjach. Jest sporo czynników które napędzają moje pisanie, trudno mi znaleźć ten jedyny.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania