Poprzednie częściPrzesyłka zza kurtyny - część I

Przesyłka zza kurtyny - część VI

NASZ GROBOWIEC

 

Wracając tramwajem w kierunku Cottonbo odczułem wstrząsy. Po ośmiu latach snu, rewolucja doznała przebudzenia. Widziałem eksplozje dobiegające z różnych dzielnic. Adam Goldberg miał rację. Wszystko miało zacząć się od wybuchów. Lampy uliczne powygasały, tramwaj wstrzymał jazdę. Zdezorientowani ludzie rozglądali się po sobie, blade światła awaryjne ukazywały ich niespokojne twarze. Niektórzy lamentowali inni zaś zaciskali pięści. "Niech żyje rewolucja" - słyszałem -"Zabić Rodio!". Gniew narastał, ci którzy bali się podnieść głos, również przystali do skandowania haseł. Huk rozbijanych szyb w tramwaju, dał mi znak bym uciekał. Wyskoczyłem przez okno, z głębi mrocznych uliczek słyszałem strzały, wojsko zbliżało się by uspokoić tych, którzy podnoszą rękę na porządek panujący w Ultrio. Biegłem wzdłuż głównej alei, adrenalina dawała mi niesamowitą wytrzymałość. Mimo wszystko, nogi zaczęły mi odmawiać posłuszeństwa. Znalazłem cichy kąt między starymi blokami, na obrzeżach Cottonbo. Wziąłem głęboki oddech i otarłem spocone czoło. Wszystko się udało, teraz musiałem dotrzeć "Za kurtynę". Nagle usłyszałem: "STÓJ ZDRAJCO!", latarka żołnierza celującego z karabinu oślepiła mnie.

 

- Ręce do góry sk****synie! - krzyknął żołnierz.

- Ale ja nic nie zrobiłem! - odrzekłem podnosząc ręce.

- Skazuję cię na śmierć, za współudział w zamieszkach.

- Ja tylko wracałem z pracy, chowam się przed rewolucjonistami!

- Łżesz jak pies, teraz na glebę, bym mógł łatwiej posłać ołów w twoją czaszkę.

 

"To koniec" - pomyślałem, kładąc się na ziemi. Przynajmniej przyczyniłem się do czegoś ważnego dla tych wszystkich ludzi. Poczułem jak lufa karabinu opada na moją głowę. Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby. To prawda, że gdy czuje się zimny oddech śmierci na plecach, człowiekowi przez myśli przechodzą obrazy z jego życia. Usłyszałem strzał. Otworzyłem oczy. Ja nadal żyję! Obok mnie padł martwy żołnierz. Wstałem całkowicie zszokowany. Moim wybawcą okazał się mężczyzna, który wręczał mi bomby. Cały czas obserwował moje postępowanie i ruchy, których się podjąłem. Był jak stróż, jednak gdybym nie wypełnił misji, miał mnie zastrzelić.

 

- Masz szczęście chłopie! - rzekł do mnie.

- Nie wiem jak mam ci dziękować.

- Weź karabin i amunicję tego żołnierza. Idziemy walczyć!

- Jak ma się sytuacja "Za kurtyną"? - zapytałem.

- Wszystko idzie zgodnie z planem Goldberga. Tym razem wygramy.

- Gdzie w takim razie teraz idziemy?

- Zdobyć wojskowy skład żywności, w dzielnicy Pretoria.

- Tylko we dwóch?

- Nie. Będzie nas około setka, jeśli wszystko pójdzie dobrze, jeszcze dziś będziemy świętować zwycięstwo.

- W takim razie prowadź mnie. - odpowiedziałem podniecony.

 

Zdobycie żywności, miało na celu całkowite zniszczenie armii Tina Rodio. Jego wojsko liczące dziesięć tysięcy ludzi, zabierało 3/4 żywności całego Ultrio. Bez jedzenia i leków, oddziały na pewno skapitulują. Tym bardziej, że po naszej stronie stoją setki tysięcy wygłodniałych ludzi, którzy czekali na ten moment. Mogłoby się wydawać, że dziesięć tysięcy to niewiele. Jednakże nowoczesne uzbrojenie żołnierzy, dawało im przewagę. Dowodem na to były maszyny latające, zwane śmigłowcami. Dwa śmigłowce leciały w kierunku składu żywności. Czekała nas ciężka batalia. Pierwszy raz widziałem te maszyny, powodowały u mnie ogromny strach. Jednak mój towarzysz, którego imienia nie znałem, pocieszał mnie i powiedział, że zwyciężymy. Wierzyłem w te słowa, które dodały mi otuchy. Mimo zmęczenia i ciężkiego karabinu, biegłem za nim. Gdy Pretoria upadnie, to piekło się skończy. Oby tak było, w innym wypadku Ultrio stanie się naszym grobowcem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania