Przesyłka zza kurtyny - część I

A.D MMLXXV wiosna.

 

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO?

 

Przytłoczony hukiem miejskiego negliżu jechałem tramwajem. Osowiałe bloki pokryte podziurawionymi od kul elewacjami, przypominały o tym, że mieszkam w piekle. Ultrio to jedno z niewielu miast, które przetrwały Ostateczną Wojnę. Znajduje się na samym południu Afryki, tam gdzie kiedyś istniała Republika Południowej Afryki. Władzę w mieście sprawowało wojsko i jego zwierzchnik Tino Rodio. Często wybuchały zamieszki. Brakowało leków i żywności, ciężko było dostać cokolwiek konkretnego do jedzenia. Przez ostatnie kilka dni nie miałem nic w ustach. Mimo tego musiałem pracować w manufakturze produkującej przenośne komory gazowe. W komorach ginęli ci, którzy podnieśli głos na system i Tino Rodio. W ramach zapłaty pracownicy dostawali przeważnie kilka bułek kukurydzianych i puszkę okropnej mączki rybnej, co pięć dni. Dziś był wyjątkowy dzień, otrzymałem czekoladę za dziesięcioletnią pracę w tym przedsionku otchłani.Wraz z sobotą kończył się kolejny ciężki tydzień. Po 22:00 do 5:00 obowiązywał Czas Grozy, nikt nie mógł opuszczać swojego mieszkania bez specjalnej przepustki. Jeżeli nie zdążyłbym wrócić do domu na czas, wojskowi mają wtedy obowiązek niezwłocznie mnie zastrzelić lub wysłać pod sąd, który przeważnie kończył się śmiercią oskarżonego. Opuściłem tramwaj, niektóre latarnie oświetlały zaśmiecone ulice. Podążałem wzdłuż Fitsim St. wprost do swojego bloku.

Mijałem zniszczonych ludzi, niektórzy konali z głodu koło śmietników. Wojsko sprzątało trupy, pakując je do plastikowych worków. Władze chciały uniknąć zarazy, przez co ciała palono na stosach, w specjalnych punktach koło każdej dzielnicy. Czasami nieprzyjemna woń zwęglonych ludzi, unosiła się tygodniami między budynkami. Nie chciałem tak skończyć, musiałem pracować by jeść. Mieszkałem wraz z siostrą Ellen, która w wyniku niedożywienia straciła wzrok, ma dopiero 20 lat a wydaje się jakby za chwilę miała odejść w zaświaty. Przez to nieszczęście, nie mogła już pracować i zdobywać żywności. Ciężko mi było połączyć koniec z końcem. Gdyby ojciec i matka jeszcze żyli, na pewno byłoby lepiej. Niestety zostali skazani na śmierć, za udział w buncie osiem lat temu. Zamyślony dotarłem do swojego celu. Przekroczyłem stalowe drzwi swojego bloku, i pokonałem schody wychodząc na piętro ósme. Na wycieraczce przed swoim wejściem, natrafiłem na zapakowaną w szary papier paczkę. Wziąłem tajemnicze pudełko i wchodząc do mieszkania zaryglowałem drzwi na dwa spusty. Przyjmowanie jakichkolwiek prezentów i listów było zakazane, można było za to stracić rękę. Liczyłem na to, że żaden z moich sąsiadów nie widział tego zajścia. Wojsko dawało wyższe racje żywnościowe na miesiąc, za donosy. Na chwilę porzuciłem paczkę, by nakarmić siostrę, która leżała na łóżku, w kącie naszego obskurnego mieszkania. Nasze mieszkanie składało się tylko z jednego ciasnego pokoju. Mieliśmy tu dwa łóżka i szafę. W momencie śmierci jakiegoś obywatela, władze zabierały jego łóżko. Była godzina 21:58, za oknem widziałem jak maszerują oddziały, by pochwycić tych którzy nie zdążyli przed Czasem Grozy. Modliłem się o to, by żaden zwyrodnialec nie zapukał do mych drzwi.

 

-Dlaczego jesteś taki nerwowy Milton? - rzekła moja siostra. - Masz przyśpieszony oddech.

-Nie martw się, po prostu jestem zmęczony po pracy. - odpowiedziałem.

-Wiesz, nie musisz się tak dla mnie poświęcać bracie. Nie zostało mi dużo czasu.

-Nie bądź głupia, wiesz, że Cię kocham. Przyniosłem mały prezent.

-Jaki? - zapytała z lekkim uśmiechem na twarzy.

-Mam czekoladę mleczną. Na pewno poprawi Ci humor Ellen.

-Dziękuję Milton, bez Ciebie już dawno bym znikła z tego świata.

-Nie masz mi za co dziękować. To mój obowiązek, chronić cię!

 

Przeczekałem moment, aż Ellen spokojnie zaśnie. Jej poszarpane kruczoczarne włosy, spływały na szorstką i bladą twarz. Kaganek ze świeczką, postawiony na szafie słabo oświetlał pokój. Po cichu odpakowałem paczkę. W niej znalazłem konserwy mięsne, antybiotyki i trochę słodyczy. Oprócz tego, była też kartka i rewolwer z pięcioma kulami. Na kartce ktoś napisał dość brzydkim pismem "Precz z Tino Rodio, przecz z uciskiem! Jesteśmy aktywni w Czasie Grozy, przyjdź na Virin St. - Dzielnica Cottonbo, blok 17. Nie zapomnij o broni Milton!". Nie mogłem pojąć, skąd tajemniczy nadawca znał moje imię i adres. Moim zdaniem nie mógł to być przypadek. Ponownie spojrzałem przez okno, by się upewnić, że służby u mnie nie zawitają. Na szczęście noc zapowiadała się spokojnie, bez nieprzyjemnych niespodzianek. Zgasiłem świeczkę. Okropnie zmęczony położyłem się na swoim łóżku. Mimo wyczerpania ciężko było zmrużyć oczy. Wpatrywałem się w ciemną pustkę i myślałem o przyszłości i o tym, czy udać się pod adres z kartki. Na ulicach słyszałem strzały i krzyki, kiedyś ciężko mi było do tego przywyknąć, teraz to chleb powszedni. Jutro niedziela, nie muszę iść do pracy. Dzięki temu poczułem ulgę i o wszystkim zapomniałem, udało mi się zasnąć. Mój czarny uniform roboczy mocno przylegał do spoconego i brudnego ciała. W nocy robiło się zimno, dlatego nie mogłem go zdejmować. Jakakolwiek choroba, mogła skazać nas na głód. Miałem nieprzyjemne sny, widziałem w nich matkę, która puszcza moją dłoń spadając w przepaść. Przebudziłem się wczesnym porankiem z wielkimi kroplami potu na czole...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Angela 17.11.2015
    Zapowiada się ciekawie, napisane lekkim, przyjemnym językiem. Chętnie zajrzę do następnych części : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania