Poprzednie częściPrzesyłka zza kurtyny - część I

Przesyłka zza kurtyny - część IV

ZNISZCZYĆ ZAFIR

 

Na końcu schodów czekało wąskie przejście, które prowadziło wprost do piwnicy. Okazało się, że owa piwnica służy jako bar, gdzie spotykają się rewolucjoniści z różnych zakątków miasta. W pomieszczeniu stało wiele stolików, przy których siedzieli rozradowani ludzie. Popijali dziwny trunek, którego woń niosła się wszędzie, aż szczypała w nos. Pijany barman obsługiwał klientów, zręcznie posuwając po ladzie kolejne szklanki z alkoholem. Rudowłosa skrzypaczka odgrywała radosne melodie w kącie baru, miała tam swój podest, dzięki czemu ciężko było jej nie zauważyć. Nigdy nie widziałem tylu uśmiechów na raz. To był zupełnie inny świat niż ten na górze, jakby to wszystko co tam widziałem nie miało tu znaczenia. W momencie gdy wkroczyłem wraz z Adamem i jego grupą do środka, to śmiechy i krzyki powolnie ustawały. Radosna muzyka ucichła. Goldstein kolejno zapoznawał mnie z każdą osobą. Ciężko mi było spamiętać twarze i imiona, jednak miałem odczucie, iż mogę się tu czuć jak w domu. Każdy był dla mnie miły, a barman postawił mi kolejkę na swój koszt. Po ciepłym przyjęciu, bar wrócił do głośnych nawyków. Przysiadłem wraz z Adamem przy ladzie. Zaczęliśmy pić to paskudztwo i przeszliśmy do rozmowy.

 

-Wiesz czemu tu jesteś przyjacielu? - zapytał Adam.

-Nie mam zielonego pojęcia.

-Twój ojciec zginął dla nas osiem lat temu i nikogo nie wydał.

-Rozumiem...

-Obiecałem mu, że gdy przyjdzie odpowiedni moment, to cię zabiorę Milton.

-I dotrzymałeś obietnicy.

-Tak. Ale musisz coś dla mnie zrobić. Nie tylko dla mnie ale dla ogółu.

-Cóż takiego? - zapytałem z dużą niepewnością.

-Z tego co wiem to pracujesz w manufakturze Zafir.

-Tak, produkujemy tam komory śmierci. Montuje w nich drzwiczki i instalacje gazowe.

-Widzisz Milton. To o co cię poproszę zostanie między nami i jeszcze jednym człowiekiem.

-Nikomu nic nie powiem.

-Gdy nadejdzie poranek, to pójdziesz jak normalny obywatel do swojej pracy...

-I co dalej?

-Zaopatrzę cię w cztery ładunki wybuchowe...

-Co takiego?!

-Jeżeli nie będziesz współpracować, to możesz wracać.

-Rozumiem, że mam je rozmieścić w manufakturze?

-Tak! Dokładnie tak! Gdy ona wybuchnie, zacznie się seria zamachów.

-Co z tego będę miał? Przecież to duże ryzyko. Mogę wszystko stracić.

-Zostaniesz bohaterem. I z tego co wiem, można pomóc twojej siostrze, prawdopodobnie odzyska wzrok dzięki mojej interwencji, znam wielu lekarzy.

-Gdzie mam rozmieścić ładunki, i na jakiej zasadzie one działają?

-Rozmieść je przy głównych filarach, na pierwszym piętrze, z tego co wiem są cztery filary.

-Tak, są cztery filary. Ale nie chcę żeby zginęli niewinni pracownicy...

-Nie martw się, bomby mają zapalnik czasowy.Wybuchną po godzinach pracy.

-Dlaczego akurat Zafir? Jest pełno innych manufaktur.

-To będzie pierwszy symbol upadku, tego ludobójczego reżimu.

-Co mam zrobić po całej akcji?

-Wrócić tutaj i czekać na kolejne wytyczne.

-Dobrze, podejmę się tego wyzwania. Chyba mi nic lepszego nie zostało.

-I to się nazywa twardy charakter. Jesteś jak twój ojciec.

-Mogę się teraz zobaczyć z siostrą Adam?

-Tak, mój człowiek cię do niej zaprowadzi. Masz godzinę. Potem dostaniesz ładunki od jednego z moich ludzi.

-To idę póki mam czas. Do później.

-Trzymaj się mocno życia i go nie puszczaj przyjacielu! - rzekł Adam na pożegnanie.

 

Jeden z ludzi Goldsteina zaprowadził mnie na pierwsze piętro bloku.Tam znajdowało się mieszkanie, które nam przydzielono. Marion i Ellen siedziały przy drewnianym stoliku popijając ciepłą kawę. Były zadowolone, że tu trafiły. Dałem nadzieję swojej siostrze, że w końcu odzyska wzrok. Rozmawialiśmy przez chwilę o przyszłości. Jednak Marion wyczuła, że muszę coś zrobić dla rewolucjonistów. Nie wiem czemu, ale potrafiła mnie wyczuć, kiedy się stresuję. Próbowałem to maskować jednak ta kazała mi na chwilę z nią wyjść za drzwi pokoju.

 

-Co ci nagadali? - zapytała nerwowo.

-Nie mogę powiedzieć.

-Nawet mi? Przecież wiesz, że możesz mi wszystko mówić!

-Wiem. Ale muszę dotrzymywać słowa.

-Dowiedziałeś się coś o moim ojcu?

-Niestety nic. Jednak możesz się nie martwić, gdy załatwię swoje sprawy to go poszukamy.

-Mam nadzieję, że nie rzucasz swoich słów na wiatr Milton.

-Po prostu mi zaufaj.

-Dobrze, powiedzmy, że ci ufam.

 

Marion pierwszy raz tak poważnie na mnie patrzyła, w jej zielonych oczach widziałem nadzieję, jaką we mnie pokładała. Minął już czas, który przydzielił mi Adam. Uściskałem się z nią, ta na pożegnanie podarowała mi namiętny pocałunek w usta. Nie wiedziałem co o tym myśleć, chyba się w niej zakochałem. Nakazałem jej opiekować się Ellen. Sam z wielkim żalem w sercu odszedłem do człowieka, który czekał już na mnie w korytarzu. Był to zakapturzony rewolucjonista, ubrany w podarte spodnie i płaszcz. Jego zdarte buty, świadczyły o wielkim doświadczeniu w szeregach Adama. Wręczył mi smukłą torbę, ładunki były lekkie. Dostałem nowy uniform roboczy. Po przyodzianiu go, schowałem w nim skrzętnie ową torbę, i wraz z nadejściem świtu ruszyłem na tramwaj. Czas Grozy doszedł końca, Ultrio wracało do życia. Teraz moim priorytetem jest zniszczyć Zafir!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania