Poprzednie częściUkryte marzenie - prolog

Ukryte marzenie - rozdział 3 cz.2

Od razu rozpoznała osobę, która siedziała na ławce przy grobie jej rodziców. Katherine Marshall, matka Dave'a. Widziała ją ostatni raz dwa lata temu, ale kobieta wcale się przez ten czas nie zmieniła. Ashley nie spodziewała się jej tu spotkać, więc była zaskoczona jej obecnością. Mimo to nie chciała się wycofywać, żeby uniknąć spotkania z nią, jak to miało miejsce ostatni raz. Ciekawe tylko czy Katherine ją rozpozna? Zmieniła się. Już nie była tą pulchną dziewczyną, co kiedyś.

Wolnym krokiem podeszła do nagrobka i postawiała na nim znicz, który trzymała w swoich dłoniach.

– Ashley. To naprawdę ty? – Katherine Marshall uścisnęła ją na przywitanie.

– Tak. Jak się pani miewa? – spytała kobiety, gdy wypuściła ją ze swoich objęć.

– Doskonale. Ale lepiej pomówmy o tobie. Bardzo się zmieniłaś, ledwie cię poznałam.

– Musiałam w końcu zadbać o siebie – powiedziała Ashey zapalając znicz i stawiając blisko tablicy nagrobkowej. – Poświeciłam na to dużo czasu i energii.

– I opłaciło się. Wyglądasz wspaniale. – Pochwaliła ją Katherine wciąż nie mogąc się nadziwić zmianie jaka zaszła w przyjaciółce jej syna. Zniknęły okulary i niemodne ubrania, w jakie zawsze ubierał się "pączuszek", jak czasami żartobliwie nazywał ją Dave. W miejsce tamtej nastolatki pojawiła się piękna kobieta: świetnie ubrana, o wspaniałej figurze i promiennym uśmiechu. Tylko włosy miała wciąż takie same: długie i kasztanowe. Zastanawiała się jakby zareagował jej syn, gdyby teraz zobaczył swoją przyjaciółkę z dzieciństwa. – Ledwie cię rozpoznałam.

– A pani nic się nie zmieniła. Pani też świetnie wygląda. Niejedna nastolatka mogłaby pozazdrościć. - Uśmiechnęła się Ashley patrząc na Katherine. Kobieta miała doskonały gust. Miała na jedwabną bluzkę i idealnie do niej pasującą ołówkową spódnicę. Dziewczyna nieraz się zastanawiała jak Katherine to robi, że mimo iż ma już ponad czterdzieści lat, to jej twarz i figura wcale tego nie pokazywały.

– Wciąż jesteś tak samo miła i sympatyczna jak kiedyś.

– Zmieniłam się zewnętrznie, nie wewnętrznie. Wciąż jestem tą samą osobą co kiedyś. No może tylko wydoroślałam – stwierdziła Ashley siadając na ławce.

Katherine poszła za jej przykładem. Wciąż nie mogła uwierzyć, że dziewczyna tutaj jest. Postanowiła nie zmarnować takiej okazji. Musiała wszystkiego się o niej dowiedzieć.

– Co u ciebie słychać? Wiem, że się wyprowadziłaś razem z ciotką z dawnego domu. Chciałam się z tobą skontaktować.

– Tak. Ciocia Amelia dostała lepszą propozycję pracy i przeprowadziliśmy się na drugi koniec Chicago. Jakoś tak wyszło, że nie powiadomiliśmy nikogo. Tylko Tracy i Chantelle wiedziały o tym.

– A co w ogóle robisz dzisiaj w Phoenix? Wiem, że przyjeżdżałaś tylko na rocznicę śmierci rodziców.

– To prawda, ale od dzisiaj się to zmieni. Wyprowadziłam się z Chicago. Wróciłam na stare śmiecie.

Ashley nie wiedziała, czy dobrze robi mówiąc jej o tym. Może podświadomie czuła, że kobieta powie o tym synowi. Jak Dave był zareagował na wiadomość, że wróciła? Czy szukał by kontaktu z nią? Minęło już tyle lat. Może rzeczywiście o niej zapomniał jak nieraz myślała. Jednak jakaś część jej podpowiadała, że ona nadal jest dla niego ważna jak zapewniał ją o tym kiedy kilka lat temu wyjeżdżała z rodzinnego miasta. Może to było naiwne, ale miała nadzieję, że tak jest.

– Naprawdę? Tak się cieszę. – Katherine roześmiała się szczerze. – Będziesz blisko miejsca swojego dzieciństwa. Ale skąd ta nagła decyzja? – zainteresowała się. – Co z twoimi studiami? Rzuciłaś prawo? Zawsze marzyłaś, żeby zostać prawnikiem jak twoi rodzice.

Rodzice Ashley prowadził doskonale prosperująca kancelarię adwokacką. Mimo że praca zajmowała im dużo czasu i energii nie zapomnieli o swojej jedynej córce. Nigdy nie zabrakło jej uwagi i miłości z ich strony. Po ich śmierci jeden ze wspólników, odkupił kancelarię dzięki czemu Ashley miała pokaźną kwotę na swoim koncie. Oprócz tych pieniędzy miała też spadek. Gdyby była rozrzutna już dawno by je roztrwoniła. Ashley była rozsądna w tej kwestii i dlatego miała jeszcze dużo funduszy. Przeznaczała je na naukę i inwestowała w przyszłość. Marzyła o tym, żeby pójść w ślady rodziców i otworzyć własną kancelarię. Ale do tego jeszcze długa droga. Była dopiero na drugim roku studiów.

– Nie, oczywiście, że nie. To by było... nieodpowiedzialne. Przeniosę się na tutejszy uniwersytet. A teraz póki są wakacje chciałabym podjąć staż.

– Widzę, że masz już zaplanowaną przyszłość. Zawsze miałaś poukładane w głowie i wiedziałam, że daleko zajdziesz. – Katherine tylko czekała, aż dziewczyna podejmie temat Dave'a. Ani razu o niego nie zapytała. Być może o nim zapomniała. Niemożliwe, stwierdziła w duchu. – Wiedz, że masz w nas przyjaciół, we mnie i w moim mężu. I zawsze możesz do nas wpaść, tak jak kiedyś.

– Wiem, ale na razie to wykluczone. Mam tyle spraw do załatwienia związanych z przeniesieniem się. Studia i staż...

– Kochanie, we wszystkim ci pomożemy. George ma znajomości ,więc pomoże ci ze stażem. A nie zastanawiałaś się czy nie podjąć go w dawnej kancelarii twoich rodziców?

– Nie chciałabym mieć żadnych przywilejów ani taryfy ulgowej.

Katherine spojrzała na zegarek. Zasiedziała się, a musiała jeszcze pójść na zakupy. Chciałaby tu jeszcze zostać. Tak miło jej się rozmawiało z Ashley. O tyle rzeczy chciała ją jeszcze zapytać, ale to musiało poczekać. Nagle wpadła na pewien pomysł.

– Muszę niestety już iść, ale musimy się spotkać – rzekła.

– Bardzo bym chciała, ale wątpię, żebym w najbliższym czasie wygospodarowała choć trochę wolnego czasu.

– Nawet jednego wieczoru? – zapytała Katherine. Już ułożyła w głowie plan, żeby Ashley i Dave spotkali się jak najwcześniej.

– Myślę, że to dałoby się zrobić.

– Wspaniale –. Katherine uśmiechnęła się promiennie. – Za parę dni George ma urodziny. Powinnaś na nich być. Nie przyjmuję odmowy.

W tej chwili do obu kobiet podszedł Joey niosąc ze sobą bukiet białych kwiatów. Położył je na nagrobku.

– Przepraszam, że to tak długo trwało. Była kolejka w kwiaciarni. – Wytłumaczył się.

– Nic nie szkodzi – odparła Ashley.

Katherine z zaciekawieniem spojrzała na nieznanego jej przystojnego, młodego człowieka. Czyżby to był jej chłopak, pomyślała.

– To mój przyjaciel Joey . – Ashley przedstawiła jej chłopaka.

– Katherine Marshall. – Kobieta uścisnęła jego wyciągniętą dłoń. – Oczywiście twój przyjaciel też jest zaproszony. Będziecie mile widziani w moim domu. Pożegnam się już. Miło było cię spotkać Ashley – powiedziała na odchodnym.

– Panią też – odparła.

Gdy kobieta zniknęła z ich pola widzenia Joey spojrzał ze zdziwieniem na Ashley.

– Marshall? Czy to jakaś rodzina twojego Dave'a? – zapytał. Dziewczyna kiedyś opowiedziała mu wszystko o swojej pierwszej miłości.

– To jego matka.

– Pójdziesz?

– Pójdziemy – poprawiła go. – Ty też jesteś zaproszony.

Chociaż chwilę temu miała wątpliwości czy skorzystać z zaproszenia, to postanowiła zaryzykować. Pokusa zobaczenia Dave'a była zbyt wielka. Już nie mogła się doczekać tej chwili.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania