Uzumaki Naruto "Zmiany" - Rozdział 14 - Coś, co chciałbym ci dać

Od kiedy zacząłem odbywać swoją karę, u tego detektywa Obito, minął już ponad miesiąc. Na początku były to normalne zwykłe zajęcia na komisariacie. Gdy zabrał mnie w drugim tygodniu pierwszy raz w teren, poczułem się jak w jakimś filmie. Siedzieliśmy prawie do północy w ciasnym pokoju w jakimś obskurnym starym budynku, obserwując wiekowy bar na przeciwko. Kazał mi zapamiętywać wszystkie szczegóły ludzi odwiedzających to miejsce. Uchiha sam wszystko notował, aby później mnie wypytać z tego, co sam zdążyłem zauważyć. Nie skończyło się to dobrze. Uliczka była bardzo ciemna i nie widziałem zbyt wiele. On natomiast, zapisał prawie cztery strony w swoim notatniku i dodawał do tego jeszcze swoje przemyślenia. Bardzo mi to zaimponowało. Postanowiłem więc, że następnym razem będę się do tego przykładać i tak zrobiłem. Zauważył to i pochwalił mnie za moje starania. Czułem się jednak trochę dziwnie.

 

- Co masz na myśli? - zapytała mnie Sakura gdy jej o tym powiedziałem. Wracaliśmy właśnie ze szkoły - Robisz przecież swoje. Zabrał cię ze sobą tylko dwa razy na niegroźne obserwacje. Co w tym złego?

 

- Chodzi o to, że to miała być dla mnie kara, a bardzo mi się tam podoba - zastanawiałem się jeszcze chwilę nad inną kwestią - Powiedzieli mi, że pieniądze pójdą na mój czynsz i resztę oddadzą mi. Sprawdziłem to i tak się dzieje. Wiesz co się okazało?

 

Spojrzałem na Sakurę. Szedłem chodnikiem, a ona wygłupiała się idąc po murku obok. Ręce rozłożyła szeroko na boki i stawiała ostrożnie jedną stopę za drugą.

 

- Okazało się, że masz więcej pieniędzy niż gdybyś pracował cały tydzień razem z weekendami w restauracji - odpowiedziała, a mnie aż zatkało.

 

- Skąd to wiesz? - zapytałem miło zaskoczony.

 

- Już mi to mówiłeś - zaśmiała się i odwróciła twarzą do mnie. Uniosła dłonie wysoko nad głową i zwinnym ruchem zrobiła gwiazdę obracając się w kierunku, w którym szliśmy. Była w tym coraz lepsza. Zacząłem klaskać, a ona ukłoniła się z gracją.

 

- Brawo! - pochwaliłem ją, a ona cieszyła się jak głupia.

 

Droga zaczęła schodzić w dół, a murek stawał się coraz wyższy. Wyciągnąłem swoją lewą dłoń do góry by pomóc jej zejść, ale ona szła dalej. Poczułem się trochę głupio, bo nawet tego nie zauważyła, włożyłem więc ręce do kieszeni. Była już prawie godzina siedemnasta, ale to nadal za wcześnie na dzisiejszy powrót do akademika.

 

- Może pójdziemy do parku? - zaproponowałem - Dawno tam nie byliśmy. Nie chce mi się jeszcze wracać.

 

- Mam lepszy pomysł, ale najpierw - przykucnęła na krawędzi muru. Był już wyższy niż ja - Pomóż mi zejść. Proszę.

 

- Teraz? Niby jak mam cię ściągnąć? - musiałaby skoczyć, a ja musiałbym ją złapać.

 

- Stań tu i odwróć się plecami do mnie - wskazała mi miejsce tuż przy ścianie. Zdziwiony, ale ciekawy zrobiłem jak chciała - Tylko stój stabilnie, bo spadnę i się nie odwracaj - dodała.

 

Nie widziałem tego, ale chyba musiała zsunąć się trochę, bo po chwili zobaczyłem jej stopę, a później całą nogę. Najpierw jedną i później drugą. Sądziłem, że po prostu chce mnie wykorzystać jak drabinę, ale po chwili zsunęła się bardziej i usiadła mi na barkach jak małe dziecko. Złapałem ją instynktownie dłońmi za uda by zrównoważyć środek ciężkości. Była zaskakująco lekka.

 

- Twój pomysł polega na tym, że mam cię tam zanieść? - spojrzałem w górę, a ona w dół. Zobaczyłem najpierw jej włosy a później twarz. Cieszyła się jak małe dziecko.

 

- Tak! Ahoj przygodo! - zawołała naśladując piracki akcent i wskazała kierunek, w którym chciała iść - Do świątyni!

 

- Gdzie? - zapytałem gdy ruszyliśmy - To tu jest jakaś świątynia w pobliżu?

 

- Jest w parku głupku - złapała mnie za podbródek bym na nią spojrzał - Nie wiedziałeś?

 

Pomimo tego, że zrobiła to bardzo szybko, jej dłonie były bardzo delikatne, a palce ciepłe i i gibkie. Poczułem, że moje serce bije znacznie szybciej, a policzki zaczęły mnie lekko piec. Wyrwałem się i spojrzałem przed siebie.

 

- To ta altanka na środku? - zapytałem.

 

- Dokładnie! - powiedziała z entuzjazmem - Muszę się pomodlić.

 

Nie zapytałem dlaczego chcę to zrobić. Przypuszczałem, że powód jest ten sam, dla którego ja nie chciałem wracać tak szybko do akademika.

 

Gdy dotarliśmy na miejsce Sakura zsunęła się z moich pleców.

 

Miejscem modłów okazała się mała kapliczka na środku altanki. Gdy skończyliśmy mogliśmy już bezpiecznie wracać. Sakura spojrzała na mnie z nadzieją.

 

- Proszę. Mogę? - zrobiła te swoja oczka zbitego psa. Zawsze to na mnie działało, a ostatnio nawet bardziej. Dzisiaj był wyjątkowy dzień więc nie protestowałem. Wskoczyła mi tym razem na plecy i zawiesiła się na szyi. Będę wieczorem padał z nóg, ale co tam - Dziękuje! - zawołała uradowana.

 

- Wiesz - odezwała się po chwili milczenia - Na początku byłam zła na ciebie za to, co w tedy tu zrobiłeś. Sądzę, że kara ci się należała. Od tamtej pory jesteś jednak bardziej roztropny w tym co robisz. Nawet cieszę się, że spotkał cię taki rodzaj szlabanu.

 

- Dlaczego? - zapytałem zdziwiony, ale i zainteresowany takim punktem widzenia. Jej chwyt wzmocnił się.

 

- No wiesz - zaczęła niepewnie - Robisz to tylko w weekendy. Dzięki czemu nie musisz pracować w tygodniu.

 

- Nie rozumiem - stwierdziłem skonfundowany - O co ci chodzi?

 

- Bo jesteś głupi! - zdenerwowała się i znów wzmocniła uchwyt na mojej szyi.

 

Zaniesienie jej do naszego budynku mieszkalnego zajęło mi kolejne dziesięć minut. Rozmawialiśmy przez cały dzień o różnych sprawach, ale już zabrakło mi pomysłów jak mógłbym ją zagadać. Szliśmy więc w milczeniu. Był już wieczór i zrobiło się trochę chłodno. Poczułem jak Sakura przylega do mnie bardziej, by ochronić się przed zimnym powietrzem. Jeżeli liczyła też na to, aby bardziej się ogrzać, to miała rację. Zrobiło mi się bardzo gorąco.

 

- Chyba nie śpisz, co? - zapytałem ją.

 

Głowę oparła na moim lewym ramieniu. Pachniała bardzo ładnie. Woń ta, była bardzo słodka. Speszyłem się trochę, bo poczułem jakbym chciał "spróbować" tego zapachu.

 

- Nie śpię - odpowiedziała, ale słyszałem, że jest bardzo zmęczona.

 

Kiedy stanąłem, z Sakurą na moich plecach, przed drzwiami mojego mieszkania, zawahałem się. Miałem nadzieję, że wszystko się uda. Trudno było to przed nią ukryć. Nie zauważyła, że nie użyłem klucza do otwarcia pomieszczenia. W środku było bardzo ciemno. Rolety były zasłonięte, więc nawet zachodzące słońce nie mogło dostać się do środka. Przekroczyłem próg i zapaliłem światło, jednocześnie zaciskając zęby nad tym, co miało właśnie nadejść.

 

- N I E S P O D Z I A N K A ! - rozległ się chóralny okrzyk, który wydała z siebie grupka ludzi w pomieszczeniu.

 

Kiba i Shikamaru stali na łóżku, a nad ich głowami wisiał wyczarowany napis, lśniący różowo-białym płomieniem, Happy Birthday!. Obaj uśmiechali się radośnie. Sasuke i Ryuu wystrzelili kolorowe konfetti w momencie gdy zapaliłem światło. Natsumi, Naomi, Hinata, Tomiko i Ino stały przy stoliku. Blondynka trzymała w dłoniach tort truskawkowy z bitą śmietaną , na którym płonęło szesnaście świeczek. Nad ich głowami z kolei wisiał złoty, magiczny napis.

 

Wszystkiego najlepszego z okazji 16 urodzin, Sakura!

 

W pomieszczeniu było jeszcze dwoje starszych uczniów. Gaara, chłopak z drugiej klasy o czerwonych włosach i jego siostra Temari, blondynka, również z drugiego roku. Była starsza od brata o rok, ale naukę rozpoczęli razem z rocznym opóźnieniem. Za ich plecami zauważyłem dwa małe głośniki i laptop, z którego leciało słynne amerykańskie Happy Birthday.

 

Sakura zaskoczona nie wiedziała co powiedzieć. Ześlizgnęła się znów z moich pleców i rzuciła się cała szczęśliwa i zapłakana do swoich przyjaciół. Wszyscy składali jej życzenia i wręczali prezenty. Dziękowała im serdecznie i ściskała wszystkich po kolei. Każdy dostał kolorowe papierowe czapeczki. Rozpoczęła się impreza.

 

Nie wiedziałem skąd, ale Kiba załatwił kilka butelek czerwonego, słodkiego wina. To chyba nie był dobry pomysł, ale wszyscy się ucieszyli gdy je przyniósł więc nic nie powiedziałem. Sam wypiłem jeden kieliszek. Było bardzo smaczne, ale nie chciałem więcej. Pozostali chętnie się nim częstowali. Muzyka grała głośno, a wszyscy świetnie się bawili.

 

Sakura postanowiła właśnie otworzyć swoje prezenty. Była już po kilku kieliszkach, a policzki miała całe czerwone. Wyglądała na przeszczęśliwą co niezmiernie mnie cieszyło.

 

- Jest śliczna! - przytuliła się do Hinaty, od której dostała bardzo ładną, wysadzaną koralikami, portmonetkę. Hyuga była zaskoczona, ale po chwili również ją objęła.

 

Od Ryuu i Natsumi dostała komplet przyborów do makijażu. Sasuke dał jej eleganckie pióro. Naomi i Tomiko sprezentowały Sakurze bardzo ładnie wykonane ramki na zdjęcia. Shikamaru i Kiba wręczyli dziewczynie wielkie pudło ze słodyczami. Od Ino natomiast dostała jakąś książkę. Nie zobaczyłem okładki ponieważ blondynka kazała ją od razu schować. Powiedziała coś różowej na ucho, na co obie parsknęły śmiechem, ale po chwili udały, że nic się przecież nie stało. Również Gaara i Temari coś przynieśli. Był to komplet jedwabnej pościeli. Wszystkie upominki były bardzo trafione.

 

Muzyka grała coraz głośniej. Zrobiliśmy więcej miejsca odsuwając meble pod ściany i zaczęliśmy tańczyć i bawić się. Gdy wybiła godzina dwudziesta druga, wszyscy byli już w mocno imprezowych nastrojach. Zaczęli się wygłupiać i hałasować. Stwierdziłem, że dla mnie wystarczy już zabawy. Byłem strasznie zmęczony i postanowiłem się przewietrzyć.

 

- Gdzie idziesz Naruto? - zapytała Temari zatrzymując mnie w progu. Spojrzałem za siebie. Sakura właśnie śpiewała kolejną piosenkę i skakały do rytmu razem z Ino i pozostałymi.

 

- Idę zaczerpnąć trochę powietrza - zdjąłem płaszcz z wieszaka - Nie mogę wyjść więc będę na dachu - dodałem zakładając kaptur na głowę.

 

Dach był cały płaski. Jego krawędzie były ogrodzone siatką tak by nikt nie wypadł próbując spojrzeć w dół. Było tu kilka ławek na których uczniowie czasem przesiadywali. Stworzenie takiego miejsca było bardzo dobrym pomysłem. Ludzie mogli tu legalnie przebywać, co nie było aż tak atrakcyjne dla większości. W końcu to zakazany owoc smakuje najlepiej.

 

Usiadłem na jednej z ławeczek. Zamknąłem oczy rozkoszując się rześkim letnim powietrzem. Sięgnąłem do swojej podświadomości.

 

- Hej. Jak się masz Kurama? - zapytałem mojego lisiego opiekuna.

 

- Witaj Naruto. W porządku. Impreza się udała? - zapytał zaciekawiony.

 

- Chyba tak. Ciągle się bawią, ale ja poczułem się strasznie zmęczony. To był długi dzień - westchnąłem.

 

- Zasłużyłeś na odpoczynek. Czuje, że coś nadchodzi - zaczął kami poważniejszym tonem - Odpoczywaj, bo będziesz potrzebować sił. Niedługo dowiemy się, co się święci. Możesz być pewien.

 

Poczułem jak świadomość lisa odpływa.

 

- Brzmiało dość poważnie - powiedziałem do siebie.

 

W tym momencie ktoś zaszedł mnie od tyłu i zasłonił mi oczy dłońmi. Wiedziałem od razu kto to. Jednak nie miałem pojęcia dlaczego tu przyszła.

 

- Zgadnij, kto to? - usłyszałem rozbawiony głos Sakury.

 

- Hmm - mruknąłem - Chyba znam ten głos.

 

- No, no zgaduj! - była bardzo nakręcona.

 

- Naomi - stwierdziłem, że trochę ją potrzymam w niepewności.

 

- Źle! - fuknęła obrażona.

 

- Więc to ty, Tomiko - chciałem obrócić głowę, ale mi nie pozwoliła.

 

- Znów źle - stwierdziła - I nie podglądaj!

 

- Chwileczkę. Podekscytowana, obrażalska, gadatliwa. To ty Sakura! - odparłem rozbawiony.

 

- Tak jest! - wybuchła uradowana - Sto punktów dla Pana Uzumaki! - wołała udając, że trzyma w dłoni mikrofon naśladując komentatora sportowego - Cóż za dedukcja!

 

Parsknąłem widząc ją taką. Teraz zauważyłem, że rzeczywiście coś trzymała w dłoni. Na szczęście nie było to wino. Ulżyło mi bo dobrze widziałem, że już jej wystarczy na dziś. Usiadła obok.

 

- Co tu robisz? - zapytała kładąc się na ławce, a głowę położyła mi na udzie.

 

- Byłem zmęczony - odpowiedziałem szczerze patrząc w niebo.

 

- Temari powiedziała, że wyglądałeś na zdołowanego wychodząc. O co chodzi?

 

- Zdołowany? - zdziwiłem się - Świetnie się bawiliście, a ja padałem z nóg. Nie chciałem wam przeszkadzać.

 

- Zawsze o wszystkich dbasz i martwisz się. Pomyśl czasem też o sobie - powiedziała poważnym głosem - Możesz mi to obiecać?

 

- Oczywiście - uśmiechnąłem się - Wiesz, skoro już tu jesteś, to mam coś dla ciebie - oboje wstaliśmy - Chciałem ci to dać po imprezie, jak już wszyscy pójdą. Wiesz, że takie sytuacje mnie krępują.

 

Sięgnąłem do kieszeni płaszcza i wyjąłem z niego małe podłużne opakowanie zawinięte w czerwony ozdobny papier. Podałem jej prezent.

 

- Nie musiałeś mi nic kupować - powiedziała cicho - Zrobiłeś mi największy prezent organizując to przyjęcie za moimi plecami.

 

- Może nie musiałem - odparłem - ale chciałem to zrobić.

 

Sakura rozdarła papier i otworzyła małe pudełeczko. W środku znajdował się srebrny naszyjnik. Zawieszkę stanowił piękny różowy kwiat wiśni ze złotym środkiem.

 

- Jest piękny - oczy jej się zaszkliły na ten widok - Dziękuje - dodała spuszczając wzrok i czerwieniąc się uroczo.

 

Wziąłem od niej naszyjnik, a ona odwróciła się i uniosła swoje piękne różowe włosy. Założyłem jej go zapinając delikatnie. Odwróciła się trzymając kwiat w dłoni.

 

- Kwiat wiśni - wskazałem na zawieszkę - Dla najfajniejszej wiśni jaką znam - wskazałem teraz jej włosy.

 

- Dziękuje - powiedziała bardzo cicho.

 

- No, to teraz oboje mamy szesnaście lat - powiedziałem obojętnie.

 

- Jak to oboje? - zapytała zaskoczona - Kiedy miałeś urodziny?!

 

- Dwa tygodnie temu - odpowiedziałem zakładając dłonie za głowę.

 

- Nic nie mówiłeś! - stwierdziła oskarżycielsko - Dlaczego?! Teraz mi głupio. Zrobiłeś tyle dla mnie, a ja dla ciebie nic.

 

- Dostałem już swój prezent - oznajmiłem, a ona spojrzała na mnie pytająco - Gdy widziałem dzisiaj jak się cieszysz, śmiejesz i bawisz. Tak - mówiłem dalej bo mnie nie zrozumiała - Twoje szczęście to najlepszy prezent jaki mogłem dostać. Jednocześnie, to było to, co chciałem dać ci najbardziej. Nie ten naszyjnik, ale właśnie to. Chociaż uważam, że wyglądasz w nim pięknie - spojrzała na mnie dziwnie - Co? - zapytałem.

 

- Zawsze się zastanawiam, co sobie myślisz gdy jesteś w pobliżu. Nie potrafię cię rozgryźć - powiedziała lekko obrażona - To strasznie wkurzające - dodała.

 

Serce zabiło mi mocniej. Byliśmy tu całkiem sami. Noc była chłodna, a księżyc świecił tak jasno. Wiatr lekko zawiał rozwiewając jej piękne włosy i w tedy to do mnie dotarło. Może wiedziałem to nawet wcześniej, ale nie potrafiłem tego dostrzec. Ona była naprawdę piękna, mądra, zabawna, rozkoszna czasem wkurzająca, ale zawsze była przy mnie. Nie chciałem by gdzieś teraz odeszła.

 

- W tej chwili - zacząłem niepewnie - myślę - przełknąłem ślinę - że wygrałaś - powiedziałem lekko drżącym głosem.

 

- Wygrałam? - zdziwiła się, a ja kiwnąłem głową - Ale co? - zapytała.

 

Zastanowiłem się chwilę. Jeżeli zrobię to co zamierzam, a ona mnie odrzuci, już nigdy możemy nie wrócić do tego co było. Czy naprawdę tego chcę? Na miłość boską! Pragnę jej! Kocham ją! Byłem tak głupi, że nie zauważyłem tego wcześniej.

 

- Powiem ci - zacząłem, a moje serce waliło jak oszalałe. Poczułem jak ręce mi się trzęsą, to samo było z nogami, ale już postanowiłem, że to zrobię. Udałem, że znów sięgam po coś do kieszeni - Zamknij proszę oczy.

 

Bez słowa, zrobiła jak ją poprosiłem. Cofnąłem dłoń z poły płaszcza. Wiatr znów zawiał, teraz trochę mocniej, rozwiewając nasze włosy. Zbliżyłem się do jej twarzy.

 

Mój boże. Ona jest taka piękna.

 

Przysunąłem swoje usta do jej warg. Nos lekko jej zadrgał, chyba się bała. Zamknąłem oczy i w końcu, pocałowałem ją. Jej wargi były takie słodkie i ciepłe. Poczułem lekki smak wina i truskawek.

 

Nie wiedziałem ile czasu minęło. Może to była sekunda, może minuta albo godzina. Otworzyłem oczy, a ona patrzyła na mnie przestraszona. Złapałem ją szybko za dłoń i przyciągnąłem do swojej piersi.

 

- Wygrałaś - szepnąłem - moje serce - wydusiłem z siebie - Chciałaś wiedzieć co myślę - dodałem.

 

Położyłem swoją drugą dłoń na jej plecach przyciągając ją do siebie. Znów złożyłem pocałunek na jej ustach. To było wspaniałe uczucie. Chciałem by ta chwila trwała wiecznie.

 

- O tym, myślę gdy jesteś przy mnie - szepnąłem jej do ucha.

 

Kolejny pocałunek. Czułem jak moja dusza płonie pod wpływem tej chwili.

 

- O tym, myślę gdy odchodzisz - teraz szepnąłem w jej drugie ucho.

 

Znów złączyłem nasze usta w pocałunku. Poczułem jak jej dłonie zaciskają się na mojej koszuli.

 

- O tym, myślałem gdy tylko tu przyszłaś - powiedziałem i przytuliłem ją, chcąc przekazać jej wszystkie uczucia jakie mogły do niej nie dotrzeć gdy ją całowałem.

 

Była taka mała, krucha, a jednocześnie delikatna i ciepła.

 

- A ty? O czym teraz myślisz? - zapytałem, ale bałem się odpowiedzi. Odsunąłem się lekko, a ona spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi zielonymi oczami. Zacisnęła dłonie jeszcze bardziej marszcząc moją koszulę. Stanęła lekko na palcach i przyciągnęła się do mnie. Teraz to ona pocałowała mnie. To było jeszcze przyjemniejsze uczucie niż kiedy ja, to zrobiłem. Teraz ona trochę się odsunęła.

 

- Jeszcze - powiedziała z nadzieją, więc ją pocałowałem - Jeszcze - szepnęła ponownie.

 

***

 

<3

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania