Władca zmrożonych łez (rozdział 7: awantura)

W bibliotece zawsze jest cicho. Zapach papieru unosi się w powietrzu, a przechadzanie się między regałami jest jak mijanie różnych światów i czasów. Dlatego Raphael tak często tutaj przychodzi. Można się wyciszyć, odgrodzić od chaosu. Wziąć do ręki książkę i przekartkować ją, poczuć zapach zawartej w niej historii.

Za oknem zrobiło się szaro, a żółte światło lamp spływało po regałach.

Chłopak westchnął zaciągając się zapachem papieru. Pobyt w tym miejscu zawsze potrafił go uspokoić. Wszystko… Cały wszechświat traci sens.

— Zamykamy. — Z rozmyślenia wyrywa go głos bibliotekarza. — Już po jedenastej.

— Dobrze, już idę.

Raphael wychodzi z biblioteki, zjeżdża windą na parter i opuszcza budynek akademii. Odszukuje swój samochód na parkingu, jedzie do domu. Powtarza codzienną rutynę. Zawsze jest tak samo przygnębiony, ma wrażenie, że non stop czegoś szuka, ale nie potrafi tego znaleźć. Nie pokazuje tego jednak przy Jacobie. Nie, na to nie może sobie pozwolić. Dla brata musi być dobrym przykładem, odważny, odpowiedzialny… To już dawno zaczęło go męczyć. Ale za każdym razem, gdy dopada go znużenie karci samego siebie. Wziął przecież pełną odpowiedzialność za Jake’a. I zawalił, choćby trzy dni temu. Nie upilnował go i jakiś niewinny pierwszoroczniak został porwany. Poczucie winy nie ustępuje ani na chwilę.

— Raphael? — Tym razem z rozmyślań wyrywa go młodszy brat. — Wszystko okej?

— Hm? A, tak. — Chłopak pociera sobie lewą skroń. — Jadłeś coś?

Widząc kłamliwy wzrok Jacoba wzdycha.

— Boże, Jake… Miałeś coś zjeść. O której wróciłeś?

Młodszy z braci nie odpowiada. Tylko spuszcza wzrok.

— Kiedy wróciłeś? — pyta ostrym głosem.

Dalej cisza.

— Jake kiedy wróciłeś!? — wydziera się Raphael. Jake ze zdziwieniem podnosi głowę, ale dalej milczy.

Szpieg bierze parę głębokich oddechów żeby się uspokoić.

— Jake?

— Pół godziny temu — wypala Jacob. Na jego słowa Raphael zamiera. Po chwili bez słowa podchodzi do telefonu i wybiera jakiś numer. Parę sekund później w słuchawce ktoś się odzywa.

— Yass? Cześć, tu Raphael. Mam jedno szybkie pytanie… Czy Jake był dziś w szkole?

Stojący obok brata Jacob słyszy głos Yassmine odpowiadającej na pytanie.

— Hm, no dobra, dzięki. Do jutra. — Rozłącza się. — Jacobie Ericku Cobb, z jakiego powodu nie poszedłeś dzisiaj do szkoły?

— Bo, no, ten… — Jake odchrząkuje. — Więc… Ja… Yyy…

— Jacob.

— Boże, Raphael! Dobra, już!… Nie wiesz jak to jest być winnym!? No nie, bo to nie twoją winą jest, że Damon zaginął!

— Jake, jego zaginięcie, to tylko i wyłącznie moja wina! Gdybym cię przypilnował, to nic z tych rzeczy nie miałoby miejsca!…

— Właśnie, że nie! Zachowujesz się jak mój ojciec! A jesteś tylko dwa lata starszy!

— I wziąłem pełną…

— WIEM! Wiem, że dopóki nie skończę osiemnastu lat jesteś za mnie odpowiedzialny i że sam się tego podjąłeś! ALE! Ale ja za trzy miesiące mam urodziny i…

— Trzy miesiące. Tyle ci zostało. Później pójdziesz siedzieć za byle głupotę, myślisz że to wszystko takie proste!? Później już nikt cię nie obroni. Zachowujesz się jak dzieciak, Jake! Od dzisiaj masz sam się pilnować! Słyszysz!? — mówiąc to wskazuje wyprostowanym placem idealnie w twarz Jacoba — Jeśli nie pokażesz mi, że potrafisz być odpowiedzialny, zapomnij o mieszkaniu u mnie po urodzinach! JASNE!? — drze się Raphael.

Na początku Jake musi dojść do siebie po wybuchu brata. Nic takiego jeszcze nie miało miejsca. Nigdy.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania