Wspomnienie o podróży w jedną stronę

Była to podróż, której nigdy nie zapomnę. Podróż, która zmieniła moje życie. Podróż, która zakończyła się w Tashkencie, stolicy Uzbekistanu.

 

Zacząłem ją w Nikiszowcu, zabytkowym osiedlu górniczym w Katowicach. Tam urodziłem się i wychowałem, w rodzinie o bogatej genealogii. Moi przodkowie byli górnikami, którzy pracowali w kopalni Giesche, później Wieczorek. Byli ludźmi pracowitymi, skromnymi i religijnymi. Kochali swoją małą ojczyznę, czerwone ceglane bloki, neobarokowy kościół św. Anny, plac Wyzwolenia i Komzony. Tam spędzili całe swoje życie i tam zostali pochowani.

 

Ja jednak zawsze marzyłem o czymś innym. O podróżach, przygodach, poznawaniu świata. Czytałem książki, oglądałem filmy, śledziłem wiadomości. Fascynowała mnie Azja Środkowa, jej historia, kultura, krajobrazy. Chciałem zobaczyć Samarkandę, Buchare, Chivę, ale przede wszystkim Tashkent. Miasto, które było niegdyś ważnym ośrodkiem handlowym na Jedwabnym Szlaku, a potem stolicą radzieckiej republiki. Miasto, które przeżyło trzęsienie ziemi, wojnę i transformację. Miasto, które łączyło tradycję i nowoczesność, Wschód i Zachód.

 

Kiedy skończyłem osiemnaście lat, postanowiłem spełnić swoje marzenie. Zebrałem oszczędności, kupiłem bilet lotniczy i spakowałem plecak. Nie powiedziałem nikomu o moich planach, bo wiedziałem, że nikt by mnie nie zrozumiał. Nie zostawiłem nawet listu pożegnalnego. Po prostu wyszedłem z domu jednego ranka i udałem się na lotnisko.

 

Lot był długi i męczący, z przesiadką w Moskwie. Kiedy wylądowałem w Tashkencie, poczułem się jak w innym świecie. Był to początek lata, a temperatura sięgała 40 stopni. Powietrze było suche i gorące, a słońce oślepiało. Na ulicach panował zgiełk i chaos. Widziałem ludzi różnych narodowości, ubranych w tradycyjne i współczesne stroje. Słyszałem różne języki, głównie uzbecki i rosyjski. Czułem zapachy przypraw, owoców, mięsa i smogu. Byłem zafascynowany i przerażony zarazem.

 

Nie miałem żadnej rezerwacji hotelowej, ani żadnego przewodnika. Nie znałem też ani słowa po uzbecku ani po rosyjsku. Musiałem sobie radzić sam. Znalazłem taksówkę, która zawiozła mnie do centrum miasta. Tam zacząłem szukać taniego noclegu. Po kilku próbach udało mi się znaleźć mały pensjonat, który oferował pokój za kilka dolarów. Był to skromny, ale czysty pokój z łóżkiem, szafą i oknem. Zostawiłem tam swój plecak i poszedłem zwiedzać miasto.

 

Tashkent był pełen kontrastów. Z jednej strony widziałem nowoczesne budynki, centra handlowe, restauracje, hotele i biura. Z drugiej strony widziałem stare kamienice, bazar, meczet, muzeum i park. Byłem zachwycony pięknem i różnorodnością miasta. Zwiedziłem wiele ciekawych miejsc, takich jak:

 

- Wieża telewizyjna, która była najwyższą konstrukcją w Azji Środkowej, z której roztaczał się wspaniały widok na miasto i góry.

- Muzeum Historii Uzbekistanu, które prezentowało bogatą i burzliwą historię kraju, od starożytności po współczesność.

- Mauzoleum Abu Bakra Muhammada, które było miejscem spoczynku jednego z patronów miasta, słynnego ucznia i nauczyciela sufizmu.

- Park Narodowy, który był zielonym płucem miasta, pełnym drzew, kwiatów, fontann i pomników.

- Tashkent City, który był nowym projektem urbanistycznym, mającym na celu stworzenie nowoczesnej i ekologicznej dzielnicy biznesowej i mieszkaniowej.

 

Podczas mojej wędrówki spotkałem wielu ludzi, którzy byli dla mnie życzliwi i pomocni. Niektórzy z nich zapraszali mnie do swoich domów, oferowali mi herbatę, jedzenie i rozmowę. Inni pokazywali mi drogę, dawali mi rady i ostrzeżenia. Dowiedziałem się od nich wiele o życiu, kulturze i problemach Uzbekistanu. Zaprzyjaźniłem się z kilkoma z nich i wymieniłem z nimi kontakty.

 

Miałem zamiar spędzić w Tashkencie kilka dni, a potem kontynuować podróż do innych miast i krajów. Jednak los chciał inaczej. Pewnego wieczoru, gdy wracałem do pensjonatu, zostałem napadnięty przez grupę bandytów. Zabrali mi wszystko, co miałem: pieniądze, dokumenty, telefon, aparat, plecak. Zostawiłem tylko ubrania na sobie i kilka drobnych w kieszeni. Byłem przerażony i bezradny. Nie wiedziałem, co mam zrobić.

 

Szukałem pomocy na policji, w ambasadzie, w organizacjach humanitarnych. Ale wszędzie spotykałem się z biurokracją, obojętnością lub korupcją. Nikt nie chciał mi pomóc. Czułem się jak obcy, jak intruz, jak ofiara. Nie miałem żadnej nadziei na powrót do domu.

 

Zostałem więc w Tashkencie, próbując przetrwać. Znalazłem pracę jako pomocnik na budowie, sprzątacz w hotelu, kelner w restauracji. Zarabiałem grosze, ledwo starczało mi na jedzenie i nocleg. Żyłem w strachu, biedzie i samotności. Tęskniłem za rodziną, przyjaciółmi, domem. Ale nie miałem jak się z nimi skontaktować. Nie wiedziałem, czy żyją, czy martwią się o mnie, czy pamiętają o mnie.

 

Tak minęło dziesięć lat. Dziesięć lat, które zmieniły mnie nie do poznania. Dziesięć lat, które zabrały mi wszystko, co kochałem i ceniłem. Dziesięć lat, które były moją podróżą w jedną stronę.

 

*****

c.d.n....

***

 

Był to dzień, który zmienił wszystko. Dzień, który dał mi szansę na nowe życie. Dzień, który zakończył moją podróż w jedną stronę.

 

Zaczął się jak każdy inny. Wstałem wcześnie rano, ubrałem się i poszedłem do pracy. Pracowałem jako kierowca autobusu, wożąc ludzi po Tashkencie. Była to ciężka i nudna praca, ale lepsza niż nic. Nie miałem żadnych marzeń ani planów. Żyłem z dnia na dzień, bez nadziei i radości.

 

W południe, gdy kończyłem swoją zmianę, zauważyłem na przystanku młodą kobietę z plecakiem. Była blondynką o niebieskich oczach i jasnej skórze. Wyglądała jak turystka lub wolontariuszka. Miała na sobie dżinsy, koszulkę i kapelusz. Uśmiechała się i machała do mnie. Podjechałem do niej i otworzyłem drzwi.

 

- Cześć, możesz mnie podwieźć do centrum? - zapytała po polsku.

 

Byłem zszokowany. Nie słyszałem tego języka od dziesięciu lat. Nie wiedziałem, skąd ona go zna i dlaczego do mnie mówi. Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Przez chwilę milczeliśmy, patrząc na siebie.

 

- Przepraszam, czy mówisz po polsku? - zapytała znowu.

 

- Tak, mówię - wydusiłem z siebie.

 

- Świetnie! Jestem Ania, jestem z Warszawy. Przyjechałam tu na wakacje. A ty kim jesteś?

 

- Jestem... jestem... - zacząłem, ale nie mogłem skończyć. Nie pamiętałem, kim jestem. Nie pamiętałem swojego imienia, swojej tożsamości, swojego życia. Byłem tylko kierowcą autobusu, bez przeszłości i przyszłości.

 

- Wsiadaj, podwiozę cię do centrum - powiedziałem, próbując ukryć swoje zakłopotanie.

 

- Dziękuję, jesteś bardzo miły - powiedziała Ania i weszła do autobusu. Usiadła obok mnie i zaczęła rozmawiać. Opowiadała mi o sobie, o swojej rodzinie, o swojej podróży. Pytała mnie o Tashkent, o Uzbekistan, o moją pracę. Była ciekawa i sympatyczna. Ja odpowiadałem jej na pytania, ale nie mówiłem nic o sobie. Bałem się, że zapyta mnie o coś, na co nie będę umiał odpowiedzieć. Bałem się, że odkryje moją tajemnicę.

 

Po kilkunastu minutach dotarliśmy do centrum. Zatrzymałem autobus i powiedziałem Ani, że to jest jej przystanek. Poprosiła mnie o numer telefonu i zaproponowała, żebyśmy się spotkali wieczorem. Powiedziała, że chciałaby się ze mną zaprzyjaźnić i dowiedzieć się więcej o mnie. Powiedziała, że jestem dla niej wyjątkowy i ciekawy. Powiedziała, że lubi mnie.

 

Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Nie miałem telefonu, nie miałem przyjaciół, nie miałem nic do zaoferowania. Nie miałem też nic do stracenia. Zgodziłem się na spotkanie i podałem jej fałszywy numer. Powiedziałem jej, że zadzwonię do niej wieczorem i umówię się z nią na kolację. Powiedziałem jej, że też ją lubię.

 

Pożegnaliśmy się i wyszła z autobusu. Zostałem sam, zdezorientowany i poruszony. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nie wiedziałem, co zrobić. Nie wiedziałem, kim jestem.

 

Wtedy zobaczyłem to. Na siedzeniu, na którym siedziała Ania, leżał plecak. Plecak, który ona miała ze sobą. Plecak, który ona zostawiła. Plecak, który był pełen jej rzeczy. Rzeczy, które mogły mi pomóc. Rzeczy, które mogły zmienić moje życie.

 

Podniosłem plecak i otworzyłem go. W środku znalazłem paszport, pieniądze, telefon, aparat, mapę, przewodnik, ubrania i inne drobiazgi. Były to rzeczy, których mi brakowało. Rzeczy, których mi potrzebowało. Rzeczy, które mogły mi dać szansę na ucieczkę.

 

Nie zastanawiałem się długo. Wziąłem plecak i wyszedłem z autobusu. Udałem się na lotnisko. Kupiłem bilet na pierwszy samolot do Polski. Nie obchodziło mnie, dokąd lecę. Nie obchodziło mnie, co zostawiam. Nie obchodziło mnie, co zrobię. Chciałem tylko wrócić do domu.

 

Wsiadłem na pokład samolotu i usiadłem na swoim miejscu. Przypiąłem pasy i zamknąłem oczy. Czułem ulgę i radość. Czułem, że zaczynam nowy rozdział w moim życiu. Czułem, że kończę moją podróż w jedną stronę.

 

Koniec

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania