Wtajemniczona, 10.
- Wybacz Lyla! Po prostu jak usłyszałem, że ta Alison jest w Austin, w stanie Teksas w Dworze Jackoba to zagotowałem się!- odparł Jasper, ciężko dysząc
- Zauważyłam! Jackob to wymyślił! Więc tam jest- wzruszyła ramionami Lyla
Otworzyłam oczy.
Byłam cała mokra, a mój oddech był płytki i szybki. Do pokoju zaglądały już pierwsze promyki słońca. Leżałam bez ruchu, próbując uspokoić serce i oddech.
Spokojnie, wszystko będzie dobrze!
Co będzie dobrze?! Gówno! Pamiętasz! Prędzej czy później powiesz im, a oni cię zabiją!
Znów się zdenerowałam, serce znów przyspieszyło, a oddech znów nie wypełniał płuc. Nie miał czasu.
Wyszłam z łóżka. Z oczu popłynęły mi łzy.
Czy to koniec?
Nie! Nic nie pamiętasz! Nie znają twych myśli!
Wróciłam do łóżka, jakimś cudem udało mi się uspokoić. Znów zapadłam w sen.
- Victoria?- ktoś mną potrząsnął
Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam, dobrze, że ten ktoś się odsunął bo dostałby w nos.
Obok mojego łóżka stał Joseph.
Tak w ogóle to od odstatniego... zdarzenia, udaje jakby się nic nie stało.
- Coś się stało?- spytałam zaspana
- Nic, po prostu jestem zdziwiony. Tak długo jeszcze nigdy nie spałaś- wzruszyła ramionami
- Byłam zmęczona- powiedziałam
- Zejdź na śniadanie- uśmiechnął się i wyszedł
Pamięcią próbowałam cofnąć się do tamtego snu. Nic z tego. Znów zapomniałam. Pamiętałam tylko moment gdy się obudziłam.
Wstałam z łóżka i już po piętnastu minutach zeszłam do jadalni na śniadanie. Nie było Josepha ani Felixa czy Patrica, nie. Za to przy blacie siedział Alex. Zignorowałam go i podeszłam do lodówki. Podczas gdy robiłam sobie kanapkę, czułam na sobie jego wzrok. Usiadłam jak najdalej od niego i zaczęłam jeść.
- Mógłbyś przestać się na mnie gapić?- spytałam
- Co proszę?- uniósł brwi
- Nie gap się na mnie. Mam ci to przeliterować?- spytałam
- Jesteś na mojej łasce i jeszcze pyskujesz- pokręcił głową z uśmiechem
Prychnęłam i dokończyłam kanapkę.
- A tak w ogóle to jesteś księciem, jesteśmy w dworze królewskim i nie ma służby? Coś tu nie gra!- powiedziałam
- Ależ tu jest służba- powiedział zaskoczony
- Gdzie?- spytałam zbita z tropu- Nikogo nie widziała, oprócz tej kobiety pierwszego dnia.
- Bo mają pracować tak jakby ich nie było- odparł i nadal świdrował mnie wzrokiem
Zdziwiła, a może raczej zaniekpokoiła mnie jedna rzecz. MIanowicie jego oczy były jaśniejsze niż zazwyczaj.
- Ile tu jesteś dziewczyno?- spytał i nadal przyglądał mi się, tyle że teraz w nieokreślony sposób
- Prawie dwadzieścia dni- odparłam- Za trzy dni kończy się lipiec.
- Dwadzieścia dni- powtórzył i nadal śledził każde moje poczynanie wzrokiem
Zaczynał mnie tym lekko irytować.
Błąd! Wróć! Nie irytować, zaczynałam się bać. Jego głos nie przypominał jego głosu, był bardziej chropowaty. Oczy miały w sobie więcej z brązu niż czerni. Zaczynały mi sie trzęść ręce. Postanowiłam jak najszybciej opuścić kuchnie.
Byłam już w holu, gdy nagle z impetem wpadłam na ścianę. Dom zdrżał w posadach. Spodziewałam się, że osunęł się na zieme. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Otworzyłam oczy i zamrugałam nieporadnie kilka razy. Zobaczyłam przed sobą twarz Alexa. Przyciskał mnie do ściany całym swoim ciałem. Jedną rękę miałam uwięzioą za plecami, a drugą przygwoździł nad moją głową.
- Alex! Co ty wyrabisz? Puszczaj w tej chwili!- krzyknęłam
- Ciii... Cicho- powiedział spokojnie- Nie krzycz, mój skarbie!
- Puszczaj!- zaczęłam się wiercić
Przycisnął mnie do ściany jeszcze mocniej, musiałam skupić się na oddychaniu. Zabrał mi powietrze z płuc.
- Nie, nie puszczę- nadal mówił spokojnie
Uniósł swoją drugą dłoń i przyłożył mi ją do policzka. Poczułam jego zimną skórę, paliła niczym lód. Podniósł moją głowę tak bym patrzyła mu w oczy.
- Wiem, że się boisz. Słyszę twoje serce.- powiedział cicho- To takie urocze.
- Alex! Puść w tej chwili!- powiedziałam dość słabo, bo brakowało mi tlenu
- Boisz się mnie, Victorio?- spytał z nutką złosliwością- Wiesz co mógłbym ci zrobić?
Przez chwilę panowała cisza, podczas której Alex przyglądał mi się z zainteresowaniem.
- Wiem, zdaje sobie z tego sprawę- powiedziałam, skupiając się na oddychani- Ale nie boję się ciebie.
Jego ręka zniknęła z mojego policzka, znalazła się na ścianie, obok mojej tali. Alex pochylił się ku mnie. Jego wargi były tuż przy moim uchu.
- Pragniesz mnie, Victorio?- spytał prawie niesłyszalnie, jego wargi musnęły moje ucho
Opanowałam drżenie. Czy on na pewno to powiedział? Mówił cicho, mogło mi się przesłyszeć. Gdy poczułam jego dłoń na mojej tali, byłam pewna tego co usłyszałam. Jego palce na moim wcięciu ,boleśnie wbijały się w skórę.
- Nie- odpowiedziałam, walcząc o każdy kolejny oddech
On mi się nawet nie podobał. Czułam wobec niego tylko nienawiść i obrzydzenie.
- Jesteś pewna, mój skarbie?- szepnął
- Puszczaj!
Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
- Dobiorę się do ciebie, Victorio Morrell- przeciągał moje imię w nieskończoność- Jeszcze będziesz moja, zadbam o to!
- Nigdy! Nigdy nie będę prawdziwie twoja, nawet gdybyś mnie zmusił!- powiedziałam twardo
- Napewno?- uśmiechnął się złosliwie, a jego ręka mocniej wbiła mi się w talie
- Chrzań się! Puszczaj w tej chwili!- warzasnęłam- Zadzwoń sobie po dziwki!
Zignorował mnie.
Zabrał dłoń z mojej tali i przechylił mi delikatnie głowę. Patrzył pożądliwie na żyłe, która pulsowała na szyi. Przejechał po niej palcem i pogłaskał aorte.
- Pachniesz tak apetycznie, mój skarbie!- spuścił głowę i wypuścił powietrze na mój biust- Wyglądasz tak pięknie!
- Już ci coś mówiłam- moja głowa znów była prosto- Zadzwoni sobie po dziwki!
- Ty nią zostań- zaproponował i położył mi dłoń na dekoldzie
- W życiu!
W tym momencie udało mi się uwolnić ręke zza pleców. Dałam mu w twarz. Uderzenie odbiło się echem po holu, ale policzek nawet się nie zaczerwienił.
Jego oczy pociemniały, stały się czarne. Ciemniejsze niż zazwyczaj. Popatrzył na mnie wściekły. Uwiąził mi rękę na powrót.
- Pożałujesz dziewczyno!- powiedział złowróżbnym tonem
Przechylił sztywną ręką moją głowę na bok i odgarnął mi włosy z szyi.
- NIE! PUSZCZAJ! PROSZĘ!- krzyknęłam
Zauważyłam kobietę, tą samą co była w salonie.
-Pomóż mi!- spojrzałam na nią błagalnie
Alex zerknął przez ramię.
- Odejdź! Twój władca chce się posilć!- rzucił w jej stronę, a ona zamknęła drzwi
- NIE! BŁAGAM! ALEX! PUŚĆ!- krzyczałam przerażona, błagałam go
- Nauczę cię moresu, mój skarbie!- powiedział ignorując moje błagania
Nachylił się nad moją obnażoną szyją. Poczułam jego palący, zimny oddech na skórze. Później poczułam już tylko jego kły na szyi i to jak wbija je w nią. Jak przecina ją płatek po płatku. Później był już tylko ból. Wielki, potworny, piekący, palący, promieniujący i pulsujący ból. Krzyknęłam. Czułam jak pije moją krew, niespiesznie. Delektował się jej każdą kroplą. Chciał mi dać nauczkę, chciał bym cierpiała. W końcu wyjął kły z mojej szyi. Z niedowierzaniem patrzyłam na jego usta pokryte, moją krwią. MOJA KRWIĄ! Oblizał je.
- Oddasz mi się, a ja łaskawie zgodzę się na to. Będziesz mi za to wdzięczna, mój skarbie- powiedział głębokim, aksamitnym głosem- Rób tak dalej, a nie będzie ci tu dobrze!
Puścił mnie, a ja osunęłam się z nóg na ziemię.
Wyszedł z holu, zostawiając mnie tam słabą, zapłakaną.
Dotknęłam szyi ręką. Nadal bolało ale krew nic ciekła.
Tak nie będzie!
Obudziła się we mnie buntownicza natura! Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do drzwi.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania