Wtajemniczona, 13
W pokoju miałam dostęp do granatowej łazienki. W szafie znalazłam ubrania. Zwykłe ubrania. Nie sukienki. Prawie się rozpłakałam gdy wzięłam do rąk granatowe rurki. Ubrałam właśnie je i luźną, błękitną koszulkę na ramiączkach. Tu było dużo cieplej niż w dworku Alexa. Jako buty ubrałam białe baleriny. Wyszłam z pokoju na biały korytarz. Luck powiedział, że będzie czekał na dole więc znalazłam schody i zeszłam nimi. Znalazłam się w biało-granatowej kuchni. Przy blacie siedziała jakaś dziewczyna i przeglądała czasopismo, a przy kuchence inna kobieta robiła omlet. Luck opierał się o parapet i jadł jabłko.
- Vicky! Szybka jesteś- uśmiechnął się do mnie
- Uznam to za komplement- powiedziałam rozbawiona
Luck zaśmiał się.
- Poznaj moją małą siostrzyczkę, Marit- pokazał głową na dziewczynę przy blacie
Dziewczyna miała brązowe, falowane włosy do pasa, brązowe oczy, jasną cerę, ostre kości policzkowe. Była szczupła i niska. Była może w moim wieku. Teraz spojrzała na mnie nieprzyjaźnie.
- Jesteś Victoria? Ta co biega za wampirami?- spytał
- Za wampirami nie można biegać, są za szybkie- odparłam
- A ty im zwiałaś?- spytała niemal kpiąco
Odgarnęłam włosy z szyi. Widniały tam dwie czerwone kropki, otoczone sinymi siniakami.
Luck zaklął pod nosem.
- Nie miałam ochoty być przekąską- powiedziałam i znów przykryłam rany
Marit przyglądała mi się bacznie.
- Więc tak, zwiałam im- powiedziałam
Przez chwilę panowała cisza.
- Czyli byłaś jego kochanką, ugryzł cię, a ty postanowiłaś z nim zerwać?- zapytał szyderczo
- Nie byłam niczyją kochanką!- niemal krzyknęłam
- Hej, Vicky! Poznaj Amber, naszą kucharkę- Luck wskazał ręką na kobiete przy kuchence, uśmiechnęła się do mnie
Ja i Marit nadal mierzyłyśmy się wzrokiem.
Ta po chwili roześmiała się nieprzyjemnie.
- Czyli nie byłaś kochanką- pokręciła głową rozbawiona
-Cieszę się, że zrozumiałaś- odparłam cierpko
- Omletu Vicky?- spytał Luck
- Tak poproszę
- Siedaj- uśmiechnął się i wskazał głową na miejsca przy blacie
Usiadłam jak najdalej od Marit. Jak Luck od razu zjednał sobie moje serce, tak od niej wolałam trzymać się z daleka.
- Dlaczego Pan Pijawka cię ugryzł? Pozwoliłaś mu?- dziewczyna wplepła we mnie swoje oczy
- Nie, nie pozwoliłam! Zaatakował mnie- głos mi zdrżał- Próbowałaś się kiedyś obronić przed mega silnym gościem?
- Twój omlet!- powiedział Luck i postawił przede mną talerz
Usiadł na przeciwko mnie.
- Nie ponieważ...- zaczęła Marit
- Hej! Mar, skończ już! Dobrze?- Luck wywrócił oczami
Marit obrzuciła go wyzywającym spojrzeniem i wróciła do czytania czasopisma, ja natomiast włożyłam do ust kawałek gorącego omletu.
- Dobre?- zaśmiał się Luck
- Przez ostatnie trzy tygodnie żywiłam się tostami i jajkami w postaci miękkiej, twardej lub jajecznicy, na mogłam jeszczę krwią. Ale nie, dziękuję!- wzniosłam oczy ku niebu- Przepyszne!
Luck zaśmiał się.
- Słyszysz, Amber? Znalazłaś kolejnego amanta twojej kuchni- zawołał przez ramię
- Ciesze się, - odparła z uśmiechem kobieta- Nie garb się, Luck!
Chłopak zrobił głupią minę i wyprostował się.
Dokończyłam omlet i zostałam poczęstowana kawą, której u wamprów, tak bardzo mi brakowało. Wtedy za zamkniętych drziw, prowadzących na korytarz dobiegły nas krzyki. Otworzyły się one i do kuchni weszła Dorothy, matka Lucka. Szła szybkim krokiem, a za nią wpadła trójka wrzeszczących dzieciaków.
- Czy możecie przestać krzyczeć?- spytała zirytowana i padła na krzesło obok mnie
- Ale ona mi to zabrała...
- Dość!- Dorothy uniosła dłoń- NIe chcę już tego słyszeć! Jak wy się zachowujecie przy naszym gościu?- odwróciła się w moją stronę- Wybacz Victorio za to małe, rodzinne przedstawienie. Widzę, że poznałaś już Marit, to jest reszta moich dzieci. Charles- wskazała ręką na chłopca, który miał może trzynaście lub dwanaście lat. Był wysoki jak na swój wiek, dorównywał wzrostem Marit, miał krótkie, czarne włosy i jasną cerę
- To mój najmłodszy syn Vasyli- Dorothy pokazała na wysokiego, siedmioletniego chłopca o szarych oczach, jasnej cerze i brązowych włosach do szyi. Wyglądał jak miniaturka Lucka.
- A to moja córka Anastasja- powiedziała i spojrzała na małą, może pięcioletnią dziewczynkę o brązowych oczach, jasnej cerze i długich, prostych, czarnych włosach.
- Miło mi ich poznać- uśmiechnęłam się
- Jakie nienaganne maniery- stwierdziła Dorothy, a następnie zwietrzyła szansę ucieczki- Marit, pobawi się z nimi proszę. Ja musze porozmawiać z tatą!
- Dlaczego ja?- oburzyła się dziewczyna- Nie może Luck?
- Luck zajmuje się naszym gościem- ucieła i wyszła z kuchni
Marit rzuciła mi nienawistne spojrzenie.
- Ty jesteś Victoria? Dziewczyna Lucka?- spytał z złosliwym uśmiechem Charls
- Nazywam się Vicky i nie jestem jego dziewczyną- odparłam dusząc się ze śmiechu
Ach ta dziecięca uprzejmość!
Luck parsknął śmiechem.
- To kim jesteś?- spytała Anastazja i spróbowała mi się wdrapać na kolana
Pomogłam jej.
- Vicky, już mówiłam- uśmiechnęłam się, a ona dotknęła moich jasnych włosów
- Jesteś bardzo ładna- stwierdziła
- Ty też- zaśmiałam się
- Wiem- westchnęła i nagle nachyliła się nade mną
- Co robisz?- spytałam zdziwiona
- Wącham cię, głuptasie- zaśmiał się- Zapamiętuje twój zapach
- Nie rób tego, to nie przyjemne!
- Okey, chodź Vicky- zaśmiał się Luck- Pokarzę ci nasz czadowy basen
Podszedł i zdjął mi Anastazję z kolan, a następnie postawił ją na ziemi.
- Mar! Pilnuj ich- uśmiechnął się złośliwie do wściekłej siosiry i wyszliśmy z kuchni
Szliśmy białym korytarzem, weszliśmy do granatowego salonu i wyszliśmy na taras przez szklane drzwi.
- Masz dużą rodzinkę- zauważyłam i usiadłam na leżaku
Luck zajął ten obok mnie.
- Tak, może nawet za dużą- zaśmiał się- To trochę męczące!
- Ja mam tylko jedną siostrę, a i tak to o jedną za dużo- powiedziałam i przęknęłam łzy
Musiał zauważyć moje rozbicie, położył mi dłoń na ramieniu.
- Hej, nie martw się! W krótce ich zobaczysz!
- Jak? Wyjaśnij mi proszę jak? Wampiry nie dadzą mi spokoju, bo mam wiadomości, a sama nie pamiętam jakie! Wy nie dacie mi spokoj, bo mam wiadomości!- powiedziałam płaczliwie
Luck zamilkł na chwilę.
- Rada coś wymyśli! Naprawdę nic nie pamiętasz?
- Trupy moich przyjaciół, Jaspera jako wilka i wzmiankę o jakimś Jackobie- powiedziałam
Luck zacisnął zęby, a rysy twarzy mu stężały.
- Kto to ten Jackob?- spytałam ostrożnie
Odpowiedział mi dopiero po paru minutach.
- Młodszy brat mojego ojca- powiedział
Nie naciskałam.
- Chciał rządzić, próbował zorganizować powstanie, ojciec go wygnał. My wilkołaki mamy dwa fronty wilkołaków. Te złe i dobr. Jackob jest przywódcą tych złych, niektóre wolął chaos niż porządek.
- A Lyla jest którym typem?
- Pozostała neutralna- westchnął
Zamilkłam. Nie chciałam o to pytać ale musiałam. Odkąd pamiętałam, miała przebłyski wspomnień udawało mi się je ułożyć w logiczną całość. Choć i tak brakowało kilku elementów układanki.
- Który front porwał Alison?- spytałam cicho
Spojrzał na mnie.
- Mówiłaś, że nie pamiętasz!
- Nie wszytsko- pokręciłam głową- Ale mam przebłyski, a poza tym Joseph opowiedział mi tę historię.
- Pijawka?- warknął ale zaraz się uspokoił- Ni mieliśmy nic wspólnego z porwaniem tej krwiopijczyni!
- To ją uwolnijcie
- Nie wiemy gdzie jest!- westchnął- Poza tym ją złapał Jackob, a nikt nie ma wpływu na Jackoba!
Zamilkliśmy.
- Pamiętasz coś jeszcze?
- Nie- pokręciłam głową- Próbuje sobie przypomnieć, ale wygląda na to, że mój umysł nie chce abym pamiętała!
- Chroni cię- uśmiechnął się blado- Mogę cię o coś spytać?
- Strzelaj!
- Rozmawiasz ze mną tak swobodnie. NIe traktujesz mnie- zawahał się- Jak potwora, porywacza!
Zaśmiałam się.
- Zadaje sobie to pytanie przez cały ten czas- powiedziałam w końcu- Też chciałabym to wiedzieć!
Obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
Słońce wyszło za chmur i oświetliło nasze twarze. Leżałam i czerpałam tyle witaminy D , ile tylko mogłam. Luck co chwila rozbwiał mnie swoimi przemyśleniami. Łatwo mi się z nim rozmawiało, spędzało czas. Było to tak proste jak oddychanie, a nawet jeszcze łatwiejsze. Powoli zaczynało mnie to niepokoić.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania