Poprzednie częściWybrańcy 1

Wybrańcy 2

2

Dom ożył wypełniony hałasem remontu, wonią drewnianych strużyn i ciągłą krzątaniną Joszefa i jego ucznia. Nastrój nadziei związanej z oczekiwaniem udzielił się domownikom. Maria, przybyła tuż przed wojną dwunastolatka, swoją radością i ciągłym dziewczęcym zachwytem dodała do tej atmosfery jakąś nutę pewności spełnienia oczekiwań. Niechętny początkowo Zachariasz musiał przyznać, że pomysł Elżbiety, by z odległej wsi sprowadzić tą daleką krewną, był ze wszech miar dobry.

„Ach, gdybyż jeszcze Pan wysłuchał modłów i pobłogosławił Elżbietę” – myślał, patrząc jak Joszef zręcznie pasuje, jedną po drugiej do siebie, deski nowych okiennic. Ten zaś, jakby wyczuwając, przerwał prace i spoglądając na kapłana rzekł:

– Nie moja to sprawa panie, ale wydaje mi się, że coś was gryzie. Czyżby moja robota wam nie odpowiadała?

Kapłan, sam nie wiedząc czemu, poczuł potrzebę otwarcia się przed wyglądającym na jego rówieśnika człowiekiem.

– Sam widzisz, że stoję u progu starości, a Pan potomstwa mi nie dał. Może to i lepiej. Czasy dzikie i pełne przemocy. Król swego pierworodnego sam zabił, a gdy kto podejrzany, siepacze mordują najpierw dzieci, a rodzinę na haniebne krzyże przy drodze wciągają...

Joszef przyglądał się bacznie mówiącemu, a po długiej chwili ciszy, jakby rozważając każde słowo rzekł:

– Kapłanem jesteś i lepiej wyroki pańskie rozumiesz niż ja, prosty człek, ale są przecie uzdrowiciele...

– Wszyscy, których mogłem znaleźć, byli już w tym domu, a jeśli mówisz o Asseya to wiesz, że jako kapłan nie powinienem nawet o nich rozmawiać... Choć, po prawdzie, nie jeden raz myślałem o tym, że ich pojmowanie Pana bliższe jest memu sercu niż to, co głoszą niektórzy Perushim, większość zwolenników Sadoka... albo Kannaim, opłacani przez nich wojownicy... Sam jednak należę do Perushim i nie godzi się bym łamał złożone śluby – słowa Zachariasza rozbrzmiewały coraz wolniej i ciszej jakby mówiący przestawał dostrzegać słuchającego – dziękuję, żeś zechciał mnie wysłuchać – zmienił nagle temat i garbiąc się wyszedł na atrium (hosz). Joszef przez chwilę patrzył za odchodzącym, a potem, jakby podjął decyzję i przywołał gestem przechodzącą w pobliżu Dinę. Przez chwilę coś do niej mówił głosem na granicy szeptu i wrócił do pracy.

Nim zapadł zmierzch nowe okiennice przyozdobiły pierwszą z czterech zewnętrznych ścian.

W żeńskiej części domu Dina i Maria wespół z Elżbietą przerwały ścielenie kolejnego łoża rozmawiając.

– Może warto spróbować jeszcze raz? Wszak nic do stracenia nie masz, a gdybyś powiła syna...

– Ach, Dino! Po co mam się łudzić? Zachariasz już nie ten, co dawniej, a i ja, ledwo co kilka miesięcy, nieczystą krwią zbrukana...

– Wybacz pani, lecz wiadomym jest, że Asseya potrafią czynić cuda, nie tylko ślepym widzenie przywrócić, ale pono nawet martwych wskrzesić. Spotkaj się, porozmawiaj, a serce powie ci, co dalej...

Przysłuchująca się milcząco dziewczynka, patrząc na Elżbietę, nagle wtrąciła:

– Mama, a przecie z jednego rodu jesteście, zawsze kazała mi pamiętać, że łaska Pana nie jedną ma drogę i nie nam jego ścieżki śledzić, lecz gdy je wskazuje, iść nimi.

Żona kapłana milczała nad cebrem wypełnionym wysuszoną bielizną, a potem, wyjmując kolejne płótno odpowiedziała cicho:

– Niech więc będzie. Ostatni raz. Odszukaj Dino owych uzdrowicieli, ale pamiętaj! Ani słowa Zachariaszowi.

 

Kilka dni później, pod pozorem wyprawy po nabiał, z domu kapłana, przed świtem, wyruszyła na osłach za miasto grupka złożona z trzech mężczyzn i Elżbiety oraz Marii. W razie, gdyby miały paść ofiarą napadu, co wcale rzadkim wtedy nie było, dziewczynka miała szansę ujść z życiem, bo biegać potrafiła jak mało kto. Na szczęście bez przeszkód wyprawa dotarła skalnej ściany pełnej jaskiń stanowiących schronienie dla pasterzy ale i grupki Asseya.

Pilnujący stadka owiec u podnóża skał, kilkunastoletni chłopiec odziany w przepaskę ze skóry i trzymający w ręce drzewce zakończone kamiennym ostrzem pomachał dzidą, jakby pozdrawiał idących. W jednej z jaskiń pojawiła się na moment jakaś postać i zniknęła. Z innej wyszedł wysoki mężczyzna i powoli schodził w kierunku nadchodzących.

Prowadzący grupkę, uczeń Joszefa, zeskoczył z osła, podbiegł na spotkanie i się ukłonił.

– Przyprowadziłem do uzdrowiciela tę nieszczęśliwą kobietę.

– Porozmawiam z nią, lecz najpierw schronimy się przed słońcem – odpowiedział mężczyzna, zawracając w kierunku najbliższej groty. Pieczara powitała ich chłodnym cieniem. Mężczyzna wskazał miejsce pod ścianą sygnalizując gestem, że pora się zatrzymać. Osły zgodnie powędrowały do wypełnionego wodą zagłębienia i zaczęły pić. Ludzie skupili się we wskazanym miejscu. Ten, który ich przyprowadził stanął w środku i powoli podchodził do każdej osoby jakby chciał na zawsze zapamiętać jej obraz. Najdłużej stał przy Marii i Elżbiecie.

– Pójdziesz ze mną – powiedział do Elżbiety – a ty – dodał zwracając się do Marii – wrócisz tu nim miną trzy lata. Ty zaś – tu zwrócił się Tidala, który od małego był chowany w domu Zachariasza – pójdziesz także byś zaświadczył. Odwrócił się nie czekając na reakcję i ruszył na zewnątrz. Elżbieta spojrzała na Marię, jakby zobaczyła ją pierwszy raz i posłusznie poszła za odchodzącym mężczyznami.

– Może lepiej ci było nie iść z nami – powiedział Birsz, były żołnierz, obecny domownik kapłana. Potem zapadła cisza oczekiwania. Z dali słychać było śpiew ptaków i pobekiwanie owiec. Od oświetlonej słońcem skały w głąb cienia jaskini wpełzało ciepło pogodnego dnia.

Długo nie czekali. Elżbieta i Tidal wrócili jakby nie odeszli dalej niż na kilkanaście kroków. Pierwszy nie wytrzymał ciszy uczeń Joszefa.

– I co? Ledwo co żeście wyszli, a już jesteście?

– Byliśmy daleko i długo – odpowiedziała Elżbieta, a Tidal skinął potakująco głową. – Z sąsiedniej pieczary przeszliśmy jeszcze cztery a tam, w ostatniej, czekał na nas ten, którego nazywają Nauczycielem Sprawiedliwości. Popatrzył mi w oczy i powiedział, że dostanę to, czego pragnę. Wracajmy nim cienie drzew zmienią się w małe plamy wokół pni.

Ruszyli więc pospiesznie ku Miastu, nie tracąc czasu na rozmowy. Osły jakby rozumiały, że w mieście czeka je żłób i cień, pracowicie dreptały z każdą chwilą, zbliżając grupkę do domu kapłana.

 

Wyjaśnienia:

Asseya, Perushim, zwolennicy Sadoka, Kannaim – ugrupowania religijne różniące się interpretacją praw i stosunkiem do okupantów. Przez cały okres ich istnienia nie udało się im wspólnie wystąpić przeciw kolejnym okupantom.

Następne częściWybrańcy 3 Wybrańcy 4 Wybrańcy 5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Wrotycz 03.01.2019
    Rozumiem, że to fikcja oparta na biblijnych motywach. Ciekawa.
  • Karawan 03.01.2019
    To zależy jak traktować Biblię, zwłaszcza jeśli ożenić z archeologią,Torą oraz paroma innymi źródłami ;) Fikcja jak najbardziej, choć akurat opowieść zaczyna się pod koniec tzw. Starego Testamentu, a najgorsze, że nie wiem czy udźwignę ;c. , ale muszę chociaż spróbować, bo to chyba najbardziej ciekawy splot zdarzeń. Dzięki z a wizytę. A odnośnie Twojego tekstu co to Canu (i nie tylko) zachwycił, to pociąłbym zdania, bo inaczej tytuł za bardzo pasuje do reszty ;) [to żart ciężki ma być ;)]. Dziękuję za wizytę ;)
  • Wrotycz 03.01.2019
    Tora to pięć pierwszych ksiąg ST, w szerszym znaczeniu synonim Biblii.
    Fakt, płyniesz po szerokich wodach, uważaj:)
    Nie ma za co, opko zainteresowało, a to wystarczająca zapłata.
    ___________________
    Wiesz, komentując czyjś tekst, wcale nie oczekuję rewanżu, a już szczególnie, kiedy ten mój wymaga rozkminy:)
  • Karawan 03.01.2019
    Też to rewanż nie był, bom czytał Cię wcześniej alem nie pisał, bo głowa rzekła; "wróć przeczytaj jeszcze raz". Więc i reakcja była gotowa gdyś do mnie trafiła, a powtórzyłem jeno u Ciebie.;).
  • Aisak 05.01.2019
    Trochę przypomina to teksty
    Bogusława.
    I w 2 mcu brzuch nie jest okazały.
  • Karawan 05.01.2019
    Sie rosczarujesz ;) Jam nie Boguslaw i nie religijny apologeta bom zawse siebie postregał jako watpiacego czyli agnostyka. ;) A gdzie tu co u brzusiu naskrobałem? ;) Dziękuję.
  • Ritha 17.01.2019
    Okej, obadajmy,

    „Nastrój nadziei związanej z oczekiwaniem udzielił się domownikom, a Maria, przybyła tuż przed wojną, dwunastolatka, swoją radością i ciągłym dziewczęcym zachwytem dodała do tej atmosfery jakąś nutę pewności spełnienia oczekiwań” – długie zawiłe zdanie, zobacz tak:

    „Nastrój nadziei związanej z oczekiwaniem udzielił się domownikom, a Maria – przybyła tuż przed wojną dwunastolatka, swoją radością i ciągłym dziewczęcym zachwytem dodała do tej atmosfery jakąś nutę pewności spełnienia oczekiwań.

    „Elżbieta spojrzała na Marię[,] jakby zobaczyła ją pierwszy raz i posłusznie poszła za odchodzącym mężczyznami”

    „– Byliśmy daleko i długo – odpowiedziała Elżbieta, a Tidal skinął potakująco głową. – z sąsiedniej pieczary przeszliśmy jeszcze cztery a tam, w ostatniej, czekał na nas ten, którego nazywają Nauczycielem Sprawiedliwości” – Z* sąsiedniej

    „Asseya, Perushim, zwolennicy Sadoka , Kannaim” – spacja przed ostatnim przecinkiem niepotrzebna

    Czy to jest fanfiction Biblii? :D Heh, no ciekawe. Przyjemnie się czyta, błędów wiele nie ma, widać, że czesane było.
    Gwiazdy, pozdrowienia :)
  • Karawan 17.01.2019
    Poprawił co umiał ;)) Dziękuję!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania