Poprzednie częściWyznania proletariusza cz. 1

Wyznania proletariusza cz. 3

PIERWSZE MOCNE ZAWSTYDZENIE

Miałem wtedy może z pięć lat. I te pięć lat moje powodowało wielką ciekawość i zainteresowanie światem. Interesował mnie język niemiecki, który znał całkiem dobrze mój ojciec z racji arbajtu na obczyźnie w latach dziewięćdziesiątych. Interesowały mnie kolorowe książki, w których nie tylko umiałem ze zrozumieniem obejrzeć obrazki, ale także doskonale z takim samym zrozumieniem przeczytać skromny co prawda tekst. Interesowały mnie dziwnie brzmiące, nieznane mi słowa zasłyszane w telewizji i niezrozumiałe teksty piosenek z radia. Interesowały mnie wnętrzności zabawek, a szczególnie urządzeń elektrycznych. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem trzewia telewizora doznałem ciężkiego zachwytu jakbym na sam księżyc z bliska patrzył. Telewizor rozbebeszył jakiś złota rączka, nie ja. Gdybym zrobił to ja już dawno bym nie żył. Apropos, złota rączka, zakochany w swojej osobie i pracy powiedział z pewnością w głosie jaką księża na moralizatorskich kazaniach zwykli mądrzyć się do ludu, że telewizorów nie powinno się szmatą mokrą zmywać, bo szmata mokra im szkodzi, a naszym polskim Elemisom to już na pewno szkodzi i że nasze Elemisy w Afryce to dnia by nie przeżyły, bo tam taka wilgoć panuje. Matka zaprzeczyła stanowczo, że żadnej szmaty mokrej nie używa, że ta wilgoć to może i z afrykańskiego powietrza wraz z saharyjskim piaskiem do polski przywędrowała. Oczywiście łgała. Łgała jak najęta, bo dzień wcześniej sama mi kazała szmatą mokrą meblościankę z kurzu przelecieć, a zwłaszcza telewizor na tej meblościance postawiony, który kurz przyciągał jak jesienią późną grawitacja liście do ziemi przyciąga. Później dowiedziałem się od kolegów, że złota rączka chuja o Afryce wie bo tam żadnej wilgotności nie ma i tu za przykład podawali Saharę, a jeszcze później od nauczyciela przyrody, że jednak złota rączka rację mógł mieć, bo na afrykańskim równiku pada i jest parno jak cholera.

Interesowało mnie więc wszystko i to jak mi się wydawało niczym nadzwyczajnym nie było, bo być nie mogło, bo to cecha dziecka zwyczajnie, a jak dziecko nie wykazuje zainteresowania światem to wtedy należy się martwić. Takich dzieciaków światem niezainteresowanych poznałem również i fakt martwić się nimi należało, bo ich zainteresowania były dość wąskie, żeby nie powiedzieć prymitywne, ale prymitywne nie znaczy nieludzkie. Sam takie prymitywne zainteresowania wykazywałem, a raczej nazwać to trzeba by było nie zainteresowaniami, ale instynktami. Wtedy tego jeszcze nie wiedziałem. Wtedy nie miałem pojęcia co znaczy instynkt, ale czułem ciekawość.

Więc pięć lat miałem mniej więcej. Dokładnie nie pamiętam, ale pamiętam, że było to lato. Widać upodobałem sobie tę porę roku. Pamiętam to dokładnie, bo dokładnie w pamięci zostają jak blizny silne przeżycia, a dla mnie silnym przeżyciem była każda silna emocja. Każda silna emocja robiła bruzdę w moim mózgu i stworzyła mnie takiego jakim dziś jestem. Byłem wtedy z matką u sąsiadki. Matka i ja poszliśmy oboje. Czy poszliśmy za rękę, nie pamiętam. Pamiętam, że byliśmy. Matka z sąsiadką pić kawę miała i rozmawiać o życiach, pić kawę miała u sąsiadki w salonie przy ławie do której dwa fotele głębokie przystawione i między tymi fotelami właśnie ława wzdłuż, a na niej kawa. O życiach miały rozmawiać swoich, ale że ich życia nie były jakieś specjalnie ciekawe to musiały rozmawiać też o życiach innych. Innych życia mogły być ciekawsze do rozmowy z powodu zasadniczego, mianowicie, inni o których rozmawiać sąsiadki wspólnie zwykły, prowadzili życie nie do końca zgodne z normami katolickiego katechizmu i nie do końca, w przeciwieństwie do matki mojej tak bojaźliwe może nie w stosunku do Boga samego, ale do opinii bliźniego, a już na pewno katolickiego duchownego. Podczas, gdy matka moja i sąsiadka rozprawiały przy kawie i kruchych ciastkach z żelkową marmoladą o życiach swoich i innych ja bawiłem się w drugim pokoju z sąsiadki córką, moją rówieśniczką, w dom się bawiłem. Ja byłem mężem, ona żoną jak to w domach z reguły bywało. Miała wielki domek dla lalek, tak wielki, że sięgał mi niemal do szyi i laki miała Barbie i Kena i to nie jedną Barbie a cały harem tych lalek. Kenów może ze dwóch miała, ale Barbie tyle, że palców jednej dłoni by mi nie starczyło. Już wtedy nie znając pojęcia harem, nie znając potencjalnych skutków co z takiej nieproporcjonalnej relacji może wynikać, czułem jakąś duszącą, przygniatającą niemal energię przepychu. Ja znałem skromność, może nie ubóstwo, ale skromne życie na pewno, ale oprócz tego gniotącego przepychu poczułem coś jeszcze. Jakieś dziwne napięcie, coś czego chyba jeszcze nigdy wcześniej nie czułem, albo przynajmniej nie pamiętam żebym czuł. A to napięcie wzięło się z pytania córki sąsiadki, mojej rówieśniczki, pięciolatki. Czy chcę się całować? Tak pytanie brzmiało i nie wiem co odparłem, ale to całowanie to nie było zwykłe całowanie. Wiedziałem co znaczą pocałunki, bo takowe składano na moich i sam składałem na innych policzkach, policzkach matki, ojca, ciotek i tak dalej, ale nigdy nie były to całusy w których spodnie wraz gaciami miałem opuszczone do kostek, a koszulkę pod szyję. Byliśmy nadzy, pięcioletnie dzieci, schowane za kanapą, składające wzajemnie niewinne, dziecięce pocałunki na swoich nagich ciałach. Pocałuj mnie tam, tam na dole, powiedziała i wskazała palcem. Pocałowałem. Ty też mnie pocałuj. Nie bo się zsikasz, odparła i na tym zakończyliśmy swoje całowanie i zabawę w dom. Czułem się trochę wykorzystany. Jestem przekonany, że to był jej pomysł, nie pamiętam nic co wcześniej mogłoby doświadczyć mnie taką wiedzą. Chyba, że ona też takiego doświadczenia nie miała i wszystko to wydarzyło się bezwiednie, czysty instynkt. W końcu z czysto biologicznego punktu widzenia, żyjemy tylko po to, aby się reprodukować, aby gatunek trwał.

Ale potem był wstyd i to wielki. Córka sąsiadki powiedziała wszystko swej matce, naszej sąsiadce, powiedziała, że się całowaliśmy. Tyle powiedziała. Że się całowaliśmy. Nic więcej. Matka moja się dowiedziała od sąsiadki i do mnie szyderczo, że się całowałem, że całowałem się z córką sąsiadki i że byliśmy zakochaną parą. Wstyd, wielki wstyd , który opanował moje całe ciało, moją głowę całą, skórę i mnie całego. Skąd ten wstyd się wziął? Skąd się wstyd bierze? Czy z grzechu pierworodnego? Zmyto mi go. Zmyto mi grzech, mam na to papier, akt chrztu. Musiałbym sprawdzić w piśmie co dokładnie chrzest zmywa i z jaką skutecznością. Może woda święcona nie była szczerze. Albo po terminie była. Albo księdzu się nie chciało i zwykłą kranówę nalał do chrzcielnicy. Albo zbyt krótko mnie w wodzie tej trzymał i wstydu nie zdążyło zmyć. Albo zbyt długo trzymał mnie i pewność siebie i poczucie wartości zmył. Podtopił mnie skurwiel zwyczajnie. I przez katabasa się wstydzić musiałem. Nie pamiętam kto to powiedział, ale powiedział mądrze i odpowiednio do tego wstydu mego, że się ludziska nie wstydzą nieczystych myśli tylko, wstydzą się wtedy, gdy o te myśli brudne się ich posądza. Tak i ja nie wstydziłem się czynu tego dokonać, albowiem gdy na jaw wyszedł, zamarłem w konfuzji.

 

Wszyscy się czegoś wstydzimy. Są ludzie którzy wstydu nie mają, albo mają go niewiele, albo umieją go maskować, czy grać umieją, grać w życie i grać w życiu. Żeby coś w życiu ugrać trzeba grać. Ale nie chodzi mi o grę typu poker czy ruletka, gra w języku polskim ma przecież znaczenie też inne. W zasadzie w angielskim też. Etymologii nie znam, i mnie teraz nie interesuję, ale chodzi mi o grę aktorską. Żeby coś w życiu ugrać trzeba umieć grać. Wstyd w grze przeszkodzić potrafi. Potrafi przeszkodzić i w kłamstwie, a kłamstwo jest elementem gry. Mi w kłamstwie nie przeszkadzał, przynajmniej w dzieciństwie,wtedy kiedy jeszcze nie był toksyczny. Wtedy kiedy nie zatruwał mojej wątroby, mojej śledziony i trzustki. Toksyczny wstyd zatruwa ciało i jego wnętrze. Wydziela smolistą substancję, która miesza się z krwią, czyni tę krew sraczkowatą i gęstą, gdyby żyły podciąć w rozpaczy, otwarte rany zapchają się lepką cuchnącą wydzieliną, wtedy pojawi się rozpacz, paroksyzm rzuci do innych czynów. Bez ran otwartych. Może z liną na szyi, albo przesadną ilością medykamentów w brzuchu.

Średnia ocena: 2.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Noico1 dwa lata temu
    ***** PO
  • Kariyash dwa lata temu
    Skoro trzeba to jebać, a poza tym co mnie to obchodzi, smutny, spolaryzowany automacie?
  • Noico1 dwa lata temu
    ░░███╗░░
    ░████║░░
    ██╔██║░░
    ╚═╝██║░░
    ███████╗
    ╚══════╝

    Może do pustego łba trafi. Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe.
  • Kariyash dwa lata temu
    Szok, już się po takim ciosie nie podniosę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania