Poprzednie częściWyznania proletariusza cz. 1

Wyznania Proletariusza cz. 7

Ojciec mój pasa też używał. Ojcowski wpierdol nie zależał wcale od poziomu wybryku mego, tylko od poziomu wkurwienia ojca. Za tę nieszczęsną skradzioną gumę pasowanie mnie ominęło, a nie omijać mojej dupy pas zwykł za bardziej błahe rzeczy. Kiedyś dostałem wpierdol za bronienie swojej racji, to chore i pojebane ale tak, wpierdol za bronienie racji dostałem. Kłóciłem się z siostrą o łazienkę, srać mi się chciało, a ta siedziała tam dobrą godzinę i sam Bóg wie co robiła, podkreślała pewnie swoje piękno jebana, myślałem że się zesram. Otworzyłem nożem zamek w drzwiach i kazałem jej wprost wypierdalać, kiedy ta malowała sobie oczy. Mówiłem, wychodź bo się zesram, siedzisz tu już dobrą godzinę, nie jesteś tu sama w tym domu, mówiłem dokładnie to, co mówią rodzice, ich argumenty arbitralne, z którymi nie masz ni chuja dyskutować prawa. Nigdzie się stąd nie ruszam, usłyszałem, sraj w gacie gnojku. Bezsilność, narastający gniew i w końcu wściekłość kazała mi odpowiedzieć równie bezczelnie i jednocześnie najbardziej boleśnie jak się da tak żeby kłótnię przelicytować, zakończyć, nie lubiłem kłótni, to dla idiotów, jebanych małp. Wypierdalaj szmato jebana, powiedziałem i zaczęliśmy się szarpać. Chwilę to trwało zanim wparował ojciec, jednym ruchem ręki z łatwością rozdzielił nas, w zasadzie rzucił mną tym ruchem ręki na ziemie i znalazłem się w mgnieniu oka na podłodze pod drzwiami wejściowymi do mieszkania. W takich momentach świat znika, robi się ciasny, ściany się zaciskają, robi się duszno i nie ma ucieczki. Nigdzie. Czeka się tylko na nieunikniony i kojący ból. Mój ojciec już przestał się pierdolić w ściąganie spodni i trzepanie tyłka mego. Za bardzo się zasłaniałem rękami i wyginałem, wierzgałem się kurwa jak pierdolony okoń, co tu mu się dziwić. Ojciec miał całą czerwoną twarz, i ten jej jednoznaczny wyraz czystego zła. Był wkurwiony i pobudzony, szybki. W końcu zaburzyłem jego spokój. Pasek wyjął tak sprawnie ze spodni jakby to jakaś szpada była nie pas faktycznie, i zamach, jeb. Ręce w hełm zgiąłem i próbowałem wcisnąć się, wpełzać, nie wiem czy w drzwi, czy w szparę pomiędzy ścianą, a drzwiami, zniknąć w ścianie, wtopić się w nią, żeby jak najmniej bolało. Plecy raz, udo dwa, ramię trzy, bok cztery, po piątym już nie liczę, nie odróżniam części ciała, zlepiam się w całość, cały bólem jestem, kolejne razy są już daremne. Trwało to aż wyładował się skurwiel. Słyszem o karach zimnych, wyrafinowanych, takich przewidzianych niczym w kodeksie karnym. Za przyłapanie na paleniu, należy się dwadzieścia razów na gołą dupę. Ani jednego mniej, ani jednego więcej równo dwadzieścia z zimną krwią, bez większych emocji, ciekawiło mnie to, miałem dziwne pragnienie spróbować kary tego typu. Baty, które smagały moje plecy były dzikie, spontaniczne, wielce emocjonalne, rozładowywały całe napięcie starego i wracał on do swoich zajęć przed telewizor, spokojny. Niech ma skurwiel chwilę chwały. Ciekawe czy dręczyły go wyrzuty sumienia. Dręczyły. Zniknął z domu na klika godzin, wrócił jak to on pachnący ojcem. Piwskiem i fajkami. Wręczył mi bez słowa gierkę, taki elektroniczny szajs z tetrisem i innymi podobnymi, z ekranem na którym policzysz wszystkie piksele, z trzydzieści maks ich i wszystkie szare. Najpierw nie chciałem jej dotykać obrażony, odłożyłem ją na ziemię, ale z każdą minutą miękłem i coraz bardziej chciałem zagrać w jebane klocki. W końcu pękłem za co znienawidziłem siebie, grałem tak kilka godzin i w jakimś dziwnym momencie, przypływie niewolniczych popędów pomyślałem sobie, że nawet warto było to wpierdol dostać niezasłużone. Poczułem się mały, jak złapana mysz, która może żyć ale już tylko w klatce, nie głodna i spragniona, mająca nadzieję, że weźmie ktoś ją na ręce, mimo że jeszcze przed chwilą pragnęła zupełnie czegoś innego.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania