Poprzednie częściWyznania proletariusza cz. 1

Wyznania Proletariusza cz. 5

FIAT

Mieliśmy starego Fiata 125p. w kolorze pomarańczowej lamperii takiej jak na klatkach schodowych . Zimą ojciec w bagażniku woził betonowe bloki, żeby pod górę podjechać, żeby nie rzucało na śliskim. Latem czarna, sztuczna skóra parzyła w tyłek jak murek u ciotki, gdyby bez kratki. Naprawiał go sam, poprawki lakiernicze pędzlem robił też sam. Paliło to auto sporo, ale benzyna nie była wtedy tak droga. Pomarańczowy Fiat nie wyglądał jak fury innych ojców. Pomarańczowy Fiat wyglądał jak złom. Inni ojcowie mieli inne fury, lepsze. Volkswagen Passat Combi jakby karawan w kolorze wysychającej trawy, w którym bagażnik mieścił nas czworo i więcej by zmieścił. Opel Kadet już w ogóle nowoczesny, owalny, opływowy. Audi 100 to już wypas. Audi 100 to auto kolegi ojca, co kasy mieć musiał niemało, podejrzanie niemało. A nasz Fiat był biedny, pociągnięty pomarańczowym pędzlem na karoserii, z rdzawymi prześwitami i czarną mazią na progach i podwoziu, która od rdzy miała chronić. Pod maską miał osobliwy talerz, teraz wiem że to filtr powietrza, ale wtedy nie wiedziałem, wtedy było to dla mnie tajemnicą wielce intrygującą. Po tym talerzu rozpoznałbym Fiata dużego w każdym teście.

I kiedyś z ojcem jechaliśmy we dwoje, ja z tyłu, bo z przodu jeszcze jeździć nie mogłem, ojciec prowadził oczywiście i oczywiście ja czułem się bezpiecznie. Ojciec wtedy dowiódł swojego sznytu kierowcy opanowanego i dbającego o bezpieczeństwo współpasażerów. Był chyba wtedy trzeźwy. Jechaliśmy do centrum czy gdzieś do lekarza nie pamiętam. W naszym Fiacie jak pewnie w każdym żeby drzwi zamknąć trzeba było nimi nieźle uderzyć, z premedytacją trzasnąć aż miło, jednym słowem jebnąć. I możliwe, że wtedy drzwiami nie jebnąłem tylko zbyt lekko zamknąłem, bo na zakręcie przy zabytkowym dworcu kolejowym, gdzie zakręt ten śmiało dziewięćdziesiąt stopni miał, drzwi moje się otworzyły na oścież tak, że mało nie wypadłem, ale ojciec wykonał robotę jak kaskader na filmie. Lewą ręką puścił kierownicę i przez otwartą szybę sięgnął tylnych drzwi i zamknął je jednym pierdolnięciem, że aż miło. Nawet się nie zatrzymał żeby sprawdzić czy się domknęły, po odgłosie wiedział że musiały teraz się zamknąć. Odwrócił się do mnie i zapytał czy jestem cały. Byłem cały. Trwało to wszystko tak szybko, że nie zdążyłem się nawet przerazić, nie mówiąc o pęknięciu.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania