Znalazłam swojego anioła #6
Kiedy obie dziewczyny skończyły jeść lunch, który z pewnością po degustacji Gordona Ramseya, wylądowałby w koszu, kierowały się do swoich pokoi.
- Dlaczego jest tutaj tak mało ludzi? – zapytała Mia znienacka
- No wiesz, nie wszyscy muszą przyjechać tego samego dnia. Ty dzisiaj, ktoś jutro, pojutrze – to normalne. Jeszcze będziesz narzekać, kiedy kolejka po żarcie, będzie długości muru chińskiego.
- Ach… Pytam, bo dziwnie mi tu tak samej… no wiesz nie widziałam jeszcze nikogo z mojego roku.
- Wyluzuj, może nie każdy jest tak wspaniale zorganizowany jak ty i nie przyjeżdża dużo wcześniej, żeby zrobić ” rozeznanie terenu”.
Mia zmarszczyła czoło. Zna mnie kilkanaście minut, a tutaj takie wnioski. A może widać to na pierwszy rzut oka, nie wiem – myślała Mia
- Ale dyrekcja tak chciała – zaczęła
Rashmi otworzyła usta, głośno westchnęła i energicznie założyła kosmyk blond włosów za ucho.
- To, żeby przyjechać wcześniej? Proszę cię kto ich słucha. Wiem, że w necie krążą, że ta uczelnia jest prestiżowa, porządna i tak dalej, ale bez przesady. Jej ty w ogóle nie masz w sobie spontanu, wyluzuj, gdzie ty się wychowałaś? – zapytała krzyżując ręce na piersiach
- W Rosadolen, to bardzo małe, ale przytulne miasteczko.
Rashmi zignorowała jej słowa. Uśmiechnęła się na widok wysokiego bruneta ubranego w dżinsową koszulę z podwiniętymi rękawami. Podeszła do niego i pocałowała go w usta z niezwykłą namiętnością. Mia odwróciła wzrok. Ciekawe jak całują się Al i Holly, zresztą co mnie to obchodzi – pomyślała dziewczyna.
Gdy Rashmi odkleiła się od bruneta, spojrzała na patrzącą w podłogę dwudziestolatkę.
- A tak Braian, poznaj to Mia, przyjechała dzisiaj i wprowadzam ją w tutejsze realia. Nie jest łatwo – to ostatnie dodała już znacznie ciszej.
- Braian
- Mia – chłopak podał jej rękę, a uścisk nie należał do tych lekkich
- Ok, chodź kochanie – powiedziała Rashmi biorąc Braina za rękę. Odwrócili się i zaczęli wchodzić po schodach na wyższe piętro.
- Aha, Mia?
- Co? – krzyknęła
- Siedemdziesiąt dwa
- Co siedemdziesiąt dwa?
- Numer mojego pokoju, ty mała małomiejska sierotko – rzuciła blondynka, sama zdziwiona kombinacją słów – jak coś to wpadaj, to chyba jest nad tobą.
- Dzięki, wielkomiejska luzacka dziewczyno – odpowiedziała w odwecie
Po chwili para zniknęła, a Mia uśmiechnęła się pod nosem jak gdyby znała tę dziewczynę znacznie dłużej niż od dzisiaj. Potem poszła do swojego lokum.
Zamknęła drzwi i postanowiła rozpakować swoje rzeczy. Kiedy rozdysponowała wszystkim, opadła bezsilnie, na łóżko, które nie wyglądało, lecz było całkiem wygodne. Wyciągnęła telefon w kierunku biurka na którym go położyła i wybrała numer do ojca.
- Halo – usłyszała w słuchawce wysoko osadzony męski głos. Brzmiał nieco inaczej niż na żywo.
- Cześć tato
- Cześć córeczko. I jak tam? Wszystko dobrze? Podróż była znośna?
Taa znośna podróż, marzenie – pomyślała
- Tak, dziękuję wszystko dobrze. Zostałam oprowadzona po akademiku i salach wykładowych.
- To dobrze, cieszę się, że wszystko w porządku.
- Jest mama? – zapytała
- Nie, skarbie. Pojechała do Marshallów. Miała z Alice zrobić jakieś bukiety na ślub jej siostrzenicy. Po drodze wstąpi do apteki po leki dla babci i zrobi zakupy. Powinna być jakoś wieczorem. Może powiem jej, żeby oddzwoniła do ciebie.
- Nie, tato. Na pewno będzie zmęczona, powiedz tylko, że dzwoniłam i wszystko jest dobrze.
- Jak wolisz. Przepraszam, ale wracam do pracy. Trzymaj się, mała
- Pa
Ojciec dziewczyny rozłączył się. A więc mama jest teraz u Marshallów. Ciekawe co robi Al… - pomyślała
Dochodziła godzina siedemnasta. Mia położyła się na chwilę i patrzyła w sufit. Żółta dość widoczna kropka, stanowiła punkt jej obserwacji. Zamknęła oczy i ciężko westchnęła. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. W domu zawsze miała jakieś obowiązki, a teraz jej dolegliwością, przynajmniej w tamtej chwili był nadmiar czasu.
Głośne chichoty i lekki hałas skrzypiącego łóżka, wyrwał ją z zamyślenia jak spożytkować czas. Coraz dobitniej słyszała równe, niemal rytmiczne cmokania i wiercenie się. Czy oni… Ech, dzięki, dzięki Rashmi – pomyślała
Przekręciła się na bok i mocno otuliła głowę poduszką. Znacznie lepiej było jej w takiej pozycji. Przynajmniej nie słyszała wszystkiego tak wyraźnie. Nagle spojrzała w górę i szeroko otworzyła oczy słysząc, jak coś ciężkiego spada na podłogę i przy tym dziwnie sapie i jęczy. Może powinien być delikatniejszy, może to ją boli… Dobra mam tego dość! Tak, mogę sobie wmawiać, że wszystko jest w porządku, ale jest? Wszyscy moi przyjaciele się na mnie obrazili, okłamywali mnie, siedziałam w przedziale z mężczyzną, któremu nie wiem co się działo i kobietą, która nie mogła uspokoić swoich rozpuszczonych dzieci. Dotarłam do akademika i już naraziłam się jakimś idiotkom mającym się za królowe, poznałam dziewczynę, która ma mnie za małomiejską sierotę i właśnie pieprzy się ze swoim chłopakiem piętro wyżej, a ja muszę tego wszystkiego słuchać. I to wszystko zdarzyło się w zaledwie kilka godzin. Nieźle. I dlaczego te cholerne ściany i sufity są takie cienkie?! Dość tego. Nie znam miasta, nie znam nikogo, ale wychodzę stąd – wyrzuciła Mia
Nałożyła czarną buzę z adidasa, włożyła trampki sięgające do kostek, rozczesała włosy i przejechała po spierzchniętych ustach bezbarwną ochronną pomadką. Szybko zbiegała po schodach z kluczem od swojego pokoju z lewej ręce. Minął ją jakiś chłopak, na którego niespecjalnie zwróciła uwagę.
- Mia?
Kiedy usłyszała swoje imię, podniosła wzrok. Wprost w jej twarz patrzył, ten sam chłopak, który siedział wtedy przy stoliku, pozornie jej. Zdziwiła się, że znał jej imię i zastanawiała się czy powinna w ogóle z nim rozmawiać. Rozmawiać tak… Czy w ogóle może na niego spojrzeć, przecież w każdej chwili mogły zjawić się królowe!
- Znasz moje imię? – wydusiła w końcu
- Tak, przedstawiałaś się Miley
- Miley?
- Tej dziewczynie na stołówce, mojej dziewczynie – dodał ściszonym głosem
- A ” królowej”?
Chłopak lekko się zarumienił i przetarł dłonią prawy policzek.
- Tja…
Dziewczyna posłała mu pytające spojrzenie.
- A tak w ogóle to jestem Nat, to zdrobnienie od Nataniel
- Okej… Nataniel – całkiem fajne imię
- Dzięki – dodał z uśmiechem
- Aha, czyli powiedziałam to głośno, suuuper! – tym razem zostało to w myślach dziewczyny
- No, a czemu w ogóle mnie zaczepiłeś?
- A tak, słuchaj, wiem, że jesteś tu dopiero od dzisiaj i zwłaszcza z tego powodu chciałem cię przeprosić. No wiesz, za nią, za moją dziewczynę – powiedział z wyraźnie wyczuwalną rezygnacją w głosie. – Ona nie jest taka zła, to znaczy kiedyś była inna, ale od czasu kiedy jej rodzice się rozwiedli, cóż… Bardzo się zmieniła.
- Rozumiem i dziękuję, ale nie musisz za nią przepraszać, jest dorosła i sama powinna odpowiadać za to jak się zachowuje.
- Teoretycznie powinna…
- Skąd jesteś? – wyskoczył nagle z pytaniem
- Rosadolen, to jest takie małe miasteczko… - nie dokończyła
- Tak, wiem – wtrącił się chłopak – moi dziadkowie mieszkali w sąsiedniej miejscowości, przyjeżdżałem na każde wakacje, za ich życia…
- Przykro mi
- Dziękuję, ale to już siedem lat, jakoś się z tym pogodziłem
Zapadła nieoczekiwana cisza. Susan wchodziła po schodach.
- I jak się masz Mia? – zapytała lekko dotykając jej pleców
- Dziękuję, bardzo dobrze, wszystko jest PRAWIE tak jak sobie wyobrażałam – skłamała
- Bardzo się cieszę – odpowiedziała i weszła po schodach na górę, bawiąc się pękiem kluczy na małym kółeczku
Kiedy nie było słychać już stukotu jej butów, Nat powiedział:
- Chyba gdzieś szłaś, nie chcę cię zatrzymywać.
- Spokojnie, mam dużo czasu. Tak, idę się przejść, bo za bardzo nie mam co robić. Moja starsza koleżanka jest zajęta… - odchrząknęła, a ja jeszcze nikogo nie poznałam. Nie wspominając już o osobie z mojego roku. Czy tylko ja będę na pierwszym roku? To absurdalne, ale coraz dogłębniej się w tym utwierdzam.
- Muszę rozwiać twoje przekonania. Nie będziesz sama, ja też jestem z tych świeżych nabytków.
- Ty? Ale jak to…
- Jak to możliwe, że chodzę z o rok starszą dziewczyną – Jest! Ta Miley nie jest z mojego roku – pomyślała Mia
- Nie, to przecież nic, tylko…
- Wiem, że wyglądam na trochę starszego
- Szczerze to trochę tak
Oboje nieśmiało się uśmiechnęli
- To mnie jak gdyby ratuje. – oznajmił Nataniel
- W sensie? – dopytywała z ciekawością
- Jaka ciekawska – zauważył
- Chyba już zaczynam wcielać się w dziennikarkę
- Więc dziennikarstwo?
- Owszem i jak się domyślam ty też.
Pokiwał głową.
- Królowa będzie zła
- Rzadko zdarza się, że jest w jakimś innym humorze
- Okej… Więc?
- Więc co?
- Dlaczego twój wygląd dający wrażenie, że jesteś starszy cię ratuje?
- Chodzi o Miley. No wiesz, ona nigdy nie zadawałaby się z takim gówniarzem i długo się wahała, ale stwierdziła, że nie wyglądam na swój wiek, i że to tylko rok różnicy, więc tak wyszło, że jednak jesteśmy razem.
- Czy on się chwali, żali, czy co bo już nie nadążam – błysnęło jej w głowie
- Aha – odparła dość obcesowo. Nie obraź się, ale chcę się przewietrzyć. – sunęła nogą po chodniku położonym na schodach
- Jasne, to cześć
- Cześć – odwróciła się i wyjmując paczkę chusteczek higienicznych, wytrąciła ręką klucz do pokoju, który powędrował do kieszeni bluzy niespełna kilka minut przed zakończeniem rozmowy.
Połyskujący kawałek metalu, leżał teraz na dywaniku, odbijając światło wpadające z wysokiego okna. Dziewczyna w podskokach zeszła schodami w dół i nie było po niej śladu. Nataniel krzykną do niej po imieniu, ale odpowiedziało mu tylko echo, pustego korytarza. Nachylił się więc, podniósł klucz i schował do kieszeni jeansów.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania