Drabble - Diagnoza
Przed ołtarzem oboje płakali ze szczęścia. Przyrzekali Bogu spełnić przykazanie “Idźcie i zaludniajcie ziemię”. Z wieloletnim przyjacielem rodziny, księdzem rówieśnikiem wspólnie pili na weselu i później wspólnie kroczyli ścieżka intymnej tragedii.
Ta historia dotyczy pary starającej się przez siedemnaście lat o dziecko. Pierwsze piętnaście lat było ciągłą modlitwa, serią poronień, wydzieraniem od świata resztek nadziei, postępującą izolacją. Przyjaciel wciąż powtarzał, że taka jest widocznie wola Boża.
Po piętnastu latach stracili nadzieję. Przeprowadzili się do większego miasta. Tam nikt nie pytał.
Przypadkiem trafiła na nich pewna lekarka. Zleciła badania; wyszedł niedobór; przepisała suplementację. Dziś, szczęśliwi bawią się ze swoim nieochrzczonym synem.
--
Opowiadanie jest oparte o prawdziwe zdarzenia.
Choć miałem okazję poznać bohaterów pod koniec tułaczki, ich uczucia były przytłaczające.
To opowiadanie nie ma na celu piętnowanie kościoła.
Ma na celu jedynie zwrócenie uwagi, na błędy jakie popełniają ludzie.
Komentarze (63)
1. Obdarzenie zaufaniem osoby nie będącej lekarzem przy schorzeniu, przy którym dziś, w XXI w. skutecznie pomaga medycyna;
2. Używanie autorytetu do głoszenia nieprawdy (za pewne nie ze złej woli lecz będąc w błędnym przekonaniu racji) w sprawach, w których nie ma się kompetencji, prowadząc do szkody na rzecz osób, która nam zaufały.
Po drugie, sytuacja przedstawiona przez autora podejrzewam że celowo całkowicie karykaturalnie, dziś nie ma już w Polsce dziur zabitych dechami, z których nie byłoby dostępu do lekarza. Z każdego miejsca najdalej w godzinę można samochodem dojechać do wojewódzkiego miasta, gdzie są dziesiątki szpitali i tysiące lekarze. Zresztą na prowincji w mniejszych miastach też są.
Jeżeli kobieta przedstawiona w tekście miała poronienia zapewne trafiała wcześniej do różnych szpitali, czy lekarzy i tylko słynnej już znieczulicy naszej pożal się Boże "służby zdrowia" zawdzięcza, że nikt się nie zainteresował jej przypadkiem wcześniej i nie dał jakiejś rady medycznej.
Przedewszystkim to jest przełożenie 1:1 tego co opowiedzieli mi znajomi.
Chłopak będzie w tym roku miał od 15 do 17 lat, nie pamiętam dokładnie. Więc były to jednak troszkę inne czasy niż opisałeś. Nie było skąd otrzymać skutecznej pomocy. Poza tym z ich relacji byli "przyklejeni" do księdza i jego nauk.
Tak jak napisałem pod tekstem, celem nie jest piętnowanie kościoła. Prędzej wytknięcie temu jednemu księdzu przekroczenie kompetencji i uważam, że jednak troszkę nieświadomie przyczynił się do obrotu sytuacji. W zasadzie jako przyjaciel był zawsze dla nich i oni twierdzą, że to dzięki niemu wytrzymali całe lata żyjąc nadzieją.
Osobiście nie znam nikogo kto dał by bezpośrednie świadectwo, że dzięki modlitwie wyzdrowiał jednak nie neguję tego. Tylko, że moim zdaniem mechanizm da się wyjaśnić i nie jest to działanie nadprzyrodzonych.
Zatem nie wiem, w którym momencie zrodził się problem.
Około siedemnaście lat temu to się ten synek urodził. Te wszystkie wydażenia zaczęły się niemal 30 temu.
Nie są niepełnosprawni umysłowo.
Napisałem o tym, bo uważam, że jest to ciekawa życiowa historia.
Moim zdaniem historia jest pod tym względem ciekawa, że po siedemnastu latach im się udało.
Kościół jest tam wątkiem pobocznym acz istotnym. Ale ja, tak jak powiedziałem, kościoła nie zamieżam tu piętnować, nie wiem czemu się przy tym upierasz. Też uważam, że jako duszpasterz, przyjaciel robił robotę jak umiał.
nie wiem co? Że się na tych sprawach nie zna?
Rozumiem że mógł ich pocieszać, możliwe że przedstawili problem jako beznadziejny.
Czesto jest tak, że kiedy kobieta strasznie się stresuje tym, że nie może zajść w ciążę, nie zajdzie w nią.
Moja przyjaciółka, kiedy śpiewała, koncertowała ciągle, też nie mogła zajść w ciążę. Dopiero gdy dała sobie spokój z koncertami, zaszła. W tej chwili ma troje dzieci, ale nie śpiewała przy każdej z ciąż.
Rozważ czy czasem nie popełniasz błędy mysląc, że jeśli dla Ciebie coś jest jasne i oczywiste i nawet pośród ludzi, którzy Cię otaczają też, to jest to oczywiste dla całego społeczeństwa.
Nie ma tu znaczenia czy to prawda czy nie.
Różni ludzie w różny sposób myślą. Różne rzeczy, rożni ludzie uważają za oczywiste.
Fakt, że wiara czyni cuda, co jest udokumentowane, dlatego wierzę że dużo można u Pana Jezusa wymodlić. Ale tu trzeba dużo pokory i przede wszystkim zaufania.
Pozdrość.
faktycznie brzmi prawdziwie
Przedstawiłeś historię pary, która przez własną głupotę przeszła piekło. Dobrze, że opowieść kończy happy end.
Historia typowa: presja małych „aglomeracji” powoduje negatywne rezultaty. Dopiero wyzwolenie się z obyczajowego prymitywizmu otwiera drogę do szczęścia i pozwala racjonalnie spojrzeć na problem.
Duże miasta są domeną ludzi inteligentnych, tak było od zawsze. Ludzie prości i niewykształceni, łatwa pożywka dla szarlatanów wszelkiej maści, żyje na wsiach. Z mniejszymi lub większymi wyjątkami.
Ale to nie jest tak, że ludzie się przeprowadzają na wieś. Raczej po prostu budują domy na wsi. Nie integrują się z zasiedzianą tam społecznością. Może sporadycznie. Ich, życie opiera sie dalej o miasto. Wieś jest dla nich przeważnie jedynie sypialnią.
Uważam, że epitety nic nie wnoszą do dyskusji?
Na wieś się ucieka, kiedy już się człowiek dorobił (bo w mieście zrobił dobry interes), kiedy może pracować zdalnie (są tacy ludzie, pewnie o tym nie wiesz), lub buduje domki letniskowe, żeby odpocząć. Wioski, gdzie główną siłą opiniotwórczą jest postać księdza (często przeniesionego za pedofilię), są wciąż ostoja największej ciemnoty.
Pogląd, że w dużych miastach są degeneraci, a małe są kuźnicami rozsądku to pogląd bęcwała. Ludzie wykształceni przeprowadzają się na wieś nie po to, by zasilić szeregi płaskoziemców.
Przypuszczam, że jak zwykle prawda leży po środku. To gdzie mędrcy a gdzie głupcy nie jest czarnobiałe.
Szczerze to wiesz lepiej bo znam osobiście ze dwie rodziny, które dobytek przeniosły na wieś. W sumie ciężko na tej podstawie coś wyrokować.
Cieszy mnie Twoja odpowiedz, jednakże nie uważam, aby ten tekst był niepotrzebny oraz, że jest pamfletem.
Wiem. Ale chciał bym abyś jeszcze mi.odpowieszial, czy opowiedzenie historii o ludziach, którzy stracili wiarę w wyniku napotkanego nieszczescia można już nazwać pamfletem? Czy to nie nazbyt surowe?
W tym przypadku tak właśnie było. Niestety.
Boże, tak w Ciebie wierzę, modle się, ale jeszcze nie wygrałem, nawet malutkiej kwoty.
— A kupony chociaż kupujesz?
–– No nie... ale...
Pozdrawiam:)?
Niestety nie grywam w totolotka :P
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania