Poprzednie częściDziewczyna z obrazu - Rozdział I

Dziewczyna z obrazu - Rozdział XX

Wyglądałam strasznie do czego powinnam się już przyzwyczaić. Miałam zapuchnięte oczy i włosy w nieładzie, właściwie przypominały gniazdo. Całości dopełniał oddech, fuj, istota kobiecości uśmiechnęłam się ponuro. Ku mojemu zaskoczeniu obok łóżka stała walizka z moimi rzeczami, w kosmetyczce znalazłam nową szczoteczkę do zębów i niezbędne kosmetyki.

Gdy dwadzieścia minut później Piotr był z powrotem, robiłam sobie kawę ubrana w swobodną białą sukienkę w czarne paski. Na twarz nałożyłam dużo makijażu by zakryć sińce i wory pod oczami.

- Misja się powiodła? – uśmiechnęłam się lekko.

Silne ramiona objęły mnie w pasie.

- W stu procentach – pocałował mnie w policzek. – Pięknie dziś wyglądasz.

Wtuliłam się mocniej w jego pierś.

- Chciałabym zatrzymać tę chwilę – westchnęłam.

Mężczyzna ujął mnie pod brodę i długo patrzył w oczy.

- Już nigdy nie wypuszczę cię ze swoich objęć.

Kolana się pode mną ugięły, nie wierzyłam w swoje szczęście. Usta Piotra odnalazły moje, były delikatne jak wiosenny poranek. Posadził mnie na kuchennym blacie a ja objęłam go nogami w pasie. Chciałabym móc na zawsze pozostać w jego ramionach, czułam się przy nim bezpieczna, niczego się nie obawiałam. Zanurzyłam palce we włosach mężczyzny, pragnęłam go każdym kawałkiem ciała. Przerwał nam dzwonek do drzwi, Piotr odsunął się ode mnie z niechęcią. Na początku próbowaliśmy ignorować natręta, ale był wyjątkowo zawzięty.

- Spławię go – obiecał mężczyzna.

Uśmiechnęłam się do niego z rozmarzeniem. Co się ze mną działo? W moim żołądku latał rój motyli.

- Jest tutaj?! – głos należał do kobiety.

Po chwili jego właścicielka weszła do salonu, szybko zeskoczyłam z blatu. Blond piękność ubrana była w różowy garnitur, a jasne włosy upięte miała w kok. Popatrzyła na mnie z wyraźną pogardą, czułam się przy niej jak szara myszka.

- To ta twoja kochanka? – wypluła z jadem. – Myślałam, że stać cię na więcej.

- Co ty tutaj robisz?

Piotr zignorował uwagę na mój temat, co trochę mnie zabolało. Dlaczego mnie nie bronił? Też uważał, że jestem dla niego za brzydka?

- Wróciłam – oplotła jego szyję rękami – stęskniłeś się za mną?

- Nie – mężczyzna odepchnął ją brutalnie.

Kobieta zrobiła zawiedzioną minę.

- Tak się wita żonę?

Coś zakuło mnie w okolicy serca, zołza czy nie, to ona miała prawo przytulać się do Piotra.

- Jesteśmy w trakcie rozwodu – sprostował mężczyzna.

Kobieta roześmiała się na całe gardło.

- Kochanie - pogłaskała go po policzku – przecież ty zawsze do mnie wracasz – zwróciła się w moją stronę. –Wie pani, że on zdradził mnie już pięć razy – spojrzała na niego z czułością – ale zawsze do mnie wracał.

Tylko nie płacz, powtarzałam w duchu, nie daj jej tej satysfakcji, nie płacz.

- Raz zarzekał się, że to miłość do śmierci – ułożyła usta w podkówkę – nawet kupił dla nich dom, piękny wiejski dom…

- Monika, przestań! –krzyknął Piotr.

- Nie – uśmiechnęłam się do niego słodko – pozwól jej skończyć.

- Po pół roku wrócił do mnie z podkulonym ogonem – westchnęła – a ja mu wybaczyłam.

Czułam jakby serce pękało mi na tysiąc drobnych kawałeczków. Myślałam, że więcej już nie wytrzymam.

- Dziewczyna zaszła w ciążę - kobieta spoważniała na chwilę - to było dla mnie za dużo, sfinansowałam zabieg – zaśmiała się donośnie – rachu –ciachu i po strachu – zmierzyła mnie wzrokiem od stóp o głów. – A pani już, czy jeszcze nie?

Nienawidziłam jej, gdybym mogła wydrapałabym jej oczy. Obróciłam się na pięcie i pobiegłam po moje rzeczy. Z całych sił starałam się nie rozpłakać, słyszałam, że Piotr szedł za mną.

- Joasiu, zostań - chwycił mnie za rękę.

- Na ile? –zapytałam spokojnie. – Na miesiąc? Rok? Ile chcesz się pobawić?

Dostrzegłam ból w jego oczach, wyglądał jak zdradzony chłopiec, który nie umie się bronić.

- Ja cię kocham.

- Tamte też kochałeś? – nie odpuszczałam. – Musisz mieć duże serce.

Otworzyłam drzwi, odwróciłam się do Piotra po raz ostatni.

- Nie dzwoń do mnie, nie nachodź, zapomnij, że kiedykolwiek istniałam.

***

Zapłakana wysiadłam z autobusu, tę drogę będę pamiętać do końca życia. Tu wszystko się zaczęło i wszystko się skończy. Drewniana furtka skrzypnęła cicho, gdy ją pchnęłam. Serce łomotało mi jak szalone, niczego się nie bałam tak jak tego spotkania. Wąską dróżkę otaczały krzewy dzikich róż, teraz straszyły nagimi gałęziami pokrytymi kolcami. Wiosną wszystko tutaj kwitło, dziś ogród wyglądał jak martwy. Panowała cisza jak makiem zasiał, nie śpiewał ani jeden samotny ptak. Weszłam po drewnianych schodach na werandę, wzięłam głębszy wdech i zapukałam. Mama nie uznawała dzwonków do drzwi, przez dłuższą chwilę nikt nie otwierał. Już miałam odejść, gdy usłyszałam przekręcanie klucza w zamku.

- W czym mogę pomóc?

Kobieta pod pięćdziesiątkę przyglądała mi się uważnie.

- Joasia?

Wzruszenie odebrało mi głos, zdołałam tylko skinąć głową. Mama zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku, z ulgą wtuliłam się w jej ramiona, pachniała cynamonem i goździkami.

- Moje dziecko –odsunęła się ode mnie – tak długo cię nie było.

Nie byłam w stanie wykrztusić słowa, mogłam tylko na nią patrzeć. Miała ciemne włosy sięgające ramion i zielone oczy. Przybyło jej kilka kilo, ale dzięki temu wyglądała łagodniej już nie jak porucznik.

- Wejdź do środka – poleciła –na pewno zmarzłaś.

W domu nic się nie zmieniło, ściany korytarza pokrywała boazeria. W kuchni królowały odcienie zieleni, ulubiony kolor mamy.

- Jesteś głodna? – zapytała. – Właśnie szykowałam obiad.

- Umieram z głodu – uśmiechnęłam się lekko.

Chłonęłam każdy szczegół, nie mogłam uwierzyć, że znów jestem w domu.

- Spodziewałam się gościa, ale…

Ciekawa nadstawiłam uszu.

- Gościa? – podchwyciłam od razu. – Mężczyzny?

Mama nigdy nie spotykała się z mężczyznami, kiedyś nawet podejrzewałam ją o…ale wkrótce porzuciłam tę myśl. Ona po prostu nienawidziła większości rodzaju męskiego.

W odpowiedzi na moje pytanie, mama zarumieniła się wyraźnie.

- Na razie się przyjaźnimy – wyjąkała – to nic poważnego, go też kiedyś zraniono.

- To cudownie! – klasnęłam w dłonie.

Mama spojrzała na mnie jak na wariatkę.

- Nie to, że go zraniono – sprostowałam – ale to, że się przyjaźnisz z mężczyzną.

Uśmiechnęła się niepewnie, w tych sprawach była zielona jak ogórek.

- Opowiedz mi wszystko – poprosiłam. – Umieram z ciekowości.

- A nie z głodu? - postawiła przede mną talerz ze zrazami.

Włożyłam spory kęs do ust.

- Gdzie się poznaliście? – rozpoczęłam przesłuchanie.

- U znajomych na sylwestrze.

Zakrztusiłam się jedzeniem, odkąd moja mama wychodzi gdzieś na sylwestra?

- Na imprezie? – spytałam z niedowierzaniem. – Jaki on jest?

- Jest policjantem.

-I…

- Jest całkiem miły – mama oblała się rumieńcem.

- I…

- I co? – zapytała bezradnie.

- Jest dżentelmenem? – wzniosłam oczy do nieba.

Chwila ciszy.

- Chyba.

-Chyba? – parsknęłam śmiechem. – Przynosi ci kwiaty?

Lekko skinęła głową.

- Mówi, że pięknie wyglądasz? – pytałam dalej. – Chwali to jak gotujesz?

Mama spojrzała na zegarek.

- O Boże! – wykrzyknęła. – Będzie tu za piętnaście minut!

Krytycznie spojrzałam na jej strój. Bambosze, rozciągnięte legginsy i poplamiony podkoszulek.

- Idź się przebrać – poleciłam – a ja tu ogarnę.

- W co się przebrać? – spytała zdezorientowana.

- W coś mniej babcinego? – spytałam z nadzieją.

- Joasia – zgromiła mnie wzrokiem – wyjmij świąteczną zastawę.

- Tak jest! – zasalutowałam żartobliwie. – Leć już!

Schowałam swoje złamane serce do kieszeni i ruszyłam na pomoc towarzyskiemu życiu mamy.

Następne częściDziewczyna z obrazu - Epilog

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania