Dziewczyna z pasją - 3 - Pierwszy dzień w szkole

No i nadszedł ten dzień. Od tygodnia nie widziałam nauczycieli, swojej klasy i przyjaciół. Jednak częściowo się boję. Mój brat sobie pozwala na dużo więcej, niż powinien. Jednak Leon pogadał z kilkoma chłopakami z mojej klasy. Pisałam z nimi na czacie. Mają obserwować, czy mój brat czegoś nie zrobi.

 

Jak zawsze, budzik zadzwonił równo o godzinie 4:30. Po ubraniu się, już rutynowo zeszłam do kuchni. To, co zastałam, wprawiło mnie w osłupienie. Na stole było przygotowane śniadanie, przekąska do szkoły i ciepła herbata w termosie. Jednym zdaniem, Leoś mnie z wszystkiego wyręczył.

- Jeju, nie wiem co powiedzieć.... - zaczęłam.

- I nie musisz nic mówić. Chciałem to zrobić. Jesteś pewna, że chcesz iść ? Jak nie, możesz ze mną pojeździć przecież. - zapytał Leon.

- Chcę. W końcu trzeba, nie będę odwlekać tego w nieskończoność. - odpowiedziałam zdecydowana.

Zjedliśmy śniadanie, a potem pojechaliśmy na bazę. Teraz, mogłam jeździć autobusem ile tylko mi się podoba. Wcześniej, nawet nie było mowy o tak długiej jeździe. W sumie, ciekawie się jazda zaczęła.... Jak zawsze, siedziałam na fotelu pilota. Przed każdym przystankiem przesiadałam się na fotel dalej, umożliwiając przejście.

Na którymś postoju znowu komuś nie pasowało moje miejsce siedzenia. Wspólnymi siłami z "moim" kierowcą uspokoiłam dwie starsze panie. Nie było łatwo, ale na groźbę policji się uciszyły.

Dalsza trasa minęła spokojnie. Niestety, przyszedł koniec tego dobrego. Musiałam wysiadać.

- Miłego dnia :) Uważaj na siebie :) - pocieszył mnie Leon.

- Dzięki, Tobie życzę miłej zmiany :) Będę, nie martw się ;) - odpowiedziałam :)

I ruszyłam do szkoły. Ciekawa byłam, co mnie tam zastanie.

Na wejściu, ze cztery osoby się na mnie rzuciły, wypytywały dlaczego mnie nie było. Na szczęście, mój brat mnie unikał. I dobrze, nie musiałam się denerwować.

Pierwszą lekcją był język angielski. Jak ja tej nauczycielki nie lubię.... I słusznie. Po przywitaniu, głównym tematem byłam ja :

- Dlaczego Cię nie było ?! A Wojtek jakoś chodził do szkoły ! - zaczęła pani anglistka.

- Z całym szacunkiem, ale nie powinno to pani obchodzić. - odpowiedziałam, jak na razie łagodnie.

- Skoro nie chcesz, nie będę pytać.-zakończyła nauczycielka.

Ciekawy początek.... Pozostała część angielskiego była w porządku.

Kolejna lekcja, niemiecki. Pan od niemieckiego wytłumaczył najpierw mi to, czego nie rozumiałam, bo nie byłam wtedy obecna.

Ćwiczenia w podręczniku, słuchanie z płyty. Jednym zdaniem, było tak jak zawsze, czyli świetna lekcja niemieckiego :)

Na lekcji techniki zawsze się coś dzieje . I tak było i tym razem.

W połowie lekcji, zadzwonił mi telefon. A w szkole panuje zasada trzymania wyłączonych telefonów w szafkach.

- Przepraszam, muszę odebrać. - powiedziałam do Lupina, naszego nauczyciela od zajęć technicznych.

- Dobrze wiesz, jaka panuje zasada. Nie pozwalam. - odparł wykładowca.

- Wiem, ale ten telefon jest bardzo ważny. - zaczęłam się kłócić.

- Nie. Oddaj telefon. - powiedział stanowczo Lupin.

- W takim razie, jestem zmuszona wyjść. - zakończyłam i wyszłam z plecakiem z pomieszczenia.

Nauczyciel nie dawał za wygraną. Wyszedł zaraz po mnie. Ja jednak rozmawiałam już z Leonem. Miał do mnie zadzwonić. Dobrze wiedział, że jest lekcja.

Dostałam od Lupina naganę. Nie przejęłam się tym. Pierwsza negatywna uwaga od sześciu lat, hmmm..... Nic się nie dzieje, w porównaniu z trzydziestoma pochwałami.

Na przerwie zatrzymało mnie kilku chłopaków z mojej klasy.

- Żebyś widziała minę tego matoła jak wyszłaś z sali.... Coś pięknego :D - powiedzieli w trójkę.

- Aż tak było ? :D Może to powtórzymy za tydzień ? - zaczęłam się śmiać.

- No i prawidłowo - uścisnęliśmy sobie ręce na znak planu.

Po lekcjach, poszłam z przyjaciółmi do lokalnej knajpki na zapiekanki. Musieliśmy obgadać kwestię klasowej wycieczki, na którą jedziemy za 3 dni.

- Autokar jest załatwiony, gadałam już z tatą. Kto jedzie z nauczycieli jako opiekun ? - zapytałam.

- Nie mamy dobrych wiadomości. Oprócz naszej wychowawczyni jedzie też Lupin i anglistka... - odpowiedzieli chłopcy.

- No kurrr.... Lepiej być nie może. Mam za to plan, jak ich zdenerwować. Będzie to zemsta za te dzisiejsze akcje. Niby wychowawczyni przez to też się zdenerwuje, ale raz się żyje. - zaczęłam.

- Co masz na myśli ? - zapytali.

- Przecież i tak nie będę na zbiórce, tak ? Przyjadę od razu autokarem. A Lupin, anglistka przecież nie muszą o tym wiedzieć. - kontynuowałam.

- Aaaaa..... :D Czyli do samego końca mamy nie mówić, dlaczego Cię nie ma na zbiórce ? Chcesz ich reakcje zobaczyć jak przyjedziesz ? :D - zrozumiała banda chłopaków.

- Tak, dokładnie, do momentu aż przyjadę, macie siedzieć cicho. Zobaczymy co powiedzą na widok Leona :D Do tej pory myślą, że mam tamtych rodziców, a teraz mam samego kierowcę :D - dokończyłam.

- Czuję, że to będzie coś świetnego :D Kurr.... Już się doczekać nie mogę - powiedział jeden.

- No to załatwione. Ja spadam, domyślacie się gdzie idę :D Do jutra, pa :D - pożegnałam się.

- No hej :D - odpowiedziała reszta.

Oczywiście, zamierzałam iść na dworzec. Jeden z kierowców Sindbadu obiecał, że specjalnie przyjedzie moim ulubionym autokarem. I rzeczywiście tak było. Na dworcu już na mnie czekali. Zdjęcia całego wozu ze szczegółami, filmiki, zdjęcie za kierownicą i najważniejsze, pobawienie się przyciskami. Nauczyli mnie odpalić ten wóz, otwierać drzwi i klapy od luk. To wszystko dla mnie, tak bez okazji. To są prawdziwi przyjaciele ! Podziękowałam im serdecznie, a potem wróciłam do domu.

 

Leon pojechał autokarem na wycieczkę, miał wrócić za dwie godziny. Akurat odrobiłam lekcje. Jednak, niestety usnęłam na książkach.....

C.D.N.

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania