Fallout - Rozdział 2 - Cieniste Piaski, cz. 3

Jeżeli coś w tym radioaktywnym świecie było w stanie zaskoczyć Blaine’a w sposób przeciwnie proporcjonalny do tego, jakie wrażenie wywarła na nim wiadomość od Overseera Jacorena o potrzebie zdobycia nowego hydroprocesora, to niewątpliwie była to Tandi, córka ekscentrycznego króla kloszardów.

- Cześć – rzuciła zadziornie podając rękę Blaine’owi. – Nazywam się Tandi, a Ty?

Pomimo pierwszego zachwytu i wielu cech wyglądu znacznie przewyższających odpychającą przeciętność ojca (Tandi była naprawdę wystrzałowa), Blaine Kelly miał już niebawem przekonać się, że córka ekscentrycznego króla kloszardów jest równie ekscentryczna, co jej ojciec.

 

7

 

Dzień siódmy, nieco później

Moja rozmowa z doktorem Razlo (aczkolwiek tytułując go doktorem, czuję, iż w jego przypadku jest to zbyt wielka nobilitacja. Główny lekarz Krypty 13 z całą pewnością zgodziłby się ze mną) nigdy nie doszła do skutku. Razlo od samego początku wywarł na mnie negatywne wrażenie. Był typowym parweniuszem, mizdrzącym się pośród niewyedukowanego motłochu, a w gruncie rzeczy niewiele się od niego różniącym. Ponadto miał brzydką i antypatyczną żonę przypominającą nieco bramina (chociaż miała tylko jedną głowę) i niewątpliwie zbrukał ten już i tak mający wszystkiego dosyć świat poprzez sprowadzenie do niego indywiduum uchodzącego tu za KAPITANA STRAŻY!

Sołtys Cienistych Piasków, Aradesh, zasugerował jakoby Razlo mógł zapewnić mi szersze informacje dotyczące radskorpionów. Kiwnąłem głową, lecz w głębi siebie skwitowałem to pustym śmiechem. Przypuszczam, że Razlo nie powiedziałby mi nic nowego. Radskorpiony to najpewniej poddani boskiemu wpływowi promieniowania potomkowie północnoamerykańskich skorpionów cesarskich. Radskorpiony są jednak znacznie bardziej agresywne, niebezpieczne i problematyczne jeśli chodzi o eliminację. Ich gruczoł jadowy – ulokowany w formie spiczastego kolca na końcu ogona – wytwarza toksynę o bardzo silnym działaniu i jest w stanie w przeciągu kilkunastu sekund sparaliżować bramina. Człowieka również. Ponadto radskorpiony żyją w ciemnościach (preferują jaskinie bądź podziemne tunele) i cechuje je lękliwa, antagonistyczna wręcz wrażliwość na światło (w jakiejkolwiek formie).

Sam dysponowałem taką wiedzą. Nie potrzebowałem Razlo absolutnie do niczego. Co prawda jedyna rzecz, jaka w anatomii współczesnych zmutowanych północnoamerykańskich skorpionów cesarskich pozostawała dla mnie tajemnicą, to ich rozmiar. Teoretycznie istniały trzy możliwości:

- przyspieszona ewolucja zmierzała w tym samym kierunku, co popromienna ewolucja legwanów zielonych (tym samym radskorpiony uległy pomniejszeniu)

- radskorpiony nie zmieniły się ani na jotę

- radskorpiony urosły

O ile druga opcja wydawała mi się mało prawdopodobna, o tyle (znając już nieco świat zewnętrzny) pierwsza byłaby niewątpliwie jakąś słodką, sprzyjającą mi ironią.

Nie, niemożliwe. Radskorpiony z całą pewnością musiały urosnąć. Górna granica ich rozmiarów pozostawała nieznana. Być może Razlo mógłby rozwiać moje wątpliwości, lecz tak jak zaznaczyłem wcześniej, nie miałem najmniejszej ochoty na jakiekolwiek dywagacje z tym pół-człowiekiem.

Jeżeli jednak były w stanie wpakować się całym stadem do zagrody braminów, wyciągnąć kilka sztuk, zawlec ze sobą do jaskini i przy okazji odeprzeć atak rozwścieczonych, dzierżących w rękach widły wieśniaków Cienistych Piasków, to obawiam się, iż wnioski odnośnie ich rozmiarów nie są dla mnie korzystne.

Musiałem opracować przemyślany taktycznie plan na eksterminację nowej odmiany północnoamerykańskich skorpionów cesarskich. Nauczony doświadczeniem świata zewnętrznego, widziałem wyraźnie jak chaotyczna, naiwna i na swój sposób fartowna okazała się moja potyczka z niekończącym się potokiem jaskiniowych szczurów kalifornijskich. Cechował ją również zupełny brak jakiekolwiek taktyki i planowania. Szczury, owszem, były wredne, miały małe wyłupiaste oczka nasuwające skojarzenia z najgorszymi horrorami czającymi się w mieszkającym pod łóżkiem mrokiem, no i do tego dysponowały dość ostrymi zębami i pazurami. Jednak szczury to szczury. Radskorpiony były najpewniej znacznie bardziej złośliwe z natury. Pokrywał je twardy chitynowy pancerz, który na mocy promieniowania mógł ulec jeszcze większemu utwardzeniu. Ich przednie odnóża (pełniące formę łap) kończyły ostre jak brzytwy kleszcze zdolne najpewniej za jednym capnięciem utrącić obie głowy nieszczęsnej, mlecznej krowy.

Ogonie zaś, jak już wspominałem wcześniej, dysponował śmiercionośnym kolcem jadowym.

Do tego skorpiony były z natury agresywne, lubiły zabijać i pochodziły z rodziny niewiele mającej wspólnego ze ssakami; przez to wzbudzały w nas pierwotny, instynktowny lęk. Jeżeli chciałem odnieść jakikolwiek sukces (chociaż przed samym sobą nie mogę znaleźć wiarygodnego przekonania, dlaczego w ogóle podjąłem się tego samobójczego czynu), musiałem działać metodycznie.

Jak podstępny japoński ninja.

Być może opracowywanie taktyki szło by mi łatwiej, gdyby nie gadająca ustawicznie nad moją głową Tandi.

Trzeba jej przyznać, była wystrzałowa. Nie mogłem uwierzyć jakim cudem lędźwie takiego szaleńca jak król kloszardów mogły spłodzić dziewczynę tak delikatną, cudowną i pociągającą.

Ciekawe, kim była jej matka.

Oczywiście Tandi miała pewne prowincjonalne (wydaje mi się, że to określenie jest bardzo adekwatne), irytujące mnie cechy. Nieustannie zaprzeczała samej sobie. Sprawiała wrażenie naiwnej, żądnej wszelkich nowości podczas, gdy sama niewiele miała do zaoferowania. Była również egzaltowana (jak ojciec, pewnie w Cienistych Piaskach córka sołtysa stanowiła obiekt westchnień wszystkich mężczyzn i zazdrości wszystkich kobiet), nieco ekscentryczna i uważała, że wszystko się jej należy. Mimo to niezła z niej kokieta i zdecydowania miała ten dziki błysk w oku.

Z rozmów z nią dowiedziałem się między innymi, że Cieniste Piaski są nudne i nie ma tu nic do roboty. Może poza oglądaniem braminów, co przyznam napawało mnie pewnego rodzaju grozą. Sam po dwóch godzinach wylądowałem przy ich zagrodzie, gdzie niemalże doprowadziłem do uwieńczonej masakrą katastrofy. Naturalnie Tandi w kółko powtarzała jak bardzo chciałaby zobaczyć świat zewnętrzny (co za ironia) i przy każdej próbie ciągnęła mnie za język by uzyskać choć odrobinę informacji o tym jak on właściwie wygląda i co ma do zaoferowania (jakbym akurat, kurwa, był właściwą osobą do takich zwierzeń). Jednak na moje pytanie, dlaczego nie opuści Cienistych Piasków, spuścił wzrok wbijając go gdzieś w krańce swoich skórzanych (pewnie z braminów) butów i odparła głosem małej, infantylnej dziewczynki: „Ja? Odejść? Za mało wiem, żeby podróżować sama, a nikt inny nie chce się stąd ruszać. Co najważniejsze, mój ojciec mówi, że jeśli coś mi się stanie, to dostanie zawału”. Miałem ochotę na jakąś kąśliwą uwagę. Powstrzymałem się jednak. Tak jak powstrzymałem się przed zrodzoną w mojej głowie propozycją. Ciekawe, czy Tandi zgodziłaby się wyruszyć ze mną. We właściwym czasie mógłbym pokazać jej Kryptę. Overseer na pewno nie miałby nic przeciwko. Oczywiście, jak już znajdę hydroprocesor i wszystkich uratuję. Bez dwóch zdań nie byłaby to wygórowana cena za kolejnych, ile? Sto lat bezpieczeństwa?

Jednak Tandi na pewno by na coś takiego nie poszła. Gadała i gadała, ale w gruncie rzeczy nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Ponadto zdawała się równie mało przystosowana do świata zewnętrznego, co ja. Chociaż w jej mniemaniu światem zewnętrznym było wszystko poza bezpiecznymi murami Cienistych Piasków. Ciekawe czy ta stojąca nieruchomo przy bramie ofiara z Winchesterem byłaby w stanie zapewnić bezpieczeństwo komukolwiek, gdyby przyszło, co do czego.

Po jakiś trzydziestu minutach bezcelowego kręcenia się wokół zsyłającej mannę maszyny, Tandi nie miała mi już nic więcej ciekawego do powiedzenia; mimo to nieustannie trajkotała. Uznałem, że skoro szanse zaciągnięcia jej do łóżka są znikome, równie dobrze mogę się pożegnać i pomyśleć jakby tu wybawić Cieniste Piaski od nękających je problemów.

Jednak Tandi najwyraźniej nie zrozumiała mojej delikatnej aluzji. Pozwoliłem jej więc zostać, kiedy sam zajmowałem się przygotowaniami.

Szerokim i celowym łukiem ominąłem lazaret doktora Razlo. Skierowałem się do budynku strażników osady. Był tam taki facet odziany w niebieskie, skórzane spodnie i taką samą (tyle, że czarną) kurtkę. Miał długie, buntownicze włosy i wyglądał na doświadczonego w stawianiu czoła wszelkim przeciwnościom tego post-apokaliptycznego pustkowia.

Nazywał się Ian. Funkcjonował jako najemnik strzegący karawan na najbardziej uczęszczanych szlakach handlowych. Kiedy jego grupa zmierzała w stronę Cienistych Piasków, został ranny, a miejscowi pomogli mu wylizać się z ran. Początkowo myślał o powrocie, ale im więcej czasu spędzał w tej nie oferującej nic więcej poza żałosnym życiem osadzie, tym bardziej poczęła przypadać mu do gustu. Ostatecznie uznał, że warto byłoby tu zostać. Jego wiedza bojowe doświadczenie i umiejętności służyły mieszkańcom. Porozmawialiśmy trochę o radskorpionach, które wedle moich obaw okazały się gigantycznymi bydlakami, niezwykle trudnymi w eksterminacji. Ian wspomniał również o nękających Cieniste Piaski najeźdźcach (miałem wobec nich bardzo złe przeczucia). Byli Chanowie, Żmije i Szakale. Wszyscy się nienawidzili, więc przez większość czasu zajęci byli wzajemnym wyżynaniem. Niekiedy jednak napadali na Cieniste Piaski. Ian zaoferował, że pomoże mi w walce ze skorpionami. Zażądał jednak stu kapsli, a ja nie chcąc wyjść przed stojącą i wnikliwie łykającą każde wypowiadane przeze mnie słowo Tandi na wała i indolentnego idiotę, przemilczałem, co właściwie miał na myśli. Rozbicie jej wyobrażenia o mnie jako wielkim podróżniku mogłoby być dla niej niezwykle bolesne. Odmówiłem więc prośbie emerytowanego zawadiaki, ale gdzieś w głębi własnej świadomości zakonotowałem by sprawdzić, czym właściwie są te kapsle (pewnie formą waluty, ale jak dokładnie wyglądały i skąd można było je wziąć, tego nie wiedziałem). Zamierzałem również wrócić w przyszłości do Ian’a i być może skorzystać ze złożonej mi przez niego oferty.

Udaliśmy się z Tandi do pilnującego bramy Seth’a. Gdy tylko zobaczył nas razem, nasrożył się posyłając nienawistne spojrzenie najpierw mi, a potem Tandi. Tandi, jak gdyby była to najnormalniejsza i najbardziej oczywista rzecz pod słońcem, rzuciła się temu durniowi na szyję i zaczęła go namiętnie i ostentacyjnie całować. Uchyliła przy tym jedno oko i łypała nim wyzywająco w moim kierunku.

Poczułem się nieco niepewnie. Potem Tandi rzuciła, że musi już iść, po czym raz jeszcze pocałowała Seth’a, klepnęła go w tyłek, co wprawiło tego tęgiego wieśniaka w lekkie osłupienie i zmieszanie. Mi natomiast, cóż, podała formalnie rękę. Nie omieszkała jednak musnąć jej delikatnie smagając swoimi aksamitnymi palcami wierzchniej strony mej dłoni.

Odeszła, a kiedy spojrzałem na Seth’a, nie musiałem już nawet pytać, czy zauważył, co zrobiła przed chwilą jego dziewczyna.

Potem poprosiłem by zabrał mnie do jaskini radskorpionów. Powiedział, że zrobi to, ale nie wejdzie ze mną do środka. Zostawi mnie na zewnątrz wskazując drogę. Sam zaś wróci do Cienistych Piasków.

Jego decyzja nie była dla mnie zaskakująca. Seth od samego początku wydał mi się podszytym tchórzem świszczem.

Nim wyruszyliśmy obmyśliłem na spokojnie plan eksterminacji północnoamerykańskich skorpionów cesarskich. Przypomniałem sobie o setce naboi dum-dum 5,56mm FMJ. Zebrałem od mieszkańców Cienistych Piasków niepotrzebne szmaty i cienkie sznurki. Na moją prośbę i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, Seth wręczył mi trzy flary. Był to ten sam typ flar, które dowódca służb ochrony Krypty przekazał mi tuż przed siódmą dwadzieścia, piątego grudnia dwa tysiące sto sześćdziesiątegopierwszego roku.

Tak przygotowany mogłem stawić czoła wszystkim radskorpionom świata.

 

8

 

Zmierzając w kierunku jaskini wszystkich nękających Cieniste Piaski koszmarów, Blaine Kelly cieszył się, że nisko zawieszone nad jego głową chmury nie okazały się ani burzowe, ani kwasowe. Przysłoniły za to palące słońce, przez co wędrówka w cieniu była znacznie bardziej komfortowa, niż przez kilka ostatnich dni.

Blaine i towarzyszący mu Seth szli w milczeniu. Tęgi, egocentryczny dowódca straży nieustannie baczył na to, by nie wysforować zanadto na przód. Zachowywał więc bardzo nieznaczny dystans, zawsze mając Blaine’a w polu widzenia.

Blaine świetnie zdawał sobie sprawę, że Seth nie darzy go ani sympatią, ani zaufaniem. Gdzieś w głębi siebie liczył zapewne, iż jaskinia radskorpionów (stanowiąca grobowiec tak wielu braminów) stanie się jednocześnie miejscem ostatniego spoczynku Blaine’a Kelly.

Tego błękitnego, wymuskanego sukinsyna mizdrzącego się do jego dziewczyny.

Oczywiście Blaine nie pozostawał mu dłużny. Zdążył już sobie wyrobić niezwykle niepochlebną opinię odnośnie Seth’a (właściwie to wyrobił ją sobie w momencie, gdy ten po raz pierwszy uniósł nieznacznie pordzewiałego, żałośnie wyglądającego Winchestera i zmierzył Blaine’a wyjątkowo niechętnym spojrzeniem, dającym mu jednocześnie do zrozumienia, że tylko czeka na pretekst by podziurawić go ołowianymi kuleczkami).

Blaine wyczuwał w nim strach. Nie było to dziwne. Tak jak nie było dziwne, iż Seth swoją pozycję zawdzięcza skradzionemu sercu jedynej chyba naprawdę znaczącej dziewczyny w Cienistych Piaskach.

Dziewczyny, która nieopatrznie i jakby zupełnie przypadkowo była córką Aradesh’a – króla kloszardów. Najwyraźniej mechanizmy czystego i pochwalanego przez wielu nepotyzmu nie uległy zmianie pod wpływem nuklearnej wojny i panoszącego się powszechnie promieniowania. Nawet miejsca nieskażone wpływami zewnętrznymi, takie jak Krypta 13, miałyby w tym temacie wiele do powiedzenia. Niedaleko trzeba szukać. Jacoren – Overseer – odziedziczył przecież swoją funkcję po zmarłym ojcu. Jeżeli nepotyzm miał się dobrze w ostatnich ostojach prawdziwej cywilizacji i intelektu, to wydawało się zupełnie naturalne, że zamieszkujący skażony świat tęgie kmioty w stylu Seth’a nie zostają dowódcami straży dzięki odwadze, umiejętnościom, charyzmie i zdolnościom przywódczym.

Nie, tęgie kmioty w stylu Seth’a dobierają się do majtek córek lokalnych sołtysów. A kiedy już ciężka praca związana z orką, zaczyna się należne zbieranie plonów.

Bo przecież, nie ukrywajmy, poza wystrzałowym ciałem, dzikim spojrzeniem i z pewnością równie rozbuchanym temperamentem, Tandi również nie była specjalnym materiałem na honorowego członka klubu Mensa.

Lecz Seth czuł się zagrożony. Ta żądna wrażeń nastolatka ewidentnie miała ochotę na Blaine’a. Chociaż, być może były to tylko czcze nadzieje, które większość z nas, facetów, zna z własnych, gorzkich doświadczeń. Mimo to, czcze nadzieje czy nie czcze nadzieje, Seth mógł obawiać się, że Blaine (który przecież przewyższał go absolutnie we wszystkim i na dokładkę był zabójczo przystojny) zechce np. zostać w Cienistych Piaskach. Ktoś, kto potrafi strzelać, ktoś, kto wyciął w pień nękające osadę radskorpiony, ktoś, na kogo chrapkę ma jedyna i ukochana córeczka wodza… jak wiele czasu minie, nim ktoś taki upomni się o jakąś honorową, lekką i prestiżową funkcję?

Ile czasu minie, nim ktoś taki zapragnie zostać dowódcą strażników. Nie, nie dowódcą. Pieprzonym, kurwa, KOMANDOREM.

- Już niedaleko – oznajmił niemy do tej pory, wciąż zachowujący swoją funkcję, dowódca strażników Cienistych Piasków.

Blaine kiwnął głową po czym kontynuował swój wywód zauważając jednak, że ton Seth’a był dziwnie radosny i jak na tę sytuację zastanawiająco nienaturalny.

Wszystko to bardzo ładne, myślał rozpatrując jakby to wyglądało i jak najpewniej wygląda z perspektywy Seth’a, jednak, co ja miałbym w tych Cienistych Piaskach robić? Wypasać braminy? Hodować kapustę? Stać do końca życia na bramie i wraz z przegrzaną od słońca Katriną witać gości?

Jakich gości, na Boga?

Lecz mimo to była jeszcze Tandi. Tandi, która miała równie porąbanego ojca, co cała reszta ludzi w tym zapomnianym przez cały istniejący panteon bóstw ze wszystkich wymyślonych do tej pory przez człowieka religii świecie. Tandi, która na swój prymitywny i zwierzęcy sposób była tak kurewsko pociągająca, że jedyne, o czym mógł w jej towarzystwie myśleć Blaine, to jakby to było, gdyby w końcu zatkać jej ten gdakający dziób czymś, czym później pozatykałby jej miejsca znane na nieszczęście chyba tylko temu braminiemu wypryskowi, Seth’owi.

A gdyby tak Seth zginął. Powszechnie było wiadomo, że jest nieudolny. Ciekawe, co by się wtedy stało. Jak zareagowałaby na to Tandi, Aradesh i mieszkańcy Cienistych Piasków? Seth mógł przecież zostać nieopatrznie ukąszony przez radskorpiona.

Np. ze sto razy i to prosto w twarz, tak, że spuchłby od jadu niczym pękające wymię dwugłowej, mlecznej krowy.

Tyle, że śmierć Seth’a wywołałaby podejrzenia. Chociaż, ciągnął dalej Blaine, świat, gdzie normą są wspomniane przed chwilą dwugłowe krowy zdawał się wiele wybaczać.

A jeszcze więcej puszczał w zupełną niepamięć.

- Jesteśmy na miejscu – oznajmił Seth, który musiał przystanąć, a bujający w obłokach Blaine zupełnie tego faktu nie zarejestrował.

Zatrzymał się, obrócił na pięcie i rozejrzał dookoła.

Jak każdy człowiek żyjący przez całe życie pod ziemią, miał mały problem z określeniem swojego aktualnego położenia w świecie tak rozległym i niepoznanym jak świat zewnętrzny. Zerknął więc na swojego PipBoy’a 2000, który raz jeszcze okazał się wiernie służącym przyjacielem.

Na wschodzie leżało górskie pasmo Coast Ranges.

Na zachodzie znajdowała się Krypta 15.

Na południu, o ile PipBoy się nie mylił, a mylił się niezwykle rzadko (albo nigdy) były Cieniste Piaski.

Na północ natomiast, Blaine dostrzegł majaczące w oddali, niewyraźne kamienne szczyty. Ten obszar pozostawał dla jego komputera zupełnie czarny.

Poza tym byli po środku jałowej, wypalonej i zdającej się lśnić nawet pod warstwą gęstych i nisko wiszących chmur pustyni.

- Tutaj? Tu jest jaskinia radskorpionów?

- Nie-e – Seth pokręcił głową śmiejąc się przy tym sardonicznie. – Tu cię zostawiam.

Blaine Kelly nie zareagował na tę rewelację nawet najdrobniejszym przejawem zdziwienia na twarzy.

Poza krótkim i zwięzłym pytaniem, które zadał:

- Zostawiasz mnie?

- Tak. Pieczara radskorpionów jest tam – Seth machnął niedbale ręką wskazując niewyraźne pasmo górskich wzniesień na północy. – Jest tylko jedno wejście, więc nie będziesz miał problemów i na pewno znajdziesz je sam.

- Jasne, tego się spodziewałem, co potem?

- Potem? – Seth zmarszczył czoło, lecz w lewym kąciku jego ust Blaine wyraźnie dostrzegł subtelne, wyrażające satysfakcję drganie. – Potem wróć do Cienistych Piasków. Oczywiście, jeśli uda ci się przeżyć…

 

9

 

Blaine Kelly stał przez dłuższy czas spoglądając w zionącą z pieczary ciemność. Wejściowy otwór groty zdawał się zapraszać go w głąb. Blaine wiedział, że nie czeka tam na niego nic przyjemnego. Tylko gniazda radskorpionów, zwłoki porwanych krów, ludzi, zapach śmierci i najpewniej walające się wszędzie kupska i fragmenty chitynowych pancerzy.

Był czas (kilka dni temu) kiedy Blaine przeraziłby się na myśl o przedzieraniu przez jaskinię pełną szczurów. Teraz jednak, uczony przez najsurowszego z najsurowszych nauczycieli; świat zewnętrzny, czuł się o wiele bardziej doświadczony i nawet sam przed sobą nie obawiał się przyznać, że może już mierzyć się z nieco większymi przeciwnikami.

Np. nękającymi bezbronne (Seth był w końcu nieudolny i nie trafiłby nawet strumieniem moczu do pełnej szczyn bali) wioski radskorpionami.

Przewiesił plecak luzując jego szelki tak by ten wisiał mu z przodu na wysokości brzucha, napił się łyk wody i sprawdził czy w odmętach pakunku wszystko jest tak, jak być powinno.

Było. Trzy wręczone mu przez „komandora” straży Cienistych Piasków flary spoczywały grzecznie tuż obok dziesięciu obwiązanych sznurkiem woreczków. Woreczki te były wypełnione kordytem, bezdymnym prochem, który Blaine zdołał wyłuskać z setki skradzionych gdzieś w Cienistych Piaskach pocisków 5,56 mm FMJ (naboje pośrednie pomiędzy kulami dum-dum a przeciwpancernymi). Tak zabezpieczony, zerknął jeszcze na spoczywający w kaburze kolt 6520 (załadowany świeżym, mieszczącym dwanaście pocisków magazynkiem) i uznał, że jest gotowy by wkroczyć prosto do leża radskorpionów.

Blaine wciąż jednak nie wiedział jak duże mogą być te zmutowane maszkary. Przezornie obmyślając najlepszą taktykę zdołał jednak zabezpieczyć się na każdą okoliczność. Postanowił wyciągnąć jednego na zewnątrz, załatwić go za pośrednictwem pistoletu, a w resztę (w razie ewentualności, gdyby kolt kiepsko sobie radził) rzucać skonstruowanymi zmyślnie bombami.

W końcu jak duży może być radskorpion?

Lecz kiedy zrobił pierwszy krok, usłyszał przesypujący się za jego plecami piasek. Zupełnie jakby coś kolosalnego chciało wypełznąć na zewnątrz.

Coś bardzo kolosalnego.

Blaine odwrócił się naprędce nadwyrężając sobie przy tym lewą stronę ulokowanego na wysokości karku mięśnia czworobocznego (który nota bene przypominał latawiec i był największym mięśniem w ciele człowieka, przez co wszelkie kontuzje były kurewsko wręcz bolesne). Zirytowany wyciągnął w jednej chwili pistolet.

Potem zaś ujrzał klekoczący szczypcami horror.

Horror, który był tak kurewsko wielki, co ból w mięśniu czworobocznym.

- Co do…?

Chciał rzucić, lecz nie zdążył, ponieważ radskorpion nie dał mu nawet chwili na reakcję. Od razu rzucił się do ataku, kąsając szczypcami i strzelając zakończonym jadowitym kolcem ogonem.

Blaine cudem uskoczył. Cudem również zdążył zrobić tylko jeden krok nim skorpion zaatakował go podstępnie od tyłu. Tym samym wciąż znajdował się poza jaskinią, gdzie boczne ściany umożliwiłyby mu ucieczkę tylko w jednym kierunku.

Głębiej do ukochanego domku tych przerośniętych poczwar.

Blaine wypalił trzykrotnie. Kolt 6520 zrobił tyleż samo delikatnych muśnięć mniej więcej w połowie długości radskorpiona.

Poza tym nic się nie zmieniło. Bestia wciąż nacierała naprzód, próbując obciąć Blaine’owi nogi szczypcami i jednocześnie ukąsić go jadowym kolcem (ociekającym zielono-złocistą toksyną).

Jakby tego było mało próbowała również go staranować.

Blaine odwrócił się, co było w tej sytuacji znacznym ryzykiem, ponieważ te pół sekundy niezbędne na wykonanie półobrotu, mogło kosztować go którąś stopę, albo ukąszenie prosto w pośladek.

Zaczął uciekać.

Radskorpion zaczął go gonić.

Przez pewien czasu Blaine kręcił się zataczając koła. Słońce z wolna wyłaniało się zza rzedniejących już chmur. Nie chciał wystawiać się na jego piekące właściwości. Nie chciał również zostawiać jaskini. Bał się, że gdyby oddalił się od niej zbyt daleko, utraciłby całą motywację do ratowania Cienistych Piasków.

Kurwa, pomyślał. Cieniste Piaski. Jebać Cieniste Piaski. Po cholerę ja się mam tak narażać?

Radskorpion chyba uległ lekkiemu skołowaniu, ponieważ po kilku minutach zabawy w kotka i myszkę, czy tam chodzącego liska, stanął w miejscu i sam zaczął kręcić się w kółko.

Blaine również przystanął wyczuwając nadarzającą się okazję. Uniósł kolt 6520 i pamiętając stare, niezawodne motto snajperów (i wszystkich znerdziałych kamperów z gier online): najpewniejszy strzał, to strzał w głowę. Nic nie przeżyje błyskawicznego implantowania pięciu centymetrów ołowiu prosto w mózg, zawahał się przez moment zastanawiając, gdzie to brązowe, chitynowe kurewstwo może mieć mózg.

I czy w ogóle go ma.

Radskorpion składał się bowiem z mierzących po dwie stopy, klekoczących nieustannie szczypiec. Przypominały ostrza gilotyny, a ich właściciel niewątpliwie większość czasu spędzał na ich ustawicznym ostrzeniu (czego dowodził brak jakikolwiek wyszczerbień) i odbieraniu życia innym żyjątkom (liczne ślady zaschniętej krwi ofiar radskoprionów). Dalej miał coś, co wyglądało jak karbowany tułów, z którego wyrastało osiem zakrzywionych pod kątem ostrym, strzelistych odnóży (po cztery na każdą stronę). Na końcu zaś znajdował się wyglądający na mięsisty i wybitnie wręcz umięśniony ogon z napęczniałym od jadu czubkiem i ostrym, biologicznym kolcem – najpewniej z chityny i innych twardych materiałów, tak jak całość zewnętrznego egzoszkieletu.

 

AS-R

falloutnovel@gmail.com

fallout-novel.blogspot.com

Opowiadanie stanowi utwór inspirowany na motywach gry Fallout.

Część obecnych w tym rozdziale dialogów pochodzi bezpośrednio z gry Fallout. Polskie tłumaczenie zostało dokonane przez firmę CD-Projekt.

Prawa autorskie do cyklu Fallout i Fallout trademark:

Interplay Productions, Irvine, California, USA.

Bethesda Softworks LLC, a ZeniMax Media Company.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania