Poprzednie częściLudzka Inteligencja cz.1

Ludzka Inteligencja cz.8

‘’10 września

Jestem w nowe strefie już ponad miesiąc. Czas mija tu okropnie szybko, między tymi żądnymi wiedzy ludźmi. Porozwieszaliśmy kartki z nazwami przedmiotów, po to, by ułatwić im poznanie otoczenia. Niektórzy z nich jednak ciągle się wściekają, obrzucają nas bluźnierstwami i wmawiają, zarówno nam jak i sobie, że jest im to w ogóle niepotrzebne, że nie są niekompetentni, nie potrzebują tych informacji. Jestem coraz bardziej załamany, chciałem tylko ułatwić im życie – w zamian dostaję nieprzespane noce i natłok ciemnych myśli, bez przerwy krążący po mojej głowie. W niektóre dni ciężko jest mi się na czymkolwiek skupić, nie mówiąc już o robieniu czegoś sensownego. Ostatnimi czasy potrafię siedzieć kilka godzin patrząc w ścianę i zastanawiając się nad sensem tego wszystkiego. Może powinniśmy to rzucić i zostawić ich samych sobie? Zająć się tymi, którzy chcą naszej pomocy, stworzyć odrębne społeczeństwo (jeśli te sto osób zamieszkujących obie strefy można nazwać społeczeństwem)’’.

Sto osób? Czyżby tu, kiedyś, znajdowało się ich aż tak mało?

W sumie, gdyby się głębiej nad tym zastanowić, mieszkania nie były zbyt duże, a bloki rozstawione rzadko, zważając na taką ogromną powierzchnię do zagospodarowania.

Na razie zostawiła tą informację w spokoju i skupiła się na tym, do czego sama wcześniej doszła – wieszali kartki, by ułatwić ludziom poznanie terenu. Uśmiechnęła się, coraz więcej rzeczy zaczynało układać się w logiczną całość.

‘’5 października

Ludzie zaczęli biegać w popłochu. Niektórzy z nich krzyczeli, że nie chcą być zabrani, błagali o litość. Pozostali jednak nie mieli siły ani chęci, by się sprzeciwiać i reagować. Zauważyłem, jak umundurowani żołnierze z karabinami wzięli kilka osób i udali się z nimi do wielkich pojazdów. Ani trochę nie przypominały aut, wyglądały bardziej jak statki kosmiczne, które widziałem kiedyś w pewnej książce science fiction, chyba tak to się pisało. Zatrzasnęły się za nimi drzwi i odlecieli. Podbili się z ziemi na moich oczach i w ciągu kilku sekund zniknęli za horyzontem’’.

Podniosła się z nad książki i spojrzała zdziwiona przed siebie, w ciemność. Miała wrażenie, że obserwuje ją para obcych oczu, zamknęła swoje i mocno zacisnęła powieki. Zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów, po czym je otworzyła. Znów była zupełnie sama. Sięgnęła po kubek, lekko zimnej już, herbaty i upiła kilka łyków. Historia wciągnęła ją tak bardzo, że straciła rachubę czasu. Na dworze, nie było widać na niebie żadnej gwiazdy. Spojrzała na książkę, którą trzymała na kolanach i uświadomiła sobie, że nie ma najmniejszego problemu z odczytywaniem pisma tego człowieka. Dopiero teraz, gdy dokładniej się mu przyjrzała, było dość koślawe. Mimo wszystko, cieszyła się z tego, że dowiedziała się tyle o miejscu, w którym przebywa i ludziach, którzy je zamieszkiwali.

‘’12 listopada

Zostało nas tylko pięciu w nowej strefie. Tylko my - uczeni, chcący pomóc. Wszyscy ludzie, którzy posiadali za mało wiedzy, lub wcale, zostali zabrani TAM. Nikt nam nawet nie powiedział gdzie, po co i na jak długo. Ostatnia grupa zniknęła stąd jakiś tydzień temu. Od tego czasu wieje tu pustkami, ledwo udaje nam się zachować porządek i spokój na tej bezdennej równinie. Zaczynam coraz bardziej czuć się niepotrzebny’’.

Było ich więcej, niż on jeden? Tak, rzeczywiście. Musiała za szybko przelecieć tamten fragment, nie skupiła się na ‘’ Porozwieszaliśmy kartki z nazwami przedmiotów’’. To dokładnie wskazywało na to, że nie był sam. Może znajdowały się tu również ich książki? Jedna z leżących na stole, przed nią, mogła być napisana przez jego…towarzysza? Wspólnika? Nie wiedziała, co o nich myśleć, ani jak nazywać. Wolała określenie Uczeni.

Przewróciła kolejną stronę i spostrzegła, że znajduje się na niej pewien szkic. Przedstawiał mężczyznę ubranego w kitel, na nosie miał okulary w okrągłych oprawkach, włosy lekko rozmierzwione, a wzrok błędny, szukający pomocy. Przyjrzała mu się dokładniej i dostrzegła napis, maleńkie literki były ledwo widoczne ‘’Tak, to ja, kochany czytelniku. Dobrze zgadłeś’’.

Uśmiechnęła się, tak właśnie myślała. Potrafiła sobie teraz lepiej wyobrazić przedstawione sceny i opisane sytuacje.

Na kolejnych stronach znajdowało się jeszcze czterech podobnych mężczyzn, wyglądali na dosyć młodych, nie mogli mieć więcej niż czterdzieści lat. Ich wygląd różnił się tym, że jeden z nich miał krótkie włosy, inny długie. Jeden nie miał okularów, a jeszcze inny stał dumnie, nie garbił się jak pozostali. Odwróciła kolejną kartkę i zauważyła następny szkic – tym razem był to opisany wcześniej pojazd, nazwany przez uczonego statkiem kosmicznym.

Rzeczywiście, nie przypominał żadnego znanego jej pojazdu, tym bardziej samochodu. Był długi i masywny, po bokach miał coś na kształt silników. Widziała takie kiedyś w pewnym filmie.

Odwróciła stronę i natrafiła na kolejny rysunek – tym razem przedstawiał umundurowanego żołnierza. Na oczach miał czarne okulary, a na głowie ciemny hełm, który nie odkrywał nawet kawałka jego twarzy lub głowy. W ręce trzymał karabin, na dłoniach miał czarne rękawiczki. Gwen nie udało się dojrzeć nawet skrawka ciała postaci – wyglądała tak, jakby specjalnie chciała ukryć swoją tożsamość.

Na usta znów cisnęło jej się pytanie - po co?

Postanowiła, że zastanowi się nad tym później i przewróciła kolejną kartkę.

‘’Mam nadzieję, że chociaż trochę przybliżyłem ci wygląd postaci i pojazdu. Nigdy nie miałem talentu artystycznego. Sądzę jednak, iż to wyszło mi całkiem w porządku. Chciałem, byś dowiedział się czegokolwiek o nas i odnalazł miejsce, do którego, zapewne za niedługo, również i nas zabiorą’’.

Pod tym napisem widniały trzy ciemne plamy. Przybliżyła je do światła i zauważyła, że są w kolorze ciemnej czerwieni. Jej oczy rozszerzyły się, serce zaczęło szybciej bić. Co takiego musiało się stać, że pamiętnik jest zaplamiony krwią? Czyja właściwie ona jest?

Spostrzegła, że dalsza połowa książki składa się z pustych kartek. Uczony zapewne miał jej jeszcze mnóstwo do przekazania, lecz nie zdążył. Zamknęła ją z głośnym plaśnięciem i odłożyła koło siebie. Sięgnęła po kubek herbaty i upiła kolejny, zimny łyk. Skrzywiła się. Postanowiła, że zrobi sobie kolejną.

Po kilku minutach siedziała z powrotem na kanapie, pod kocem i wyciągała rękę po drugą książkę, gdy nagle zorientowała się, jak okropnie burczy jej w brzuchu, a powieki zamykają się ociężale.

Stwierdziła, że i tak chyba za długo siedziała, a odpoczynek bardzo jej się przyda. Poczytać może jutro, przy lepszym świetle i otoczeniu, bez wrażenia wpatrujących się w nią oczu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania