Nadprzyrodzona - Rozdział 3
Z zadowoleniem wymalowanym na twarzy opuściłam męską łazienkę. "Chyba nie myślał, że dam się złapać na jego tanie chwyty. O nie, nie jestem taka jak inne. Nie będę z krzykiem i z drżącymi nogami biegać za nim do toalety tylko dlatego, żeby zobaczyć go w samym ręczniku".
Byłam już przed wejściem do sali, w której wszyscy oczekiwali przyjścia mnie i Maxa, kiedy nagle z oddali usłyszałam męski głos.
- Greta, czekaj!
Nie odwracałam się, bo wiedziałam, że to on — jasnowłosy chłopak, który sądził, że może robić, co mu się żywnie podoba. W pośpiechu wstukałam kod do drzwi i przekroczyłam próg dzielący salę i korytarz.
- Nareszcie jesteście — odrzekł, Joe patrząc na mnie i Maxa, który przed chwilą wszedł do sali.
- Taa, ja też się cieszę — burknął twardo i obojętnie chłopak.
- Nie ważne, pakujcie się i wyruszamy poza mury — oznajmił dowódca.
Szybko włożyłam do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, ale najważniejszy był łuk i strzały, bo to dzięki nim udało mi się zdobyć szansę na wyjście z tego ponurego "więzienia". Wzięłam je i kilka innych narzędzi ze stojaka z bronią, a zaraz potem skierowałam się w stronę wyjścia z budynku. Po kilkunastu minutach stałam już na betonowym podjeździe, wpatrując się w wysokie mury oddzielające nas od prawdziwego, pełnego tajemnic i okrucieństwa świata. Dookoła mnie nie było niczego, prócz dwóch parkingów i ogromnej wieży, w której siedział uzbrojony strażnik. Rozejrzałam się po tym szarym i przytłaczającym miejscu, ale dopiero po chwili zauważyłam Joe rozmawiającego z jakimś facetem. Był to dowódca sektoru dwunastego. Poprawiłam kołczan ze strzałami i ruszyłam w stronę mojej grupy, stojącej na jednym z dwóch parkingów.
- Greta, podejdź tu — nagle usłyszałam stanowczy głos Joe.
- Coś się stało? - zapytałam, podchodząc w jego stronę.
- Tak jakby - warknął, patrząc raz na mnie, raz na mężczyznę stojącego tuż obok niego.
- Jestem Gerald, dowódca sektoru dwunastego. Rozmawiałem z Joe w sprawie zapożyczenia jednego z członków waszej grupy. Potrzebujemy łucznika, ponieważ jeden z naszych został ranny podczas ćwiczeń w terenie, a że właśnie ty przechodziłaś obok, to przeniesiesz się do nas — wtrącił się.
- Dlaczego ja?
- Ponieważ jesteś łucznikiem — oznajmił Joe.
- Ale.. - burknęłam.
- To rozkaz — odparł twardo Gerald, patrząc w moją stronę.
"A już myślałam, że ten dzień nie będzie taki zły. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiała mieć kontaktu z tym egoistą Maxem." Pełna złości zawróciłam w tył, w stronę sektoru dwunastego. Szłam wolnym krokiem, aż po chwili zauważyłam cztery samochody terenowe nadjeżdżające w stronę parkingów, na których stały podzielone grupy. Przez kilka następnych godzin nie wydarzyło się nic, co mogłoby być warte uwagi. Grupy liczące po kilkanaście osób zostały załadowane do pojazdów, które potem przekroczyły mury budynku. Przez cały czas jazdy rozmyślałam nad sposobami pozbycia się Maxa, który jechał tym samym samochodem, co ja. Próbowałam unikać jego, wgapiającego się we mnie wzroku, co było niemożliwe.
Nagle poczułam wstrząsy, jakby coś waliło w nasz pojazd. Z początku myślałam, że to wina dziurawych i pełnych kamieni dróg, ale siła, która w nas uderzała, stawała się coraz większa. Postanowiłam wyjrzeć przez okno, ale to, co tam zobaczyłam, było okropne. Nie był to człowiek ani zwierzę, to było coś, co trzeba było zabić.
Komentarze (15)
Powinno być: coraz większa. Bez przecinka po "się"
Rozdział krótki ale fajnie napisany. Ciekawe co w nich uderzyło.
Zostawiam 5 i proszę o dłuższe teksty:D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania