Poprzednie częściNie szukaj mnie... - część 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nie szukaj mnie... - część 11

1.

Wyszła z gabinetu i rozpłakała się. Była to stara, schorowana kobieta i było mi jej żal. Miała mocny makijaż i łzy mieszały się z pudrem, tworząc grudki na jej szorstkich policzkach. Powłóczyła nogami jakby szła na krzesło elektryczne.

Myślałem o tym, że ludzie przychodzą do lekarza, by żyć jak najdłużej w zdrowiu, a wychodzą z wyrokiem; i bawił mnie ten absurd, bo przecież według statystyk, najwięcej ludzi umiera w szpitalach.

Pielęgniarka zawołała mnie i wszedłem do środka. Doktor siedział na skrzypiącym obrotowym krześle z nosem w stosie papierów. Nie podnosząc głowy, wskazał mi krzesło. Usiadłem.

– Dostałem wyniki EEG oraz tomografii komputerowej – powiedział.

– Tak?

– Wyniki obu są pozytywne.

– Bardzo się cieszę.

Uniósł głowę i spojrzał na mnie, a wzrok jego był pusty. Milczał. Podszedł do okna i uchylił je. Wziął kilka głębszych wdechów. Oddychał niczym stary gruźlik.

– Pan chyba mnie nie zrozumiał – powiedział doktor. – Wyniki EEG i tomografii komputerowej są pozytywne. Moje przypuszczenia się potwierdziły. Niestety.

– Coś jest ze mną nie tak? – zapytałem.

– Dalej pan miewa te zaburzenia czucia?

– Czasami, ale to nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu.

– Na razie tak. A bezsenność i niepokój?

– Do czego pan zmierza?

– Do tego, że jest pan chory – powiedział, a w jego głosie wyczułem ból.

– Chyba nie ma ludzi zdrowych, prawda? – Uśmiechnąłem się sztucznie. – Są tylko niezdiagnozowani.

– No właśnie. – Przełknął głośno ślinę i poluzował krawat. – My właśnie pana zdiagnozowaliśmy. EEG nie wykazało obecności fal trójfazowych.

Mimo otwartego okna, czułem, że koszula nasiąka potem i przyklejam się do krzesła.

– Jakich fal?

– Słyszał pan o chorobie Creutzfeldta–Jakoba? – zapytał mężczyzna.

– Nie – wydusiłem. – Czy ja?

– Wyniki to potwierdziły. Niestety.

– Zróbmy je jeszcze raz.

– Nie ma mowy o pomyłce.

– Ale jak to?

– To bardzo rzadko spotykana choroba – kontynuował lekarz, a jego słowa wbijały się we mnie. – Choroba Creutzfeldta–Jakoba, inaczej gąbczaste zwyrodnienie mózgu. Dotyka średnio jedną osobę na milion. – Zawiesił głos. – Przykro mi.

– Przecież czuję się całkiem dobrze – powiedziałem.

– Jeszcze przez jakiś czas może i tak. Trudno mi powiedzieć jak długo. Między Bogiem, a prawdą to został panu mniej więcej… – urwał. Jego twarz świeciła się od potu.

Cisza, jaka wypełniła gabinet była nie do zniesienia.

– Został panu rok życia – powiedział doktor i otworzył okno na oścież. Zimne powietrze wlało się do gabinetu i ścięło mi krew.

Nie wierzyłem.

Nie chciałem wierzyć.

Nie potrafiłem.

– Czuję się dobrze – wydusiłem.

– Te zaburzenia czucia będą się nasilać. Tak samo jak otępienie i zanik pamięci. Niebawem nie będzie pan mógł rozpoznawać nawet najbliższych.

Łzy napłynęły mi do oczu. Próbowałem je powstrzymać.

– Ale istnieje jakieś lekarstwo, prawda?

Mężczyzna schował twarz w dłoniach.

– Istnieje, prawda? – zapytałem ponownie.

Spojrzał na mnie tak jak patrzy się na martwe przedmioty i powiedział ciężkim głosem:

– Nie ma na to lekarstwa. Choroba Creutzfeldta–Jakoba postępuje bardzo gwałtownie i nie jest odwracalna.

– Jak to? – wykrztusiłem. – Musi być jakieś lekarstwo.

– Przykro mi, ale nie ma leku powstrzymującego infekcję prionową.

– Kurwa! Można rozdzielić bliźniaki złączone głowami, a nie można zatrzymać tego chujstwa w mej głowie?

Mężczyzna podszedł do okna.

– Rozumiem pana… – zaczął.

– Nic pan, kurwa, nie rozumie! – krzyknąłem i kopnąłem krzesło. – Zdycham, a pan mi mówi, że mnie rozumie!

Wyszedłem. Lekarz coś jeszcze mówił, ale jego słowa odbijały się ode mnie. Korytarz był długi i ciemny; tylko drzwi wyjściowe skąpane były w fali światła. Biegłem do nich jak ćma. Musiałem się wydostać stąd jak najszybciej.

Wpadłem na pielęgniarkę prowadzącą jakiegoś spróchniałego starucha w niebieskiej piżamie. Uderzył o posadzkę, aż zadzwoniło i myślałem, że jego obciągnięty skórą szkielet rozsypie się na milion kawałeczków.

– Co pan? – krzyknęła siostra i spojrzała na mnie z wyrzutem. – Ślepy?

Spojrzałem na nią, ale nic nie powiedziałem. Patrzyłem tylko jak podnosi mężczyznę, który wije się z bólu i nie ruszało mnie to kompletnie. Mogłem nadepnąć mu na twarz albo klatkę i skrócić jego męki, ale wolałem, żeby cierpiał jak najdłużej. Opuściłem szpital bez słowa.

Nawet śmietnik mnie wkurwiał. Zacząłem go kopać z całych sił. Miałem nieodpartą chęć niszczenia. Pragnąłem zabrać zabawki wszystkim dzieciom świata, połamać laski staruszkom, pozabijać psy prowadzące niewidomych, podpalić obrazy w galeriach sztuki, zdewastować każdy tramwaj, naszczać na każdy nagrobek w mieście.

Usiadłem na ławce i czułem, że to się zbliża; czułem jak każda moja komórka ściska się i eksploduje czarnymi łzami. Nie mogłem się powstrzymać. Nawet przechodnie zatrzymywali się, aby zrozumieć moją histerię, ale nie odzywałem się do nikogo. Dawali mi chusteczki i odpalali papierosy, bo nie byłem w stanie opanować rąk, a ja wyłem i myślałem, że nigdy nie przestanę i nawet w ziemi moje oczy będą płakać. Wciąż widziałem Adę na moim pogrzebie i gryzłem sobie palce, by odgonić ten obraz, ale nie przynosiło to żadnego skutku. Nie wiem co było większe i bardziej przerażające – choroba w mym ciele czy chaos w mej głowie.

Podniosłem wzrok, świat był pusty i ciemny. Świeciły się tylko dwa punkciki – ślepia dużego, czarnego psa naprzeciwko. Siedział wpatrzony we mnie jak w miskę z żarciem. Podniosłem kamień i rzuciłem w niego, ale spudłowałem. Nawet nie drgnął. Dalej gapił się we mnie tępo.

– Idź stąd! – krzyknąłem. – Wypad!

Stał bez ruchu. Chciałem, żeby się poruszył, żeby rzucił się na mnie i zmasakrował. Marzyłem w tej chwili, żeby czuć tylko jak jego zęby szarpią moje mięso i jak pazury wbijają mi się w oczy, ale ta kreatura tylko siedziała.

Zapaliłem papierosa i ruszyłem przed siebie. Pies szedł za mną; kiedy ja skręcałem, on też – ja w prawo, on w prawo, ja w lewo, on w lewo, ja stawałem i on też. Za każdym razem patrzył na mnie tymi błyszczącymi ślepiami i czułem się z tym źle.

Przystanek tonął w szarościach i dymie papierosowym. Miałem w dupie, że nie można palić na przystankach. Nie obchodziło mnie nic oprócz Ady. Kompletnie, kurwa, nic. Boże, czemu skazałeś Ją na mnie? Czemu zrobiłeś Jej takie świństwo? Czemu? Co ci to daje? Czemu pozwoliłeś Jej mnie spotkać? Czemu dałeś Jej coś, czego pragnęła, a teraz zabierasz w taki bestialski sposób?

Wsiadłem w pierwszy lepszy tramwaj, a pies wskoczył za mną i ułożył się obok mnie. Mimo uchylonych wszystkich okien wnętrze parowało przetrawioną wódą. Usiadłem z dala od innych. Chociaż to ja byłem „inny”. Wbiłem wzrok w szybę; była umazana wyziewami. Miasto wyglądało jak zdezelowana scenografia filmu klasy B, a ja myślałem, że w jednej sekundzie wszystko umierało. Umierał ten czarny pies obok mojej nogi i wszyscy pasażerowie. Umierało to miasto i umierały wszystkie miasta świata. Umierałem ja i umierała Ona. Umierały wspólne wycieczki, które odbyliśmy i umierały wszystkie, na które nie pojedziemy. Umierały poranki i umierały wieczory. Umierał, zespół grający na naszym weselu i umierał ksiądz udzielający nam ślubu. Umierał Jej śmiech i umierało nasze nienarodzone dziecko. Umierało wszystko, a przecież umierałem tylko ja.

 

0.

Spojrzałem na zegarek. Miałem jeszcze trochę czasu do wizyty. Wszedłem do najbliższego sklepu jubilerskiego. Stanąłem przed gablotką, a ekspedientka zagaiła:

– Mogę coś doradzić?

– Poszukuję pierścionka zaręczynowego – powiedziałem.

– Widzę, że pan taki radosny. Musi to być ktoś wyjątkowy, prawda?

– Zgadza się. Tak trafić to szansa jak jeden do miliona.

 

I know someday you'll have a beautiful life, I know you'll be a star in somebody else's sky, but why can't it be mine

Pearl Jam Black

 

NIE SZUKAJ MNIE, GDY BĘDĘ UMIERAŁ

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • TeodorMaj 29.11.2016
    Taka drobna rada, nie szalej tak ze wstawianiem kolejnych części, bo stracisz czytelników. Lepiej maks 2 w ciągu dnia. Pozdrawiam :)
  • Quincunx 29.11.2016
    Baje.
    Wciąż osiem, i nie cofam.
    NIE UMIERAJ.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania