Nieznajomy głos. Część VIII
- Ciesz się chwilą, bo nie długo nie będziesz mogła. - Powiedział cicho głos, po czym dodał.
- Albo nie będziesz, miała się czym cieszyć. -
Po usłyszeniu tych słów, byłaś przerażona. Pomyślałaś " Moja droga siostro, mogę, tak do ciebie mówić? ".
- Siostro? Nikt nigdy mnie tak czule nie nazwał. - Powiedział, trochę smutny głos.
" Bo nie mógł, rodzice by cię kochali, ja z bratem też. Wiem, że to przeze mnie wszystko, bardzo tego żałuję. Wiem jak cierpisz." pomysłaś, bo gdybyś mówiła to na głos, uważali by cię za wariatkę. W tym momencie, zawozili cię na salę operacyjną. Słyszałaś tylko, krzyki ukochanego, który był bardzo zdenerwowany.
- Będzie dobrze kochanie. -
Nie skupiałaś się na jego słowach, na niczym oprócz rozmowy z nią.
- Wiesz jak cierpię? - Spytał zdziwiony, i coraz bardziej przygnębiony głos.
" Wiem, ja cały czas cierpię, pomimo tego, że mam cudownego narzeczonego. I może będę miała dziecko, jeżeli ty mi go nie zabierzesz. Zabrałaś mi babcię, w której miałam oparcie, zrozumienie. Która pomimo bólu, wieku zawsze była uśmiechnięta, która była godna naśladowania. Nie mam rodziców, ty mi ich zabrałaś? " myślisz.
Lekarze podają, ci lek po którym zasypiasz. Lecz i tak masz kontakt ze światem. Widzisz, tak jakby z nieba, z góry, swojego męża który modli się, abyś wróciła, zdrowa z dzieckiem. Widzisz jak lekarze, ratują ci życie, tobie i dziecku.
- Przeżyje? - Zadajesz sobie pytanie.
Ku twojemu zaskoczeniu, zauważasz twarz dziewczyny.
- Przeżyjesz. - Opowiada, nieznajoma twarz.
- To ty? Moja siostra? - Pytasz, powoli podchodząc do owej osoby.
- To ja. Bóg obdarzył mnie, mądrością, urodą. Tylko po co? - Odpowiada.
- Tak to racja, jesteś piękna. Czy ja jestem... - Pytasz, lecz nie kończysz zdania.
- Tak, jesteś wyjątkowa. Prosiłam Boga, abyś była szczęśliwa. - Odpowiada.
- Szczęśliwa? Odebrałaś mi rodziców, brata, babcie. -
- Przez to zrozumiałaś, kim jest dla ciebie Michał. -
- Tak, to racja. Ale dlaczego ty mnie nękasz? - Pytasz
- Czułam do ciebie nienawiść, gorycz. Ale po twoich słowach, wiem, że to nie twoja wina, że gdybym żyła, kochałabyś mnie. -
Po jej słowach widzisz jak lekarze, nadal walczą o twoje życie.
- Możesz przedłużyć tą operację? Chcę z tobą, jeszcze porozmawiać. - Mówisz.
- Mogę. -
- Kochałabym cię, każdy by cię kochał. -
Podchodzisz do niej, chwytasz ją za dłoń, przerywa ci słowami.
- Jestem duchem, nie możesz mnie dotknąć. -
- No tak, czy jest jakiś sposób, abyś żyła? - Powiedziałaś, po czym dodałaś.
-Boże, ja już trzeźwo nie myślę, to jakiś sen. -
- Jest jeden sposób, ale czy naprawdę tego chcesz? -
Po chwili namysłu, odpowiadasz.
- Chcę. -
- Nie czujesz żalu do mnie? -
- Ja? Nie, to tylko moja wina. -
- Nie mów tak, oddasz za mnie życie? - Powiedziała.
Stałaś bez ruchu, kilka sekund. Patrząc na swojego ukochanego, na lekarzy którzy właśnie, trzymają twoje maleństwo. Łzy spływają ci po policzkach.
- Masz rodzinę, narzeczonego, już dziecko. Chcesz to zostawić, po to abym ja żyła? - Dziewczyna, wtrąca cię z myślenia.
- Jestem ci to winna. - odpowiadasz.
Nagle pojawia się twoja, i jej mama.
- Mamo. - Mówisz nie pewnym głosem.
- Moje dwie córeczki. Weroniko, bardzo mnie zaskoczyłaś tym, że chcesz oddać życie, dla swojej siostry. Kochanie a ty miałaś mieć na imię Rozalia. - Powiedziała Mama Anastazja.
- Rozalia? - powtórzyła twoja siostra.
- To śliczne imię, tacie kojarzyło się z pięknym kwiatem. To był taty pomysł? - Spytałaś.
- Tak kochanie. - Odpowiedziała mama, po czym dodała i znikła.
- Kocham was -
- Oddam za ciebie życie, pa moi drodzy. - Pożegnałaś się, choć wiedziałaś, że nikt cię nie słyszy.
Nagle ujrzałaś, jasny błysk, który cię na chwilę oślepił. Po chwili, wyłoniła się z niego, postać. Był to mężczyzna, z długą, siwą brodą. Miał na sobie, biało-złote szaty, i trzymał w ręku biblię. Nie wierzyłaś w to co się dzieje. Pokłoniłaś się przed tym mężczyzną, lecz usłyszałaś, czuły głos.
- Nie trzeba, wstań. -
- Boże, ta oto dziewczyna, moja siostra. Chce oddać za mnie życie, wiem, że to możliwe ponieważ nie trafiłam jeszcze bez pośrednio do nieba. - Powiedziała cichym głosem dziewczyna.
- Tak wiem, to bardzo miłe się tak poświęcać, ale czy warto? - Powiedział, jak już zrozumiałaś Bóg.
- Tak Boże, warto. Ja dostałam szansę, życia na świecie, ona nie. To moja siostra, skrzywdziłam ją. - Odpowiedziałaś.
- Tak więc, za twoje dobre chęci, walkę do końca. Będziecie żyć obie. - Powiedział Bóg, czułym głosem.
Byłyśmy oby dwie, zszokowane, to było widać po naszych minach.
- Dziękujemy ci Boże. - Powiedziałyśmy w tym samym czasie. Wracając do życia, poczułaś coś.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania