Poprzednie częściOstatni papieros cz.1

Ostatni papieros cz. 9 (ostatnia)

# Od autorki: Dziękuję wszystkim śledzącym tę mini serię. Pierwszy raz zmierzyłam się z taką tematyką "gdzieś z przyszłości" i pierwszy raz z odrobinę inną narracją. Zdaje sobie sprawę z wielu niedociągnięć. Otwarta na uwagi, pozdrawiam serdecznie!#

 

– Witaj ponownie, mamusiu.

– Och wróciłeś? Tak się cieszę! – Rzuca się synowi na szyję, ale ten ją odpycha. Robi to delikatnie, jakby strzepywał popiół z białego obrusa, tak żeby się nie rozmazał.

– Przestań. Teraz kiedy już jest jasne, że daleko ci do zwykłego hologramu, nie musisz udawać. – Powaga spływa na twarz matki, ścierając z niej fałszywy uśmiech. – Odpowiedz mi na jedno pytanie. Dlaczego ty nigdy mnie nie przytulałaś? Kiedy rozbiłem kolano, kiedy koledzy ze mnie szydzili, kiedy zwyczajnie cię potrzebowałem…

– Ja? To ja miałam ciebie przytulać? Chyba coś ci się pomieszało synku. – Potrząsa z niedowierzaniem głową, jakby chciała te pytania od siebie odgonić. Podchodzi do okna i staje tyłem do Witolda. – Pomieszało ci się.

– Pomieszało? To od czego jest matka, jeśli nie od dawania miłości?

– Nowoczesne bzdury, I love you tu, I love you tam. Filmów się naoglądałeś. Matka ma wychować, świata nauczyć, dać jeść, dać schronienie i ciepłe ubranie, a dziecko powinno być wdzięczne i powinno tę wdzięczność okazywać. A ty? Wiecznie skrzywdzony durniu? Czy kiedykolwiek okazałeś mi wdzięczność? – mówi spokojnym głosem, pełnym napięcia, jakby każdym kolejnym słowem tamowała wzbierający gniew.

Witold wciąż stoi na progu. Słucha, a jego myśli są przejrzyste, czytelne. Rozumie, że został wplątany w świat, w którym nie chce uczestniczyć, ale z którego nie potrafi wyjść bez pozostawienia otwartych drzwi. Wolnym krokiem rusza w kierunku, stojącej wciąż tyłem matki i choć jest to tylko kilka metrów, ma wrażenie, że depcze po całym swoim dzieciństwie, po wszystkich młodzieńczych latach, po przyszłości. Jest jednak mocny w swoim postanowieniu. Chce zakończyć to, co już dawno powinno być skończone. Kolejny krok. Ze stołu zabiera nóż, którym wcześniej ona kroiła ciasto. Wciąż są na nim okruszki. Podchodzi do matki i obejmuje ją od tyłu jedną ręką. Przytula.

– Mamo, przepraszam. Masz rację. Byłem niewdzięczny, nieczuły. A ty wszystko przecież robiłaś dla mnie. Nie rozumiałem, ale teraz już wiem i wiedz, że kocham cię. Proszę też, abyś mi wybaczyła, bo nadszedł czas pożegnania.

– Och, synku… – Z tymi słowami na ustach kobieta a wydaje ostatnie tchnienie. Rodzony syn podrzyna jej gardło.

Na krótką chwilę zapada ciemność, po czym Witold budzi się na fotelu w szarym pokoju z bólem głowy. Nad drzwiami miga czerwona lampka, a drzwi same się otwierają.

Morderca. Tak o sobie myśli. Lekko oszołomiony wstaje powoli i wychodzi na korytarz. Agencja wydaje się pusta. Kieruje się więc do wyjścia, gdy ktoś za jego plecami zaczyna klaskać.

– Brawo Wituś, jestem pod wrażeniem. Trzeba mieć jaja, żeby zabić własną matkę. A tak się starałem. Usunąłem frezje, bo ci się z wymiotami kojarzyły, jabłecznik… No dobra z tym jabłecznikiem, to małe niedopatrzenie. Nawet ci przyjaciela z dzieciństwa na recepcji usadziłem, to go nie poznałeś.

Witold stoi wciąż tyłem do tajemniczego mężczyzny, choć głos wydaje mu się znajomy, boi się odwrócić. Ma wrażenie, że wariuje. Czy to jakiś żart? Jakaś chora zabawa? Ktoś najwyraźniej zrobił sobie z jego życia kpinę. Musi zobaczyć, tę twarz. Musi się odwrócić.

– Bruno? Co ty tu robisz? O co tu chodzi? Przecież ty jesteś…

– Taksówkarzem – dokańcza Bruno. – Tak, byłem twoim taksówkarzem.

– Byłeś przeciwny…

– Nie. Nie byłem nigdy przeciwny. Ja tylko wzbudzałem w tobie bunt. Przecież ty zawsze chcesz wszystko zrobić po swojemu. Prawda?

Witold chciałby się na niego rzucić, udusić gołymi rękami. Albo nie, związać i zadać mu setkę pytań, których teraz nie potrafi sobie ułożyć w głowie. Ale najbardziej chce uciec od tego szaleństwa, chce być blisko żony, chce obudzić się z tego koszmaru. Mimo wielu niewiadomych bez słowa, z opuszczonymi rękami, kieruje się do wyjścia.

– Idź Wituś, idź. Naciesz się chwilą słońca. Będzie świecić, póki moi ludzie nie uporają się z bałaganem, jaki narobiłeś.

 

Na zewnątrz jest zielono, na niebie nie ma ani jednej chmurki, a ptaki wyśpiewują sobie płuca. Witold idzie do domu. Piękna pogoda go uspokaja, sprawia, że to wszystko, co się wydarzyło kilka chwil temu, staje się jedynie złym snem. Czymś, co mogłoby spotkać jakiegoś wariata, ale nie jego. Nie Witolda.

Maja. Tak, to o niej teraz myśli. Jest piękna i dobra. Zasługuje na nią. Tak, zdecydowanie Witold na nią zasługuje. Bo czemuż by nie? Czy jest w czymś gorszy od innych? Nie on jeden miał trudne dzieciństwo. Nie on jeden przeżywał konflikt z matką, został porzucony przez ojca. Takich jest wielu i dobrze żyją.

Niesiony pozytywnymi myślami dociera do domu. Zdejmuje buty i płaszcz. Siada w swoim ulubionym fotelu i patrzy przez okno. Znów pada, jakby świat zapomniał o słońcu, które przed chwilą jeszcze dawało mu życie. Wzdycha głęboko i sięga do bocznej kieszeni fotela, by wyciągnąć ostatni papieros i zapałki. Trzymał je specjalnie na ten moment. Zapala.

Dym leniwie wtacza się do płuc, po czym ucieka przez nos i tworzy ulotne kształty w powietrzu. To jest ten moment relaksu. Moment, kiedy zamyka się pewien rozdział w życiu człowieka. Witold właśnie pożegnał matkę, dając jej wolność w zamian. Bo śmierć, powinna być ostateczna. Nie wolno jej przeciągać. Tak samo jak nie można piec kurczaka zbyt długo, bo w końcu wyschnie albo się spali. Wszystko powinno mieć swój początek i koniec. Ta myśl wycisnęła z Witolda kilka łez, dając zrozumienie dla świata, w jakim się znajduje.

 

Wchodzi Maja. Szeleści reklamówkami. Idzie do kuchni. Otwiera i zamyka lodówkę.

– O, już jesteś. Kupiłam jedzenie w twojej ulubionej knajpie, ale najpierw powiedz, jak było? Chyba dobrze, bo czuję, że paliłeś. – Rozsiada się na kolanach męża i wtula w jego klatkę piersiową. Zawsze tak robi, ale dziś mąż odwzajemnia uścisk. Przytula żonę i czuje, jak pulsuje w nim radość, tak obca dotąd.

– Wituś, muszę ci coś wyznać – mówi wciąż wtulona, ale Witold przecież wie, co chce powiedzieć i nie ma ochoty tego słuchać. Przytula żonę jeszcze mocniej, delikatnie gładząc po ramieniu.

– Wiem. Nie mów.

– Muszę. Posłuchaj. Chciałam się dziś z tobą pożegnać, przyznaję, ale teraz mam wątpliwości… – Z każdym kolejnym słowem wtula się mocniej i mocniej – Jak to cudownie być w twoich ramionach. Długo czekałam… Było warto.

– To zostań. Nie lubię pożegnań. – Kątem oka spostrzega swoje dłonie. Przez chwilę wydaje mu się, że ma krew na palcach. A może tylko skubał skórki?

– Masz rację. Mówmy zawsze „do zobaczenia”.

 

Dzieci bez rączek umierają samotnie. Nie doganiają celu, nie potrafią po niego sięgnąć. Umierają, patrząc, jak radość siada na ich kolanach i łasi się niby kot.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • Dekaos Dondi 12.02.2019
    No tak Justyska. Po takiej dawce takich tekstów, były tylko dwa możliwe zakończenia: jednoznaczne i mniej jednoznaczne.
    Wybrałaś - zdaniem mym - to drugie, lepsze, dające pole do wyobraźni.
    ''daleko ci do zwykłego hologramu → choćby to, ciekawe stwierdzenie, które można różnie interpretować.
    Z tym gardłem, też!! Czasami przecięcie, jest ''związaniem'' tego co trzeba
    No i ostatnie zdanie. Coś czułem, że nawiążesz do początku.
    Przeczytam jeszcze raz całość. Warto.
  • Justyska 12.02.2019
    Witaj Dekaosie. Kurcze no milo mi niezmiernie... sama widze w tym tekscie mnostwo wad, w to chyba zawsze tak jest.
    Dziekuje za wierne śledzenie losow Witolda.
    Pozdrawiam!
  • Adelajda 12.02.2019
    Pięknie poprowadzona historia. Pierwsza w tym stylu, ale ja mam nadzieję, że nie ostatnia jak ten papieros. Może nie konkretnie taka sama, niech ta następna opowiada o czymś innym :)
    Bardzo polubiłam Witolda przez te 9 części. A całość jest poprowadzona spokojnie, z dużym dystansem, można się wszystkiemu przyjrzeć. Wszystko napisane przyjemnym stylem, ale są również zwroty akcji, które bardzo ciekawią.
    Podoba mi się bardzo końcówka (zaczerpnięcie jej z początku).
    Fajnie było :)
    Pozdrawiam.
  • Justyska 12.02.2019
    Witaj Adelajdo. "Bardzo polubiłam Witolda" to jest piękny komplement. Fajnie ze wzudza kakies uczucia.
    Dzieki za zostawianie sladow pod kolejnymi częściami. Dodawalas skrzydel.
    Pozdrawiam:)
  • Canulas 12.02.2019
    "Wzdycha głęboko i sięga do bocznej kieszeni fotela, by wyciągnąć ostatni papieros i zapałki." - A może: ostatniego papierosa?

    "– Muszę. Posłuchaj. Chciałam się dziś z tobą pożegnać, przyznaję, ale teraz mam wątpliwości… – Z każdym kolejnym słowem wtula się mocniej i mocniej – Jak to cudownie być w twoich ramionach." - kropa po "mocniej", ale ze to podwójny wtręt to tylko tak myślę.

    Świetne. Cudna końcówka. Nie wiem czy zrozumiałem wszystko, ale w obliczu szkicu to drugorzędne. Dużo dwoistości. Fałszu i ciepła. Piękny szkic.
    Czu" jakieś biograficzne krople. Kompozycja jawi się odautorską bliskością.
    Pozdrówka.
  • Justyska 12.02.2019
    Witaj Can. Ale odmiana zablyslam :) byczki poprawie przy komputerze. Wyrazy wdziecznosci za czujne oko:)
    W tym opowiadaniu nie ma autobiografii. Wystrzelalam sie przy drabblach ;) ale wiadomo piszemy o tym, co gdzies tam czujemy i rozumiemy, o bliskich nam sprawach.
    Dzieki za liczne odwiedzi i pozdrawiam:)
  • kalaallisut 12.02.2019
    Przeczytałam za jakiś czas pewnie zajrzę do 1 :).
    Zakończenie też jestem na tak! Jest tu trochę takie zamieszanie ile hologramów a ile prawdy tak na prawdę :)
  • Justyska 13.02.2019
    Witaj kalaallisut:) Zapraszam serdecznie!
  • Pasja 13.02.2019
    Witam
    W strachu rodzą się dzieci bez rączek.
    Dzieci bez rączek umierają samotnie... klamra spinająca początek i koniec opowieści z pogranicza zła i dobra.

    Nienawidzę, jak ktoś mówi o wdzięczności za wychowanie dziecka. Odezwało się w mojej głowie pytanie... Czy istnieje fałszywa prawda? Nie znam odpowiedzi, ale tutaj widzę jej oblicze.
    Trochę Witold był manewrowany przez otoczenie i stąpał w swoim wyimaginowanym świecie jak po kruchym lodzie. Nie znał pewnych pozytywnych emocji i nie potrafił egzystować normalnie. Zabił i będzie dalej pewnie to robić. Jego świat jest wieczną ucieczką od przeszłości.
    Ciężki tekst, ale poruszający zmysły. Bohater to postać kontrowersyjna pewnie, ale w jakimś stopniu można go usprawiedliwić.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Justyska 13.02.2019
    Witaj i tu. Milo mi, ze dotarlas do konca. Mysle ze Witold postapil tak jak powinien. Sa sprawy, ktore powinny sie zakonczyc...
    Dzieki piekne za komentarze i przesledzenie calej historii.
    Pozdrawiam cieplo :)
  • Ja tu widzę kilka możliwych zakończeń, w sensie interpretacji tego opowiadanie jako całości, a dla mnie najlepszym i ja takie obstawiam, że to Witold jest hologramem i to tak naprawdę jego żona nie mogła się z nim rozstać, a przez najnowszą technologię odkrywała coraz to inne fakty z przeszłości męża, z którym tak ciężko było jej się rozstać.
    To oczywiście tylko jedna z interpretacji i pewnie niezgodna z Twoimi intencjami ale autor pisze a czytacz sobie interpretuje, no to ja sobie tak pozwoliłem puścić tok moich myśli:)
    Dobra robota Justyśo ten opek!
  • Justyska 16.02.2019
    Maurycy trafiles ze swoja interpretacja, chcialam tu pokazac takie zapetlenie, ze niczego w zyciu nie jestesmy pewni, ze nie mozemy byc, i ze technologie choc ulatwiaja zycie to w pewnym sensie nas krzywdza... i no... duzo chcialam :)

    Bardzo Ci dziekuje, ze wrociles i podzieliles sie przemyśleniami... milo mi ze hej :)
    Pozdrowka!
  • jesień2018 17.02.2019
    To ja:) Przepraszam za spóźnienie. Justyska, to może najpierw kręcenie nosem. Ok?
    Fragmentami piszesz zbyt dosłownie i niepotrzebnie dopowiadasz. Już coś widzę i wiem, a nadal o tym czytam.
    I trochę większy zarzut: gdzieś pod koniec, może w dwóch ostatnich częściach, trochę się pogubiłam. Po co były te hologramy? Kto nimi kierował i dlaczego? Jak to możliwe, że zachowywały się jak tak jak prawdziwi ludzie? Jak to możliwe, że dało się je zabić?
    Wiem, że to wszystko sprawy poboczne, temat jest tak naprawdę inny, wiem, że czytelnik ma pole do interpretacji, ale twórca tworząc świat, powinien go dopracować w szczegółach, a tu mam wrażenie, że sama nie do końca wiesz, jak to wszystko było. Choć oczywiście mogę się mylić:)
    Nie rozpisywałabym się tak jednak, gdybym nie uważała, że tekst jest dobry. Jest dobry i podoba mi się i tym bardziej warto popracować nad tym, żeby był idealny:)
    Widzę sporo ciekawych obserwacji, głównie dotyczących relacji międzyludzkich, fajne porównania, lekki język. No i wciąga!
    Na pewno jest to tekst, którego długo nie zapomnę!
  • Justyska 17.02.2019
    Witaj jesien! Super ze dotarlas :) no wiec tak co do zbytniego dopowiadania moze cos byc na rzeczy, bo ciagle wydaje mi sie ze moje opisy sa kulawe i moze troche poszlo znow w druga strone. A co reszty... no wiec pomysl byl taki... (Ogolnie nie lubie tlumaczyc co chcialam no ale pewnie nie wiele osob tu zajrzy.) Chcialam polaczyc problemy powiedzmy "rodzinne" z tym co moze wydarzyc sie w przyszlosci, z myślą o tym do czego prowadza nowe technologie
    .. wsadzilam w srodek Witolda, ktory zagubil sie gdzieś w szeroko pojetej cyber przestrzeni, chcial rozwiazac pewne sprawy, ale sam nie wiedzial kim jest. No ich swiaty to banki mydlane.... a jak to sie stało, ze zabil matke? Tu sprawa otwarta... ale w grach codziennie ginie sporo roznych stworzeń.. co gdyby to podciagnac na wyzszy poziom? Kto wie co sie wydarzy za kilkadziesiat lat.

    To tylko moje fantazje, rozumiem, ze moze byc niezrozumiale tym bardziej mi milo, ze poswiecilas czas i ze mimo to Ci sie podobalo:)
    Pozdrawiam!
  • jesień2018 17.02.2019
    Justyska tak, tak, tak - temat i problemy zakreślone są czytelnie. Mnie chodzi bardziej o technikalia. Pozdrowienia serdeczne!
  • Justyska 17.02.2019
    jesień2018 bede nad tym pracowac! Dzieki!:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania