Ostatni papieros cz.1

W strachu rodzą się dzieci bez rączek. Niezdolne przytulić szczęście, pozwalają otoczyć pajęczyną maleńkie myśli, które dorastają powoli karmione śmiercią motyli i much. Same nie rozwijają jednak skrzydeł. Podcinają inne. Nie, żeby specjalnie, po prostu chcą być równe.

Są dni, że próbują się wyrwać. Biegną ku światłu, zwabione jego słodkością, by po chwili stanąć na progu i zadrżeć. Spuścić wzrok. Pozwalają wtedy płynąć łzom, których nikt nie otrze. Słone krople pozostawiają ślady w postaci zaczerwienionej skóry na bladych policzkach. Ale w ciemności nie ma to znaczenia.

Innym razem wtulają buzie w samotność jak w najcieplejszy koc, modląc się o niemyślenie. Błagając o koniec. Bezpieczne w poczuciu ciągłego zagrożenia. W cierpieniu, które tylko one znają, szukają tego, czego boją się najbardziej – szczęścia.

Adrenalina, towarzysząca poszukiwaniom nieznanego, napędza kolejne godziny. Daje chwile wolności. Łudzi. Uzależnia. Zasłania świat, który czeka. Oddala światło. Manipuluje pragnieniem.

Uśmiechy są dla tych lepszych – słyszą wciąż w swoich głowach.

Dzieci bez rączek umierają samotnie. Nie doganiają celu, nie potrafią po niego sięgnąć. Umierają, patrząc, jak radość siada na ich kolanach i łasi się niby kot.

 

*

Witold siedzi wygodnie w swoim fotelu, ale odprężenie nie nadchodzi. Godzinę temu dowiedział się o śmierci matki. Teraz zatopiony we własnych myślach skubie leniwie paznokcie. Może to robić, choćby do krwi, jeśli zechce. Przez głowę przewijają się fale wspomnień. Tuż przy sercu nabierają siły, by po chwili zniknąć w czeluściach celowego zapominania. Przez wiele lat usiłował zatrzeć w pamięci upokorzenia, zapamiętać zapach szarlotki. Nie udawało się. Teraz kiedy jej już nie ma, wszystko działa odwrotnie. Obrazy i uczucia na wstecznym biegu ranią i koją jednocześnie. Przecież jest już dorosłym mężczyzną, to normalne, że rodzice umierają. Każdy kiedyś umrze. Mama miała już osiemdziesiąt sześć lat. To był jej czas. I dobrze jej tak. Nie, wcale nie. Wcale tak nie myśli. Chyba jednak tęskni. Szczególnie za sobotnim żurkiem z kiełbasą i kompotem truskawkowym podawanym w kryształowych miseczkach w każdą niedzielę. Może nawet za kanapkami z jajkiem, które robiła mu do szkoły. Jajka były dobre, bo były darmowe. Matka dostawała je od sąsiadki, której ojciec miał małe gospodarstwo za miastem. Zawsze mówiła, że to dobre, swojskie jaja. Trzeba jeść, żeby mieć siłę. Żeby być mądrym, a to tobie mądrości brakuje synku. Ale to nic. To nic, że jesteś głupiutki. Mądrzejsi potrzebują takich jak ty. Tak mówiła. I Wituś czuł się głupi. Nawet kiedy dostawał piątki, nigdy się nie uśmiechał. Przecież to zwykły fart. Głupi ma zawsze szczęście. Czyż nie?

Proszę Wituś, to dla ciebie mój kochany. Zawsze tak mówiła, gdy dawała mu nowe ubrania, które wcale nie były nowe. Dostawała je od sąsiadki, po jej chłopcach. Nam nie trzeba nowych, nowe są dla innych. Nam wystarczą takie. Zobacz, jaką ja sukienkę dostałam. Mówiła zadowolona, mierząc dawno niemodny fason. Przecież to nieważne. Byle ciepło i wygodnie nam było.

– Kochanie, już jestem. Przyniosłam jedzenie z twojej ulubionej knajpy. – Nagle potok myśli przerywa ciepły głos żony. Witold słyszy, jak Majka wnosi siatki do kuchni. Mówi coś o pracy. Otwiera i zamyka lodówkę. Kocha ją. Jest piękną i nowoczesną kobietą. Czy na nią zasługuje?

– Hej, co się stało? Coś taki markotny?

– Dzwonili ze szpitala. Moja mama zmarła.

– Przykro mi… – szepcze i milknie na chwilę jakby zmieszana. – Jak się z tym czujesz?

– Jeszcze nie wiem.

Zapada cisza. Jedna z tych, co zagląda do każdego kąta, by upomnieć pająki, aby na chwilę zaprzestały tkania pajęczyn. Witold wchłania pozorny spokój i zastanawia się nad swoim stanem. Ulga pomieszana z żalem penetruje ciało. Ma wrażenie, że zaraz eksploduje, albo zapadnie się pod ziemię, zacznie tańczyć albo rzuci się w spazmach na dywan. Nic jednak się nie dzieje. Wciąż siedzi, a Maja nerwowo poprawia niesforne włosy, szukając odpowiednich słów.

– Powinnam iść do fryzjera i coś zrobić z tym bajzlem – mówi w końcu dla rozluźnienia sytuacji.

Patrzy na nią czule, kiedy usiłuje spiąć czarne loki w kucyk. Ma na sobie ciemnozieloną sukienkę z wełny i musztardową apaszkę. Wygląda pięknie, kiedy kosmyki spadają jej na buzię. Właśnie taką rozczochraną Maję Witold kocha najbardziej.

– Nic nie rób. Dobrze wyglądasz.

– Trzeba zorganizować pogrzeb – mówi, siadając obok na oparciu fotela. Spostrzega krew na placach, którą Witold próbuje ukryć. On wie, jak ona teraz patrzy. Wie doskonale, że w jej oczach jest litość i pewnego rodzaju zrozumienie, takie którym obdarza się nieporadne dziecko. Tak właśnie się czuł. Jakby nigdy nie dorósł. A przecież był dorosły. Miał stanowisko, pieniądze… W firmie jej ojca… Ale zapracował na to. Jest inteligentny. Często sam siebie przekonywał i czasami wierzył.

– W dzisiejszych czasach nic nie trzeba organizować. Ubezpieczalnia wszystko załatwi i nas powiadomi.

Maja bierze głęboki oddech, pochłaniając słowa, które chciałaby wypowiedzieć. Nie podoba się jej nowy system. Uważa, że jest bezduszny. Przecież pogrzeb matki to nie spotkanie urzędowe. To nie wizyta u lekarza. To sprawa osobista, czemu jakiś ubezpieczyciel wszystko załatwia? Ustala menu na stypę? Zaprasza gości. To nie jest normalne.

– Dziesięć lat temu rzuciłem palenie.

– Takie prawo. Nie miałeś wyjścia.

– Ale jednego papierosa zachowałem. Chcę go teraz wypalić.

– Jesteś pewny? Nie wolisz zaczekać, aż będzie naprawdę po wszystkim?

– Masz na myśli pogrzeb? – mówi, bezmyślnie patrząc w okno. Często to robi. Szuka życia na ulicach, chce być kimś innym. Czasem zatraca się w marzeniach, a później odkrywa swoją żonę, jej urodę, inteligencję. Odkrywa, że prowadzi idealne życie, że jest człowiekiem sukcesu i tego stara się trzymać.

– Nie, nie pogrzeb. Dobrze wiesz, o czym mówię – w tonie głosu łatwo wyczuwa jej niezadowolenie. Jest staromodna pod pewnymi względami. Ceni ją za to, że ma swoje wartości.

– Ach hologram… Myślisz, że jest mi to potrzebne?

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 14

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (31)

  • Agnieszka Gu 18.01.2019
    Witam,
    Ostatnio obserwuję wysyp bardzo dobrych tekstów. Ten również zaliczam do tego grona.

    Cytat, jeden z wielu wartych uwagi, ale ten podoba mi się szczególnie: "Zapadła cisza. Jedna z tych, co zagląda do każdego kąta, by upomnieć pająki, aby na chwilę zaprzestały tkania pajęczyn. " ........
    Cudne to, Justyś :))
    Pozdrawiam :)
  • Justyska 18.01.2019
    Witaj Agnieszko, bardzo mi miło, że zajrzałaś i że znalazłaś coś dla siebie:)
    Dziękuję pięknie i pozdrawiam!
  • 00.00 18.01.2019
    Początek miażdży, później przekrój sytuacji nakreślony tak, że podpina wstęp. Skórki przy palcach... Skąd ja to znam, odrywanie blizn.
    Jest jeszcze wiele w tej treści ważnych spostrzeżeń.
  • Justyska 19.01.2019
    Dziekuje 00 za wizytę i dobre slowo.
    Pozdrawiam serdecznie!
  • Hej :)
    Świetne wprowadzenie, bo co znaczą w ciemnościach ślady po łzach? To tak jakby dźwięk dzwonu rozbrzmiewał bezgłośnie... Początek daje dużo do myślenia i rozbudza wyobraźnię, przez co reszta tekstu jest naświetlona takim półcieniem, w którym wyławia się coraz to nowe, ciekawe detale.
    Świetnie, jak to i Ciebie :)
  • Justyska 19.01.2019
    Dziękuję Maurycy. Początkowo ten wstęp chciałam zamieścić jako miniaturę ale jakoś pomysł się rozwinął. Miło że zajrzałes, pozdrawiam serdecznie!
  • Florian Konrad 18.01.2019
    podoba mi się, będę czytać następne części
  • Justyska 19.01.2019
    Bardzo mi miło. Zapraszam serdecznie i pozdrawiam!
  • Dekaos Dondi 19.01.2019
    Oj Justysko. Czytałem dwa razy.Treść, styl, wszystko. I podumać można bardzo, bo wiele tego do tego. Poziom utrzymujesz, że hej!!
    Następne części, na 101% zoczę. Pozdrawiam→5+
  • Justyska 19.01.2019
    Dwa razy Dekaosie? :) Dziękuję pięknie i zapraszam. Druga część narazie w głowie.
    Pozdrawiam!
  • stefanklakson 19.01.2019
    Mi się też podobało. Skojarzył mi się tekst z jednym innym użytkownikiem :)
  • Justyska 19.01.2019
    Dzieki Stefan. A z którym? :)
  • jolka_ka 19.01.2019
    Brakowało Cię tu :)
    Początek intrygujący, dosyć mroczny, tajemniczy i ta końcówka... Będę śledzić :)
  • Justyska 19.01.2019
    Witaj jolka. .Miło mi że zajrzałas. Ostatnio różnie u mnie ale jeszcze walczę :)
    Dziękuję i Pozdrawiam!
  • Adelajda 19.01.2019
    Kurczę. Początek jest świetny. Dzieci bez rączek jako metafora naszych myśli, uczuć, gniewu, czy też tego, co tam się roi w naszych małych główkach. Niezdolni do odczuwania radości; nienauczeni jak się godzić z tym, co najgorsze - po prostu ubodzy, a nawet kalecy. Towarzyszką jest samotność. Modlitwa o niemyślenie, aby już nic nie czuć, żeby zwyczajnie nie bolało.
    ***
    Później wstęp do tekstu właściwego. Witold jako bohater, który usiłuję zrozumieć, co czuję po śmierci tak bliskiej osoby. Niewyobrażalna pustka. Niby nic się nie dzieje, niby nie ma tu żadnych emocji, które by targnęły czytelnikiem. Ale właśnie ten (niby) spokój i próżnia w jakiej unosi się bohater, nieco przeraża. Niech nawet pająki zaprzestaną na chwilę być sobą, bo jakiś świat już odszedł i nigdy nie wróci.

    Będę wyczekiwać drugiej części, bo na pewno warto :) Tekst urzeka od pierwszych słów.

    Pozdrawiam.
  • Justyska 19.01.2019
    Dzięki Adelajdo za tak wnikliwy komentarz. To niezwykle miłe. Mam nadzieję że kolejna częścią nie zawiode.
    Pozdrawiam serdecznie!
  • Freya 19.01.2019
    Jeszcze nie za bardzo wiem, co konkretnie podoba mi się w twoim tekście, ale jest gites i na pewno przeczytam kontynuację :) Pozdro
  • Justyska 19.01.2019
    No to cieszy sie buzia moja :) Dziękuję i Pozdrawiam!
  • maciekzolnowski 19.01.2019
    Ja również przyłączam się do chóru "ochów" i "achów" nad tekstem, który zwyczajnie zasłużył sobie na najwyższą możliwą tutaj notę. Masz, Justyś, swój niepowtarzalny styl, potrafisz pisać i bardzo abstrakcyjnie (poetycko, operować symbolami, ukrytymi sensami), i bardzo realistycznie, obrazowo czy naturalistycznie. Brawo! :))
  • Justyska 19.01.2019
    Dzięki piękne Macku. Nie wiem czy zasłużyłam na te ochy i achy. Ale skrzydeł dodają :)
    Pozdrawiam.!
  • Pasja 19.01.2019
    Witam
    Wstęp bardzo metaforyczny i przygnębiający.
    Mam mamę 87 lat i czytając myślałam o niej. Kiedyś też odejdzie. Poruszasz w swoim tekście sprawy ważne, ale jak bardzo dzisiaj odległe. Tak myślę, czy kiedyś ktoś zamiast o śmierci będzie myślał o zapachu szarlotki. Czy wspomnienia będą niosły ten urok codziennego życia.
    Nawet przygotowanie ostatniej posługi jest marketingiem pozbawionym uczuć. Smutne bardzo.
    Ciepło pozdrawiam
  • Justyska 19.01.2019
    To niezwykle ważne trzymać te dobre wspomnienia blisko serca... Dziękuję Pasjo za wizytę i refleksję.
    Pozdrawiam serdecznie!
  • Canulas 21.01.2019
    "Zapadła cisza. Jedna z tych, co zagląda do każdego kąta, by upomnieć pająki, aby na chwilę zaprzestały tkania pajęczyn. " - się zastanawiam czy w myśl jednotorowości narracyjnej nie dać tu: Zapada cisza"
    Poza tym badzo smutny, ale i nieco tajemniczy tekst.
    Ciebie jak nie ma, to nie ma, ale jak już przywalisz...
  • Justyska 21.01.2019
    Witaj Can i tu. Czas poprawiony. Wymyśliłam sobie, że będzie w czasie teraźniejszym, a przeszły sam ciągle mi włazi pod nogi:)
    Dziękuję i tu i pozdrawiam i tu:)
  • jesień2018 22.01.2019
    Hej Justysko, tekst bardzo zacny, temat ważny i ładnie go ujęłaś (podoba mi się szczególnie ta ambiwalencja uczuć bohatera), ale wyłamię się i powiem, że wstęp wydaje mi się zupełnie niepotrzebny, a "dzieci bez rączek" brzmią wręcz groteskowo. Wydaje mi się, że opowiadanie zyskałoby, gdyby zaczynało się zwyczajnie, od Witolda. Uściski:)
  • Justyska 22.01.2019
    Witaj jesień, dziękuję za szczerą opinię. Wstęp początkowo miał być opublikowany jako osobna miniatura. Wiem, że "dzieci bez rączek" brzmią jak brzmią ale no... tak chciałam:) Bo te nasze nieporadne życie bywa groteskowe.
    Dzięki raz jeszcze i pozdrawiam serdecznie!
  • Magdalena Vera 11.02.2019
    Bardzo w moim guście. Cudnie układasz zdania i bawisz się porównaniami. Ściskam :-)
  • Justyska 11.02.2019
    Witaj Magdaleno. Miło mi bardzo, że zajrzałaś :)
    Pozdrawiam!
  • kalaallisut 17.02.2019
    Ten początek wbija mocno:"W strachu rodzą się dzieci bez rączek. Niezdolne przytulić szczęście, pozwalają otoczyć pajęczyną maleńkie myśli, które dorastają powoli karmione śmiercią motyli i much. Same nie rozwijają jednak skrzydeł. Podcinają inne. Nie, żeby specjalnie, po prostu chcą być równe." - bardzo mi się podoba
  • kalaallisut 17.02.2019
    "Zapada cisza. Jedna z tych, co zagląda do każdego kąta, by upomnieć pająki, aby na chwilę zaprzestały tkania pajęczyn."- Bardzo pięknie wprowadzilas w ta historię z psychologicznym dnem.
  • Justyska 18.02.2019
    kalaallisut wrocilas do pierwszej czesci! Bardzo mi milo:)
    Dzieki i pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania