Poprzednie częściOszustka (prolog)

Oszustka (8)

Michał

 

„Śpij ze mną. Potrzebuję cię. Nie zostawiaj mnie”. - te pieprzone słowa, wypowiedziane po pijaku, odbijały się w mojej głowie niczym echo. Naprawdę tak myślała, czy tylko powiedziała to, pod wpływem wypitego alkoholu? Nie spełniłem jej prośby, wyszedłem z pokoju i spałem w salonie na średnio wygodnej kanapie. Noc spędzona z nią w jednym łóżku mogłaby źle na mnie wpłynąć. Sporo czasu zajęło mi otrząśnięcie się po jej odejściu ode mnie i gdyby nie moja obecna dziewczyna, którą zostawiłem w swoim mieszkaniu i okłamałem, żeby tutaj przyjechać, to kto wie, gdzie byłbym teraz? Wciąż pamiętałem, jak prosiła, żebym się opamiętał, przestał pić i nareszcie stanął na nogach. Znaliśmy się od dziecka, kiedyś była przyjaciółką mojej tragicznie zmarłej siostry. Po tym wydarzeniu kompletnie się załamałem, rodzice szukali pomocy wszędzie, gdzie się dało, ale nic nie pomagało. Po jakimś czasie wspólnie doszli do wniosku, że tylko czas jest w stanie mi pomóc, ale wtedy przyszła do nas Kamila. Pomogła mi przebrnąć przez żałobę, chociaż sama była w nie najlepszym stanie psychicznym, była przy mnie przez cały czas i nie pozwoliła się poddać. Dzięki niej znów zacząłem się uśmiechać. Rodzice byli jej wdzięczni i nawet myśleli, że kiedyś stworzymy udany związek. Czas upływał zaskakująco szybko, skończyłem szkołę i szukając pomysłu na siebie, wpadłem na pomysł, by otworzyć coś swojego. Korzystając z koneksji i protekcji taty, udało mi się otworzyć własną firmę. Szybko odkryłem, że zarabianie pieniędzy przychodziło mi z łatwością i bardzo szybko znalazłem się na szczycie. Kamila nadal była obecna w moim życiu. Czasami po wspólnie spędzonej nocy nieśmiało mówiła, że chciałaby oficjalnie zostać moją dziewczyną, jednak ja ją zbywałem. Nie chciałem się angażować i wiązać z nikim na stałe. I nagle pojawiła się Wiktoria, która wywróciła mój cały poukładany świat, do góry nogami. Z dnia na dzień, odsunąłem od siebie przyjaciółkę swojej siostry, a teraz również moją. Chociaż akurat tego nie byłem pewien. Jak można było nazywać „przyjaciółką” kobietę, z którą się sypiało? Zachowałem się podle i najprawdopodobniej złamałem jej serce, ale straciłem głowę dla innej. Firma i Wiki stały się dla mnie najważniejsze i nic innego się dla mnie nie liczyło. Kama, co jakiś czas próbowała się do mnie zbliżać, ale za każdym razem słyszała odmowę. Byłem zakochany. Niestety dla mnie nadszedł ten dzień, w którym wszystko się kończy, a później nie ma już nic oprócz pustki i beznadziejności. Drugi raz straciłem kogoś ważnego. Straciłem zainteresowanie tym, na co tak długo i ciężko pracowałem. Ojciec załamywał ręce i zaklinał na wszystkie świętości tego świata, żeby nie rezygnował, ale nie chciałem słuchać. Wtedy kolejny raz Kamila wyciągnęła do mnie rękę. Wspólnie z tatą, pomogli mi wszystko odbudować. Przez cały ten czas, trwała u mego boku i cierpliwie czekała na swoją kolej. Ogarnąłem się, rzuciłem zgubny nałóg i ponownie mogłem z dumą patrzeć w lustro. Później w ramach podziękowania za wszystko, co dla mnie zrobiła, zaprosiłem ją na kolację do rodziców, gdzie pierwszy raz nazwałem ją swoją dziewczyną.

Rok to podobno zbyt mało czasu na wielkie zmiany, mi wystarczyły dosłownie trzy miesiące, podczas których dotknąłem dna i odbiłem się od niego, prawie straciłem firmę, tylko po to, żeby ją umocnić i balansowałem na krawędzi bankructwa, by powiększyć kilkukrotnie majątek. To było coś niesamowitego i gdy o tym myślałem, nie mogłem uwierzyć, że to przytrafiło się właśnie mnie.

Pod wpływem emocji i impulsu, wybrałem numer Kamy. Dochodziła siódma rano. O tej porze przeważnie już nie spała.

- Cześć skarbie – wymruczałem do słuchawki – przepraszam, że musiałem cię zostawić, ale sprawy biznesowe.

Po drugiej stronie panowała idealna cisza. Mogłem pójść o zakład, że w tym momencie przeciągała się, siedząc na łóżku.

- W porządku – odparła w końcu – jakoś sobie poradzę bez ciebie. Tylko wracaj szybko.

Nie mogłem jej tego obiecać. To nie zależało akurat ode mnie.

- Postaram się – powiedziałem, odrobinę zbyt głośno – bądź grzeczna.

- Zawsze jestem – zaśmiała się słodko – kocham cię. Pa.

Nienawidziłem, gdy wyznawała mi miłość, bo nie byłem w stanie odpowiedzieć tym samym. Nie miałem wątpliwości co do szczerości tych słów. Widziałem miłość w jej oczach, gdy patrzyła mi prosto w oczy i czułem to w każdym najdrobniejszym geście wykonanym w moją stronę. Gdybym tylko umiał zmusić własne serce do odwzajemnienia tych uczuć, dziś miałbym już wszystko i mógłbym mówić o sobie, jak o facecie spełnionym pod każdym względem.

 

Wiktoria

 

Stałam pod drzwiami i słuchałam, jak rozmawia przez telefon. Dzwonił do niej. Gdyby tylko wiedział, z jak podłą i złą osobą miał do czynienia, nigdy by z nią nie był. Brakowało mi powietrza i dusiłam się, czekając, aż powie, że ją kocha. Na szczęście nie wypowiedział tych słów na głos. Czy on naprawdę nie dostrzegał jej podłego charakteru ukrytego pod osłoną słodkiej i miłej buzi? Gdy odrobinę się uspokoiłam, nacisnęłam klamkę i wyszłam z pokoju.

- Co tutaj robisz? - udałam zdziwioną, jego obecnością. Pomimo wypitych w samotności dwóch butelek wina, pamiętałam wszystko z wczorajszego dnia. Jak wszedł do mojego mieszkania, wziął mnie na ręce, a ja udawałam, że śpię. Dopiero gdy położył mnie delikatnie na łóżku i przykrył kołdrą, odważyłam się otworzyć oczy i powiedzieć na głos, to co czułam.

- Czekam na ciebie – warknął – musimy porozmawiać.

Kusiło mnie, by zapytać, dlaczego nie spał ze mną, tylko tutaj, ale może tak było lepiej? Powinien wrócić do niej, zanim ściągnie mi na głowę kłopoty większe, niż te, które już miałam.

- Mówiłam ci, że nie mamy o czym – byłam, jak zwykle obojętna i pełna dystansu – boli mnie głowa, więc bądź tak miły i odpuść.

Zaśmiał się i wstał z kanapy. Dopiero teraz zauważyłam, że był bez koszulki. Wciągnęłam głośno powietrze, gdy na jego lewym boku zobaczyłam całkiem nowy tatuaż, jeszcze okryty folią ochronną. Miał wytatuowanego smoka.

- A ja ci mówię, że mamy – podniósł głos, czym odciągnął moją uwagę od jego ciała.

Nie pozwolę mu krzyczeć na mnie w swoim domu. To na nią, powinien się wydzierać. Miał konkretne powody ku temu.

- Po pierwsze – nadal starałam się być spokojną – mów do mnie ciszej, a po drugiej ja już ci wszystko powiedziałam.

- Gówno prawda – syknął – niczego nie powiedziałaś. Nawet to, że mamy razem dziecko zataiłaś przede mną. Ten zamknięty pokój należy do niej. Czyż nie?

Zasłoniłam usta dłonią. Wiedział o istnieniu Leny. Co teraz? Co zrobię, jeżeli ta informacja dotrze do innych? Nie zdołam jej ochronić. Nigdzie nie będzie bezpieczna.

- Dziecko? - grałam na zwłokę – skąd ten absurdalny pomysł? Pokój jest zamknięty, bo mieszkam sama i nie muszę go otwierać.

- Byłem w tamtym pokoju – znów krzyczał – przestań kłamać. Jeżeli mi nie wierzysz, idź i naciśnij klamkę. Drzwi zostawiłem otwarte.

Stałam i patrzyłam na niego, nie mogąc wydusić z siebie nawet słowa. Byłam idiotką, jak mogłam nie pomyśleć o tym, że pod moją nieobecność przeszuka i sprawdzi mieszkanie? To wciąż do mnie nie docierało.

- Może przestań robić już ze mnie idiotę – powiedział odrobinę spokojniej – i zagrajmy w otwarte karty.

Otwarte karty? Otwierałam i na powrót zamykałam usta, podczas gdy nie wychodził z nich najmniejszy nawet dźwięk. Podejrzewałam, że w tym momencie wyglądam jak, jakaś upośledzona umysłowo ofiara losu.

- Mowę ci odebrało? - pogarda w jego oczach, była nie do zniesienia – tak ciężko jest powiedzieć prawdę?

Westchnęłam i pokręciłam głową. Przymknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu, musiałam się uspokoić, zanim znów spróbuję coś powiedzieć.

- Dobrze – westchnęłam – masz córkę, zadowolony?

- Byłbym zadowolony – przeczesał palcami włosy – gdybyś od razu mi powiedziała. Wiesz, co ty mi zrobiłaś? Z premedytacją odebrałaś trzy miesiące z życia dziecka, nie pytając nawet o zdanie.

Nigdy nie mówił, że chciałby mieć w przyszłości dzieci. Skąd mogłam wiedzieć, że to aż tak było dla niego ważne. Nie byłam wróżką ani nie miałam zdolności czytania w ludzkich myślach.

- I co by to zmieniło? - wzruszyłam ramionami – nie wiedziałam, że będziesz ją chciał.

Uderzył pięścią w ścianę. Chyba na nowo go rozjuszyłam. Na całe szczęście dzieliło nas około czterdziestu centymetrów. To prawie jak pół metra.

- Udajesz głupią, czy taka jesteś? Twój tok rozumowania jest dla mnie czystą abstrakcją. Jak się czegoś nie wie, to się pyta. To chyba oczywiste, że kochałbym ją tak, jak ciebie kochałem.

Kiedyś. Więc teraz już nie. Poczułam łzy pod powiekami. Ja nadal kochałam go tak samo mocno, jak wtedy, gdy się z nim rozstawałam. Opuszczałam mieszkanie w pośpiechu z samego rana w obawie, że może się obudzić i przeżywałam katusze. Gdyby to zależało tylko i wyłącznie ode mnie, nigdy bym nie odeszła, tylko zostałabym przy nim i z nim.

- Bardzo mi przykro – szepnęłam – cholernie.

- Przykro ci? - warknął, tym razem zaciskając dłonie w pięści. Zbielały mu kostki na palcach – powinnaś zacząć mnie błagać, żebym nie zechciał ci jej odebrać. Żadne dziecko, nie zasługuje na taką matkę, jak ty.

To zabolało bardziej niż policzek. Oceniał, chociaż nie miał żadnego prawa. Kochałam Lenę i zrobiłabym dla niej dosłownie wszystko.

- Zamknij się – dałam upust łzom i pozwoliłam im płynąć – nic o nas nie wiesz. Przyjechałeś i myślisz, że możesz sobie pozwalać? Wracaj lepiej do swojego idealnego i poukładanego życia. Twoja firma cię potrzebuję, przecież zawsze była dla ciebie na pierwszym miejscu. Zapomnij o Lenie i o mnie. My wcale cię nie chcemy.

- Skoro mowa o niej – wcale nie przejął się moimi słowami – to gdzie ona jest? Ukryłaś ją, czy może zrobiłaś coś gorszego?

Tego było za wiele. Chwyciłam kubek stojący na stoliku i rzuciłam nim w niego. Sugerował mi, że zrobiłam krzywdę własnemu dziecku. Na jakiej podstawie?

- Jak śmiesz? - byłam niczym w transie – prędzej ciebie pozbawię życia, niż ją skrzywdzę. Jest dla mnie najważniejsza.

- To gdzie w takim razie jest?

Miałam w nosie sąsiadów, którzy najprawdopodobniej właśnie wybierali numer na policję z racji krzyków dobiegających z mojego mieszkania. Trudno, to on będzie się im tłumaczył, nie ja.

- W bezpiecznym miejscu – warknęłam – cała i zdrowa.

- Chcę ją zobaczyć.

Jeżeli chciał, mógł popatrzeć na zdjęcia. Częste jeżdżenie do niej, mogło zagrażać bezpieczeństwu. Tylko skąd on miał o tym wiedzieć?

- Jesteś śmieszny – popukałam mu palcem w czoło – zjawiasz się po roku i co? Mówisz, a właściwie wydajesz rozkazy i chcesz, by były spełnione? Zapomnij.

- Dawniej moje rozkazy ci nie przeszkadzały. Od razu wyczułam w tym pewnego rodzaju podtekst, od którego zrobiło się gorąco.

- Odpuść – machnęłam ręką – gdy wyjedziesz.

- Chcę ją zobaczyć – powtórzył, akcentując każde słowo – nie wyjadę, dopóki nie zobaczę własnej córki.

Usiadłam na kanapie, niezdolna do tego by dłużej stać. Wkurzał mnie coraz bardziej.

- Żartujesz sobie? - skąd w nim ten upór? - co ci to da?

- Dużo – warknął – chyba nie wyglądam na żartownisia?

Ta rozmowa schodziła na coraz niższy poziom intelektualny. Nie miałam dzisiaj siły na słowne potyczki i odpowiadanie sobie pytaniami na pytania. Skapitulowałam.

- Dobra – jęknęłam – ale później znikniesz z naszego życia i nigdy więcej nie wrócisz.

Niech mu będzie, w końcu był ojcem, a ja nie odebrałam mu praw rodzicielskich, by ciągle być na nie. Gdyby chciał, mógłby wkroczyć ze mną na drogę sądową. Jako córka prawnika i sędziny wiedziałam, że nie miałam zbyt wielkich szans. Zwłaszcza że stać go było na najlepszych adwokatów w kraju. Czasami kupowałam Newsweeka w nadziei, że przeczytam artykuł o nim, i chociaż w niewielkim stopniu będę wiedziała, co u niego.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Szczesciara 12.07.2018
    Czekam na dalsze losy Wiktorii????

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania