Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Przyjaciele 12
Krótko po tym do Hilarego przyszedł Serafin.
- No i co? Ten facet tu jest? - spytał podekscytowany pacjent.
- Tak. Leży na innym oddziale. Miałeś rację, nazywa się Donald Silfur - psychiatra się roześmiał. - Ciekawe nazwisko! A propos tej sytuacji, która miała miejsce w nocy - lekarze obiecali, że będą mieli oko na tego pacjenta, więc nie powinien cię więcej niepokoić.
- Bardzo dziękuję!
Hilary wycałował Serafina. Mężczyzna odwzajemnił uścisk.
- Nie ma za co.
- Znasz tego Donalda? - spytał nagle pacjent.
- Nie,a co?
- Nic, nic. A powiedz, widziałeś go na oddziale?
- Nie. Jadł obiad.
- Aha. W porządku. Bardzo ci dziękuję!
Po kolacji Hilary poszedł do sali z instrumentami. Alfons miał dojść za chwilę, musiał wyjść do łazienki.
Hilary spojrzał na fortepian. Na chwilę przymknął oczy. Gdy je otworzył, znalazł się w swojej sypialni. Nie, to nie był jego pokój. Ten należał do taty. Chyba gdzieś poszedł, bo go nie było.
Hilary usiadł na łóżku z baldachimem i rozejrzał się po sypialni. Na szafce z lustrem stało mnóstwo kosmetyków. Jego tata bardzo o siebie dbał, sam mówił, że ma lekką obsesję na punkcie swojego wyglądu. Hilary wypatrzył na szafce piękny, kryształowy flakonik w fioletowym kolorze. Jego zawartość stanowiły cudowne, słodkie perfumy o niezwykle intensywnym zapachu jaśminu. Perfumy zostały przywiezione z Helsinek, stolicy Finlandii.
Do pokoju wszedł tata Hilarego. Miał na sobie satynowy szlafrok o jasnym, fioletowym kolorze. Był bardzo drogi, tata przywiózł go z Islandii.
- Dobry wieczór - uśmiechnął się mężczyzna.
Hilary wiedział, co zaraz nastąpi. Jego tata musiał odreagować codzienny stres. Ukochany syn zawsze mu w tym pomagał. Już zaczęli, gdy rozmyślania Hilarego przerwał Alfons.
- Co robisz? Znowu sobie coś przypomniałeś?
- Eee… tak.
- A co?
- Nieważne... To dość skomplikowane. Potem ci opowiem.
- Dobra.
Alfons usiadł na ławce obok Hilarego.
- Gadałeś z panem Serafinem? - zapytał.
- Tak. Donald Silfur jest na innym oddziale.
- Cholera…
- Ale zaraz! Mówiłeś, że Serafin ma z tym coś wspólnego, to znaczy, że zapewne zna tego Donalda. Ale powiedział, że nie wie, kim jest Silfur, i go nie widział.
Alfons westchnął.
- Serafin nie wie, że Donald… nazywa się Donald.
- Nie rozumiem - przyznał zdezorientowany Hilary. - Opowiesz mi?
- Teraz nie ma na to czasu, ale pamiętaj - Donald jest zagrożeniem. Przede wszystkim dla Serafina.
- Musimy mu pomóc - stanowczo stwierdził Hilary. - Ale jak? Masz jakiś pomysł?
- Mam, mam. Ale nie jestem pewien, czy będzie wystarczająco skuteczny. Chodź, powiem ci.
Hilary przysunął się blisko niego i nadstawił uszu.
- Jest pewien sposób na Donalda - powiedział cicho Alfons. - Ale ktoś musiałby nam pomóc.
- Kto?
- Jest tu lekarz, który chętnie nas wesprze. Tylko musimy całą akcję przeprowadzić w całkowitej tajemnicy. Nikt nie może o tym wiedzieć!
- A Serafin?
- A Serafin zwłaszcza. Przynajmniej na razie. Posłuchaj uważnie - koło północy zapewne przyjdzie Donald. Idź za nim. Kiedy zostaniecie sami, powiedz mu, że przyprowadzisz Serafina. Tylko się nie wystrasz. Następnego dnia może przyjść tu z piłą mechaniczną. Oczywiście Serafin o niczym nie wie i nigdzie go nie zabierasz. To przynęta.
Donald przyjdzie jutro wieczorem. Wtedy ty zabierasz go do sali z instrumentami. A tam będziemy czekali my - ja i lekarz, którego poprosimy o pomoc. Będzie uzbrojony w zastrzyk, po którym Donald szybko zaśnie. Potem już specjaliści się nim zajmą.
Hilary popatrzył na Alfonsa z podziwem.
- Ale ty jesteś pomysłowy!
- Nie takie rzeczy się w wojsku robiło.
- Ale dlaczego tak? Nie łatwiej po prostu go przyprowadzić w dzień? Dopadną go ze strzykawkami albo coś i po sprawie.
Alfons pokręcił głową.
- Donald nie przyjdzie tu w dzień. Za nic. Zabarykaduje się w swojej sali i nie da rady go wyciągnąć. W grę wchodzi tylko noc. Poza tym nie podamy mu leku sami, bo będziemy mieć kłopoty.
- No tak… W porządku. Podoba mi się to.
- Cicho!
Alfons wyprostował się i wpatrzył w drzwi.
- Chowaj się - szepnął do Hilarego.
Pacjent szybko pobiegł za szafę z fletami. Przez małą wnękę mógł obserwować całe zajście.
Do sali wszedł wysoki, szczupły brunet w okularach przeciwsłonecznych. Hilary był w szoku. Jak on się w nich poruszał? I to jeszcze wieczorem? Pewnie chciał zrobić wrażenie... Ale założył te okulary dla niepoznaki? Ale po co tak psuć oczy?
To był Donald Silfur. Przystojny mężczyzna o twardych rysach twarzy wyglądał jak przestępca. Do złudzenia przypominał szefa mafii. Wrażenie się pogłębiło, gdy Donald zdjął okulary tym dostojnym, męskim gestem i mrużąc przestępcze oczy, spojrzał na Alfonsa.
- No witam, witam. Kogo my tu mamy?
- Dobry wieczór.
Donald podstępnie uśmiechnął się do mężczyzny.
- Miło poznać. Kogoś mi przypominasz, bonbonos.
- No proszę, nauczył się pan francuskiego?
- A jak? To bardzo romantyczny język.
Alfons z lekkim zdziwieniem przyjrzał się Donaldowi. Czyżby ten go nie poznawał? Przecież nie zmienił się aż tak…
- Poznajesz mnie? - spytał ostrożnie pacjent.
- Nie bardzo, miel. Ale kogoś mi przypominasz. Zaraz, zaraz…
Donald dokładnie obejrzał Alfonsa i po chwili z niedowierzaniem gwizdnął.
- Nie wierzę… Nie wierzę w to. Monsieur Cirillo Vergaro? Niemożliwe!
- Skoro tak mówisz.
- Ależ, cœur! Niesamowite spotkanie! Czy ty wiesz, jak ja zawsze chciałem cię...
- Wiem.
Alfons w milczeniu znosił przestępcze spojrzenie Donalda. Hilary myślał, że serce mu wyjdzie z niecierpliwości. Miał nadzieję, że Alfons wie, co robi.
- Pięknie wyglądasz. Zupełnie jak za dawnych lat - uśmiechnięty Donald mówił powoli i dokładnie wypowiadał każde słowo. Jak prawdziwy gangster. - Wszędzie poznałbym te fantastyczne loki w szarawym kolorze.
- Nie są szare. To popielaty blond - sprostował wyraźnie oburzony Alfons.
- No tak, zapomniałem. Przepraszam. Popielaty blond. Merveilleux! Prawdziwy anioł.
Dopiero teraz Hilary zauważył, że Donald ma na sobie czarny, elegancki garnitur. Jak przestępca. Kunststaff zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Zwłaszcza, gdy Silfur rozchylił marynarkę i z dumą zaprezentował Alfonsowi dwa czarne pistolety.
- Wow! Lekarze pozwolili ci trzymać broń? - spytał mężczyzna, podziwiając atrybuty Donalda.
Silfur wybuchnął śmiechem.
- Nie pytałem o pozwolenie. Nie muszę tego robić, wiesz o tym. Ja nikogo o nic nie muszę pytać. A poza tym mam swoje sposoby.
- Co tu robisz?
- Nie mogę ci powiedzieć. No, chyba, że... Mam pewną propozycję. Wiesz, o co mi chodzi?
- Wiem.
- To co?
- Hm, ciekawe. Wydaje mi się, że to nie ja jestem twoim celem. A teraz przepraszam, mam coś do zrobienia. Jak chcesz przeżyć niezapomniany orgazm, to mam dla ciebie świetną radę.
- Jaką?
Alfons podszedł blisko Donalda i spojrzał mu w oczy.
- Wsadź sobie pistolet w dupę.
Gangster najpierw się uśmiechnął, ale potem odwrócił się i ruszył do drzwi. Nacisnął klamkę i spojrzał na Alfonsa. Nawet Hilary widział, że pożądanie zaraz wypali mu gałki oczne. Widocznie miał z tym jakiś problem.
- Niedługo ja ci go wsadzę. Będziesz mnie błagał o litość, wredna żmijo.
- Będziesz mnie błagał o litość, jak poczujesz mój jad w swojej przestępczej krwi - uśmiechnął się Alfons.
Donald nerwowo włożył okulary i wyszedł.
Po chwili Hilary wyszedł zza szafy i podszedł do Alfonsa. Mężczyzna ciężko opadł na ławkę.
- O cholera… Tego się nie spodziewałem - przyznał.
- Co to było… Wow! Jesteś niesamowity! Nie bałeś się?
- Bałem się strasznie, ale w sumie - po tym, co widziałem na wojnie, nic mnie bardziej nie wystraszy.
- Dlaczego nazwał cię Vergaro? To twoje prawdziwe nazwisko?
Alfons się zaśmiał, ocierając pot z czoła.
- Nie, to… pseudonim.
- Pseudonim?
- Tak.
Hilary patrzył na przyjaciela z coraz większym zdumieniem.
- Nie rozumiem. Po co ci pseudonim?
- Kiedyś go używałem. Zresztą później ci o tym opowiem. Chyba coś jest nie tak.
- Co?
Alfons wstał i zaczął nerwowo chodzić po sali.
- Coś jest nie tak. Donald jakoś inaczej się zachowuje. Jakby nie był sobą. Nie wiem, o co mu chodzi, ale czuję, że to coś innego, niż myślałem.
- Co?
- Jeszcze nie wiem, ale się dowiem.
Wyszli z sali i poszli do siebie.
Apolinary i Paskal już spali. Alfons już chciał usiąść na łóżku, gdy Hilary pociągnął go za rękę i cmoknął w policzek.
- Eee… Dziękuję? - wydukał zdezorientowany Alfons.
- Podoba mi się to - cichutko powiedział Hilary.
- Co?
- To, jak sobie poradziłeś z Donaldem.
- Miło mi. Lubisz takich niegrzecznych chłopców jak ja?
- A żebyś wiedział.
Tym razem to Alfons pocałował Hilarego, i nie w policzek, a w usta.
- To wspaniale, bo ja jestem bardzo niegrzeczny - powiedział z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
- Nie wierzę - droczył się z nim Hilary.
- Naprawdę? A gdybym ci to udowodnił?
- O, a jak?
Alfons mocno go przytulił. Nic nie powiedział, bo Hilary sam odpowiedział na pytanie.
Komentarze (12)
pozdrawiam i życzę twórczej inwencji
Unikam opisów, jestem w tym słaba. Ale muszę poćwiczyć
I za to trzymam kciuki.
Można głosić dowolną teorię, można wdrapywać się na ściany a nikt nie przyjdzie i nie powie „Tego robić nie wypada, jeśli chce się uchodzić za porządnego człowieka”
Klimat takiej kolebki szajbusów jest tu zaiste świetnie oddany.
Czasem trzeba oderwać się od rzeczywistości
Aż można się wczuć w ten ich świat, gdzie właściwie, wszystko jest możliwe:)→Pozdrawiam:)→5
Idę zerknąć 13
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania